[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Nawet i rozmawiać, i czytać o modlitwie będzie wygodniej.Tak dogadaliśmy się.Wieczorem sam pan domu przyszedł, by zaprosić nas wszystkich na kolację.Po kolacji wyjawiliśmy, że ruszymy ze ślepym w drogę i że podwoda nie jest potrzebna, bo będzie nam wygodniej czytać Dobrotolubije.Tu pan domu powiedział - Mnie też Dobrotolubije bardzo się spodobało.Nawet napisałem już list i przygotowałem pieniądze, by jutro, gdy pojadę do sądu, wysłać do Petersburga i otrzymać Dobrotolubije pierwszą pocztą.Tak oto rankiem ruszyliśmy w drogę, dziękując bardzo tym państwu za miłość mogącą służyć za przykład, i za miłosierdzie.Oboje odprowadzili nas z wiorstę od domu i tak rozstaliśmy się.Ruszyliśmy ze ślepcem i szliśmy po trochu i powoli, z dziesięć, piętnaście wiorst na dzień, a całą resztę czasu przesiadywaliśmy w samotnych miejscach i czytaliśmy Dobrotolubije.Przeczytałem mu o modlitwie serca wszystko w takiej kolejności, jaką wskazał mi mój zmarły starzec, to znaczy zaczynając od księgi Nikifora Mnicha, Grzegorza Synaity i tak dalej.Z jaką zachłannością i uwagą słuchał tego wszystkiego, jak mu się to podobało, jaką sprawiało rozkosz.Potem zaczął tak mnie pytać o modlitwę, że mojego rozumu nie starczyło, by odpowiedzieć.Po przeczytaniu wszystkiego, co trzeba, z Dobrotolubija, zaczął usilnie prosić, bym starannie pokazał mu, w jaki sposób umysłem odnaleźć serce, jak wprowadzić doń Boskie imię Jezusa Chrystusa i jak ze słodyczą modlić się wewnętrznie sercem.Zacząłem mówić do niego - Oto ty nic nie widzisz, ale przecież możesz swym umysłem wyobrazić sobie, przedstawić to, co kiedyś widziałeś, na przykład człowieka, jakąś rzecz, część swojego ciała - rękę, nogę, możesz to sobie wyobrazić tak żywo, jakbyś na to patrzył.Możesz też skierować i wpatrzyć się w to nawet twoimi ślepymi oczami? - Mogę - odpowiedział.- Zatem w ten właśnie sposób wyobraź sobie swe serce, skieruj nań swe oczy, jakbyś patrzył nań poprzez swą pierś, wyobraź je sobie najżywiej, jak potrafisz, a uszami wsłuchuj się, jak ono bije, jak uderza raz po razie.Skoro się do tego dostosujesz, zacznij do każdego uderzenia serca, patrząc weń, dopasowywać słowa modlitwy.W ten sposób przy pierwszym uderzeniu powiedz, albo pomyśl, "Panie", przy drugim "Jezu", przy trzecim "Chryste", przy czwartym "zmiłuj się", przy piątym "nade mną" i powtarzaj to wielokroć.Tobie będzie wygodniej, bo początki i przygotowanie do modlitwy serca już masz.Potem, gdy się już przyzwyczaisz, zacznij wprowadzać całą modlitwę Jezusową do serca wraz z oddechem, i wprowadzać ją, jak uczą tego ojcowie, to znaczy: wciągając powietrze wypowiedz, pomyśl: "Panie, Jezu Chryste", a wypuszczając je: "zmiłuj się nade mną!" Czyń to jak najwięcej i jak najczęściej, a szybko poczujesz delikatny i przyjemny ból serca, a potem pojawi się w nim ciepło i jakby tajanie.W ten sposób, z Bożą pomocą, osiągniesz samodziałanie przynoszącej słodycz wewnętrznej modlitwy serca.Ale przy tym wszystkim wystrzegaj się wszelkich wyobrażeń w twym umyśle, jakichś pojawiających się wizji, bo święci ojcowie usilnie nakazują wystrzegania się przy modlitwie wewnętrznej jakichkolwiek wyobrażeń czy wizji, by nie ulec ich urokowi.Ślepiec, wysłuchawszy tego wszystkiego uważnie, zaczął z gorliwością postępować według wskazanego mu sposobu; zwłaszcza nocami, gdy zatrzymywaliśmy się na nocleg, długo zajmował się przede wszystkim tym.Po pięciu dniach zacząłodczuwać w sercu silne ciepło i niewysłowioną przyjemność, a przy tym ogromną chęć ciągłego zajmowania się tą modlitwą, która właśnie budziła w nim miłość do Jezusa Chrystusa.Czasami zaczął widywać jasność, choć nie dostrzegał w niej żadnych przedmiotów ani rzeczy.Czasem wydawało mu się, że gdy wchodził w swe serce, to zapalał się w nim słodko jakby silny płomień palącej się świecy i wyrywając się przez gardło na zewnątrz, oświecał go.Mógł przy jego świetle dostrzegać także rzeczy oddalone, jak to się kiedyś zdarzyło.Wędrowaliśmy lasem, a milczący ślepiec cały był pogrążony w modlitwie.Nagle powiedział - Jaka szkoda! Pali się już cerkiew, zawaliła się właśnie dzwonnica.Powiedziałem mu - Daj spokój tym próżnym wyobrażeniom, to pokusa, trzeba to zaraz odpędzać.Jak możesz widzieć, co się dzieje w mieście? Mamy do niego jeszcze dwanaście wiorst.Usłuchał mnie, modlił się dalej i milczał.Pod wieczór przyszliśmy do miasta i rzeczywiście ujrzałem kilka spalonych domów, zawaloną dzwonnicę, zbudowaną na drewnianych palach.Wokoło tłoczyli się ludzie dziwiąc się, że waląca się dzwonnica nikogo nie przygniotła.Uświadomiłem sobie, że całe to nieszczęście zdarzyło się wtedy, gdy mówił o tym ślepiec.Ale oto powiedział on - Mówiłeś, że to pusta zjawa, a jednak to rzeczywistość.Jak nie dziękować, jak nie kochać Pana Jezusa Chrystusa, który okazuje swoją łaskę grzesznikom, ślepcom i nierozumnym! Dzięki i tobie za to, że nauczyłeś mnie tej czynności serca.Powiedziałem mu - Jezusa Chrystusa kochaj i dziękuj Mu, ale przyjmowania różnych wizji za bezpośrednie okazywanie łaski strzeż się, bo to wszystko może przydarzać się w sposób naturalny, zgodny z porządkiem rzeczy.Dusza ludzka nie jest bezwzględnie związana z miejscem i materią.Może ona widzieć i we mgle, i to, co dzieje się daleko czy blisko, ale my nie przydajemy życia tej zdolności duszy i tłumimy ją albo więzami naszego ociężałego ciała, albo plątaniną naszych myśli i rozproszonych pomysłów.A kiedy skupiamy się w sobie, odrywamy się od tego, co nas otacza, i w umyśle stajemy się bardziej subtelni, wtedy dusza wchodzi na swe właściwe miejsce, działa w wyższym stopniu i jest to rzeczą naturalną.Słyszałem od mego zmarłego starca, że nawet nie ludzie modlitwy, a tylko zdolni do tego, albo chorzy, w najciemniejszym pokoju widzą światło wychodzące ze wszystkich rzeczy, rozróżniają przedmioty, wyczuwają jakby drugiego siebie i wnikają w myśli innych.A to, co podczas modlitwy serca pochodzi wprost od Bożej łaski, przynosi taką rozkosz, że żaden język jej nie wyrazi i nie da się to porównać z niczym materialnym; do niczego nie jest to podobne.Wszystko, co odczuwamy, jest zbyt niskie w porównaniu ze słodkimi odczuciami łaski w sercu.Mój ślepiec wysłuchał tego z uwagą i jeszcze bardziej spokorniał.Modlitwa w jego sercu coraz bardziej się rozwijała i przynosiła mu niewysłowioną słodycz.Cieszyłem się tym z całej duszy i pilnie dziękowałem Bogu za to, że dozwolił mi ujrzeć tak błogosławionego swego sługę.W końcu dotarliśmy do Tobolska, zaprowadziłem ślepca do przytułku, pozostawiłem go tam i serdecznie się z nim pożegnawszy ruszyłem dalej w drogę.Jakiś miesiąc wędrowałem sobie spokojnie i głęboko odczuwałem, jak pouczające i zachęcające bywają dobre żywe przykłady.Często czytywałem Dobrotolubije i sprawdzałem wszystko to, co powiedziałem modlącemu się ślepcowi [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl odbijak.htw.pl
.Nawet i rozmawiać, i czytać o modlitwie będzie wygodniej.Tak dogadaliśmy się.Wieczorem sam pan domu przyszedł, by zaprosić nas wszystkich na kolację.Po kolacji wyjawiliśmy, że ruszymy ze ślepym w drogę i że podwoda nie jest potrzebna, bo będzie nam wygodniej czytać Dobrotolubije.Tu pan domu powiedział - Mnie też Dobrotolubije bardzo się spodobało.Nawet napisałem już list i przygotowałem pieniądze, by jutro, gdy pojadę do sądu, wysłać do Petersburga i otrzymać Dobrotolubije pierwszą pocztą.Tak oto rankiem ruszyliśmy w drogę, dziękując bardzo tym państwu za miłość mogącą służyć za przykład, i za miłosierdzie.Oboje odprowadzili nas z wiorstę od domu i tak rozstaliśmy się.Ruszyliśmy ze ślepcem i szliśmy po trochu i powoli, z dziesięć, piętnaście wiorst na dzień, a całą resztę czasu przesiadywaliśmy w samotnych miejscach i czytaliśmy Dobrotolubije.Przeczytałem mu o modlitwie serca wszystko w takiej kolejności, jaką wskazał mi mój zmarły starzec, to znaczy zaczynając od księgi Nikifora Mnicha, Grzegorza Synaity i tak dalej.Z jaką zachłannością i uwagą słuchał tego wszystkiego, jak mu się to podobało, jaką sprawiało rozkosz.Potem zaczął tak mnie pytać o modlitwę, że mojego rozumu nie starczyło, by odpowiedzieć.Po przeczytaniu wszystkiego, co trzeba, z Dobrotolubija, zaczął usilnie prosić, bym starannie pokazał mu, w jaki sposób umysłem odnaleźć serce, jak wprowadzić doń Boskie imię Jezusa Chrystusa i jak ze słodyczą modlić się wewnętrznie sercem.Zacząłem mówić do niego - Oto ty nic nie widzisz, ale przecież możesz swym umysłem wyobrazić sobie, przedstawić to, co kiedyś widziałeś, na przykład człowieka, jakąś rzecz, część swojego ciała - rękę, nogę, możesz to sobie wyobrazić tak żywo, jakbyś na to patrzył.Możesz też skierować i wpatrzyć się w to nawet twoimi ślepymi oczami? - Mogę - odpowiedział.- Zatem w ten właśnie sposób wyobraź sobie swe serce, skieruj nań swe oczy, jakbyś patrzył nań poprzez swą pierś, wyobraź je sobie najżywiej, jak potrafisz, a uszami wsłuchuj się, jak ono bije, jak uderza raz po razie.Skoro się do tego dostosujesz, zacznij do każdego uderzenia serca, patrząc weń, dopasowywać słowa modlitwy.W ten sposób przy pierwszym uderzeniu powiedz, albo pomyśl, "Panie", przy drugim "Jezu", przy trzecim "Chryste", przy czwartym "zmiłuj się", przy piątym "nade mną" i powtarzaj to wielokroć.Tobie będzie wygodniej, bo początki i przygotowanie do modlitwy serca już masz.Potem, gdy się już przyzwyczaisz, zacznij wprowadzać całą modlitwę Jezusową do serca wraz z oddechem, i wprowadzać ją, jak uczą tego ojcowie, to znaczy: wciągając powietrze wypowiedz, pomyśl: "Panie, Jezu Chryste", a wypuszczając je: "zmiłuj się nade mną!" Czyń to jak najwięcej i jak najczęściej, a szybko poczujesz delikatny i przyjemny ból serca, a potem pojawi się w nim ciepło i jakby tajanie.W ten sposób, z Bożą pomocą, osiągniesz samodziałanie przynoszącej słodycz wewnętrznej modlitwy serca.Ale przy tym wszystkim wystrzegaj się wszelkich wyobrażeń w twym umyśle, jakichś pojawiających się wizji, bo święci ojcowie usilnie nakazują wystrzegania się przy modlitwie wewnętrznej jakichkolwiek wyobrażeń czy wizji, by nie ulec ich urokowi.Ślepiec, wysłuchawszy tego wszystkiego uważnie, zaczął z gorliwością postępować według wskazanego mu sposobu; zwłaszcza nocami, gdy zatrzymywaliśmy się na nocleg, długo zajmował się przede wszystkim tym.Po pięciu dniach zacząłodczuwać w sercu silne ciepło i niewysłowioną przyjemność, a przy tym ogromną chęć ciągłego zajmowania się tą modlitwą, która właśnie budziła w nim miłość do Jezusa Chrystusa.Czasami zaczął widywać jasność, choć nie dostrzegał w niej żadnych przedmiotów ani rzeczy.Czasem wydawało mu się, że gdy wchodził w swe serce, to zapalał się w nim słodko jakby silny płomień palącej się świecy i wyrywając się przez gardło na zewnątrz, oświecał go.Mógł przy jego świetle dostrzegać także rzeczy oddalone, jak to się kiedyś zdarzyło.Wędrowaliśmy lasem, a milczący ślepiec cały był pogrążony w modlitwie.Nagle powiedział - Jaka szkoda! Pali się już cerkiew, zawaliła się właśnie dzwonnica.Powiedziałem mu - Daj spokój tym próżnym wyobrażeniom, to pokusa, trzeba to zaraz odpędzać.Jak możesz widzieć, co się dzieje w mieście? Mamy do niego jeszcze dwanaście wiorst.Usłuchał mnie, modlił się dalej i milczał.Pod wieczór przyszliśmy do miasta i rzeczywiście ujrzałem kilka spalonych domów, zawaloną dzwonnicę, zbudowaną na drewnianych palach.Wokoło tłoczyli się ludzie dziwiąc się, że waląca się dzwonnica nikogo nie przygniotła.Uświadomiłem sobie, że całe to nieszczęście zdarzyło się wtedy, gdy mówił o tym ślepiec.Ale oto powiedział on - Mówiłeś, że to pusta zjawa, a jednak to rzeczywistość.Jak nie dziękować, jak nie kochać Pana Jezusa Chrystusa, który okazuje swoją łaskę grzesznikom, ślepcom i nierozumnym! Dzięki i tobie za to, że nauczyłeś mnie tej czynności serca.Powiedziałem mu - Jezusa Chrystusa kochaj i dziękuj Mu, ale przyjmowania różnych wizji za bezpośrednie okazywanie łaski strzeż się, bo to wszystko może przydarzać się w sposób naturalny, zgodny z porządkiem rzeczy.Dusza ludzka nie jest bezwzględnie związana z miejscem i materią.Może ona widzieć i we mgle, i to, co dzieje się daleko czy blisko, ale my nie przydajemy życia tej zdolności duszy i tłumimy ją albo więzami naszego ociężałego ciała, albo plątaniną naszych myśli i rozproszonych pomysłów.A kiedy skupiamy się w sobie, odrywamy się od tego, co nas otacza, i w umyśle stajemy się bardziej subtelni, wtedy dusza wchodzi na swe właściwe miejsce, działa w wyższym stopniu i jest to rzeczą naturalną.Słyszałem od mego zmarłego starca, że nawet nie ludzie modlitwy, a tylko zdolni do tego, albo chorzy, w najciemniejszym pokoju widzą światło wychodzące ze wszystkich rzeczy, rozróżniają przedmioty, wyczuwają jakby drugiego siebie i wnikają w myśli innych.A to, co podczas modlitwy serca pochodzi wprost od Bożej łaski, przynosi taką rozkosz, że żaden język jej nie wyrazi i nie da się to porównać z niczym materialnym; do niczego nie jest to podobne.Wszystko, co odczuwamy, jest zbyt niskie w porównaniu ze słodkimi odczuciami łaski w sercu.Mój ślepiec wysłuchał tego z uwagą i jeszcze bardziej spokorniał.Modlitwa w jego sercu coraz bardziej się rozwijała i przynosiła mu niewysłowioną słodycz.Cieszyłem się tym z całej duszy i pilnie dziękowałem Bogu za to, że dozwolił mi ujrzeć tak błogosławionego swego sługę.W końcu dotarliśmy do Tobolska, zaprowadziłem ślepca do przytułku, pozostawiłem go tam i serdecznie się z nim pożegnawszy ruszyłem dalej w drogę.Jakiś miesiąc wędrowałem sobie spokojnie i głęboko odczuwałem, jak pouczające i zachęcające bywają dobre żywe przykłady.Często czytywałem Dobrotolubije i sprawdzałem wszystko to, co powiedziałem modlącemu się ślepcowi [ Pobierz całość w formacie PDF ]