[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Widziała, jak młodsze dzieci ganiają z pistoletami na wodę, przebiegają pod zraszaczami lub ściga­ją mieszkającego w sąsiedztwie dzikiego królika.Jednak Scotty'ego nigdy z nimi nie było.Zamiast bawić się z rodzeństwem, wtykał ga­łęzie w pajęczyny na drzewach albo dłubał w ziemi we wnęce pod domem.Raz albo ze dwa razy w tygodniu wracał do domu tak brud­ny, że Krystyna z miejsca musiała wsadzać go do wanny, co wcale nie przekonywało jej, że Scotty zachowuje się normalnie.Dwudziestego ósmego lipca żona poszła do szpitala i wydała na świat nasze czwarte dziecko.Charlie Ben urodził się siny i miał drgaw­ki.Pierwszych pięć tygodni życia spędził na intensywnej terapii.Lekarze ostukiwali go i osłuchiwali, by w końcu dojść do wniosku, że nie mają pojęcia, co mu jest.Dopiero po kilku miesiącach usły­szeliśmy diagnozę - porażenie mózgowe.Jednak już przedtem na­sze życie całkowicie się zmieniło.Bez reszty skoncentrowaliśmy się na dziecku potrzebującym nas najbardziej - to obowiązek rodziców, a w każdym razie tak się nam wtedy wydawało.Jak jednak można ocenić potrzeby dziecka? Jak porównać potrzeby kilkorga dzieci i stwierdzić, które wymaga największej troski?Kiedy wreszcie doszliśmy jako tako do siebie, zauważyliśmy, że Scotty znalazł jakichś przyjaciół.Krystyna niańczyła Charliego Bena, a Scotty wracał z podwórka i opowiadał, jak to bawił się w wojsko z Nickiem albo w piratów z innymi chłopcami.Z początku żona my­ślała, że mówi o dzieciach z sąsiedztwa, lecz pewnego dnia, gdy opo­wiadał, jak buduje z kolegami fort pośród trawy (nie strzygłem zbyt często trawnika), widziała, że buduje fort sam.Wtedy nabrała po­dejrzeń i zaczęła wypytywać go o kolegów.Jak ma Nicky na nazwi­sko? Nie wiem, mamo.Po prostu Nicky.Nicky i tyle.A gdzie on mieszka? Tu niedaleko.Sam nie wiem.Pod naszym domem.Jednym słowem Scotty miał wyimaginowanych przyjaciół.Od jak dawna ich znał? Nicky to pierwszy z nich, ale potem było ich już ośmiu - Nicky, Van, Roddy, Peter, Steve, Howard, Ru­sty i Dawid.Krystyna i ja nigdy nie słyszeliśmy, żeby ktoś miał wię­cej niż jednego wymyślonego przyjaciela.- Mój syn jeszcze zostanie lepszym pisarzem ode mnie - za­uważyłem.- Wymyślił aż osiem postaci naraz.Żonie nie wydało się to zabawne.- Scott, on jest strasznie samotny - odparła.- Boję się, że traci rozum.To, co powiedziała, przeraziło mnie.Lecz jeśli Scotty zaczynał wariować, to co można było zrobić? Spróbowaliśmy nawet zabrać go do psychologa, chociaż ani trochę nie wierzę ludziom tej profesji.Ich dziwaczne wyjaśnienia ludzkiego zachowania nie są szczególnie przekonujące, a procent wyleczonych pacjentów - śmiesznie niski.Gdyby jakiś hydraulik albo fryzjer mógł się pochwalić podobną efek­tywnością, po miesiącu wyleciałby z pracy.Przez cały sierpień bra­łem wolne w pracy, żeby co tydzień zawozić syna do kliniki.Jednak Scotty nie lubił tych wizyt, a terapeuta nie powiedział nam nic poza tym, co już wiedzieliśmy - iż Scotty jest samotny i przygnębiony, że ma do nas trochę żalu i jest nieco zalękniony.Jego diagnoza różniła się od naszej tylko tym, że terapeuta użył mądrych określeń.Potrze­bowaliśmy pomocy, a zamiast tego udzielono nam lekcji terminolo­gii.Jedyną rzeczą, która odniosła jakikolwiek skutek tamtego lata, była terapia, którą sami wymyśliliśmy.Polegała ona na tym, że staraliśmy się trzymać syna w domu.Tak się złożyło, że ojciec naszego najemcy, który mieszkał tu przed nami, zabrał się za malowanie domu.To było dla nas dobrą wymów­ką.Przyniosłem z pracy mnóstwo gier komputerowych, które rzeko­mo miałem sprawdzić dla Compute! Books.Naprawdę jednak cho­dziło mi o to, żeby Scotty zajął się czymś, co oderwałoby go od wyimaginowanych przyjaciół.Zadziałało.W każdym razie przynajmniej częściowo.Syn nie marudził, że nie może wyjść na dwór (z tym, że on nigdy nie marudził) i całymi godzinami grał w przyniesione przeze mnie gry.Krystyna nie była do końca przekonana, czy cieszy ją zachowanie Scotty'ego [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • odbijak.htw.pl