[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.We Francji świetne drogi rzymskie, już pod koniec pierwszego tysiąclecia w większości zaniedbane, zastąpiono drogami powstałymi dla potrzeb religijnych, handlowych lub feudalnych, rozbiegającymi się na kształt wachlarza z Paryża, a nie jak przedtem z Lyonu.Były to przeważnie ścieżki lub polne drogi, bez żadnej nawierzchni, nieprzejezdne zimą, źle zaplanowane, wąskie, kręte i niewyraźne.Były wszakże i lepsze drogi, szerokie, prostsze, na pewnych odcinkach brukowane - gościńce, które powstały w czasie wznoszenia wielkich katedr, służące do transportu budulca z kamieniołomów, odległych o 20, 30 lub nawet 50 km od miejsca budowy: lecz były to drogi nieliczne i wymagały nieustannych napraw, ściągano więc na koszty ich utrzymania wysokie opłaty od użytkowników W Anglii, gdzie sieć rzymskich traktów zachowała się w lepszym stanie, brakowało mniejszych dróg i podróżni musieli się posuwać na chybił trafił przez łąki, wrzosowiska lub lasy.Prócz złego stanu dróg dokuczały podróżnym czyhające na nich niebezpieczeństwa i niezliczone opłaty drogowe.Żądano ich przy każdej okazji, za przeprawę przez rzekę brodem czy po moście, na przełęczy, na granicy włości pańskich, u wejścia w dolinę, do miasta lub nawet do lasu.Tym się tłumaczy rozmaitość i zawiłość marszruty: starano się omijać drogi, na których.obowiązywały zbyt wygórowane opłaty, haracze narzucane przez mniej lub bardziej chciwego pana, lub gdzie grasowały bandy zbójów.Dla bezpieczeństwa podróżowano tylko za dnia, gromadkami, klucząc i zbaczając często z traktu.Ludzie wędrowali piechotą lub konno, towary transportowano na grzbietach jucznych zwierząt lub na wozach.Między XI a XII wiekiem weszły w powszechne użycie chomąta i podkowy oraz wozy na czterech kołach, a to nie tyle przyspieszyło transport, ile pozwoliło na przewóz większych ciężarów na raz.Tam, gdzie umożliwiały to warunki geograficzne i jeśli klimat temu sprzyjał, starano się maksymalnie wykorzystywać drogi wodne, pewniejsze i tańsze od lądowych.Większe i mniejsze rzeki stały się więc najważniejszymi szlakami handlowymi do przewozu najcięższych produktów, jak zboże, sól, wino, budulec, wełna.Przy transporcie tego rodzaju towarów droga lądowa służyła jedynie jako połączenie między dwiema rzekami, a i tę funkcję we Flandrii pełniły kanały.W miarę możliwości używało się też dróg morskich, mających tę zaletę, że nikt na nich nie pobierał myta.Po kanale La Manche i Morzu Północnym statki kursowały tam i z powrotem swobodnie, lecz na innych wodach, bardziej niebezpiecznych, uprawiano tylko żeglugę przybrzeżną, nawet na dużych dystansach.Dopóki około roku 1220 nie pojawiły się duże, płaskodenne fryzyjskie kogi, rozporządzano statkami o małym tonażu, czy były to żaglowce spotykane na Kanale La Manche i Atlantyku, czy galery na żagle i wiosła, pływające po Morzu Śródziemnym.Tak więc panował ruch osobowy i towarowy bardzo ożywiony, lecz zarazem bardzo powolny.Drogą lądową konwój mógł przebyć 25-40 km dziennie, zależnie od rodzaju terenu i napotykanych przeszkód.Z dokumentu pochodzącego z końca XII wieku dowiadujemy się, że pewien przewoźnik na transport towarów z Troyes do Montpellier potrzebował 23 dni.Szybszy od konwoju samotny goniec mógł pokonywać dziennie 60-70 km.Wiemy też, że w 1197 roku konny posłaniec Filipa Augusta w ciągu jednego dnia przejechał z Paryża do Orleanu, ale to było wyjątkowe osiągnięcie.Około 1200 roku normalnie podróż z Paryża do Rouen trwała co najmniej 3 dni, z Paryża do Londynu - około 10 dni, do Bordeaux - około 14 dni, do Tuluzy - z górą dni 20; z Yorku do Londynu - około tygodnia, z Londynu do Rzymu więcej niż miesiąc; a drogą morską z Wenecji do Ziemi Świętej 20-50 dni, zależnie od mniej lub bardziej przychylnych wiatrów.Jednakże nie ostudzało to zapału podróżnych.Ludzie XII i XIII wieku nigdzie się na ogół nie spieszyli, a jeśli naprawdę im zależało na pośpiechu, mieli sposoby, żeby skrócić czas podróży.Trzeba zresztą zauważyć, że przeciętny czas trwania tych podróży niewiele się zmienił aż do połowy XVII wieku.Pielgrzymki i kult relikwiiPielgrzymka to najlepszy pretekst, by wyruszyć w drogę, opuścić codzienny widnokrąg i na innym, mniej lub bardziej odległym, szukać ziszczenia marzeń, których nie zaspokoi rodzinna wioska czy zamek.Rzadko wszakże wyjawiano ten skryty motyw.Częściej mówiono o pokutnym niż rozrywkowym charakterze tej wędrówki.Człowiek średniowieczny wybierał się bowiem na pielgrzymkę przede wszystkim w intencji pokutnej, nie w celu nasycenia głodu wrażeń.Nawet jeśli nie nakazał mu tego żaden sąd, powodował się mniej lub bardziej jawną chęcią zadośćuczynienia za jakieś winy, obawiając się o zbawienie swej duszy.Im dalej się pielgrzymuje, tym większe można zyskać korzyści duchowe.Do sanktuariów znajdujących się w pobliżu miejsca zamieszkania wędruje się na ogół tylko po to, żeby zjednać sobie przychylność jakiegoś świętego dla zamierzonego przedsięwzięcia, uprosić cudowny ratunek w sytuacji bez wyjścia.Kształtująca się stopniowo sieć pielgrzymich szlaków pokrywała w XII wieku cały świat chrześcijański.We Francji najtłumniej nawiedzane były sanktuaria Najświętszej Panny i patronów cieszących się szczególną czcią: Święty Marcin z Tours, Sainte-Foy z Conques, Matka Boska z Puy, święta Magdalena z Vezelay, Madonna z Rocamadour, święty Michał z Mont-Saint-Michel, święty Hilary z Poitiers, święty Martial z Limoges, święty Sernin z Tuluzy.W Anglii pielgrzymi najliczniej nawiedzają grób świętego Cuthberta w Durham, Edwarda Wyznawcy w Westminsterze, Tomasza Becketa - po jego kanonizacji w 1173 roku - w Canterbury.Pod koniec stulecia przybyło nowe miejsce przyciągające wiernych: opactwo Glastonbury, na pograniczu Walii, gdzie w 1191 roku odkryto rzekome groby króla Artura i królowej Ginewry.Oprócz tych sławnych sanktuariów istniały niezliczone mniejsze, przyciągające pielgrzymów z danego regionu lub najbliższej okolicy.Dla rzesz ludu kult świętych stanowił, jak się zdaje, istotny element życia religijnego.W każdej diecezji największe uroczystości urządzano z okazji przeniesienia relikwii.Wszystkie kościoły zabiegają o relikwie i nie przebierają w środkach, gdy chodzi o ich zdobycie, co im zarzucali już niektórzy współcześni.Po złupieniu przez krzyżowców Konstantynopola w 1204 roku chrześcijanie osiedleni na Wschodzie przysyłają regularnie na Zachód przeróżne relikwie mocno podejrzanej autentyczności.Cesarz Baldwin I, na przykład, ofiarował Filipowi Augustowi drzazgę z Krzyża, pukiel włosów Chrystusa, strzępek płótna z pieluszek Dzieciątka oraz ząb i żebro świętego Filipa.Wiadomo też, że Baldwin II w 1239 roku sprzedał Ludwikowi Świętemu za 20 000 liwrów w srebrze “prawdziwą" koronę cierniową, podczas gdy dwa inne egzemplarze tej pseudorelikwii przechowywano już pod Paryżem, jedną w Saint-Germain-des-Pres, a drugą w Saint-Denis.Jeśli wierzyć Rigordowi, ten drugi egzemplarz był dobrze znany paryżanom, gdyż za panowania Filipa Augusta posłużono się nim przy bardzo osobliwej ceremonii:“W miesiąc później, 23 lipca [1191], syn króla Francji Ludwik zapadł na ciężką chorobę, którą uczeni nazywali dyzenterią [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl odbijak.htw.pl
.We Francji świetne drogi rzymskie, już pod koniec pierwszego tysiąclecia w większości zaniedbane, zastąpiono drogami powstałymi dla potrzeb religijnych, handlowych lub feudalnych, rozbiegającymi się na kształt wachlarza z Paryża, a nie jak przedtem z Lyonu.Były to przeważnie ścieżki lub polne drogi, bez żadnej nawierzchni, nieprzejezdne zimą, źle zaplanowane, wąskie, kręte i niewyraźne.Były wszakże i lepsze drogi, szerokie, prostsze, na pewnych odcinkach brukowane - gościńce, które powstały w czasie wznoszenia wielkich katedr, służące do transportu budulca z kamieniołomów, odległych o 20, 30 lub nawet 50 km od miejsca budowy: lecz były to drogi nieliczne i wymagały nieustannych napraw, ściągano więc na koszty ich utrzymania wysokie opłaty od użytkowników W Anglii, gdzie sieć rzymskich traktów zachowała się w lepszym stanie, brakowało mniejszych dróg i podróżni musieli się posuwać na chybił trafił przez łąki, wrzosowiska lub lasy.Prócz złego stanu dróg dokuczały podróżnym czyhające na nich niebezpieczeństwa i niezliczone opłaty drogowe.Żądano ich przy każdej okazji, za przeprawę przez rzekę brodem czy po moście, na przełęczy, na granicy włości pańskich, u wejścia w dolinę, do miasta lub nawet do lasu.Tym się tłumaczy rozmaitość i zawiłość marszruty: starano się omijać drogi, na których.obowiązywały zbyt wygórowane opłaty, haracze narzucane przez mniej lub bardziej chciwego pana, lub gdzie grasowały bandy zbójów.Dla bezpieczeństwa podróżowano tylko za dnia, gromadkami, klucząc i zbaczając często z traktu.Ludzie wędrowali piechotą lub konno, towary transportowano na grzbietach jucznych zwierząt lub na wozach.Między XI a XII wiekiem weszły w powszechne użycie chomąta i podkowy oraz wozy na czterech kołach, a to nie tyle przyspieszyło transport, ile pozwoliło na przewóz większych ciężarów na raz.Tam, gdzie umożliwiały to warunki geograficzne i jeśli klimat temu sprzyjał, starano się maksymalnie wykorzystywać drogi wodne, pewniejsze i tańsze od lądowych.Większe i mniejsze rzeki stały się więc najważniejszymi szlakami handlowymi do przewozu najcięższych produktów, jak zboże, sól, wino, budulec, wełna.Przy transporcie tego rodzaju towarów droga lądowa służyła jedynie jako połączenie między dwiema rzekami, a i tę funkcję we Flandrii pełniły kanały.W miarę możliwości używało się też dróg morskich, mających tę zaletę, że nikt na nich nie pobierał myta.Po kanale La Manche i Morzu Północnym statki kursowały tam i z powrotem swobodnie, lecz na innych wodach, bardziej niebezpiecznych, uprawiano tylko żeglugę przybrzeżną, nawet na dużych dystansach.Dopóki około roku 1220 nie pojawiły się duże, płaskodenne fryzyjskie kogi, rozporządzano statkami o małym tonażu, czy były to żaglowce spotykane na Kanale La Manche i Atlantyku, czy galery na żagle i wiosła, pływające po Morzu Śródziemnym.Tak więc panował ruch osobowy i towarowy bardzo ożywiony, lecz zarazem bardzo powolny.Drogą lądową konwój mógł przebyć 25-40 km dziennie, zależnie od rodzaju terenu i napotykanych przeszkód.Z dokumentu pochodzącego z końca XII wieku dowiadujemy się, że pewien przewoźnik na transport towarów z Troyes do Montpellier potrzebował 23 dni.Szybszy od konwoju samotny goniec mógł pokonywać dziennie 60-70 km.Wiemy też, że w 1197 roku konny posłaniec Filipa Augusta w ciągu jednego dnia przejechał z Paryża do Orleanu, ale to było wyjątkowe osiągnięcie.Około 1200 roku normalnie podróż z Paryża do Rouen trwała co najmniej 3 dni, z Paryża do Londynu - około 10 dni, do Bordeaux - około 14 dni, do Tuluzy - z górą dni 20; z Yorku do Londynu - około tygodnia, z Londynu do Rzymu więcej niż miesiąc; a drogą morską z Wenecji do Ziemi Świętej 20-50 dni, zależnie od mniej lub bardziej przychylnych wiatrów.Jednakże nie ostudzało to zapału podróżnych.Ludzie XII i XIII wieku nigdzie się na ogół nie spieszyli, a jeśli naprawdę im zależało na pośpiechu, mieli sposoby, żeby skrócić czas podróży.Trzeba zresztą zauważyć, że przeciętny czas trwania tych podróży niewiele się zmienił aż do połowy XVII wieku.Pielgrzymki i kult relikwiiPielgrzymka to najlepszy pretekst, by wyruszyć w drogę, opuścić codzienny widnokrąg i na innym, mniej lub bardziej odległym, szukać ziszczenia marzeń, których nie zaspokoi rodzinna wioska czy zamek.Rzadko wszakże wyjawiano ten skryty motyw.Częściej mówiono o pokutnym niż rozrywkowym charakterze tej wędrówki.Człowiek średniowieczny wybierał się bowiem na pielgrzymkę przede wszystkim w intencji pokutnej, nie w celu nasycenia głodu wrażeń.Nawet jeśli nie nakazał mu tego żaden sąd, powodował się mniej lub bardziej jawną chęcią zadośćuczynienia za jakieś winy, obawiając się o zbawienie swej duszy.Im dalej się pielgrzymuje, tym większe można zyskać korzyści duchowe.Do sanktuariów znajdujących się w pobliżu miejsca zamieszkania wędruje się na ogół tylko po to, żeby zjednać sobie przychylność jakiegoś świętego dla zamierzonego przedsięwzięcia, uprosić cudowny ratunek w sytuacji bez wyjścia.Kształtująca się stopniowo sieć pielgrzymich szlaków pokrywała w XII wieku cały świat chrześcijański.We Francji najtłumniej nawiedzane były sanktuaria Najświętszej Panny i patronów cieszących się szczególną czcią: Święty Marcin z Tours, Sainte-Foy z Conques, Matka Boska z Puy, święta Magdalena z Vezelay, Madonna z Rocamadour, święty Michał z Mont-Saint-Michel, święty Hilary z Poitiers, święty Martial z Limoges, święty Sernin z Tuluzy.W Anglii pielgrzymi najliczniej nawiedzają grób świętego Cuthberta w Durham, Edwarda Wyznawcy w Westminsterze, Tomasza Becketa - po jego kanonizacji w 1173 roku - w Canterbury.Pod koniec stulecia przybyło nowe miejsce przyciągające wiernych: opactwo Glastonbury, na pograniczu Walii, gdzie w 1191 roku odkryto rzekome groby króla Artura i królowej Ginewry.Oprócz tych sławnych sanktuariów istniały niezliczone mniejsze, przyciągające pielgrzymów z danego regionu lub najbliższej okolicy.Dla rzesz ludu kult świętych stanowił, jak się zdaje, istotny element życia religijnego.W każdej diecezji największe uroczystości urządzano z okazji przeniesienia relikwii.Wszystkie kościoły zabiegają o relikwie i nie przebierają w środkach, gdy chodzi o ich zdobycie, co im zarzucali już niektórzy współcześni.Po złupieniu przez krzyżowców Konstantynopola w 1204 roku chrześcijanie osiedleni na Wschodzie przysyłają regularnie na Zachód przeróżne relikwie mocno podejrzanej autentyczności.Cesarz Baldwin I, na przykład, ofiarował Filipowi Augustowi drzazgę z Krzyża, pukiel włosów Chrystusa, strzępek płótna z pieluszek Dzieciątka oraz ząb i żebro świętego Filipa.Wiadomo też, że Baldwin II w 1239 roku sprzedał Ludwikowi Świętemu za 20 000 liwrów w srebrze “prawdziwą" koronę cierniową, podczas gdy dwa inne egzemplarze tej pseudorelikwii przechowywano już pod Paryżem, jedną w Saint-Germain-des-Pres, a drugą w Saint-Denis.Jeśli wierzyć Rigordowi, ten drugi egzemplarz był dobrze znany paryżanom, gdyż za panowania Filipa Augusta posłużono się nim przy bardzo osobliwej ceremonii:“W miesiąc później, 23 lipca [1191], syn króla Francji Ludwik zapadł na ciężką chorobę, którą uczeni nazywali dyzenterią [ Pobierz całość w formacie PDF ]