[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.-Rozejrzał się, spłoszony, nagle uświadomiwszy sobie, że Feng mógł to usłyszeć.- To znaczy, nie chciałem.- wymamrotał.Wściekły na siebie zacisnął pięści i znów odwrócił się do okna.- Czyżbyś bał się uczniów tego Khordy? - zapytał Shan.Może oni wszyscy powinni się bać, pomyślał.Jeśli chcesz dotrzeć do Tamdina, powiedział mu Choje, porozmawiaj z uczniami Khordy.- Uczniów? Kto wspominał o uczniach? Nie ma potrzeby.Ludzie wciąż mówią o starym czarowniku.On żyje.Jeżeli można tak to nazwać.Podobno nie musi nic jeść.Niektórzy twierdzą, że nie musi nawet oddychać.Ale my będziemy musieli znaleźć jego norę.- Norę?- Jego kryjówkę.To może być jaskinia głęboko w górach.Albo równie dobrze plac targowy.On jest bardzo tajemniczy.Przemyka to tu, to tam, od cienia do cienia.Ludzie mówią, że potrafi rozpłynąć się w powietrzu, jak dym.To może zająć trochę czasu.- Dobrze.My z sierżantem pójdziemy do restauracji, a potem do domu Jao.Później będziemy w biurze pułkownika.Dołącz tam do nas, kiedy znajdziesz swojego czarownika.- Ten Khorda nigdy nie zgodzi się rozmawiać ze śledczym.- Więc powiedz mu prawdę.Powiedz, że jestem znękanym człowiekiem, rozpaczliwie potrzebującym magii.W restauracji próbowano zamknąć Shanowi drzwi przed nosem.- Znaliście prokuratora Jao?! - zawołał do szefa sali przez szparę w drzwiach.- Znałem.Odejdźcie.- Pięć dni temu był tu z Amerykanką.- Często tu bywał.Shan położył rękę na drzwiach.Mężczyzna wykonał ruch, jak gdyby zamierzał je domknąć, jednak widząc sierżanta Fenga, cofnął się i odbiegł w głąb holu.Shan wszedł do środka i ruszył za cieniem uciekającego kelnera.W korytarzu młodszy personel kulił się ze strachu.W kuchni nikt nie patrzył w jego stronę.Dogonił mężczyznę, gdy ten wślizgiwał się bocznymi drzwiami do sali jadalnej.- Czy tamtego wieczoru przyniesiono jakąś wiadomość? - zapytał.Kelner udawał, że nie słyszy.Krążył, zbierając tace, nerwowo odłożył je parę kroków dalej, wreszcie wyciągnął z kredensu stos talerzy.- Ty! - ryknął Feng od drzwi.Mężczyzna wzdrygnął się.Talerze wyślizgnęły mu się z rąk i roztrzasnęły na podłodze.Patrzył na nie zagubionym wzrokiem.- Kto by to pamiętał? Był duży ruch.- Zaczął się trząść.- Kto tu był? Ktoś już tu był.Ktoś, kto powiedział, żebyście ze mną nie rozmawiali.- Kto by to pamiętał? - powtórzył kelner.Feng zrobił krok w jego stronę, ale Shan tylko uniósł z rezygnacją dłoń i zwrócił się do wyjścia.- Kto zapłaci za talerze? - jęknął za nim kelner.Jeszcze na zewnątrz, wracając do terenówki, Shan słyszał za sobą jego dziecinny szloch.Prokurator Jao mieszkał w małym jednorodzinnym domku na rządowym osiedlu w nowej części miasta, kanciastym tynkowanym budynku z dwoma pokojami i oddzielną kuchnią.W Tybecie stanowiło to odpowiednik luksusowej willi.Shan zatrzymał się chwilę przy wejściu, notując w pamięci ślady na świeżo zdeptanych wrzosach okalających dom.Drzwi były lekko uchylone.Pchnął je łokciem, uważając, by nie zatrzeć odcisków palców, jakie mogły zachować się na klamce.Tu, miał nadzieję, kryła się odpowiedź na pytanie, dlaczego prokurator zboczył na Szpon Południowy.A jeśli nie, pozna tu w każdym razie prywatne oblicze Jao, które odsłoni przed nim motywy jego działań.Był to uporządkowany, anonimowy pokój.W rogu, pod plakatem przedstawiającym zarys Hongkongu na tle nieba, stał mały stolik z ozdobnym zestawem do mah-jonga.Jedyne umeblowanie stanowiły dwa potężne, tapicerowane krzesła.Shan stanął jak wryty.Na jednym z krzeseł spał młody człowiek.Nagle usłyszał głosy z kuchni.W drzwiach pojawił się Li Aidang, równie elegancki i schludny jak wtedy, gdy Shan widział go po raz pierwszy w biurze Tana.- Towarzysz Shan! - wykrzyknął z fałszywym entuzjazmem.- Shan, prawda? Nie przedstawiliście się podczas naszego pierwszego spotkania.Bardzo sprytnie.Mężczyzna na krześle poruszył się, spojrzał na Shana nieprzytomnym wzrokiem, przeciągnął się i znowu zamknął oczy.W głębi, za plecami Li, jakieś Tybetanki pucowały podłogę i ściany.- Porządkujecie dom przed zamknięciem śledztwa? - zapytał Shan z niedowierzaniem.- Wszystko w porządku.Już przeszukany.Nic tu nie było.- Czasem nie od razu jest oczywiste, co może się stać dowodem.Dokumenty.Odciski palców.Li skinął głową, jak gdyby przytakując mu dla świętego spokoju.- Ale ostatecznie zbrodnia nie została popełniona tutaj.A dom należy do ministerstwa.Nie może stać pusty.- A może morderca czegoś szukał? Może wrócił tu i przeszukał dom?Li rozłożył ręce.- Nic nie zginęło - powiedział.- A my znamy już ruchy zabójcy.Ze Szponu Południowego do jaskini.Z jaskini z powrotem do gompy.- Uniósł dłoń, ucinając dalszą dyskusję i zawołał siedzącego mężczyznę.Obudzony drgnął i wyciągnął przed siebie tekturową teczkę.Li podał ją Shanowi.- Pozwoliłem sobie zestawić rozkład zajęć Jao.Komitety, w których działał.Szczegóły sprawy, w której oskarżony Sungpo został skazany na więzienie jako członek Piątki z Lhadrung.- Myślałem, że porozmawiamy z jego sekretarką.- Znakomity pomysł - odparł Li, wzruszając ramionami.- Tyle że ona zawsze bierze urlop równocześnie z Jao.Jest w Hongkongu.Wyjechała tej samej nocy co Jao.Sam odwoziłem ją na lotnisko.Wracając do samochodu, Shan przystanął, patrząc z niedowierzaniem na ekipę zabierającą się do polewania wężem ścian budynku.- Pisklaki drą się najgłośniej - skwitował z rozbawieniem Feng, siadając za kierownicą.I nagle Shan sobie coś przypomniał.O tym, że zajrzy do tego domu i restauracji, wspominał tylko Yeshemu.Doktor Sung pojawiła się na korytarzu szpitala w lekarskim fartuchu i zakrwawionych rękawiczkach.Na szyi wisiała jej maska koujiao.- To znowu wy?- Wydajecie się rozczarowani - zauważył Shan.- Pielęgniarka powiedziała, że przyszło dwóch ludzi, którzy chcą się czegoś dowiedzieć o Jao.Myślałam, że to ci drudzy.- Ci drudzy?- Zastępca prokuratora.Wy dwaj powinniście spróbować dialektyki.- Słucham?- Porozmawiać ze sobą.Robić swoje jak należy, żebym ja mogła pracować w spokoju.Shan zacisnął zęby.- Więc Li Aidang pytał o ciało?Jego zmieszanie najwyraźniej sprawiło jej przyjemność.- Pytał o ciało.Pytał o was.Pytał o waszych towarzyszy - odparła, rzucając spojrzenie w głąb korytarza, gdzie snuli się Feng i Yeshe.- Wzięli recepty na osobisty użytek.Wy nigdy nie poprosiliście o receptę.- Przepraszam - powiedział Shan, sam nie wiedząc dlaczego.Doktor Sung ściągnęła rękawiczki [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl odbijak.htw.pl
.-Rozejrzał się, spłoszony, nagle uświadomiwszy sobie, że Feng mógł to usłyszeć.- To znaczy, nie chciałem.- wymamrotał.Wściekły na siebie zacisnął pięści i znów odwrócił się do okna.- Czyżbyś bał się uczniów tego Khordy? - zapytał Shan.Może oni wszyscy powinni się bać, pomyślał.Jeśli chcesz dotrzeć do Tamdina, powiedział mu Choje, porozmawiaj z uczniami Khordy.- Uczniów? Kto wspominał o uczniach? Nie ma potrzeby.Ludzie wciąż mówią o starym czarowniku.On żyje.Jeżeli można tak to nazwać.Podobno nie musi nic jeść.Niektórzy twierdzą, że nie musi nawet oddychać.Ale my będziemy musieli znaleźć jego norę.- Norę?- Jego kryjówkę.To może być jaskinia głęboko w górach.Albo równie dobrze plac targowy.On jest bardzo tajemniczy.Przemyka to tu, to tam, od cienia do cienia.Ludzie mówią, że potrafi rozpłynąć się w powietrzu, jak dym.To może zająć trochę czasu.- Dobrze.My z sierżantem pójdziemy do restauracji, a potem do domu Jao.Później będziemy w biurze pułkownika.Dołącz tam do nas, kiedy znajdziesz swojego czarownika.- Ten Khorda nigdy nie zgodzi się rozmawiać ze śledczym.- Więc powiedz mu prawdę.Powiedz, że jestem znękanym człowiekiem, rozpaczliwie potrzebującym magii.W restauracji próbowano zamknąć Shanowi drzwi przed nosem.- Znaliście prokuratora Jao?! - zawołał do szefa sali przez szparę w drzwiach.- Znałem.Odejdźcie.- Pięć dni temu był tu z Amerykanką.- Często tu bywał.Shan położył rękę na drzwiach.Mężczyzna wykonał ruch, jak gdyby zamierzał je domknąć, jednak widząc sierżanta Fenga, cofnął się i odbiegł w głąb holu.Shan wszedł do środka i ruszył za cieniem uciekającego kelnera.W korytarzu młodszy personel kulił się ze strachu.W kuchni nikt nie patrzył w jego stronę.Dogonił mężczyznę, gdy ten wślizgiwał się bocznymi drzwiami do sali jadalnej.- Czy tamtego wieczoru przyniesiono jakąś wiadomość? - zapytał.Kelner udawał, że nie słyszy.Krążył, zbierając tace, nerwowo odłożył je parę kroków dalej, wreszcie wyciągnął z kredensu stos talerzy.- Ty! - ryknął Feng od drzwi.Mężczyzna wzdrygnął się.Talerze wyślizgnęły mu się z rąk i roztrzasnęły na podłodze.Patrzył na nie zagubionym wzrokiem.- Kto by to pamiętał? Był duży ruch.- Zaczął się trząść.- Kto tu był? Ktoś już tu był.Ktoś, kto powiedział, żebyście ze mną nie rozmawiali.- Kto by to pamiętał? - powtórzył kelner.Feng zrobił krok w jego stronę, ale Shan tylko uniósł z rezygnacją dłoń i zwrócił się do wyjścia.- Kto zapłaci za talerze? - jęknął za nim kelner.Jeszcze na zewnątrz, wracając do terenówki, Shan słyszał za sobą jego dziecinny szloch.Prokurator Jao mieszkał w małym jednorodzinnym domku na rządowym osiedlu w nowej części miasta, kanciastym tynkowanym budynku z dwoma pokojami i oddzielną kuchnią.W Tybecie stanowiło to odpowiednik luksusowej willi.Shan zatrzymał się chwilę przy wejściu, notując w pamięci ślady na świeżo zdeptanych wrzosach okalających dom.Drzwi były lekko uchylone.Pchnął je łokciem, uważając, by nie zatrzeć odcisków palców, jakie mogły zachować się na klamce.Tu, miał nadzieję, kryła się odpowiedź na pytanie, dlaczego prokurator zboczył na Szpon Południowy.A jeśli nie, pozna tu w każdym razie prywatne oblicze Jao, które odsłoni przed nim motywy jego działań.Był to uporządkowany, anonimowy pokój.W rogu, pod plakatem przedstawiającym zarys Hongkongu na tle nieba, stał mały stolik z ozdobnym zestawem do mah-jonga.Jedyne umeblowanie stanowiły dwa potężne, tapicerowane krzesła.Shan stanął jak wryty.Na jednym z krzeseł spał młody człowiek.Nagle usłyszał głosy z kuchni.W drzwiach pojawił się Li Aidang, równie elegancki i schludny jak wtedy, gdy Shan widział go po raz pierwszy w biurze Tana.- Towarzysz Shan! - wykrzyknął z fałszywym entuzjazmem.- Shan, prawda? Nie przedstawiliście się podczas naszego pierwszego spotkania.Bardzo sprytnie.Mężczyzna na krześle poruszył się, spojrzał na Shana nieprzytomnym wzrokiem, przeciągnął się i znowu zamknął oczy.W głębi, za plecami Li, jakieś Tybetanki pucowały podłogę i ściany.- Porządkujecie dom przed zamknięciem śledztwa? - zapytał Shan z niedowierzaniem.- Wszystko w porządku.Już przeszukany.Nic tu nie było.- Czasem nie od razu jest oczywiste, co może się stać dowodem.Dokumenty.Odciski palców.Li skinął głową, jak gdyby przytakując mu dla świętego spokoju.- Ale ostatecznie zbrodnia nie została popełniona tutaj.A dom należy do ministerstwa.Nie może stać pusty.- A może morderca czegoś szukał? Może wrócił tu i przeszukał dom?Li rozłożył ręce.- Nic nie zginęło - powiedział.- A my znamy już ruchy zabójcy.Ze Szponu Południowego do jaskini.Z jaskini z powrotem do gompy.- Uniósł dłoń, ucinając dalszą dyskusję i zawołał siedzącego mężczyznę.Obudzony drgnął i wyciągnął przed siebie tekturową teczkę.Li podał ją Shanowi.- Pozwoliłem sobie zestawić rozkład zajęć Jao.Komitety, w których działał.Szczegóły sprawy, w której oskarżony Sungpo został skazany na więzienie jako członek Piątki z Lhadrung.- Myślałem, że porozmawiamy z jego sekretarką.- Znakomity pomysł - odparł Li, wzruszając ramionami.- Tyle że ona zawsze bierze urlop równocześnie z Jao.Jest w Hongkongu.Wyjechała tej samej nocy co Jao.Sam odwoziłem ją na lotnisko.Wracając do samochodu, Shan przystanął, patrząc z niedowierzaniem na ekipę zabierającą się do polewania wężem ścian budynku.- Pisklaki drą się najgłośniej - skwitował z rozbawieniem Feng, siadając za kierownicą.I nagle Shan sobie coś przypomniał.O tym, że zajrzy do tego domu i restauracji, wspominał tylko Yeshemu.Doktor Sung pojawiła się na korytarzu szpitala w lekarskim fartuchu i zakrwawionych rękawiczkach.Na szyi wisiała jej maska koujiao.- To znowu wy?- Wydajecie się rozczarowani - zauważył Shan.- Pielęgniarka powiedziała, że przyszło dwóch ludzi, którzy chcą się czegoś dowiedzieć o Jao.Myślałam, że to ci drudzy.- Ci drudzy?- Zastępca prokuratora.Wy dwaj powinniście spróbować dialektyki.- Słucham?- Porozmawiać ze sobą.Robić swoje jak należy, żebym ja mogła pracować w spokoju.Shan zacisnął zęby.- Więc Li Aidang pytał o ciało?Jego zmieszanie najwyraźniej sprawiło jej przyjemność.- Pytał o ciało.Pytał o was.Pytał o waszych towarzyszy - odparła, rzucając spojrzenie w głąb korytarza, gdzie snuli się Feng i Yeshe.- Wzięli recepty na osobisty użytek.Wy nigdy nie poprosiliście o receptę.- Przepraszam - powiedział Shan, sam nie wiedząc dlaczego.Doktor Sung ściągnęła rękawiczki [ Pobierz całość w formacie PDF ]