[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Proszę poczekać aż będziecie mogli zejść tam razem.Tylko parę dni, a tymczasem niech pan klei porcelanę i najlepiej niech pan o wszystkim zapomni.Glimmung nazywa to miejsce Podwodnym Światem.I ma rację.Ten świat rządzi się własnymi prawami, zupełnie odmiennymi od naszych; prawami, zgodnie z którymi wszystko musi ulec rozpadowi.To świat rządzony absolutną entropią i niczym więcej.Świat, w którym nawet osobniki tak silne jak Glimmung w końcu tracą całą swą moc.To oceaniczny grób i wchłonie nas wszystkich, jeśli nie podźwigniemy katedry.- Nie może być aż tak źle - stwierdził Joe, ale gdy to mówił, przeszedł go zimny strach.Robot popatrzył na niego enigmatycznie.- Zważywszy, że jesteś robotem - powiedział Joe - nie powinieneś być w to emocjonalnie zaangażowany.Nie ma w tobie życia.- Żadna struktura - odparł robot - nawet sztuczna, nie lubi procesu entropii.To koniec wszystkiego i dlatego wszystko się mu opiera.- A Glimmung chce zatrzymać ten proces? - zapytał Joe.- Skoro to nieuchronny koniec, to mu się nie uda; jest skazany na porażkę.Nic nie zdoła zrobić i proces będzie trwał dalej.- Tam pod wodą - dodał Willis - proces rozkładu to jedyna zachodząca reakcja.Ale tu, po wzniesieniu katedry, będą działać inne siły, nie mające tego samego kierunku.Siły naprawy i odrodzenia.Budowanią, tworzenia i kreowania form, a nawet, jak w pańskim przypadku, restaurowania.Dlatego jest pan tak potrzebny.To pan i panu podobni powstrzymacie procesy rozpadu swoimi zdolnościami kreacyjnymi.Czy pan rozumie?- Chcę zejść tam na dół - upierał się Joe.- Jak pan uważa.Może pan założyć aparat do nurkowania i samotnie zejść nocą w głąb Marę Nostrum.Zanurzyć się w świecie rozkładu i ujrzeć go na własne oczy.Zabiorę pana na jedną z platform na Marę Nostrum; może pan z niej zejść, ale beze mnie.- Dzięki - powiedział Joe.Chciał, aby zabrzmiało to ironicznie, ale wypadło słabo i robot niczego nie zauważył.Platforma posiadała trzy hermetycznie zamykane kapsuły.Każda z nich była wystarczająco duża, by pomieścić różne formy życia wraz ze sprzętem.Joe z podziwem przyglądał się mistrzowsko wykonanej konstrukcji, liznął, że została stworzona przez roboty.Kapsuły wyglądały jak nowe i pewnie takie były.Instalacje wybudowano dla niego i pozostałych specjalistów, a teraz czekały na użycie.Na tej planecie przestrzeń nie wydawała się w cenie tak jak na Ziemi.Kapsuły były wielkie.takimi pewnie chciał je widzieć Glimmung.- Nadal nie chcesz zejść tam ze mną? - zapytał robota.- Nigdy.- Pokaż mi sprzęt do nurkowania - poprosił Joe.- I objaśnij, jak go używać.Przekaż mi wszystko, co powinienem wiedzieć.- Pokażę panu minimalny.- zaczął robot, ale zaraz przerwał.Na największej platformie lądował statek.Willis przyjrzał mu się uważnie.- Za mały, jak na Glimmunga - zamruczał.- To musi być jakaś mniejsza forma życia.Statek wylądował i znieruchomiał.Potem otworzył się właz.Teraz było widać, że to taksówka.Wyszła z niej Mali Yojez.Zjechała w dół windą i podeszła wprost do Joego i robota Willisa.- Glimmung odbył ze mną rozmowę - oznajmiła.- Powiedział mi, co tu robicie.Chciał, abym udała się z tobą, Joe.Wątpił, czy zdołasz znieść to sam, to znaczy, czy uda ci się psychicznie wytrzymać to, co tam zastaniesz.- A tobie się uda? - zapytał Joe.- On sądzi, że oboje będziemy się mogli wzajemnie wspierać i że mamy szansę na sukces.Poza tym, mam w tej dziedzinie większe doświadczenie.O wiele większe.- Droga pani - odezwał się Willis - czy Glimmung chciał, abym i ja poszedł z wami?- O tobie nie wspominał - powiedziała Mali.- To dobrze - ucieszył się robot.- Bardzo mi się tam nie podoba.- Wkrótce się to zmieni - zapewniła go Mali.- Nie będzie już żadnego „tam".Będzie tylko tutejszy świat, w którym rządzą inne prawa.- To się jeszcze okaże - powiedział sceptycznie robot.- Pomóż nam zejść - poprosił Joe.- Ten Podwodny Świat to miejsce, o którym zapomniała Amalita - oznajmił robot.- Kto to jest Amalita? - zapytał Joe.- Bogini, dla której wzniesiono katedrę.Gdy odbudujemy Heldscallę, Glimmung będzie mógł wezwać Ama-litę, jak w czasach przed katastrofą.Amalita uległa Boreli tylko na pewien czas, ale całkowicie.Przypomina mi to ziemski wiersz Bertolta Brechta „Topielica".Zobaczymy, czy pamiętam.„I stopniowo Bóg o niej zapomniał, najpierw o rękach, potem o nogach i ciele, aż była."- A cóż to za bóstwa? - zapytał Joe.Do tej pory nikt o nich nie wspominał, choć obecność takowych była logiczna i oczywista.Katedra to miejsce kultu, a ktoś lub coś musi być tego kultu obiektem.- Wiesz coś więcej na ten temat? - zwrócił się do Mali.- Mogę panu służyć pełną informacją - wtrącił się robot.- Czy kiedykolwiek przyszło ci do głowy, że to Amalita może usiłować poprzez Glimmunga wznieść katedrę? - zapytała Mali.- Żeby znów zaczęto ją czcić na tej planecie?- Hmmm - zastanowił się mocno Willis.Joe nieomal słyszał jak obwody androida iskrzą od myślenia.W końcu Willis odezwał się: - No cóż, była mowa o dwóch bóstwach.Jednakowoż znów nie usłyszałem.- Willis - powiedział Joe - powiedz mi o Ama-licie i Boreli.Jak długo ich czczono i na ilu planetach? A także, gdzie rozpoczął się kult?- Mam tu broszurę - powiedział robot - która dokładnie to wszystko opisuje.- Wsunął dłoń do schowka na swej piersi i wyciągnął z niego odpowiedni zwój.- Napisałem ją w czasie wolnym - wyjaśnił.- Za pozwoleniem, skorzystam z niej teraz.W ten sposób nie będę przeciążał sobie pamięci.Na początku Amalita była sama.Działo się tak około pięćdziesięciu tysięcy ziemskich lat temu.Potem poczuła seksualne pożądanie [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • odbijak.htw.pl