[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Nie chcąc jeszcze budzić Gabriela, wstawiła tacę ikoktajl do wielkiej lodówki.W końcu oparła się o drzwi i westchnęła zzadowoleniem.Puk, puk, puk.Ktoś stukał do drzwi wejściowych, brutalnie przerywającczynności Julii – bogini domowego ogniska.Do cholery! – pomyślała.– Czyżby to by…Początkowo nie wiedziała, co robić.Czy ma czekać, aż Paulinasama sobie otworzy? A może powinna ukryć się w ramionachGabriela? Po mniej więcej minucie Julia zrobiła to, co uznała zanajlepsze: podeszła na palcach do frontowych drzwi.O, bogowie wszystkich dopiero-co-połączonych-z-moją-bratnią-duszą-po-naprawdę-bolesnych-pieprzonych-sześciu-latach-studentek-dyplomantek, proszę, nie pozwólcie, by dawna kochanka mojej bratniejduszy (niebawem) wszystko popsuła! Proszę…Wzięła głęboki oddech i wyjrzała przez judasza.Korytarz był pusty.Ale kątem oka dostrzegła, że coś leży napodłodze.Niepewnie uchyliła drzwi i sięgnęła ręką przez szparę.Odetchnęła z ulgą, gdy zobaczyła, że to tylko sobotnie porannewydanie „Globe & Mail”[43].Rozradowana, że była kochanka nie zniszczyła jej rozkosznegosam na sam z Gabrielem, Julia podniosła gazetę i pospiesznie zamknęładrzwi.Uśmiechając się pod nosem, nalała sobie szklankę sokupomarańczowego i zwinęła się w kłębek na czerwonym aksamitnymfotelu, stojącym przy kominku: stopy oparła na pasującej do fotelakanapie.Aż sapnęła z zadowolenia.Dwa tygodnie temu, gdy po raz pierwszy była tu z Rachel, nieprzyszło jej nawet do głowy, że wkrótce będzie siedziała w tympięknym fotelu w niedzielny poranek.Nie sądziła, że jest to w ogólemożliwe, nawet za świętym wstawiennictwem Grace.Ale teraz czułasię bardzo, bardzo szczęśliwa.Przygotowana na leniwy poranek ze szklanką sokupomarańczowego i gazetą, uznała, że do szczęścia brakuje jej tylkomuzyki kubańskiej, a dokładnie czegoś z repertuaru Buena Vista SocialClub.Słuchając Pueblo Nuevo na swoim iPodzie, przeglądała rubrykę„Sztuka”.W Royal Ontario Museum miała być otwarta wystawa sztukiflorenckiej – obrazy z Galerii Uffizi.Może Gabriel zechce ją tamzabrać.Na randkę…No tak, stracili przecież bezpowrotnie jej bal maturalny i tylepięknych przyjęć na Uniwersytecie Świętego Józefa! Ale Julia byłapewna, że teraz dziesięciokrotnie zrekompensuje sobie cały straconyczas i okazje, że nareszcie jej największe pragnienie bycia razem zGabrielem zostanie zaspokojone.Kiedy w słuchawkach rozległy siętony Burzliwej pogody, jako kontrapunkt dla melodii kubańskiej, z radością zerwała się na nogi i zaczęła podskakiwać.Śpiewała głośno –za głośno – i tańczyła ze szklanką soku w ręku, przyodziana jedynie wpretensjonalną bieliznę Gabriela, rozkosznie nieświadoma obecnościpółnagiego mężczyzny, który właśnie wszedł do pokoju i stanął tuż zanią.– Co ty wyprawiasz, u diabła?– Aaaagggghhhhhh!!!!Julia podskoczyła co najmniej na pół metra na dźwięk tegoostrego, rozzłoszczonego głosu.Czym prędzej zdjęła słuchawki z uszu i odwróciła się.To, cozobaczyła, przeraziło ją.– Pytałem o coś! – warknął Gabriel.Jego oczy wyglądały jakdwa ciemnogranatowe stawy.– Co ty tu, do cholery, robisz w mojejbieliźnie? Dlaczego skaczesz jak wariatka po moim salonie?Trzask!Czy to serce Julii pękło na dwie części? A może był to po prostuostatni gwóźdź do trumny, w której spoczęła na zawsze – bynajmniejnie w spokoju – jej miłość?Może sprawił to ton jego głosu, gniewny i władczy, ale po tymjednym pytaniu Julia zrozumiała, że nie patrzy już na nią jak naBeatrycze i że jej wszystkie niezrealizowane marzenia i nadziejewłaśnie teraz – do cholery! – spotkała przedwczesna śmierć.IPod i szklanka z sokiem wyślizgnęły się jej z rąk.Szkło zchrzęstem rozprysnęło się o podłogę, a stary iPod leżał w kałuży płynnego słońca pod jej stopami.Przez chwilę patrzyła na to spustoszenie, starając się opanowaćmyśli.Wyglądała teraz tak, jakby nie pojmowała, jakim cudemszklanka może się potłuc i narobić takiego bałaganu – coś na kształtbłyszczącej eksplozji gwiazdy.W końcu rzuciła się na kolana, bypozbierać szkło; w głowie cały czas krążyły jej tylko dwa pytania:Dlaczego on się na mnie gniewa? Dlaczego znów mnie niepamięta?Gabriel patrzył na nią z góry.Był tylko w bieliźnie, dzięki czemuwyglądał trochę seksownie, a trochę śmiesznie.Pięści miał zaciśnięte iJulia nagle zaczęła podziwiać ścięgna widoczne na jego potężnychramionach.– Nie pamiętasz, Gabrielu, co się stało zeszłej nocy?– Nie! Dzięki Bogu, nie pamiętam.Wstań! Klęczysz częściej niżprzeciętna kurwa! – mówił przez zaciśnięte zęby, patrząc nieprzyjaźniena jej służalczą pozę.Julia podniosła głowę.Poszukała jego wzroku i dostrzegła w nimjedynie irytację.Niewątpliwie znów nic nie pamiętał.Równie dobrzepowinien teraz przeszyć ją szpadą.Czuła, jak ostrze przebija jej serce –i czuła, jak powoli zaczyna ono spływać krwią.Zupełnie jak jego tatuaż – pomyślała.– On jest smokiem, jajestem sercem, które krwawi.W chwili, gdy zdała sobie z tego sprawę, stało się cośniezwykłego.Coś w środku niej – co wzbierało przez sześć lat –wreszcie pękło.– Jasne, Emerson! Kto jak kto, ale ty z pewnością najlepiej wiesz,jak się zachowują kurwy.Ty to na pewno wiesz! – warknęła.I wtedy, jakby ta złośliwa uwaga niezupełnie ukoiła ból corazbardziej krwawiącego serca, postanowiła nie sprzątać narobionegoprzez siebie bałaganu i podniosła się z kolan.Wybuchnęła.– Jak śmiesz tak do mnie mówić, ty śmierdzący pijaku! –wrzasnęła.– Kim ty niby jesteś, do kurwy nędzy? Po tym wszystkim,co wczoraj dla ciebie zrobiłam! Powinnam cię była zostawić z tymGollumem! Powinnam była pozwolić, żebyś ją wypieprzył na oczachwszystkich na barze w Lobby!– O czym ty mówisz?Pochyliła się w jego stronę.Jej oczy i policzki płonęły, wargidrżały.Trzęsła się z gniewu, w jej żyłach szalała adrenalina.Chciała go uderzyć.Chciała własnymi pięściami zetrzeć mu z twarzy tengłupkowaty wyraz.Najchętniej szarpałaby go za włosy tak długo, ażzrobiłby się zupełnie łysy! Na zawsze!Gabriel wciągnął nosem jej zapach – erotyczny i pociągający – ibezwiednie oblizał wargi.Natychmiast jednak zrozumiał, że to byłoby bez sensu – w tej chwili, wobec kobiety tak rozwścieczonej jak pannaMitchell.Gniewnie odrzuciła głowę do tyłu i ruszyła korytarzem, mruczącpod nosem rozmaite przekleństwa – po angielsku i po włosku [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl odbijak.htw.pl
.Nie chcąc jeszcze budzić Gabriela, wstawiła tacę ikoktajl do wielkiej lodówki.W końcu oparła się o drzwi i westchnęła zzadowoleniem.Puk, puk, puk.Ktoś stukał do drzwi wejściowych, brutalnie przerywającczynności Julii – bogini domowego ogniska.Do cholery! – pomyślała.– Czyżby to by…Początkowo nie wiedziała, co robić.Czy ma czekać, aż Paulinasama sobie otworzy? A może powinna ukryć się w ramionachGabriela? Po mniej więcej minucie Julia zrobiła to, co uznała zanajlepsze: podeszła na palcach do frontowych drzwi.O, bogowie wszystkich dopiero-co-połączonych-z-moją-bratnią-duszą-po-naprawdę-bolesnych-pieprzonych-sześciu-latach-studentek-dyplomantek, proszę, nie pozwólcie, by dawna kochanka mojej bratniejduszy (niebawem) wszystko popsuła! Proszę…Wzięła głęboki oddech i wyjrzała przez judasza.Korytarz był pusty.Ale kątem oka dostrzegła, że coś leży napodłodze.Niepewnie uchyliła drzwi i sięgnęła ręką przez szparę.Odetchnęła z ulgą, gdy zobaczyła, że to tylko sobotnie porannewydanie „Globe & Mail”[43].Rozradowana, że była kochanka nie zniszczyła jej rozkosznegosam na sam z Gabrielem, Julia podniosła gazetę i pospiesznie zamknęładrzwi.Uśmiechając się pod nosem, nalała sobie szklankę sokupomarańczowego i zwinęła się w kłębek na czerwonym aksamitnymfotelu, stojącym przy kominku: stopy oparła na pasującej do fotelakanapie.Aż sapnęła z zadowolenia.Dwa tygodnie temu, gdy po raz pierwszy była tu z Rachel, nieprzyszło jej nawet do głowy, że wkrótce będzie siedziała w tympięknym fotelu w niedzielny poranek.Nie sądziła, że jest to w ogólemożliwe, nawet za świętym wstawiennictwem Grace.Ale teraz czułasię bardzo, bardzo szczęśliwa.Przygotowana na leniwy poranek ze szklanką sokupomarańczowego i gazetą, uznała, że do szczęścia brakuje jej tylkomuzyki kubańskiej, a dokładnie czegoś z repertuaru Buena Vista SocialClub.Słuchając Pueblo Nuevo na swoim iPodzie, przeglądała rubrykę„Sztuka”.W Royal Ontario Museum miała być otwarta wystawa sztukiflorenckiej – obrazy z Galerii Uffizi.Może Gabriel zechce ją tamzabrać.Na randkę…No tak, stracili przecież bezpowrotnie jej bal maturalny i tylepięknych przyjęć na Uniwersytecie Świętego Józefa! Ale Julia byłapewna, że teraz dziesięciokrotnie zrekompensuje sobie cały straconyczas i okazje, że nareszcie jej największe pragnienie bycia razem zGabrielem zostanie zaspokojone.Kiedy w słuchawkach rozległy siętony Burzliwej pogody, jako kontrapunkt dla melodii kubańskiej, z radością zerwała się na nogi i zaczęła podskakiwać.Śpiewała głośno –za głośno – i tańczyła ze szklanką soku w ręku, przyodziana jedynie wpretensjonalną bieliznę Gabriela, rozkosznie nieświadoma obecnościpółnagiego mężczyzny, który właśnie wszedł do pokoju i stanął tuż zanią.– Co ty wyprawiasz, u diabła?– Aaaagggghhhhhh!!!!Julia podskoczyła co najmniej na pół metra na dźwięk tegoostrego, rozzłoszczonego głosu.Czym prędzej zdjęła słuchawki z uszu i odwróciła się.To, cozobaczyła, przeraziło ją.– Pytałem o coś! – warknął Gabriel.Jego oczy wyglądały jakdwa ciemnogranatowe stawy.– Co ty tu, do cholery, robisz w mojejbieliźnie? Dlaczego skaczesz jak wariatka po moim salonie?Trzask!Czy to serce Julii pękło na dwie części? A może był to po prostuostatni gwóźdź do trumny, w której spoczęła na zawsze – bynajmniejnie w spokoju – jej miłość?Może sprawił to ton jego głosu, gniewny i władczy, ale po tymjednym pytaniu Julia zrozumiała, że nie patrzy już na nią jak naBeatrycze i że jej wszystkie niezrealizowane marzenia i nadziejewłaśnie teraz – do cholery! – spotkała przedwczesna śmierć.IPod i szklanka z sokiem wyślizgnęły się jej z rąk.Szkło zchrzęstem rozprysnęło się o podłogę, a stary iPod leżał w kałuży płynnego słońca pod jej stopami.Przez chwilę patrzyła na to spustoszenie, starając się opanowaćmyśli.Wyglądała teraz tak, jakby nie pojmowała, jakim cudemszklanka może się potłuc i narobić takiego bałaganu – coś na kształtbłyszczącej eksplozji gwiazdy.W końcu rzuciła się na kolana, bypozbierać szkło; w głowie cały czas krążyły jej tylko dwa pytania:Dlaczego on się na mnie gniewa? Dlaczego znów mnie niepamięta?Gabriel patrzył na nią z góry.Był tylko w bieliźnie, dzięki czemuwyglądał trochę seksownie, a trochę śmiesznie.Pięści miał zaciśnięte iJulia nagle zaczęła podziwiać ścięgna widoczne na jego potężnychramionach.– Nie pamiętasz, Gabrielu, co się stało zeszłej nocy?– Nie! Dzięki Bogu, nie pamiętam.Wstań! Klęczysz częściej niżprzeciętna kurwa! – mówił przez zaciśnięte zęby, patrząc nieprzyjaźniena jej służalczą pozę.Julia podniosła głowę.Poszukała jego wzroku i dostrzegła w nimjedynie irytację.Niewątpliwie znów nic nie pamiętał.Równie dobrzepowinien teraz przeszyć ją szpadą.Czuła, jak ostrze przebija jej serce –i czuła, jak powoli zaczyna ono spływać krwią.Zupełnie jak jego tatuaż – pomyślała.– On jest smokiem, jajestem sercem, które krwawi.W chwili, gdy zdała sobie z tego sprawę, stało się cośniezwykłego.Coś w środku niej – co wzbierało przez sześć lat –wreszcie pękło.– Jasne, Emerson! Kto jak kto, ale ty z pewnością najlepiej wiesz,jak się zachowują kurwy.Ty to na pewno wiesz! – warknęła.I wtedy, jakby ta złośliwa uwaga niezupełnie ukoiła ból corazbardziej krwawiącego serca, postanowiła nie sprzątać narobionegoprzez siebie bałaganu i podniosła się z kolan.Wybuchnęła.– Jak śmiesz tak do mnie mówić, ty śmierdzący pijaku! –wrzasnęła.– Kim ty niby jesteś, do kurwy nędzy? Po tym wszystkim,co wczoraj dla ciebie zrobiłam! Powinnam cię była zostawić z tymGollumem! Powinnam była pozwolić, żebyś ją wypieprzył na oczachwszystkich na barze w Lobby!– O czym ty mówisz?Pochyliła się w jego stronę.Jej oczy i policzki płonęły, wargidrżały.Trzęsła się z gniewu, w jej żyłach szalała adrenalina.Chciała go uderzyć.Chciała własnymi pięściami zetrzeć mu z twarzy tengłupkowaty wyraz.Najchętniej szarpałaby go za włosy tak długo, ażzrobiłby się zupełnie łysy! Na zawsze!Gabriel wciągnął nosem jej zapach – erotyczny i pociągający – ibezwiednie oblizał wargi.Natychmiast jednak zrozumiał, że to byłoby bez sensu – w tej chwili, wobec kobiety tak rozwścieczonej jak pannaMitchell.Gniewnie odrzuciła głowę do tyłu i ruszyła korytarzem, mruczącpod nosem rozmaite przekleństwa – po angielsku i po włosku [ Pobierz całość w formacie PDF ]