[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.– Obserwowałem cię.popierwszym razie nie byłem pewny, czy to ty.dzisiaj Bankierodłożył twoją pulę.Sprawdziłem! Zabieraj się stąd.Moreno blady, spocony, nie jest w stanie ruszyć się z miejsca.Drżą mu policzki, a wydatne usta krzywią się jak do płaczu.– Idę, ale oddajcie mi skrzypce – mówi błagalnie.– Jeśli miich nie zwrócicie, to.to ja pójdę na milicję.Ja nie mam sięczego bać! – tym stwierdzeniem chce przekonać nie tylko Opa-ta, ale i siebie.– Grozisz? – rzuca się ku niemu Opat.Chwyta dłonią klapyjego smokinga.– Nie jestem pewien, czy dojdziesz cały dodomu.– syczy i ściąga ciasno przy szyi ubranie Moreno.Muzykowi braknie tchu, oczy wyłażą mu na wierzch, szamocesię bezradnie – nie ma odwagi krzyczeć.– Ja nic nie zrobię, przysięgam! – bełkoce zduszonym gło-sem.– Słowo honoru, nic i.zapomnę o was dokładnie.Opat uwalnia go z uścisku i odpycha od siebie.Moreno z tru-dem odzyskuje równowagę, przez chwilę ciężko dyszy.–.oddajcie mi skrzypce – kończy z jękiem.– U mnie nie zastawiłeś.To sprawa Bankiera – odpowiadaOpat.– Przynieś pieniądze i wykup fant.A teraz won!Świta, gdy ostatni gracze opuszczają ruletę.– Co chciałaś ode mnie? – pyta Bankier, gdy Wadera kończyporządkowanie baru.– Przynieś coś do picia i siadaj tu z nami– wskazuje jej miejsce obok siebie.Dziewczyna przynosi butelkę i kieliszki.Wypija jeden i drugi.Zmęczona całonocną krzątaniną natychmiast czuje działaniealkoholu; wraca jej odwaga.– No wal, co masz na wątrobie – zachęca Bankier.Jest uspo-sobiony łaskawie, wpływy z gry przeszły jego oczekiwania.Roz-waża w myśli wysokość sumy, jaką jej da dzisiaj ponad ustalo-ną stawkę.Dwieście, trzysta? – Tym bardziej jest zaskoczony iniemile dotknięty jej oświadczeniem,– Borys, nie chcę już pracować.zwolnij mnie – wyrzuca jed-nym tchem postanowienie, które dojrzało w niej po wczorajszejscenie z Piotrem.– Dlaczego? – Bankier jest oburzony.– Źle u mnie zarabiasz,a może źle cię traktuję? Wadera, ależ to czarna niewdzięczność.I pomyśleć! właśnie dzisiaj chciałem ci podnieść pensję!– Nie mam ci nic do zarzucenia, mam dla ciebie dużowdzięczności – łagodzi dziewczyna – tylko sam musisz przy-znać: to, co robię, to żaden fach.Mam dwadzieścia lat i najwyż-szy czas, abym jakoś ustawiła się w życiu, zanim nie będzie zapóźno.Zrozum mnie.jesteś dobrym człowiekiem – plącze siębezładnie, schlebiając mu niezręcznie – chcę być wolna.– Co ty pleciesz? – gorszy się Bankier.– Kto cię krępuje, ktoogranicza twoją swobodę? – przenosi podejrzliwe spojrzenie naOpata.Tamten krzywi się wymownie i wzrusza ramionami.– Sama praca w kasynie – wyjaśnia Wadera – uniemożliwiami współżycie z ludźmi, z normalnymi ludźmi.– To ja jestem nienormalny? – obrusza się Zakrzewski.– Nicnie rozumiem – bezradnie rozkłada ręce.– Powód jest prosty – wtrąca się wreszcie Opat.– Za Waderąod jakiegoś czasu snuje się pewien facet Porządny! Widaćdziewczyna wpadła w tak zwaną wielką miłość i przebywanie wnaszym towarzystwie uważa za niegodne.Tylko bardzo wątpię,czy on chciałby się z tobą ożenić.– Szpicel! – syczy z nienawiścią dziewczyna.– To należy do moich obowiązków – leniwie stwierdza Opat.– Taki facet może nam zamącić nie gorzej niż szakal.Dobrze ciradzę, Wadera, musisz go ustawić, bo inaczej przetrzepię muskórę!– Spróbuj! – z mściwą satysfakcją wykrzykuje dziewczyna.– Nie z takimi kozakami radziliśmy już sobie.– Opat osten-tacyjnie przeciąga się w fotelu.– Przedtem jednak, zanim ucze-szę twego olimpijczyka, zapoznam go dokładnie z twoją pensjo-narską przeszłością.– Łajdak! – dziewczyna ma łzy w oczach.– Jesteś ordynarna – tym samym tonem ciągnie Opat.– Iokropnie niewdzięczna.szybko zapomniałaś, kto cię wycią-gnął z impasu.– Z twoich łap!– Raczej z objęć! Dla tych, jak twierdzisz, łap rzuciłaś studia– mówi zjadliwie Opat.– Gdyby nie Borys, teraz startowałabyśjako portowa dziwka, i to marnego sortu, bo na lepszy startbrak ci smykałki.– A ty.– w dziewczynie znów kipi nienawiść.– Cicho, stajnia! – wreszcie interweniuje Bankier; pozwoliłim na tę kłótnię, udając, że nie wie o zmianach wżyciu dziew-czyny.Poza tym lubi pochlebstwa, lubi udawać dobrotliwegoszefa, a nade wszystko lubi poczucie władzy, jaką ma nad nimi.– Oboje was wyciągnąłem z rynsztoka! Czego się jej czepiasz?– ostro strofuje Opata [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl odbijak.htw.pl
.– Obserwowałem cię.popierwszym razie nie byłem pewny, czy to ty.dzisiaj Bankierodłożył twoją pulę.Sprawdziłem! Zabieraj się stąd.Moreno blady, spocony, nie jest w stanie ruszyć się z miejsca.Drżą mu policzki, a wydatne usta krzywią się jak do płaczu.– Idę, ale oddajcie mi skrzypce – mówi błagalnie.– Jeśli miich nie zwrócicie, to.to ja pójdę na milicję.Ja nie mam sięczego bać! – tym stwierdzeniem chce przekonać nie tylko Opa-ta, ale i siebie.– Grozisz? – rzuca się ku niemu Opat.Chwyta dłonią klapyjego smokinga.– Nie jestem pewien, czy dojdziesz cały dodomu.– syczy i ściąga ciasno przy szyi ubranie Moreno.Muzykowi braknie tchu, oczy wyłażą mu na wierzch, szamocesię bezradnie – nie ma odwagi krzyczeć.– Ja nic nie zrobię, przysięgam! – bełkoce zduszonym gło-sem.– Słowo honoru, nic i.zapomnę o was dokładnie.Opat uwalnia go z uścisku i odpycha od siebie.Moreno z tru-dem odzyskuje równowagę, przez chwilę ciężko dyszy.–.oddajcie mi skrzypce – kończy z jękiem.– U mnie nie zastawiłeś.To sprawa Bankiera – odpowiadaOpat.– Przynieś pieniądze i wykup fant.A teraz won!Świta, gdy ostatni gracze opuszczają ruletę.– Co chciałaś ode mnie? – pyta Bankier, gdy Wadera kończyporządkowanie baru.– Przynieś coś do picia i siadaj tu z nami– wskazuje jej miejsce obok siebie.Dziewczyna przynosi butelkę i kieliszki.Wypija jeden i drugi.Zmęczona całonocną krzątaniną natychmiast czuje działaniealkoholu; wraca jej odwaga.– No wal, co masz na wątrobie – zachęca Bankier.Jest uspo-sobiony łaskawie, wpływy z gry przeszły jego oczekiwania.Roz-waża w myśli wysokość sumy, jaką jej da dzisiaj ponad ustalo-ną stawkę.Dwieście, trzysta? – Tym bardziej jest zaskoczony iniemile dotknięty jej oświadczeniem,– Borys, nie chcę już pracować.zwolnij mnie – wyrzuca jed-nym tchem postanowienie, które dojrzało w niej po wczorajszejscenie z Piotrem.– Dlaczego? – Bankier jest oburzony.– Źle u mnie zarabiasz,a może źle cię traktuję? Wadera, ależ to czarna niewdzięczność.I pomyśleć! właśnie dzisiaj chciałem ci podnieść pensję!– Nie mam ci nic do zarzucenia, mam dla ciebie dużowdzięczności – łagodzi dziewczyna – tylko sam musisz przy-znać: to, co robię, to żaden fach.Mam dwadzieścia lat i najwyż-szy czas, abym jakoś ustawiła się w życiu, zanim nie będzie zapóźno.Zrozum mnie.jesteś dobrym człowiekiem – plącze siębezładnie, schlebiając mu niezręcznie – chcę być wolna.– Co ty pleciesz? – gorszy się Bankier.– Kto cię krępuje, ktoogranicza twoją swobodę? – przenosi podejrzliwe spojrzenie naOpata.Tamten krzywi się wymownie i wzrusza ramionami.– Sama praca w kasynie – wyjaśnia Wadera – uniemożliwiami współżycie z ludźmi, z normalnymi ludźmi.– To ja jestem nienormalny? – obrusza się Zakrzewski.– Nicnie rozumiem – bezradnie rozkłada ręce.– Powód jest prosty – wtrąca się wreszcie Opat.– Za Waderąod jakiegoś czasu snuje się pewien facet Porządny! Widaćdziewczyna wpadła w tak zwaną wielką miłość i przebywanie wnaszym towarzystwie uważa za niegodne.Tylko bardzo wątpię,czy on chciałby się z tobą ożenić.– Szpicel! – syczy z nienawiścią dziewczyna.– To należy do moich obowiązków – leniwie stwierdza Opat.– Taki facet może nam zamącić nie gorzej niż szakal.Dobrze ciradzę, Wadera, musisz go ustawić, bo inaczej przetrzepię muskórę!– Spróbuj! – z mściwą satysfakcją wykrzykuje dziewczyna.– Nie z takimi kozakami radziliśmy już sobie.– Opat osten-tacyjnie przeciąga się w fotelu.– Przedtem jednak, zanim ucze-szę twego olimpijczyka, zapoznam go dokładnie z twoją pensjo-narską przeszłością.– Łajdak! – dziewczyna ma łzy w oczach.– Jesteś ordynarna – tym samym tonem ciągnie Opat.– Iokropnie niewdzięczna.szybko zapomniałaś, kto cię wycią-gnął z impasu.– Z twoich łap!– Raczej z objęć! Dla tych, jak twierdzisz, łap rzuciłaś studia– mówi zjadliwie Opat.– Gdyby nie Borys, teraz startowałabyśjako portowa dziwka, i to marnego sortu, bo na lepszy startbrak ci smykałki.– A ty.– w dziewczynie znów kipi nienawiść.– Cicho, stajnia! – wreszcie interweniuje Bankier; pozwoliłim na tę kłótnię, udając, że nie wie o zmianach wżyciu dziew-czyny.Poza tym lubi pochlebstwa, lubi udawać dobrotliwegoszefa, a nade wszystko lubi poczucie władzy, jaką ma nad nimi.– Oboje was wyciągnąłem z rynsztoka! Czego się jej czepiasz?– ostro strofuje Opata [ Pobierz całość w formacie PDF ]