[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Gwar z tyłu był nadal głośny, chociaż nieco odleglejszy.Najwyraźniej dzieciskorzystały ze swobody i Lyra miała nadzieję, że będą się bawić jak najdłużej.Obeszłabudynek, szukając okna.Jego dach znajdował się zaledwie mniej więcej siedem stóp nadziemią; w przeciwieństwie do innych domów, budynek ten nie miał zadaszonego tunelu, któryłączyłby go ze Stacją.Lyra nie znalazła okna, ale dostrzegła drzwi.Widniał na nich wymalowanyczerwonymi literami napis: WSTĘP SUROWO WZBRONIONY.Dziewczynka zamierzała właśnie podjąć próbę otwarcia drzwi, ale zanim nacisnęłaklamkę, Roger powiedział:- Patrzcie! Ptak! Albo.„Albo” oznaczało wątpliwość, stworzenie bowiem, które runęło z czarnego nieba,wcale nie było ptakiem, Lyra jednak widziała je już wcześniej.- Dajmon czarownicy!Gąsior lądował, machając wielkimi skrzydłami i wzbijając tumany śnieżnego pyłu.- Witam cię, Lyro - zagaił.- Towarzyszyłem ci aż tutaj, chociaż mnie nie widziałaś.Czekałem, abyś wyszła na dwór.Co się dzieje?Opowiedziała mu szybko.- Gdzie są Cyganie? - spytała.- Czy John Faa jest bezpieczny? Czy odpartoSamojedów?- Większość Cyganów jest bezpieczna.John Faa został ranny, chociaż niezbytpoważnie.Ludzie, którzy cię tu przywieźli, to łowcy i łupieżcy, często napadającypodróżników.Potrafią poruszać się znacznie szybciej niż większe grupy, toteż Cyganieznajdują się jeszcze o dzień drogi stąd.Dwaj chłopcy patrzyli ze strachem na gąsiora - dajmona i na rozmawiającą z nimLyrę.Nigdy wcześniej oczywiście nie widzieli dajmona bez właściciela, a o czarownicach niewiedzieli zbyt dużo.- Słuchajcie - powiedziała do nich dziewczynka - lepiej idźcie się rozejrzeć.Billy, typójdziesz w tamtą stronę, a ty, Roger, obserwuj miejsce, z którego przyszliśmy.Nie jesteśmydaleko od nich.Chłopcy pobiegli, aby spełnić jej polecenia, a wtedy Lyra odwróciła się ponownie dodrzwi.- Dlaczego chcesz tam wejść? - spytał gąsior.- Chodzi o to, czym ci ludzie zajmują się tu, w Bolvangarze.Odcinają.- zniżyła głos.-.odcinają ludziom dajmony.Dzieciom.Sądzę, że mogą to robić właśnie w tym budynku.Aw każdym razie na pewno coś tutaj jest i zamierzam sprawdzić, co to takiego.Tyle że drzwisą zamknięte.- Mogę je otworzyć - stwierdził gąsior i uderzył raz czy dwa razy skrzydłami,wzbijając w górę śnieg przy drzwiach, a dziewczynka usłyszała zgrzyt obracanego zamka.- Wchodź ostrożnie - doradził dajmon.Lyra pociągnęła drzwi ku sobie; otwierając je, odsunęła leżący śnieg, po czymwślizgnęła się do środka Gąsior - dajmon wszedł za nią.Pantalaimon był poruszony iprzerażony, nie chciał jednak, aby dajmon czarownicy dostrzegł jego strach, toteż przyfrunąłdo piersi Lyry i schronił się pod jej futrem.W chwili, gdy oczy Lyry przyzwyczaiły się do światła, dziewczynka zrozumiałaprzyczynę zachowania swego dajmona.W szeregu szklanych gablotek na półkach pod ścianami znajdowały się dajmony„oderwanych” dzieci: widmowe kształty kotów, ptaków, szczurów lub innych stworzeń;wszystkie były bardzo oszołomione, przerażone i niemal tak słabo widoczne jak dym.Gąsior wydał z siebie gniewny okrzyk, a Lyra zawołała do trzymanego kurczowo przypiersi Pantalaimona:- Nie patrz! Nie patrz!- Gdzie są właściciele tych dajmonów? - spytał gąsior, trzęsąc się z wściekłości.Lyra opowiedziała nieśmiało o swoim spotkaniu z małym Tonym Makariosem ipatrzyła przez ramię na biedne uwięzione dajmony, które gromadziły się z przodu gablot,przyciskając do szkła niemal przezroczyste łepki.Lyra słyszała ciche krzyki bólu i cierpienia.W mrocznym świetle słabych anbarycznych żarówek była w stanie dostrzec, że na każdejgablocie znajduje się kartka z nazwiskiem.Na jednej z czterech czy pięciu pustych gablotwidniał napis: „Tony Makarios”.- Chcę wypuścić te biedne istoty! - krzyknęła szaleńczo - Rozbiję szkło i jewypuszczę.Rozejrzała się wokół za jakimś ciężkim przedmiotem, niczego jednak nie znalazła.- Poczekaj - powiedział wówczas gąsior.Był dajmonem czarownicy, osobnikiem dużostarszym od dziewczynki i silniejszym, musiała go więc posłuchać.- Trzeba zrobić to w taki sposób, aby tamci ludzie sądzili, że ktoś z nich po prostuzapomniał zamknąć pomieszczenie na klucz i zostawił pootwierane klatki - wyjaśnił.- Gdybyzobaczyli stłuczone szkło i ślady stóp na śniegu, sądzisz, że nie znaleźliby odpowiedzialnej zato osoby? Jak długo, twoim zdaniem, byłabyś bezpieczna? A musisz przecież wytrwać doczasu, aż przybędą Cyganie [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • odbijak.htw.pl