[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Uważał jej zachowanie za pozę i spodziewał się, że dziew­czyna spróbuje uciec z komnaty lub zaalarmować domowni­ków.Jednak, mimo że aksamitny sznur, najprawdopodobniej używany do wzywania służby, wisiał w zasięgu jej ręki, dziewczyna nie próbowała zań pociągnąć.- Conan - powtórzyła niepewnie.- Nie jesteś Dagoniani­nem.Sądzę, że jesteś najemnym żołnierzem.Czy ściąłeś głowy wielu Yuetshom?- Nie walczę ze szczurami! - sarknął Conan.- Ale oni są straszni - mruknęła.- Pamiętam czasy, gdy byli naszymi niewolnikami.Potem zbuntowali się: palili, zabija­li.Tylko czary Khosatrala Khela trzymają ich z dala od murów.Przerwała i na jej twarzy pojawiło się zdziwienie.- Zapomniałam - szepnęła.- Oni wspięli się na mury ze­szłej nocy.Wokół słychać było krzyki i trzask płomieni, a ludzie daremnie wzywali Khosatrala Khela.Potrząsnęła głową, jakby próbując się otrząsnąć.- Przecież to niemożliwe - wymamrotała - ja żyję, a wyda­wało mi się, że jestem martwa.Och, do diabła z tym!Przeszła przez komnatę i biorąc Conana za rękę, pociągnęła go na łoże.Pozwolił na to, wciąż spodziewając się podstępu.Dziewczyna uśmiechnęła się do Conana jak senne dziecko; długie, jedwabiste rzęsy opadły przysłaniając ciemne, zasunięte mgłą oczy.Przesunęła dłonią po jego gęstych lokach, jakby chciała przekonać się, że jest rzeczywistością.- To był sen - ziewnęła.- Z pewnością to mi się tylko śniło.Teraz też czuję się jak we śnie.Nieważne.Nic nie pamiętam.Zapomniałam.jest coś, czego nie mogę zrozumieć, ale kiedy tylko próbuję o tym myśleć, staję się taka senna.W każdym razie to bez znaczenia.- Co masz na myśli? - zapytał Conan.- Mówisz, że wspięli się zeszłej nocy na mury? Kto?- Yuetshowie.Przynajmniej tak mi się zdaje.Kłęby dymu za­słoniły wszystko, a potem nagi zbroczony krwią potwór chwycił mnie za gardło i wbił nóż w piersi.Och, jak bolało! Ale to był tylko sen, bo - widzisz? - wcale nie mam blizny!Ospale obejrzała swą gładką pierś, po czym siadła Conanowi na kolana i otoczyła ramionami jego potężny kark.- Nie pamiętam - mruczała, tuląc swą ciemną główkę do jego masywnej piersi.- Wszystko wydaje się takie odległe i niewyraźne.To nic.Ty nie jesteś snem.Jesteś silny.Cieszmy się życiem, póki możemy.Kochaj mnie!Conan ułożył puszystą głowę w zagłębieniu zgiętego ramie­nia i z nieskrywaną przyjemnością ucałował pełne, czerwone wargi.- Jesteś silny - powtórzyła słabnącym głosem.Kochaj mnie, kochaj.Senne mamrotanie ucichło: długie rzęsy opadły, ciemne po­wieki zamknęły się i dziewczyna zwiotczała w ramionach Conana.Popatrzył na nią marszcząc brwi.Tak jak i całe miasto, wydawała się być złudzeniem, lecz ciepło i miękkość jej ciała świadczyły dobitnie, że ma w swych objęciach żywą istotę, a nie senną zjawę.Mimo to zakłopotany Conan pospiesznie ułożył ją na wyścielonym futrami łożu.Jej sen był zbyt głęboki, by mógł być naturalny.Zdecydował, że dziewczyna musiała zażyć jakiś narkotyk, może podobny do czarnego lotosu z Xuthal.Nagle zobaczył coś, co go zdziwiło.Wśród futer na łożu znajdowała się piękna, złocista skóra w czarne cętki.Conan wiedział, że zwierzę to wymarło przed tysiącem lat - był to bowiem wielki złoty leopard, zajmujący tak poczesne miejsce w hyboriańskich legendach i którego starożytni artyści tak chęt­nie przedstawiali na freskach.Z niedowierzaniem potrząsając głową, Conan wyszedł przez łukowato sklepione drzwi na kory­tarz.W budynku panowała cisza, lecz na zewnątrz wyczulone ucho barbarzyńcy pochwyciło dźwięk ludzkich kroków.Ktoś schodził z muru po tych schodach, z których Conan skoczył do komnaty.W chwilę później z niepokojem usłyszał, jak coś wylądowało z potężnym trzaskiem na podłodze pokoju, który dopiero co opuścił.Conan zawrócił i pospieszył krętym korytarzem, aż za­trzymał się na widok leżącego człowieka.Mężczyzna leżał na podłodze, połową ciała tkwiąc jeszcze w otworze zamaskowa­nych drzwi - teraz uchylonych.Szczupłe i ciemne ciało okrywała jedynie przepaska.Leżący miał ogoloną głowę, a na jego twarzy malowało się okrucieństwo.Conan pochylił się nad nim szukając przyczyny śmierci - śladu morderczego ciosu - i stwierdził, że mężczyzna jest pogrążony we śnie tak samo jak ciemnowłosa dziewczyna w komnacie.Tylko dlaczego wybrał sobie takie miejsce na drzemkę?Zastanawiając się nad tym, Conan wzdrygnął się usłyszawszy coś za sobą.Ktoś zbliżał się korytarzem.Conan rozejrzał się wokoło i zobaczył, że sień kończy się wielkimi drzwiami.Mogły być zamknięte.Jednym szarpnięciem wyciągnął śpiącego mężczyznę z ukrytego przejścia i przeszedł przez próg, zamykając drzwi za sobą.Stojąc w ciemności usłyszał, że odgłos kroków urwał się przed jego kryjówką i lekki dreszcz przebiegł mu po krzyżu.W ten sposób nie mógł stąpać ani człowiek, ani żadne ze znanych barbarzyńcy zwierząt [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • odbijak.htw.pl