[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Margaret, musisz ją przynajmniej wspierać.- Ona ma piętnaście lat - odparła.- Jest już wystarczająco dorosła, żeby sama podejmowała takie decyzje.- Chcę, żeby miała okazję nauczyć się cieszyć z towarzystwainnych ludzi.- Nie wszyscy są podobni do ciebie, Alanie.Są ludzie, którzy wolą nie panoszyć się wszędzie i nie narzucać innym.- O co ci do cholery chodzi?- O nic.Po prostu.przestań ją zmuszać!- Co ona będzie robić w czasie wakacji? Margaret wydała się zaniepokojona.- Co masz na myśli mówiąc "robić"?- Może powinniśmy wyjechać pod namiot?- W żadnym wypadku! W zeszłym roku było strasznie!- Zaczekaj! Zapanujmy nad tym dramatem.Stęskniła się za domem - przywieźliśmy ją do domu.I co? Czy ma zostać tu na zawsze?- Nie musi wyjeżdżać na camping.Zawsze mówisz, jaka wspaniała dla dzieci jest wieś.Niech się nią cieszy! Może pójść na spacer, wspinać się, popływać, robić co tylko będzie chciała.- Sama?Margaret walnęła pięścią w stół.- Jeśli tak będzie chciała! Zostaw ją w spokoju, Alanie!- Przestań krzyczeć.- Wyprowadzasz mnie z równowagi.W jej oczach pojawiły się łzy.Springer wstał, odłożył serwetkę na krzesło i położył ręce na jej ramionach.Odsunęła się.- To jest twoja odpowiedź na wszystko, prawda? Po prostu przytulisz się do mnie i wszystko dobrze.Cofnął się, zaskoczony.- Dotykanie bywa dla mnie sposobem wyrażania uczuć.- Cóż, ja tego tak nie odczuwam.- Przepraszam - odpowiedział.- Muszę posprzątać.Nie podnosząc wzroku, wstała i zaczęła układać talerze w zmywarce.Springer ruszył, żeby jej pomóc, ale odepchnęła go ze zniecierpliwieniem.Popatrzył na nią przez chwilę i wyszedł na znajdującą się od strony ogrodu werandę.Odetchnął chłodnym, wieczornym powietrzem.Niebo było wyjątkowo przejrzyste i gwiazdy wydawały się tak bliskie, jak niebieskie światła w starym ośrodku.Margaret, Margaret.Co on takiego zrobił? Co się stało? Kiedyś byli w sobie zakochani.A teraz stanowili tylko parę ludzi, którzy nie mają sobie zbyt wiele do powiedzenia, łączy ich zaś ze sobą nieszczęśliwe dziecko.W dużej mierze miało to związek z Hudson City.Springer kochał okolicę Adirondack i ciągle cieszył się ze swego tryumfalnego powrotu do miasteczka, w którym jego rodzina dawniej żyła w ubogiej chacie.Margaret nienawidziła tego wszystkiego.Kiedyś w czasie strasznej kłótni powiedziała, że nigdy by nie przyjechała, gdyby wiedziała, że mają tu zostać.Alan zwrócił jej uwagę, że oboje nie wiedzieli - złapał tymczasowe zajęcie, świeżo po studiach, kiedy Margaret spodziewała się dziecka i potrzebował jakiejś stałej pracy.A teraz był zbyt zaangażowany zawodowo w miasteczku, żeby wyjechać.Kiedy wrócił do mieszkania, kuchnia była pusta, a z góry, łazienki, dolatywał szum prysznica.Springer usiadł w fotelu i starał się skupić myśli na tym, co przeczytał w magazynie "Time".W dziale medycznym przerzucił pobieżnie szósty już chyba w tym roku artykuł na temat litu, nie dowiadując się niczego nowego, i przejrzał ostatnie strony, zostawiając wiadomości polityczne na koniec.Zastanawiał się, czy czytać trzystronicowy artykuł w dziale religijnym, kiedy nagle usiadł jak wryty, ściskając gazetę obiema rękami.Tematem artykułu była nowa sekta religijna.Springer zwrócił uwagę na zdjęcie grupy modlących się ludzi.Przyglądał się z niedowierzaniem.Jednym z wyznawców okazał się ten wysoki, jasnowłosy sanitariusz, który uprowadził człowieka ze złamaną nogą.Oczyśćcie się dla Chrystusa - głosił podpis.- Zgromadzenie Modlitwy Błękitnego Bractwa.W artykule opatrzonym tytułem Przednia straż, "Time" opisywał szybko rosnącą fundamentalistyczną sektę, nazywającą się Błękitne Bractwo.Wyznawcy czcili Michała Archanioła, posłańca bożego, który wyrzucił Szatana z nieba.Wierzyli, że waleczny Archanioł wkrótce zstąpi na ziemię, aby oczyścić ją przed ponownym nadejściem Chrystusa.- Błękitne Bractwo? - powiedział głośno Springer.Przyjrzał się uważniej zdjęciu.To był ten sam mężczyzna.Skrajnie purytańscy członkowie Bractwa nawrócili na swoją wiarę tysiące ludzi na Zachodnim Wybrzeżu i chcieli nieść swoje posłanie na wschód.Zwolennicy sekty mówili o miłości, zrozumieniu i prostej, wypływającej z serca wierze, którą propagowali wśród wyznawców.Wielu byłych narkomanów i uciekinierów z domów doświadczyło pozytywnej przemiany, jaką Braciszkowie, jak ich zdrobniale nazywano, wywołali w ich życiu.Przeciwnicy sekty oskarżali ją o pranie mózgów, pozbawianie nawracanych woli i zmuszanie ich, aby poświęcili swoje życie i mienie na rzecz ruchu.Kilku potomków bogatych rodzin oddało sekcie swój majątek, a w jednym wypadku Bractwo wystąpiło do sądu i wygrało, zatrzymując to, co zostało mu zapisane.Zwolennicy i przeciwnicy byli jednak zgodni co do jednego.Wyznawcy wyjątkowo skutecznie zdobywali nowych członków oraz duże sumy pieniędzy, które wydawali dla wypełnienia swojej misji.Sekta miała całkiem spore posiadłości w Kalifornii, Oregonie i w stanie Waszyngton.Wybierali na swoje siedziby rejony wiejskie, mimo że wyznawców werbowali zwykle w miastach.Przywódcą Błękitnego Bractwa był tajemniczy, rzadko widywany człowiek, znany jedynie jako Michał.W tej chwili Springer przypomniał sobie, że kiedy chłopak, Joseph, leżał na stole operacyjnym, jego współtowarzysze prosili Boga, żeby ulżył cierpieniu Michała.Rany boskie, to gromada fanatyków! Niech no tylko miasto się o tym dowie.Biedny Bob!Nie będzie hotelu.Doktor wybuchnął nerwowym śmiechem.Obłąkani wrócili! I tym razem to oni mają klucze do bramy wejściowej.Bob Kent spurpurowiał.- Skurczybyki! Dlaczego nie powiedzieli, kim są?!Springer sączył burbona i mówił:- To by niczego nie zmieniło.Bank i tak by im to sprzedał.- Powiedz to wyborcom! - podniósł głos burmistrz.- O rany, będą mnie winić za to, że nie powstanie żaden hotel! Ten cholerny bank musiał o wszystkim od dawna wiedzieć!- Zapomną o wszystkim do listopada.- Czy zdajesz sobie sprawę, co to znaczy!? - ryczał Kent.- Oprócz tego, że nie będzie hotelu?- To oznacza mnóstwo rzeczy - odparł spokojnie Springer.- Ale wiem, co cię gnębi.Nie będą płacić podatków.- Masz cholerną rację! - powiedział Bob.- Osiemdziesiąt hektarów pięknej ziemi i największy, przeklęty budynek w całej okolicy.Czy wiesz, że na obszarze Catskills niektóre z okręgów straciły jedną trzecią mogącego przynieść podatki majątku na rzecz działających za darmo fanatyków - medytujących, guru, czy jak im tam? Nie, nie będą wolni od podatków w tym mieście!- Życzę powodzenia!- Błękitne Bractwo - jęczał Kent.- Dlaczego my? - spojrzał na Springera, który uśmiechał się uprzejmie.- Bawi cię to, Alanie?Doktor wzruszył ramionami.- Mówiłem ci.Mogliśmy zbijać masę pieniędzy na ośrodku dla narkomanów.- Nie chcę o tym słyszeć.Hotel wyciągnąłby nas z dołka!- Przykro mi, Bob.Nie przyszedłem tu, żeby się odgrywać.Pomyślałem tylko, że chciałbyś dowiedzieć się o tym pierwszy.- Taak - westchnął Kent.- No cóż, mamy nowych sąsiadów.Postarajmy się skorzystać na tym jak najwięcej.Będą potrzebować ubrań, jedzenia i innych rzeczy, a jeżeli pozostaniemy w dobrych stosunkach, to nadal będą kupować na miejscu.- Podniósł swoje krępe ciało z fotela i nalał więcej burbona do szklaneczek.Jego okrągła twarz rozjaśniła się.- Myślę, że celowo starają się tu zadomowić i przyczynić się do rozwoju miasta.Za te same pieniądze, które tu wydają, mogliby kupić o wiele więcej w Warrington albo w Saratodze [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl odbijak.htw.pl
.- Margaret, musisz ją przynajmniej wspierać.- Ona ma piętnaście lat - odparła.- Jest już wystarczająco dorosła, żeby sama podejmowała takie decyzje.- Chcę, żeby miała okazję nauczyć się cieszyć z towarzystwainnych ludzi.- Nie wszyscy są podobni do ciebie, Alanie.Są ludzie, którzy wolą nie panoszyć się wszędzie i nie narzucać innym.- O co ci do cholery chodzi?- O nic.Po prostu.przestań ją zmuszać!- Co ona będzie robić w czasie wakacji? Margaret wydała się zaniepokojona.- Co masz na myśli mówiąc "robić"?- Może powinniśmy wyjechać pod namiot?- W żadnym wypadku! W zeszłym roku było strasznie!- Zaczekaj! Zapanujmy nad tym dramatem.Stęskniła się za domem - przywieźliśmy ją do domu.I co? Czy ma zostać tu na zawsze?- Nie musi wyjeżdżać na camping.Zawsze mówisz, jaka wspaniała dla dzieci jest wieś.Niech się nią cieszy! Może pójść na spacer, wspinać się, popływać, robić co tylko będzie chciała.- Sama?Margaret walnęła pięścią w stół.- Jeśli tak będzie chciała! Zostaw ją w spokoju, Alanie!- Przestań krzyczeć.- Wyprowadzasz mnie z równowagi.W jej oczach pojawiły się łzy.Springer wstał, odłożył serwetkę na krzesło i położył ręce na jej ramionach.Odsunęła się.- To jest twoja odpowiedź na wszystko, prawda? Po prostu przytulisz się do mnie i wszystko dobrze.Cofnął się, zaskoczony.- Dotykanie bywa dla mnie sposobem wyrażania uczuć.- Cóż, ja tego tak nie odczuwam.- Przepraszam - odpowiedział.- Muszę posprzątać.Nie podnosząc wzroku, wstała i zaczęła układać talerze w zmywarce.Springer ruszył, żeby jej pomóc, ale odepchnęła go ze zniecierpliwieniem.Popatrzył na nią przez chwilę i wyszedł na znajdującą się od strony ogrodu werandę.Odetchnął chłodnym, wieczornym powietrzem.Niebo było wyjątkowo przejrzyste i gwiazdy wydawały się tak bliskie, jak niebieskie światła w starym ośrodku.Margaret, Margaret.Co on takiego zrobił? Co się stało? Kiedyś byli w sobie zakochani.A teraz stanowili tylko parę ludzi, którzy nie mają sobie zbyt wiele do powiedzenia, łączy ich zaś ze sobą nieszczęśliwe dziecko.W dużej mierze miało to związek z Hudson City.Springer kochał okolicę Adirondack i ciągle cieszył się ze swego tryumfalnego powrotu do miasteczka, w którym jego rodzina dawniej żyła w ubogiej chacie.Margaret nienawidziła tego wszystkiego.Kiedyś w czasie strasznej kłótni powiedziała, że nigdy by nie przyjechała, gdyby wiedziała, że mają tu zostać.Alan zwrócił jej uwagę, że oboje nie wiedzieli - złapał tymczasowe zajęcie, świeżo po studiach, kiedy Margaret spodziewała się dziecka i potrzebował jakiejś stałej pracy.A teraz był zbyt zaangażowany zawodowo w miasteczku, żeby wyjechać.Kiedy wrócił do mieszkania, kuchnia była pusta, a z góry, łazienki, dolatywał szum prysznica.Springer usiadł w fotelu i starał się skupić myśli na tym, co przeczytał w magazynie "Time".W dziale medycznym przerzucił pobieżnie szósty już chyba w tym roku artykuł na temat litu, nie dowiadując się niczego nowego, i przejrzał ostatnie strony, zostawiając wiadomości polityczne na koniec.Zastanawiał się, czy czytać trzystronicowy artykuł w dziale religijnym, kiedy nagle usiadł jak wryty, ściskając gazetę obiema rękami.Tematem artykułu była nowa sekta religijna.Springer zwrócił uwagę na zdjęcie grupy modlących się ludzi.Przyglądał się z niedowierzaniem.Jednym z wyznawców okazał się ten wysoki, jasnowłosy sanitariusz, który uprowadził człowieka ze złamaną nogą.Oczyśćcie się dla Chrystusa - głosił podpis.- Zgromadzenie Modlitwy Błękitnego Bractwa.W artykule opatrzonym tytułem Przednia straż, "Time" opisywał szybko rosnącą fundamentalistyczną sektę, nazywającą się Błękitne Bractwo.Wyznawcy czcili Michała Archanioła, posłańca bożego, który wyrzucił Szatana z nieba.Wierzyli, że waleczny Archanioł wkrótce zstąpi na ziemię, aby oczyścić ją przed ponownym nadejściem Chrystusa.- Błękitne Bractwo? - powiedział głośno Springer.Przyjrzał się uważniej zdjęciu.To był ten sam mężczyzna.Skrajnie purytańscy członkowie Bractwa nawrócili na swoją wiarę tysiące ludzi na Zachodnim Wybrzeżu i chcieli nieść swoje posłanie na wschód.Zwolennicy sekty mówili o miłości, zrozumieniu i prostej, wypływającej z serca wierze, którą propagowali wśród wyznawców.Wielu byłych narkomanów i uciekinierów z domów doświadczyło pozytywnej przemiany, jaką Braciszkowie, jak ich zdrobniale nazywano, wywołali w ich życiu.Przeciwnicy sekty oskarżali ją o pranie mózgów, pozbawianie nawracanych woli i zmuszanie ich, aby poświęcili swoje życie i mienie na rzecz ruchu.Kilku potomków bogatych rodzin oddało sekcie swój majątek, a w jednym wypadku Bractwo wystąpiło do sądu i wygrało, zatrzymując to, co zostało mu zapisane.Zwolennicy i przeciwnicy byli jednak zgodni co do jednego.Wyznawcy wyjątkowo skutecznie zdobywali nowych członków oraz duże sumy pieniędzy, które wydawali dla wypełnienia swojej misji.Sekta miała całkiem spore posiadłości w Kalifornii, Oregonie i w stanie Waszyngton.Wybierali na swoje siedziby rejony wiejskie, mimo że wyznawców werbowali zwykle w miastach.Przywódcą Błękitnego Bractwa był tajemniczy, rzadko widywany człowiek, znany jedynie jako Michał.W tej chwili Springer przypomniał sobie, że kiedy chłopak, Joseph, leżał na stole operacyjnym, jego współtowarzysze prosili Boga, żeby ulżył cierpieniu Michała.Rany boskie, to gromada fanatyków! Niech no tylko miasto się o tym dowie.Biedny Bob!Nie będzie hotelu.Doktor wybuchnął nerwowym śmiechem.Obłąkani wrócili! I tym razem to oni mają klucze do bramy wejściowej.Bob Kent spurpurowiał.- Skurczybyki! Dlaczego nie powiedzieli, kim są?!Springer sączył burbona i mówił:- To by niczego nie zmieniło.Bank i tak by im to sprzedał.- Powiedz to wyborcom! - podniósł głos burmistrz.- O rany, będą mnie winić za to, że nie powstanie żaden hotel! Ten cholerny bank musiał o wszystkim od dawna wiedzieć!- Zapomną o wszystkim do listopada.- Czy zdajesz sobie sprawę, co to znaczy!? - ryczał Kent.- Oprócz tego, że nie będzie hotelu?- To oznacza mnóstwo rzeczy - odparł spokojnie Springer.- Ale wiem, co cię gnębi.Nie będą płacić podatków.- Masz cholerną rację! - powiedział Bob.- Osiemdziesiąt hektarów pięknej ziemi i największy, przeklęty budynek w całej okolicy.Czy wiesz, że na obszarze Catskills niektóre z okręgów straciły jedną trzecią mogącego przynieść podatki majątku na rzecz działających za darmo fanatyków - medytujących, guru, czy jak im tam? Nie, nie będą wolni od podatków w tym mieście!- Życzę powodzenia!- Błękitne Bractwo - jęczał Kent.- Dlaczego my? - spojrzał na Springera, który uśmiechał się uprzejmie.- Bawi cię to, Alanie?Doktor wzruszył ramionami.- Mówiłem ci.Mogliśmy zbijać masę pieniędzy na ośrodku dla narkomanów.- Nie chcę o tym słyszeć.Hotel wyciągnąłby nas z dołka!- Przykro mi, Bob.Nie przyszedłem tu, żeby się odgrywać.Pomyślałem tylko, że chciałbyś dowiedzieć się o tym pierwszy.- Taak - westchnął Kent.- No cóż, mamy nowych sąsiadów.Postarajmy się skorzystać na tym jak najwięcej.Będą potrzebować ubrań, jedzenia i innych rzeczy, a jeżeli pozostaniemy w dobrych stosunkach, to nadal będą kupować na miejscu.- Podniósł swoje krępe ciało z fotela i nalał więcej burbona do szklaneczek.Jego okrągła twarz rozjaśniła się.- Myślę, że celowo starają się tu zadomowić i przyczynić się do rozwoju miasta.Za te same pieniądze, które tu wydają, mogliby kupić o wiele więcej w Warrington albo w Saratodze [ Pobierz całość w formacie PDF ]