[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Oczywiście, masz rację, szukaj dla niej kogoś.Ale nie obiecuj sobie zbyt wie-le.Solidnych chłopców ze świecą dzisiaj szukać.Wiana coraz wyższe, wdziesiątkach tysięcy, a nawet w setkach.Mimo to sytuacja jeszcze nie całkiembeznadziejna.Spróbujemy, ale sugeruję, żeby Lata przyjechała do Kalkuty wlecie.Zorganizujemy parę spotkań itp.Ale nic nie zdziałamy wbrew jej woli.Warun buja w obłokach, studiuje tylko wtedy, gdy go do tego przymuszam.Dziewczęta go nie interesują, tylko konie.I jakieś idiotyczne piosenki.Apar-na w dobrej formie, pyta ciągle o swoją Dadi, więc bądz pewna, że bardzo zatobą tęskni.M.stopiła medal Tatusia (Inż.) na kolczyki i łańcuszek, ale ura-towałem Fizykę.To się więcej nie powtórzy, nie ma obawy.A tak wszystkopo staremu.Ból w krzyżu trochę ustał.U atterdzich też nic nowego.Napiszędłuższy list, kiedy czas pozwoli.RLPozdrowienia i uściski (od nas wszystkich)ArunTen krótki list, pisany w telegraficznym niemal skrócie, niedbałym, pochy-łym pod kątem trzydziestu stopni, z lewa w prawo pismem Aruna,przyszedł do Brahmpuru pewnego dnia popołudniową pocztą i wylądował wmieszkaniu Prana i Sa wity jak granat.Mrs Rupa Mehra przeczytała go i za-nim jeszcze (co nie uszłoby bacznej uwagi jej starszego syna, gdyby przy tymbył) koniuszek jej nosa zdążył się zaczerwienić, wybuchnęła niepohamowa-nym szlochem.Właściwie, mówiąc bez ogródek, była do głębi wstrząśnięta, amiała do tego oczywisty powód.Jak ona śmiała, jej własna synowa, stopić tenmedal?! Co za bezduszność, co za okrucieństwo! Nie liczyła się ani trochę zuczuciami swoich bliskich.Nic tak nie wytrąciło Mrs Rupy Mehry z równo-wagi, i to przez całe lata, jak ten próżny, zimny, wykalkulowany egoizm.Na-wet sam ślub Aruna z Minakszi nie był dla niej takim ciosem jak stopienie wjubilerskim tyglu medalu z wygrawerowanym w złocie imieniem jej męża.Mrs Rupa Mehra zawsze stawiała swego męża na piedestale i za życia, i pojego śmierci, dlatego też myśl, że jedna z nielicznych, drogocennych pamiątekpo nim, które jednoczyły ją z nim tu, na ziemi, została tak bestialsko bojakim innym słowem można nazwać taką okrutną bezduszność? bestialskozniszczona, raniła ją boleśnie i dlatego matka Aruna rozpływała się we łzach:łzach żalu, gniewu, goryczy i bezsilności.Jej mąż był przodownikiem nauki wRoorkee College i zawsze wspominał swoje lata studenckie z czułością i niebez dumy.Nie był kujonem, a mimo to osiągał na uczelni doskonałe wyniki.Lubili go zarówno koledzy, jak i wykładowcy.Tylko z rysunku miał zawszeniskie oceny.Mrs Rupa Mehra, oglądając obrazki, które malował w pamiętni-kach dla dzieci, uważała, że wykładowca tego przedmiotu uwziął się na niego,bo sam był jakimś ograniczonym, niesprawiedliwym ignorantem.Ochłonąwszy nieco po pierwszym szoku i skropiwszy skronie wodą ko-lońską, wyszła do ogrodu.Dzień był ciepły, ale znad rzeki płynął łagodnypowiew wiatru.Sawita drzemała w swoim pokoju, a wszyscy inni domownicybyli nieobecni.Mrs Rupa Mehra spojrzała na nie zmiecioną ścieżkę obokklombu żółtych kann.Młoda sprzątaczka rozmawiała z ogrodnikiem w cieniuRLmorwy. Muszę jej zwrócić uwagę", pomyślała Mrs Rupa Mehra na pół przy-tomnie.Ojciec Mansura, kuty na cztery nogi stary wyga Matin, wyszedł na weran-dę z księgą rachunkową w ręku.Mrs Rupa Mehra nie była w nastroju do pod-liczeń, ale uważała to za swój obowiązek.Osowiała wróciła na werandę, wy-jęła z czarnej torby okulary i otworzyła księgę rachunkową.Sprzątaczka wzięła miotłę i zabrała się do zamiatania zeschniętych liści,gałązek i zwiędłych kwiatów, które spadały z drzew na ścieżkę.Mrs RupaMehra popatrzyła bezmyślnie na otwartą księgę z rachunkami. Może przyjdę pózniej? zasugerował Matin. Nie, nie.Poczekaj.Zrobię to od ręki. Wyjęła niebieski ołówek ispojrzała na kolumnę wydatków.Po powrocie Matina ze wsi buchalteria stałasię dla Mrs Rupy Mehry bardzo uciążliwym zadaniem: raz, ze względu na je-go niekonwencjonalną pisownię w hindi, a dwa, ponieważ w przeciwieństwiedo swojego syna Matin był człowiekiem bardzo wprawnym w fałszowaniuksiąg. A to co? spytała Mrs Rupa Mehra. Znowu cała puszka ghi?!Co ty sobie wyobrażasz? Nie jesteśmy chyba milionerami? Kiedy zamówili-śmy ostatnią puszkę? Będzie gdzieś ze dwa miesiące temu, burri memsahib. A Mansur nie kupił przypadkiem drugiej puszki, kiedy ty zrobiłeś so-bie urlop i wylegiwałeś się na wsi? Być może, burri memsahib.Nie wiem.Nie widziałem.Mrs Rupa Mehra zaczęła przerzucać kartki księgi rachunkowej, aż dotarłado wpisu uczynionego bardziej czytelnym pismem Mansura. Kupił jedną, również czteroseerową, miesiąc temu.Wydał prawiedwadzieścia rupii.I 'co się z nią stało? Nie jesteśmy dużą rodziną.Może gdy-by był nas tuzin, tobym się nie zdziwiła, że skończyliśmy całą puszkę w takimzastraszającym tempie. Dopiero co wróciłem, więc nic nie wiem bronił się zawzięcie Ma-tin, zerkając na sprzątaczkę.RL Gdyby cię nie kontrolowano, roztrwoniłbyś pieniądze, kupując co ty-dzień szesnastoseerową puszkę ghi zbeształa go Mrs Rupa Mehra.Dowiedz się, co się stało z resztą. Dodajemy zawsze ghi do puri i do parathów, i na dal.I na omastę naćapati i ryż dla sahiba.Tak sobie życzy memsahib. usprawiedliwiał siędalej Matin. A tam, takie gadanie! przerwała mu Mrs Rupa Mehra. Dobrzewiem, ile ghi trzeba na to wszystko przeznaczyć.Chcę wiedzieć, gdzie siępodziała reszta.To nie pensjonat z utrzymaniem ani nie cukiernia. Ma się rozumieć, burri memsahib. Chociaż do młodego Mansura jakoś to wcale nie dociera.Matin zasępił się z wyrazem głębokiej dezaprobaty. Wyjada słodycze i wypija nimbu pani, które trzyma się dla gości ciągnęła oskarżycielsko Mrs Rupa Mehra. Porozmawiam z nim, burri memsahib. Jeśli chodzi o słodycze, właściwie nie jestem pewna, czy to on przyznała uczciwie Mrs Rupa Mehra. Straszny z niego urwis.A ty.ty teżo mnie wcale nie dbasz.Nigdy nie przynosisz mi regularnie herbaty.Nikt tu-taj o mnie nie dba.U sahiba Aruna w Kalkucie służba przynosi mi herbatękilka razy dziennie.W tym domu nikt mnie nawet o to nie pyta.Gdybym mia-ła własny dom,byłoby zupełnie inaczej.Matin, uznawszy, że podliczenia skończone, poszedł po herbatę dla MrsRupy Mehry.W kwadrans pózniej Sawita, która wyłoniła się ze swojego po-koju po popołudniowej drzemce, zaspana, ale jak zwykle czarująca, wyszła nawerandę i zastała matkę nad listem od Aruna we łzach.Mrs RupaMehra szlochała: Kolczyki! I on mi pisze, że to na kolczyki!Kiedy Sawita dowiedziała się, co się stało, była oburzona niecnym postęp-kiem Minakszi i ogromnie żal jej było matki. Jak ona mogła tak postąpić? powiedziała rozgniewana.Sawita była bardzo zrównoważona i na ogół potrafiła panować nad emo-cjami, ale w głębi duszy była bardzo opiekuńcza i w miarę swoich sił starałaRLsię chronić swoich najbliższych przed cierpieniem.Z natury była właściwiebardzo niezależna i zdecydowana, ale jednocześnie tak subtelna, że tylko ci,którzy naprawdę bardzo dobrze ją znali, wiedzieli, że nie poddawała się bier-nie losowi, a wręcz przeciwnie potrafiła nagiąć innych do swojej woli.Objęła matkę, przytuliła ją mocno do siebie i powiedziała: Zadziwia mnie postawa Minakszi.Zrobię wszystko, co w mojej mocy,żeby zabezpieczyć drugi medal [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl odbijak.htw.pl
.Oczywiście, masz rację, szukaj dla niej kogoś.Ale nie obiecuj sobie zbyt wie-le.Solidnych chłopców ze świecą dzisiaj szukać.Wiana coraz wyższe, wdziesiątkach tysięcy, a nawet w setkach.Mimo to sytuacja jeszcze nie całkiembeznadziejna.Spróbujemy, ale sugeruję, żeby Lata przyjechała do Kalkuty wlecie.Zorganizujemy parę spotkań itp.Ale nic nie zdziałamy wbrew jej woli.Warun buja w obłokach, studiuje tylko wtedy, gdy go do tego przymuszam.Dziewczęta go nie interesują, tylko konie.I jakieś idiotyczne piosenki.Apar-na w dobrej formie, pyta ciągle o swoją Dadi, więc bądz pewna, że bardzo zatobą tęskni.M.stopiła medal Tatusia (Inż.) na kolczyki i łańcuszek, ale ura-towałem Fizykę.To się więcej nie powtórzy, nie ma obawy.A tak wszystkopo staremu.Ból w krzyżu trochę ustał.U atterdzich też nic nowego.Napiszędłuższy list, kiedy czas pozwoli.RLPozdrowienia i uściski (od nas wszystkich)ArunTen krótki list, pisany w telegraficznym niemal skrócie, niedbałym, pochy-łym pod kątem trzydziestu stopni, z lewa w prawo pismem Aruna,przyszedł do Brahmpuru pewnego dnia popołudniową pocztą i wylądował wmieszkaniu Prana i Sa wity jak granat.Mrs Rupa Mehra przeczytała go i za-nim jeszcze (co nie uszłoby bacznej uwagi jej starszego syna, gdyby przy tymbył) koniuszek jej nosa zdążył się zaczerwienić, wybuchnęła niepohamowa-nym szlochem.Właściwie, mówiąc bez ogródek, była do głębi wstrząśnięta, amiała do tego oczywisty powód.Jak ona śmiała, jej własna synowa, stopić tenmedal?! Co za bezduszność, co za okrucieństwo! Nie liczyła się ani trochę zuczuciami swoich bliskich.Nic tak nie wytrąciło Mrs Rupy Mehry z równo-wagi, i to przez całe lata, jak ten próżny, zimny, wykalkulowany egoizm.Na-wet sam ślub Aruna z Minakszi nie był dla niej takim ciosem jak stopienie wjubilerskim tyglu medalu z wygrawerowanym w złocie imieniem jej męża.Mrs Rupa Mehra zawsze stawiała swego męża na piedestale i za życia, i pojego śmierci, dlatego też myśl, że jedna z nielicznych, drogocennych pamiątekpo nim, które jednoczyły ją z nim tu, na ziemi, została tak bestialsko bojakim innym słowem można nazwać taką okrutną bezduszność? bestialskozniszczona, raniła ją boleśnie i dlatego matka Aruna rozpływała się we łzach:łzach żalu, gniewu, goryczy i bezsilności.Jej mąż był przodownikiem nauki wRoorkee College i zawsze wspominał swoje lata studenckie z czułością i niebez dumy.Nie był kujonem, a mimo to osiągał na uczelni doskonałe wyniki.Lubili go zarówno koledzy, jak i wykładowcy.Tylko z rysunku miał zawszeniskie oceny.Mrs Rupa Mehra, oglądając obrazki, które malował w pamiętni-kach dla dzieci, uważała, że wykładowca tego przedmiotu uwziął się na niego,bo sam był jakimś ograniczonym, niesprawiedliwym ignorantem.Ochłonąwszy nieco po pierwszym szoku i skropiwszy skronie wodą ko-lońską, wyszła do ogrodu.Dzień był ciepły, ale znad rzeki płynął łagodnypowiew wiatru.Sawita drzemała w swoim pokoju, a wszyscy inni domownicybyli nieobecni.Mrs Rupa Mehra spojrzała na nie zmiecioną ścieżkę obokklombu żółtych kann.Młoda sprzątaczka rozmawiała z ogrodnikiem w cieniuRLmorwy. Muszę jej zwrócić uwagę", pomyślała Mrs Rupa Mehra na pół przy-tomnie.Ojciec Mansura, kuty na cztery nogi stary wyga Matin, wyszedł na weran-dę z księgą rachunkową w ręku.Mrs Rupa Mehra nie była w nastroju do pod-liczeń, ale uważała to za swój obowiązek.Osowiała wróciła na werandę, wy-jęła z czarnej torby okulary i otworzyła księgę rachunkową.Sprzątaczka wzięła miotłę i zabrała się do zamiatania zeschniętych liści,gałązek i zwiędłych kwiatów, które spadały z drzew na ścieżkę.Mrs RupaMehra popatrzyła bezmyślnie na otwartą księgę z rachunkami. Może przyjdę pózniej? zasugerował Matin. Nie, nie.Poczekaj.Zrobię to od ręki. Wyjęła niebieski ołówek ispojrzała na kolumnę wydatków.Po powrocie Matina ze wsi buchalteria stałasię dla Mrs Rupy Mehry bardzo uciążliwym zadaniem: raz, ze względu na je-go niekonwencjonalną pisownię w hindi, a dwa, ponieważ w przeciwieństwiedo swojego syna Matin był człowiekiem bardzo wprawnym w fałszowaniuksiąg. A to co? spytała Mrs Rupa Mehra. Znowu cała puszka ghi?!Co ty sobie wyobrażasz? Nie jesteśmy chyba milionerami? Kiedy zamówili-śmy ostatnią puszkę? Będzie gdzieś ze dwa miesiące temu, burri memsahib. A Mansur nie kupił przypadkiem drugiej puszki, kiedy ty zrobiłeś so-bie urlop i wylegiwałeś się na wsi? Być może, burri memsahib.Nie wiem.Nie widziałem.Mrs Rupa Mehra zaczęła przerzucać kartki księgi rachunkowej, aż dotarłado wpisu uczynionego bardziej czytelnym pismem Mansura. Kupił jedną, również czteroseerową, miesiąc temu.Wydał prawiedwadzieścia rupii.I 'co się z nią stało? Nie jesteśmy dużą rodziną.Może gdy-by był nas tuzin, tobym się nie zdziwiła, że skończyliśmy całą puszkę w takimzastraszającym tempie. Dopiero co wróciłem, więc nic nie wiem bronił się zawzięcie Ma-tin, zerkając na sprzątaczkę.RL Gdyby cię nie kontrolowano, roztrwoniłbyś pieniądze, kupując co ty-dzień szesnastoseerową puszkę ghi zbeształa go Mrs Rupa Mehra.Dowiedz się, co się stało z resztą. Dodajemy zawsze ghi do puri i do parathów, i na dal.I na omastę naćapati i ryż dla sahiba.Tak sobie życzy memsahib. usprawiedliwiał siędalej Matin. A tam, takie gadanie! przerwała mu Mrs Rupa Mehra. Dobrzewiem, ile ghi trzeba na to wszystko przeznaczyć.Chcę wiedzieć, gdzie siępodziała reszta.To nie pensjonat z utrzymaniem ani nie cukiernia. Ma się rozumieć, burri memsahib. Chociaż do młodego Mansura jakoś to wcale nie dociera.Matin zasępił się z wyrazem głębokiej dezaprobaty. Wyjada słodycze i wypija nimbu pani, które trzyma się dla gości ciągnęła oskarżycielsko Mrs Rupa Mehra. Porozmawiam z nim, burri memsahib. Jeśli chodzi o słodycze, właściwie nie jestem pewna, czy to on przyznała uczciwie Mrs Rupa Mehra. Straszny z niego urwis.A ty.ty teżo mnie wcale nie dbasz.Nigdy nie przynosisz mi regularnie herbaty.Nikt tu-taj o mnie nie dba.U sahiba Aruna w Kalkucie służba przynosi mi herbatękilka razy dziennie.W tym domu nikt mnie nawet o to nie pyta.Gdybym mia-ła własny dom,byłoby zupełnie inaczej.Matin, uznawszy, że podliczenia skończone, poszedł po herbatę dla MrsRupy Mehry.W kwadrans pózniej Sawita, która wyłoniła się ze swojego po-koju po popołudniowej drzemce, zaspana, ale jak zwykle czarująca, wyszła nawerandę i zastała matkę nad listem od Aruna we łzach.Mrs RupaMehra szlochała: Kolczyki! I on mi pisze, że to na kolczyki!Kiedy Sawita dowiedziała się, co się stało, była oburzona niecnym postęp-kiem Minakszi i ogromnie żal jej było matki. Jak ona mogła tak postąpić? powiedziała rozgniewana.Sawita była bardzo zrównoważona i na ogół potrafiła panować nad emo-cjami, ale w głębi duszy była bardzo opiekuńcza i w miarę swoich sił starałaRLsię chronić swoich najbliższych przed cierpieniem.Z natury była właściwiebardzo niezależna i zdecydowana, ale jednocześnie tak subtelna, że tylko ci,którzy naprawdę bardzo dobrze ją znali, wiedzieli, że nie poddawała się bier-nie losowi, a wręcz przeciwnie potrafiła nagiąć innych do swojej woli.Objęła matkę, przytuliła ją mocno do siebie i powiedziała: Zadziwia mnie postawa Minakszi.Zrobię wszystko, co w mojej mocy,żeby zabezpieczyć drugi medal [ Pobierz całość w formacie PDF ]