[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Nie trzeba dodawać, że ”złudzenia” są zawsze oficjalnie zdefiniowane.Nie musimy przejmować się proble­mem, czy coś jest realne, czy nierealne.Mówi się jedynie o przydatności.Znaczenie ma tu system i to, jak w nim plasują się dane.Niektóre do siebie pasują, inne nie.Thomas Pynchon, Gravity's RainbowI znowu zmarli, tym razem tylko troje, przylatywali po­rannym samolotem z Dar.To lepiej niż pięcioro - myślał Daud Mahmoud Barwani, ale było to i tak więcej niż trzeba.Tamci nie spowodowali żadnych kłopotów dwa miesiące temu.Pozostali tylko jeden dzień i odlecieli z powrotem na kontynent.Czuł się jednak niepewnie, wiedząc, że takie istoty przebywają na tej samej niewielkiej wyspie, co i on.Mieli do wyboru cały świat.Dlaczego ciągle przyjeżdżali na Zanzibar?- Samolot już wylądował - powiedział kontroler lotów.Trzynastu pasażerów.Oficer sanitarny przepuścił naj­pierw miejscowych - dwóch dziennikarzy i czterech człon­ków miejscowej legislatury wracających z panafrykańskiej konferencji w Capetown.Następnie odprawił grupę czterech turystów japońskich, obwieszonych aparatami fotograficz­nymi.Później przyszli zmarli i Barwani z zaskoczeniem stwierdził, że byli to ci sami zmarli - rudy, szatyn i bru­netka - którzy już odwiedzali Zanzibar wcześniej.Czy zmarli mieli tak dużo pieniędzy, że mogli przylatywać z Ameryki na Zanzibar co kilka miesięcy? Barwani słyszał plotkę, że każdy ożywiony zmarły dostawał tyle złota, ile sam ważył.Teraz zaczynał w nią wierzyć.Nic dobrego nie wyniknie z tego, że tacy pętają się po świecie - pomyślał, a już na pewno z ich przyjazdu na Zanzibar.Nie miał jed­nak wyboru.- Witam ponownie na wyspie goździków - powiedział obłudnie z przylepionym uśmiechem i zaczął zastanawiać nie po raz kolejny, co stanie się z Duadem Mahmoudem Barwanim, kiedy jego dni na ziemi dobiegną kresu.*- Ahmad Przebiegły i Abdullah jakiś tam - powiedział Klein.- Nie mówiła o niczym innym, tylko o historii Zan-zibaru.Byli w gabinecie Jijibhoia.Był ciepły wieczór.Padający deszcz przysłaniał miliony świateł Los Angeles.- Byłoby nietaktownie zadać jej bezpośrednie pytanie.Jeszcze nie czułem się tak niezręcznie od czasu, kiedy mia­łem czternaście lat.Byłem wśród nich zupełnie bezradny, jak obcy, jak dziecko.- Czy myślisz, że odkryli twoje oszustwo? - spytał Jijibhoi.- Trudno powiedzieć.Odniosłem wrażenie, że bawią się mną, wyśmiewają się, ale może taki jest ich sposób postę­powania z każdym nowo przybyłym.Nikt mnie nie zatrzy­mał, nikt nie zarzucił mi, że jestem oszustem, nikt mną się nie przejmował, nie interesował się tym, co robię i w jaki sposób zostałem zmarłym.Staliśmy z Sybille twarzą w twarz.Chciałem wyciągnąć do niej ręce.Chciałem, żeby ona wyciągnęła ręce do mnie.Nie nawiązaliśmy jednak kon­taktu, nawet cienia porozumienia.Było tak, jakbyśmy się spotkali na jakimś cocktailu w środowisku akademickim, a jedyną rzeczą, o której myślała, była jakaś niezwykła informacja, którą właśnie gdzieś wykopała.Opowiedziała mi wszystko o sułtanie Ahmadzie, o tym, jak oszukał Abdullaha i jak Abdullah uderzył go nożem.Klein dostrzegł na zawalonych książkami półkach Jijib­hoia znajome tytuły.Była wśród nich Historia Afryki Wschodniej Olivera i Mathew, książka, z którą Sybille nie rozstawała się w okresie ich małżeństwa.Sięgnął po pierw­szy tom.- Powiedziała, że opracowania historyczne przedsta­wiają niedokładny obraz wydarzeń, które uznała za prawdziwe.Wydawało mi się, że bawiła się ze mną opowiadając już sprawdzoną historię, jak gdyby to było coś, o czym do ostatniego tygodnia nikt nie wiedział.Sprawdzimy.Ahmad.Ahmad.Sprawdził indeks nazwisk.Było w nim pięciu Ahmadów, ale nie było sułtana Ahmada ibn Majida Przebiegłego.Nazwisko to wymienione było jedynie w odnośniku, zgodnie z którym nosił je arabski kronikarz.Klein znalazł również trzech Abdullahów, ale żaden z nich nie władał Zanzibarem.- Coś tu nie gra - mruknął.- To nie ma znaczenia - powiedział Jijibhoi łagodnie.- Ma znaczenie.Poczekaj chwilkę.Szukał dalej.Pod hasłem ”Władcy Zanzibaru” nie znalazł ani Ahmadów, ani Abdullahów.Znalazł Majida ibn Saida, ale stwierdził, że panował on w drugiej połowie dziewiętna­stego wieku.W zdenerwowaniu Klein przerzucał strony przeglądając, cofając się, szukając.Wreszcie spojrzał na Jijibhoia.- Tu się nic nie zgadza!- W oksfordzkiej Historii Afryki Wschodniej?- Szczegóły opowiadania Sybille.Powiedziała, że Ahmad Przebiegły wstąpił na tron omański w 1811 roku i zajął Zanzibar siedem lat później.Tu zaś napisane jest, że nie­jaki Seyyid Said al-Busaidi został sułtanem Omanu w 1806 roku i panował przez pięćdziesiąt lat.To właśnie on, a nie nieistniejący Ahmad Przebiegły zajął Zanzibar.Zrobił to dopiero w 1828 roku, zaś władcą, który był zmuszony do podpisania traktatu był ówczesny Mwenyi Mkuu o nazwi­sku Hasan ibn Ahmad Alawi i.- Klein pokręcił głową.- To zupełnie inne postacie.Żadnych sztyletów, zabójstw, daty się nie zgadzają.Wszystko to.- Zmarli lubią robić sobie żarty - uśmiechnął się Jijib­hoi smutno.- Dlaczego miałaby zmyślać jakąś historię i rozgłaszać ją jako sensacyjne, nowe odkrycie? Sybille była najskrupulatniejszym naukowcem, jakiego kiedykolwiek znałem! Nigdy by.- To była Sybille, którą znałeś, drogi przyjacielu.Staram się, żebyś zrozumiał, że to już jest inna osoba, nowa osoba w jej ciele.- Osoba, która kłamałaby na temat historii?- Osoba, która żartuje.- Tak, która żartuje - mruknął Klein.Zapamiętaj, że dla zmarłych cały wszechświat jest jak z plastiku.Nic rzeczywistego.Nic nie ma większego zna­czenia.-.która żartuje sobie z głupiego, nudnego, namolnego byłego męża, pojawiającego się w jej Zimnym Mieście, nie­zdarnie ucharakteryzowanego na zmarłego, która wymyśla nie tylko anegdotę, ale i warunki gry.O Boże, Boże.Jaka ona jest okrutna, a ja jaki byłem głupi! To był jej sposób powiedzenia mi, że wiedziała o moim oszustwie.Oszustwo za oszustwo!- Co teraz zrobisz?- Nie wiem - powiedział Klein [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • odbijak.htw.pl