[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Przez krótką szaloną chwilę chciał ją pocałować.Ale zobaczył w jej oczach coś bardzo smutnego i to go powstrzymało.- W twoim życiu jest jakaś tajemnica, prawda? I to nie jest przyjemny sekret, zgadza się?Wahała się przez długą chwilę, zanim dała odpowiedź.A odpowiedziała bardzo ostrożnie.- Nie wiem, czy tak to można nazwać.Ale jej oczy nie dały się oszukać i opowiadały własną historię.- Nie musisz mi nic mówić, Saro.Jestem jedynie nieznajomym.Ale lubię cię.Jesteś wspaniałą dziewczyną, a jeśli zdarzyło ci się w życiu coś okropnego, to naprawdę współczuję.- Dziękuję - uśmiechnęła się; wyglądała na bardzo mądrą i pełną kobiecego powabu.- Niekiedy najszybciej zapomina się właśnie o rzeczach, które najbardziej nas ranią.Przez chwilę bolą bardzo, ale potem rany się goją i wszystko mija.- Gdy to mówił, zorientował się, że jej rany jeszcze krwawią, że ciężkie przeżycie jeszcze nie zostało zapomniane.Myślał, że może została przez kogoś porzucona albo chłopak, którego kochała, zmarł; podejrzewał coś słodkiego, romantycznego i niewinnego - coś, co minie dosyć szybko.Rodzice mieli rację, przywożąc ją do Europy.Była naprawdę piękną, bystrą dziewczyną, a cokolwiek przeżyła, minie szybko, zwłaszcza jeśli w Europie spotka odpowiedniego chłopca.Będzie miał szczęście, cholernik.!Gawędzili długo, bezpiecznie schowani w altance.Wreszcie wyszli, by przyłączyć się do pozostałych gości i niemal natychmiast wpadli na cokolwiek ekscentryczną gospodynię, kuzynkę Williama, Belindę.- Wielki Boże, tutaj jesteście! Powiedziałam wszystkim, że pojechaliście do domu.Boże, William, jesteś niemożliwy! - Mówiąc to wydawała się rozbawiona, gdy zobaczyła przy nim Sarę.- Właśnie zamierzałam powiedzieć, że Thompsonowie są przeświadczeni, iż ich córka wpadła do fosy.Nie widzieli jej od kilku godzin; cóż, u licha, działo się z wami?- Porwałem Sarę.Opowiedziałem jej dzieje mego życia.Była szczerze wzruszona, poprosiła, by natychmiast zwrócić ją rodzinie, a więc prowadziłem ją właśnie z powrotem z piramidalnymi wyrzutami sumienia i najszczerszymi słowami przeprosin - paplał, uśmiechając się od ucha do ucha.Sara, także uśmiechnięta, najwyraźniej czuła się z nim zupełnie swobodnie.- Jesteś okropny! A co więcej, nigdy w życiu nie miałeś wyrzutów sumienia.- Belinda odwróciła się do Sary z udanym zaniepokojeniem.- Moja droga, czy on zrobił pani krzywdę? Czy mam zawołać policję?- O tak, zrób to! - zachęcał ją William - nie widziałem posterunkowego od wielu miesięcy.- Och, zamknij się, ty potworze.Sara śmiała się wraz z nimi.- Już nigdy cię nie zaproszę, wiesz? Po prostu nie można tego robić.Zachowujesz się zbyt kompromitująco, byś przebywał w towarzystwie przyzwoitych ludzi.- Wszyscy tak mówią - spojrzał ponuro na Sarę, która od lat nie czuła się taka szczęśliwa.- Czy mogę przedstawić się twoim rodzicom?- Myślę, że powinieneś to zrobić - burknęła Belinda nieświadoma faktu, że był całkiem zdecydowany ich poznać i ponownie zobaczyć się z Sarą, jeśli mu na to pozwolą.Nie miał pojęcia, kim ona jest, ale wiedział ponad wszelką wątpliwość, że chce ją lepiej poznać.- Zaprowadzę was do nich - pośpieszyła z pomocą Belinda.Sara i William podążyli za nią, chichocząc, śmiejąc się i szepcząc do siebie jak niegrzeczne dzieciaki.Zobaczywszy córkę, Thompsonowie byli dalecy od gniewu.Wiedzieli, że jest bezpieczna na terenie posiadłości, że przebywa wśród gości.Ucieszył ich widok córki z Williamem.Wyglądał na sympatycznego i inteligentnego człowieka, był przystojny i w odpowiednim dla niej wieku.Wydawał się wielce zainteresowany Sarą.- Muszę państwa przeprosić - perorował jak najęty.Napadnięto nas na farmie, a potem zjedliśmy lunch.Obawiam się, że zatrzymałem Sarę o wiele dłużej, niż wypadało.- Nie wierzcie państwo w ani jedno słowo - wtrąciła Belinda.- Przywiązał ją pewnie gdzieś do drzewa i zjadł cały jej obiad, opowiadając odrażające historyjki.- To doskonały pomysł - rzekł William melancholijnie, a Thompsonowie wybuchnęli śmiechem.- Saro, musimy tego spróbować następnym razem.Czuł się z nią nadspodziewanie dobrze, ona też z nim rozmawiała swobodnie.W końcu pojawił się George, zachwycony, że odnalazł Williama.Nalegał, by poszli do stajni obejrzeć nowego ogiera.William nie był zachwycony tą propozycją, ale nie wypadało mu protestować.Belinda przyglądała się Sarze z uznaniem.- Nie powinnam tego mówić, moja droga, ale ściągnęłaś na siebie uwagę najbardziej atrakcyjnego mężczyzny w Anglii, nie mówiąc już o jego wdzięku.- Bardzo miło się nam rozmawiało."Miło" - nie było dokładnie tym słowem, jakiego by użyła w rozmowie ze swą siostrą.W gruncie rzeczy był fantastyczny.- Jest zbyt rozumny, by mu z tym było dobrze.Dotąd się nie ożenił - jest zanadto wybredny.- Belinda rzuciła Thompsonom ostrzegawcze spojrzenie, które oznaczało, że William nie będzie łatwą zdobyczą, ale wydaje się, że oni tego nawet nie zauważyli.- Do tych wszystkich zalet jeszcze należy jego niezwykła skromność.Jak to nigdy nic nie wiadomo, prawda?Znowu zwróciła się do Sary.- Nie sądzę, by uchylił rąbka tajemnicy.Czy powiedział, że jest księciem Whitfield? - otworzyła szeroko oczy, a na twarzy Sary odmalowało się zdumienie.- Ja.ee.przedstawił się po prostu jako William Whitfield.- To właśnie jest dla niego charakterystyczne.Tę niezwykłą skromność cenię sobie u niego najbardziej.Nie pamiętam, które z rzędu miejsce zajmuje w sukcesji.trzynaste lub czternaste.- W sukcesji do tronu? - zapytała Sara zduszonym głosem.- Tak, oczywiście.Choć to nieprawdopodobne, by kiedykolwiek na nim zasiadł.Mimo wszystko dla naszej rodziny to wielki zaszczyt.Wszyscy tu przywiązujemy wagę do takich spraw, do rodzinnej tradycji.W każdym razie cieszę się, że pani u nas dobrze się czuje.Trochę się martwiłam, gdy nie mogliśmy was znaleźć.- Przepraszam - Sara wybuchnęła emocją, nadal oszołomiona nowiną o nowym przyjacielu, Williamie.Nagle ogarnął ją lęk, czy przypadkiem nie popełniła wobec niego jakiejś niewybaczalnej gafy.- Czy powinnam zwracać się do niego w specjalny sposób? To znaczy.jakoś go tytułować?Uśmiechnęła się do młodej Amerykanki.Jej młodość i uroda zaskakiwały Belindę.- Wasza Książęca Wysokość, ale jeśli pani to zrobi, istnieje groźba, że zastrzeli nas obie.Na pani miejscu nie wspominałabym o tym, dopóki sam tego nie zrobi.Sara zgodziła się skwapliwie.William dołączył właśnie w tej chwili, gdy Belinda odeszła pełnić obowiązki gospodyni domu.- Jak koń? - zapytała Sara przyciszonym głosem, starając się, by brzmiał zwyczajnie; rodzice udawali, że ich nie widzą.- Obawiam się, że nawet w połowie nie robi takiego wrażenia jak cena, jaką George za niego zapłacił.George to najmarniejszy koniarz ze wszystkich mi znanych.Nie zdziwiłbym się, gdyby to biedne zwierzę nie mogło nawet zostawić po sobie potomstwa - spojrzał na nią z miną winowajcy.- Przepraszam, nie powinienem tak mówić.- Nic nie szkodzi - uśmiechnęła się do Williama zastanawiając się, jaka by była jego reakcja, gdyby teraz zwróciła się do niego: "Wasza Wysokość".- Nie takie rzeczy już słyszałam [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • odbijak.htw.pl