[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Tak, przyznaję, wiem, że zostałeś po­zbawiony swojej mocy.Tak, to prawda, że jestem pariasem między zmarłymi, ale czasem, kiedy rozmawiają, lubię “przypadkiem” usłyszeć, o czym jest mowa.Wiele mówiono o tobie, Harry, i ja to przypadkiem podsłuchałem.Nie tylko nie wolno ci używać więcej mowy zmarłych ani nie posiadasz też już łatwości natychmiasto­wego przemieszczania się.Czy to wszystko prawda?- Tak.- Dobrze.- Harry czuł, jak Faethor sucho sam sobie przytaknął.- Teraz, ja nie wiem nic na temat tej.teleportacji? W tej dziedzi­nie więc nie mogę ci pomóc.To polega na cyfrach, jak sądzę.Jed­noczesnym rozwiązaniu wielkiej ilości skomplikowanych równań.A tutaj muszę się przyznać do porażki.Nie miałem z tym styczności od tysięcy lat, a nawet w moich najlepszych dniach nie był ze mnie żaden matematyk.Ale jeśli chodzi o mowę zmarłych, to tu mogli­byśmy dojść do porozumienia.Harry starał się nie pokazać po sobie, jakie to na nim wywarło wrażenie.- Porozumienia? Myślisz, że mógłbyś mi to przywrócić? Nie wiesz chyba, co mówisz.Specjaliści badali mój przypadek.W sta­nie jawy nie mogę rozmawiać ze zmarłymi, w tym samym sto­pniu, jak nie mogę wlewać sobie kwasu do ucha.To znaczy, mo­gę, ale rezultat będzie ten sam.Wiem, bo próbowałem, raz!- Dobrze - powtórzył Faethor.- Z szeptania zmarłych wywnio­skowałem też, że ta niegodziwość została ci wyrządzona przez twojego rodzonego syna w jakimś innym niż ten świecie.Zdu­miewające! Znalazłeś więc swoją drogę tutaj, prawda? Tak, i cierpiałeś.- Faethorze - przerwał - przejdź do sedna.- Sedno jest oczywiste.Tylko wampir mógł w ten sposób wkro­czyć do twojego umysłu, i to tylko jeden z najmocniejszych między nimi.To sztuka fascynacji - hipnotyzm w wykonaniu wielkiego mi­strza - okaleczyła cię, Harry.Ach, i pochlebiam sobie, że kiedyś byłem takim mistrzem.- Mówisz, że możesz mnie wyleczyć?Faethor zachichotał mrocznie, gdyż wiedział dobrze, że Keogh połknął przynętę.- Co jest napisane, może był wymazane - odrzekł.- Umiesz to teraz docenić.I tak samo, co zostało skrzywione, może zostać wy­prostowane.Oddaj się tylko w moje ręce, a zrobię to, co trzeba.Harry cofnął się.- Oddać się w twoje ręce? Wpuścić ciebie do mojej głowy, jak Dragosani wpuścił Tibora do swojej? Czy myślisz, że zwariowa­łem?- Myślę, że jesteś w rozpaczliwej sytuacji.- Faethorze, ja.- Teraz ty posłuchaj - przerwał dawno wygasły wampir.- Mó­wiłem o wzajemnych korzyściach i o zmarłych szepczących w ich grobach.Ale niektórzy z nich nie tylko szepcą.W górach Metalici i Zarundului są i tacy, którzy krzyczą w przerażeniu.On zawładnął zmarłymi, nawet ich kośćmi i prochami.Tak, a ja znam jego imię i poczuwam się do odpowiedzialności.Teraz już Harry został pochwycony mocniej niż kiedykolwiek.Postanowił dać wampirowi pełną satysfakcję.- Faethorze - powiedział - mówisz, że jeden z wampirów zstąpił do nas.Ale to już wiedziałem przedtem.Gdzie więc moja ko­rzyść? Czy mam oddać się w twoje ręce za takie byle co? Czy myślisz, że zwariowałem?- Nie, myślę, że się poświęciłeś wykarczowaniu tego, co nazy­wasz plugastwem.Zniszczyłbyś to, zanim ono ciebie zniszczy.Zro­biłbyś to dla bezpieczeństwa i normalności twojego świata, a ja uczyniłbym to.jedynie dla własnej satysfakcji.Gdyż nienawidzę tego jednego tak, jak nienawidziłem Tibora.- Kim on jest? - zapytał Harry, wbrew rozsądkowi mając na­dzieję, że złapie tamtego na błędzie i wyczyta właściwą odpowiedź z jego zaskoczonego umysłu.Faethor jednak tylko zacmokał z dezaprobatą i Keogh wyczuł, jak tamten, posmutniały, z rozczarowaniem kręci głową.- Niepotrzebnie, mój synu - powiedział cicho - gdyż z chęcią powiem ci jego imię.Dlaczego nie? I tak nie będziesz go pamiętał, kiedy się obudzisz.Jego imię, jego najbardziej znienawidzone i okryte pogardą imię brzmi.Janosz.Tyle było jadu w tym głosie, że Harry wiedział, że to prawda.- Twój syn - westchnął, kiwając głową.- Twój drugi syn, po Tiborze.Janosz Ferenczy.Teraz przynajmniej wiem, z kim mam do czynienia, jeżeli nie z czym.- Jego “z kim” brzmi Janosz - powiedział Faethor - a bez mojej pomocy jego “ z czym” zniszczy cię nieodwołalnie.- Opowiedz mi więc o nim - poprosił Harry.- Powiedz mi o nim wszystko, co możesz, a ja postaram się zrobić resztę.Targowałeś się dobrze.Nie mogę ci odmówić.- Masz naprawdę krótką pamięć - powiedział wampir.- Będzie trwać tylko tak długo, jak twój sen!Keogh wiedział, że to jest prawda i jego bezsilność przerodziła się w gniew.- Więc o co ci chodzi? Czy naprawdę tylko o to, żeby ze mnie drwić?- Nic a nic, przyszedłem dobić targu.I jest dobity.Przyjdziesz do mnie tam, gdzie leżę, i znowu porozmawiamy, wówczas jed­nak, będziesz pamiętać!- Ale nie będę pamiętał tym razem - krzyknął Harry.- Ach, będziesz, będziesz.- Słabnący głos Faethora dochodził echem z tumanu mgły.- Będziesz pamiętał przynajmniej coś z tego.Zadbałem o to, Harry.Zadbałem o to, Haaarry Keeoooghu!- Harry? - Ktoś, pochylony nad nim, stał obok jego łóżka.-Harry! - Natarczywa ręka Sandry spoczywała na jego ramieniu.Darcy Clarke spieszył odpowiedzieć na walenie do drzwi, gdzie Manolis Papastamos domagał się, by go wpuszczono.Pier­wsze światła brzasku z uporem poszukiwały szczelin w żaluzjach.Keogh poderwał się, zatoczył jak pijany i omal nie przewrócił swego krzesła.Na szczęście Sandra była na miejscu i go podtrzy­mała.Przytulił ją do siebie.Darcy i Manolis w chwilę później weszli do pokoju.- Straszne! Straszne! - powtarzał Grek, podczas gdy Darcy otwierał okno i odsłaniał żaluzje, aby wpuścić do środka blade światło wstającego dnia.Pokój nabrał życia, nagle.Manolis drżącą ręką wskazał na dużą tapetę pokrywającą część ściany.Tapeta ruszała się.- Boże wszechmogący! - jęknął Darcy, a Sandra jeszcze moc­niej przywarła do Harry'ego.Tapeta przedstawiała panoramę z pasem błękitnego nieba nad brązowymi górami i białymi wioskami, ale na niebie, literami wy­sokimi na pół metra, wypisane było imię: FAETHOR.Wypisane setką ciał nietoperzy.- Faethor.- Harry wydyszał głośno to imię.Zaklęcie, którego moc rozproszyła zwarte w szyku futrzaste nietoperze.Nie wię­ksze niż uskrzydlone myszy, odrywały się od materiału, wirowały wokół pokoju i w końcu uciekły przez otwarte okno.- Więc to prawda - powiedział Manolis Papastamos, który, choć biały i drżący, pierwszy zapanował nad nerwami.– Wszystko się składa w całość.Myślałem, że Ken Layard i Trevor Jordan to dziwni policjanci, ale wy jesteście o stokroć dziwniejsi.Ale to dlatego, oczywiście, ze ścigacie niezwykłych przestępców.Sandra chwyciła telepatyczną migawkę z jego umysłu i zorien­towała się, że on wie.- Powinniście byli mi powiedzieć od razu - westchnął, opadając na krzesło.- Jestem Grekiem, a niektórzy z nas rozumieją te spra­wy.- A ty, Manolis? - zapytał Darcy.- A ty?- Och, tak - przytaknął tamten.- Wasz przestępca, wasz mor­derca - to Vrykoulakas.To wampir.ROZDZIAŁ DZIEWIĄTYKOT I MYSZ- Rozumiem, że nie mieliście do mnie zaufania, ale powinni­ście mieć - mówił Papastamos.- Co? Myślicie, że Grecy są w tych sprawach ignorantami? Akurat Grecy, spośród wszystkich ludzi? Widzicie, byłem chłopcem w Faestos na Krecie, urodziłem się i mieszkałem tam do trzynastego roku życia.Wtedy przyniosłem się do mojej siostry do Aten [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • odbijak.htw.pl