[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.To znaczy, dopóki nie zaczną cię szukać.A po co mieliby to robić? Nie mają powodu.Więc jest dokładnie tak, jak chcieliśmy, żeby było.— Gówno! Lepiej zacznij się modlić, żebym jednak dostał ten ostatni list, bo jeśli pojadę po niego i zabiją mnie, to domyśl się, kto i kogo będzie kusił po wsze czasy.— Pupilka nie wysłałaby cię.— Założymy się? Trzy albo cztery dni poświęci na duchowe poszukiwanie, ale wyśle mnie, ponieważ ten ostatni list da nam klucz.Nagle ogarnęło mnie przerażenie.Czy Pani przejrzała moje myśli?— O co chodzi, Konowale?Dzięki Tropicielowi uniknąłem kłamstwa.Podbiegł i uścisnął moją dłoń jak szaleniec.— Dziękuję ci, Konowale.Dziękuję za przyprowadzenie go do domu.— I pobiegł dalej.— Co to było, do diabła? — pisnął Goblin.— Przyprowadziłem jego psa do domu.— Czary.Jednooki zachichotał— Przy ganiał kocioł garnkowi.— Tak? Oślizła jaszczurko, chcesz, żebym opowiedział ci o czarach?— Podaruj sobie — odpowiedziałem.— Jeśli otrzymam polecenie wymarszu, chcę, żeby dokumenty były w idealnym porządku.Szkoda tylko, że nikt więcej nie potrafi ich odczytać.— Może będę mógł pomóc — odezwał się Tropiciel, który właśnie wrócił.Duży, niemy niedołęga.Diabeł z mieczem.Prawdopodobnie nie umiejący napisać własnego imienia.— Jak?— Umiem czytać.Znam kilka starych języków.Ojciec mnie nauczył.— Roześmiał się, jakby opowiedział dobry kawał.Wybrał fragment napisany w TelleKurre i przeczytał go głośno.Starożytny język brzmiał w jego ustach tak naturalnie, jakbym słuchał samego Schwytanego.Następnie przetłumaczył.Było to wspomnienie zamkowego kucharza o posiłku przygotowanym na przyjęcie wybitnych osobistości.Pobieżnie przejrzałem tekst.Tłumaczenie Tropiciela było bezbłędne.Lepsze niż moje, gdyż nie pamiętałem znaczenia trzeciego słowa.— Cóż, witaj w drużynie.Powiem Pupilce.— Kiedy przechodziłem za jego plecami, wymieniłem z Jednookim zagadkowe spojrzenie.Coraz dziwniejszy.Kim był ten człowiek? Oprócz czarownika, oczywiście.Przy pierwszym spotkaniu przypominał mi Kruka i pasował do tej roli.Kiedy zacząłem uważać go za dużego, powolnego niezdarę, też dopasował się do tego wizerunku.Czy był odbiciem wyobraźni obserwującej go osoby?Jedno wiedziałem na pewno — był dobrym wojownikiem, wartym dziesięciu naszych.23.RÓWNINA STRACHUNadszedł czas comiesięcznego spotkania.Wielkiej narady, która do niczego nie prowadzi.W trakcie której wszyscy krytykują proponowane plany działania.Pupilka kończy ją zwykle po sześciu lub ośmiu godzinach i mówi nam, co mamy robić.Tym razem wszystko potoczyło się podobnie.Jeden pokazywał na mapie, gdzie według naszych agentów znajdują się Schwytani.Inny pokazywał miejsca napadów, o których donosiły menhiry.Obaj wskazywali przede wszystkim białe plamy — nieznane nam obszary Równiny.Trzecia mapa przedstawiała miesięczny układ burz — było to hobby Porucznika, który czegoś szukał.Jak zwykle, większość miała miejsce na peryferiach, lecz tym razem było ich niezwykle wiele.Sezonowa zmiana czy coś poważniejszego? Kto wie? Nie przebywaliśmy tu wystarczająco długo, a menhiry nie trudziły się wyjaśnianiem tak trywialnych rzeczy.Pupilka natychmiast przeszła do ataku.— Mam nadzieję, że operacja w Rdzy dała efekty — powiedziała.— Nasi agenci donoszą o antyimperialnych wystąpieniach niemal wszędzie.Trochę odciągnęły od nas uwagę, ale armie Schwytanych zbierają siły.Szept stała się szczególnie agresywna.Oddziały imperialne wkraczały na Równinę niemal każdego dnia, by przygotować swoich ludzi do czyhających tam niebezpieczeństw.Operacje Szept były, jak zwykle, bardzo profesjonalne.Militarnie budziła większą trwogę niż Kulawiec.Ten był przegrany, lecz nie ponosi za to odpowiedzialności.Każdy naznaczony jest piętnem zwycięzcy lub przegranego, a jemu akurat przypadło w udziale to drugie.— Tego ranka nadeszły wieści, że Szept ustaliła dzienny marsz garnizonu w głąb Równiny.Wznosi fortyfikacje, prowokując nas do odzewu.Jej strategia była oczywista.Chciała stworzyć sieć wspólnie utrzymującą fortece, które zamierzała budować powoli, aż zaczną górować nad Równiną.Ta kobieta była niebezpieczna.Szczególnie jeśli podsunęła Kulawcowi pomysł zjednoczenia wszystkich armii pod jej dowództwem.Kolejnym strategicznym posunięciem były walki regularnych armii z partyzantami w dzikim kraju.Była to cierpliwa strategia, oparta na woli przetrwania zdobywcy.Jednak nie wszędzie się sprawdzała.U nas, niestety tak.Wróg miał dwadzieścia parę lat na wykorzenienie nas i nie odczuwał potrzeby utrzymania Równiny po rozprawieniu się z nami.Z nami? Raczej z Pupilką.W porównaniu z nią byliśmy niczym.Jeśli Pupilka upadnie, nie będzie Buntu.— Zabierają czas — rzekła Pupilka.— Potrzebujemy dekad.Musimy coś zrobić.Zaczyna się — pomyślałem — gdy zatrzymała na mnie spojrzenie.Zamierzała ogłosić rezultat duchowych poszukiwań.— Wysyłam Konowała, żeby odszukał resztę opowieści korespondenta.— Jej decyzja ani trochę mnie nie zaskoczyła.Już wcześniej wygadała się i wszyscy wiedzieli o listach.— Goblin i Jednooki będą mu towarzyszyć i chronić go.— Co? Nie ma sposobu.— Konowale.— Nie zgadzam się.Spójrz na mnie.Jestem nikim.Kto zwróciłby na mnie uwagę? Samotny, stary wędrowiec.Na świecie roi się od takich.Ale trzech? I do tego jeden czarny? Nie mówiąc już o tym, że wciąż się kłócą i [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl odbijak.htw.pl
.To znaczy, dopóki nie zaczną cię szukać.A po co mieliby to robić? Nie mają powodu.Więc jest dokładnie tak, jak chcieliśmy, żeby było.— Gówno! Lepiej zacznij się modlić, żebym jednak dostał ten ostatni list, bo jeśli pojadę po niego i zabiją mnie, to domyśl się, kto i kogo będzie kusił po wsze czasy.— Pupilka nie wysłałaby cię.— Założymy się? Trzy albo cztery dni poświęci na duchowe poszukiwanie, ale wyśle mnie, ponieważ ten ostatni list da nam klucz.Nagle ogarnęło mnie przerażenie.Czy Pani przejrzała moje myśli?— O co chodzi, Konowale?Dzięki Tropicielowi uniknąłem kłamstwa.Podbiegł i uścisnął moją dłoń jak szaleniec.— Dziękuję ci, Konowale.Dziękuję za przyprowadzenie go do domu.— I pobiegł dalej.— Co to było, do diabła? — pisnął Goblin.— Przyprowadziłem jego psa do domu.— Czary.Jednooki zachichotał— Przy ganiał kocioł garnkowi.— Tak? Oślizła jaszczurko, chcesz, żebym opowiedział ci o czarach?— Podaruj sobie — odpowiedziałem.— Jeśli otrzymam polecenie wymarszu, chcę, żeby dokumenty były w idealnym porządku.Szkoda tylko, że nikt więcej nie potrafi ich odczytać.— Może będę mógł pomóc — odezwał się Tropiciel, który właśnie wrócił.Duży, niemy niedołęga.Diabeł z mieczem.Prawdopodobnie nie umiejący napisać własnego imienia.— Jak?— Umiem czytać.Znam kilka starych języków.Ojciec mnie nauczył.— Roześmiał się, jakby opowiedział dobry kawał.Wybrał fragment napisany w TelleKurre i przeczytał go głośno.Starożytny język brzmiał w jego ustach tak naturalnie, jakbym słuchał samego Schwytanego.Następnie przetłumaczył.Było to wspomnienie zamkowego kucharza o posiłku przygotowanym na przyjęcie wybitnych osobistości.Pobieżnie przejrzałem tekst.Tłumaczenie Tropiciela było bezbłędne.Lepsze niż moje, gdyż nie pamiętałem znaczenia trzeciego słowa.— Cóż, witaj w drużynie.Powiem Pupilce.— Kiedy przechodziłem za jego plecami, wymieniłem z Jednookim zagadkowe spojrzenie.Coraz dziwniejszy.Kim był ten człowiek? Oprócz czarownika, oczywiście.Przy pierwszym spotkaniu przypominał mi Kruka i pasował do tej roli.Kiedy zacząłem uważać go za dużego, powolnego niezdarę, też dopasował się do tego wizerunku.Czy był odbiciem wyobraźni obserwującej go osoby?Jedno wiedziałem na pewno — był dobrym wojownikiem, wartym dziesięciu naszych.23.RÓWNINA STRACHUNadszedł czas comiesięcznego spotkania.Wielkiej narady, która do niczego nie prowadzi.W trakcie której wszyscy krytykują proponowane plany działania.Pupilka kończy ją zwykle po sześciu lub ośmiu godzinach i mówi nam, co mamy robić.Tym razem wszystko potoczyło się podobnie.Jeden pokazywał na mapie, gdzie według naszych agentów znajdują się Schwytani.Inny pokazywał miejsca napadów, o których donosiły menhiry.Obaj wskazywali przede wszystkim białe plamy — nieznane nam obszary Równiny.Trzecia mapa przedstawiała miesięczny układ burz — było to hobby Porucznika, który czegoś szukał.Jak zwykle, większość miała miejsce na peryferiach, lecz tym razem było ich niezwykle wiele.Sezonowa zmiana czy coś poważniejszego? Kto wie? Nie przebywaliśmy tu wystarczająco długo, a menhiry nie trudziły się wyjaśnianiem tak trywialnych rzeczy.Pupilka natychmiast przeszła do ataku.— Mam nadzieję, że operacja w Rdzy dała efekty — powiedziała.— Nasi agenci donoszą o antyimperialnych wystąpieniach niemal wszędzie.Trochę odciągnęły od nas uwagę, ale armie Schwytanych zbierają siły.Szept stała się szczególnie agresywna.Oddziały imperialne wkraczały na Równinę niemal każdego dnia, by przygotować swoich ludzi do czyhających tam niebezpieczeństw.Operacje Szept były, jak zwykle, bardzo profesjonalne.Militarnie budziła większą trwogę niż Kulawiec.Ten był przegrany, lecz nie ponosi za to odpowiedzialności.Każdy naznaczony jest piętnem zwycięzcy lub przegranego, a jemu akurat przypadło w udziale to drugie.— Tego ranka nadeszły wieści, że Szept ustaliła dzienny marsz garnizonu w głąb Równiny.Wznosi fortyfikacje, prowokując nas do odzewu.Jej strategia była oczywista.Chciała stworzyć sieć wspólnie utrzymującą fortece, które zamierzała budować powoli, aż zaczną górować nad Równiną.Ta kobieta była niebezpieczna.Szczególnie jeśli podsunęła Kulawcowi pomysł zjednoczenia wszystkich armii pod jej dowództwem.Kolejnym strategicznym posunięciem były walki regularnych armii z partyzantami w dzikim kraju.Była to cierpliwa strategia, oparta na woli przetrwania zdobywcy.Jednak nie wszędzie się sprawdzała.U nas, niestety tak.Wróg miał dwadzieścia parę lat na wykorzenienie nas i nie odczuwał potrzeby utrzymania Równiny po rozprawieniu się z nami.Z nami? Raczej z Pupilką.W porównaniu z nią byliśmy niczym.Jeśli Pupilka upadnie, nie będzie Buntu.— Zabierają czas — rzekła Pupilka.— Potrzebujemy dekad.Musimy coś zrobić.Zaczyna się — pomyślałem — gdy zatrzymała na mnie spojrzenie.Zamierzała ogłosić rezultat duchowych poszukiwań.— Wysyłam Konowała, żeby odszukał resztę opowieści korespondenta.— Jej decyzja ani trochę mnie nie zaskoczyła.Już wcześniej wygadała się i wszyscy wiedzieli o listach.— Goblin i Jednooki będą mu towarzyszyć i chronić go.— Co? Nie ma sposobu.— Konowale.— Nie zgadzam się.Spójrz na mnie.Jestem nikim.Kto zwróciłby na mnie uwagę? Samotny, stary wędrowiec.Na świecie roi się od takich.Ale trzech? I do tego jeden czarny? Nie mówiąc już o tym, że wciąż się kłócą i [ Pobierz całość w formacie PDF ]