[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Liz Elliot nie wiedziała wprawdzie, czy Ryan umyślnie napuścił na nią swoją żoneczkę, ale musiał się później dobrze uśmiać.Liz nie było jednak do śmiechu, zwłaszcza gdy przypomniała sobie, że to, co powiedział jej ten wściekły kurczak, odnosiło się również do Boba Fowlera.Prezydent też był tego zdania, gdy poprzedniej nocy Liz poskarżyła mu się na Caroline Ryan.- Wszystko gotowe? - zapytała Ryana.- A, pewnie.- W takim razie chodźmy.- I dodała w myślach: - Już Bob się nim zajmie.Helen D’Agustino przyglądała się, jak dwójka polityków wchodzi do Owalnego Gabinetu.Usłyszała już, oczywiście, co się wydarzyło na ban­kiecie.Agent Tajnej Służby dosłyszał każde słówko z rozmowy obu pań, a co za tym idzie, rankiem niejedna osoba chichotała dyskretnie na wieść, że E-E tak złośliwie przytarto nosa.- Dzień dobry, panie prezydencie - dobiegł ją jeszcze głos Ryana.- Dzień dobry, panie Ryan.Cóż ma nam pan do powiedzenia?- Panie prezydencie, nasz plan jest w gruncie rzeczy bardzo prosty.Dwóch funkcjonariuszy CIA zaczeka na lotnisku w Meksyku.Przebiorą się za sprzątaczy z linii lotniczej i wejdą na pokład, żeby opróżnić popiel­niczki, wyszorować toalety, i tak dalej.Zanim wyjdą, ustawią świeże bukiety w saloniku na górnym pokładzie boeinga.Wśród kwiatów ukryte będą mikrofony, o, takie - Ryan wydobył z kieszeni plastikowy patyczek i podał go rozmówcy.- Mikrofony prześlą wychwytywany sygnał do dru­giego przekaźnika, ukrytego w butelce.Przekaźnik będzie rozsyłał syg­nał na zewnątrz, na wielu kanałach i w częstotliwości EHF.Grupa trzech innych samolotów będzie leciała kursem równoległym do boeinga, żeby wychwycić sygnał.Na pokładzie 747 ukryjemy drugi odbiornik z magne­tofonem, żeby mieć w razie czego zapasowe nagranie i po to, by dostar­czał nam alibi.Jeżeli ktoś go wykryje, będzie wyglądało, że podsłuchy założył któryś z dziennikarzy z ekipy premiera.Nie sądzę zresztą, żeby ktokolwiek coś wykrył.Na lotnisku Dulles nasi ludzie zdejmą sprzęt z pokładu.W ten czy tamten sposób przechwycimy nagranie z samolotu i parę godzin po wylądowaniu dostarczymy panu stenogram rozmów.- Znakomicie.Jakie są szansę powodzenia operacji? - zapytał teraz szef sztabu w Białym Domu Arnold Van Damm.On także musiał, oczywi­ście, uczestniczyć w spotkaniu, tym bardziej, że akcja miała więcej wspólnego z zakulisowymi machinacjami niż z wielką polityką.Kompro­mitacja w wypadku wykrycia podsłuchów była nieuchronna, lecz gdyby akcja się powiodła, przyniosłaby nadzwyczajne zyski.- Jak powiedziałem, przy takich przedsięwzięciach nie istnieją żadne gwarancje.Jeżeli na pokładzie padnie słowo o przekupstwie, na pewno się o tym dowiemy, ale zawsze istnieje możliwość, że ci Japończycy nie powiedzą nic.Sprzęt został wypróbowany jak trzeba.Powiem tylko, że działa.Akcję prowadzi doświadczony agent, który ma już na koncie różne delikatne zadania.- Na przykład? - zapytał Van Damm.- Na przykład kilka lat temu wykradł z ZSRR żonę i córkę Gierasimowa.- Ryan pokrótce streścił dawne wydarzenia.- Czy opłaca nam się ryzykować? - zapytał z kolei Fowler.Pytanie zaskoczyło Ryana.- Decyzja należy do pana, panie prezydencie.- Ale ja proszę o pańską opinię.- Owszem, opłaca się, panie prezydencie.Wiadomości, jakie otrzy­mujemy od NITAKI wskazują, że Tokio zrobiło się zadziwiająco aroganc­kie.Jeśli to ukrócimy, może wystraszą się na tyle, by zacząć z nami grać w uczciwy sposób.- Czy to głos poparcia dla naszej polityki wobec Japonii? - zapytał Van Damm, równie zdumiony, jak przed chwilą Ryan.- Czy ją popieram, czy nie, nie ma w tej chwili żadnego znaczenia, ale jeśli mam odpowiedzieć, to owszem, popieram.- Ale przecież poprzednia ekipa.- szef sztabu nie krył zdumienia.- Dlaczego nigdy nam nie powiedziałeś.?- Bo nigdy o to nie pytałeś, Arnie.Pamiętaj, że to nie ja określam politykę kraju.Ja jestem tylko szpiegiem, który robi, co mu każą, w gra­nicach naszego prawa.- Jak się pan wobec tego zapatruje na legalność akcji w Meksyku? -zapytał Fowler z ledwo skrywanym uśmieszkiem.- To pan jest prawnikiem, nie ja, panie prezydencie.Zakładając, że sam nie znam się na zawiłościach prawnych, bo się rzeczywiście nie znam, muszę przyjąć, że pan, jako stróż porządku prawnego, nie posuwa się do tego, by skłaniać mnie do popełnienia przestępstwa.- Odtańczyłeś nam najlepsze pas od czasu występów tego rosyjskiego baletu w Kennedy Center - skwitował to ze śmiechem Arnie Van Damm [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • odbijak.htw.pl