[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Kły miał jeszcze większe niż jego towarzysz.Wyglądały też na znacznie ostrzejsze.Trell.Jhag i Trell.To mi coś przypomina.Gdybym tylko mógł stłumić ból, żeby się zastanowić.– Zwierzyna umknęła – tłumaczył Jhag Gryllenowi.– Ci ludzie nie zmierzają Ścieżką Dłoni.Ponadto są teraz pod moją opieką.Szczury syczały i świergotały, robiąc ogłuszający hałas.Właziły coraz wyżej na drogę.W nawałnicy lśniły szare od kurzu oczka.– Nie nadużywaj mojej cierpliwości – wycedził powoli Jhag.Tysiąc ciał wzdrygnęło się nagle.Fala usmarowanego tłuszczem futra zawróciła.Po chwili szczury zniknęły.Trell przykucnął obok Skrzypka.– Będziesz żył, żołnierzu?– Chyba będę musiał – odparł saper – chociażby po to, żeby zrozumieć coś z tego, co się przed chwilą wydarzyło.Powinienem was znać, mam rację?Trell wzruszył ramionami.– Dasz radę stanąć?– Zobaczymy.Wsparł się na jednej ręce i uniósł o cal.Co się działo dalej, nie wiedział.Rozdział ósmyPowiadają, że nocą, gdy wrócili Kellanved i Tancerz, Malaz zmienił się w wir czarów i straszliwych objawień.Nie trzeba szukać daleko, by znaleźć tych, którzy są przekonani, że zamach był chaotyczny i źle przygotowany, a jego sukces bądź niepowodzenie to tylko kwestia perspektywy.Spiski w imperiumHeboricColtaine zaskoczył wszystkich.Zostawił piesze oddziały Siódmej Armii przy Źródle Dryj, by pilnowały nabierania wody, i poprowadził swych Wickan na odhan.Dwie godziny po zachodzie słońca Tithanie, znajdujący się jeszcze ponad trzy mile od oazy i prowadzący swe konie za wodze, by dać im odpocząć, stanęli nagle w obliczu szarży nieprzyjaciela, który wziął ich w imadło.Tylko nieliczni zdążyli dosiąść wierzchowców, nie mówiąc już o sformowaniu szyku, by odeprzeć atak.Choć byli siedmiokrotnie liczniejsi od Wickan, poszli w rozsypkę.Zginęła ich setka na każdego zabitego wojownika Coltaine’a.Po dwóch godzinach rzeź dobiegła końca.Zmierzający południowym traktem ku oazie Duiker ujrzał po prawej łunę bijącą z płonących tithańskich wozów.Nim pojął, co właściwie widzi, minęła dłuższa chwila.Nie było mowy o wjechaniu między pożary.Wickanie wpadli w morderczy szał i powaliliby go, nie zadając pytań.Historyk zawrócił konia na północny zachód i ruszył galopem.Po jakimś czasie dopędził ostatniego z uciekających Tithan i wysłuchał jego relacji.Wickanie byli demonami.Ziali ogniem.Ich strzały magicznie mnożyły się w powietrzu, a konie wykazywały się w walce niesamowitą inteligencją.Wyczarowano mezlański Ascendent, który następnie wysłano do Siedmiu Miast, by stawił czoło bogini Tornada.Wickan nie można było zabić.Świt nigdy już nie nadejdzie.Duiker zostawił tubylca jego losowi, wrócił na drogę i ponownie ruszył w stronę oazy.Stracił dwie godziny, lecz bredzenie ogłupiałego ze strachu tithańskiego dezertera dostarczyło mu bezcennych informacji.Po drodze zdał sobie sprawę, że atak nie był rozpaczliwym uderzeniem rannej, udręczonej bestii.Nie ulegało wątpliwości, że Coltaine widzi swą sytuację inaczej.Być może postrzegał ją tak od samego początku.Pięść prowadził kampanię.Toczył wojnę, a nie uciekał w panice.Jeśli wodzowie Apokalipsy chcą wyrwać kły temu wężowi, to lepiej niech przeformułują swe plany.Co więcej, muszą zdławić szerzące się już przekonanie, że Wickanie są czymś więcej niż ludźmi, a to łatwiej powiedzieć niż zrobić.Kamist Reloe nadal miał przewagę liczebną, lecz dawało się już odczuć lepsze wyszkolenie żołnierzy Coltaine’a.Jego Wickanie siali zniszczenie, zachowując dyscyplinę, a Siódma Armia składała się z weteranów, których nowa pięść z wielkim wysiłkiem przygotował do takiej właśnie wojny.Wciąż wydawało się prawdopodobne, że malazańskie siły prędzej czy później zostaną zniszczone, gdyż jeśli sytuacja wszędzie wyglądała tak źle, trudno było znaleźć nadzieję dla odciętej armii i tysięcy towarzyszących jej uchodźców.Wszystkie te drobne zwycięstwa nie zmienią losów wojny.Reloe może liczyć na setki tysięcy rekrutów, pod warunkiem, że sha’ik zda sobie sprawę, jaką groźbę stanowi Coltaine, i rzuci ludzi w pościg za nim.Gdy historyk ujrzał w oddali małą oazę otaczającą Źródło Dryj, poraził go szok.Wycięto prawie wszystkie palmy.Ich gaje zniknęły, pozostały jedynie pniaki i niska roślinność.Nad okolicą unosił się dym, który na tle jaśniejącego nieba sprawiał niesamowite wrażenie [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl odbijak.htw.pl
.Kły miał jeszcze większe niż jego towarzysz.Wyglądały też na znacznie ostrzejsze.Trell.Jhag i Trell.To mi coś przypomina.Gdybym tylko mógł stłumić ból, żeby się zastanowić.– Zwierzyna umknęła – tłumaczył Jhag Gryllenowi.– Ci ludzie nie zmierzają Ścieżką Dłoni.Ponadto są teraz pod moją opieką.Szczury syczały i świergotały, robiąc ogłuszający hałas.Właziły coraz wyżej na drogę.W nawałnicy lśniły szare od kurzu oczka.– Nie nadużywaj mojej cierpliwości – wycedził powoli Jhag.Tysiąc ciał wzdrygnęło się nagle.Fala usmarowanego tłuszczem futra zawróciła.Po chwili szczury zniknęły.Trell przykucnął obok Skrzypka.– Będziesz żył, żołnierzu?– Chyba będę musiał – odparł saper – chociażby po to, żeby zrozumieć coś z tego, co się przed chwilą wydarzyło.Powinienem was znać, mam rację?Trell wzruszył ramionami.– Dasz radę stanąć?– Zobaczymy.Wsparł się na jednej ręce i uniósł o cal.Co się działo dalej, nie wiedział.Rozdział ósmyPowiadają, że nocą, gdy wrócili Kellanved i Tancerz, Malaz zmienił się w wir czarów i straszliwych objawień.Nie trzeba szukać daleko, by znaleźć tych, którzy są przekonani, że zamach był chaotyczny i źle przygotowany, a jego sukces bądź niepowodzenie to tylko kwestia perspektywy.Spiski w imperiumHeboricColtaine zaskoczył wszystkich.Zostawił piesze oddziały Siódmej Armii przy Źródle Dryj, by pilnowały nabierania wody, i poprowadził swych Wickan na odhan.Dwie godziny po zachodzie słońca Tithanie, znajdujący się jeszcze ponad trzy mile od oazy i prowadzący swe konie za wodze, by dać im odpocząć, stanęli nagle w obliczu szarży nieprzyjaciela, który wziął ich w imadło.Tylko nieliczni zdążyli dosiąść wierzchowców, nie mówiąc już o sformowaniu szyku, by odeprzeć atak.Choć byli siedmiokrotnie liczniejsi od Wickan, poszli w rozsypkę.Zginęła ich setka na każdego zabitego wojownika Coltaine’a.Po dwóch godzinach rzeź dobiegła końca.Zmierzający południowym traktem ku oazie Duiker ujrzał po prawej łunę bijącą z płonących tithańskich wozów.Nim pojął, co właściwie widzi, minęła dłuższa chwila.Nie było mowy o wjechaniu między pożary.Wickanie wpadli w morderczy szał i powaliliby go, nie zadając pytań.Historyk zawrócił konia na północny zachód i ruszył galopem.Po jakimś czasie dopędził ostatniego z uciekających Tithan i wysłuchał jego relacji.Wickanie byli demonami.Ziali ogniem.Ich strzały magicznie mnożyły się w powietrzu, a konie wykazywały się w walce niesamowitą inteligencją.Wyczarowano mezlański Ascendent, który następnie wysłano do Siedmiu Miast, by stawił czoło bogini Tornada.Wickan nie można było zabić.Świt nigdy już nie nadejdzie.Duiker zostawił tubylca jego losowi, wrócił na drogę i ponownie ruszył w stronę oazy.Stracił dwie godziny, lecz bredzenie ogłupiałego ze strachu tithańskiego dezertera dostarczyło mu bezcennych informacji.Po drodze zdał sobie sprawę, że atak nie był rozpaczliwym uderzeniem rannej, udręczonej bestii.Nie ulegało wątpliwości, że Coltaine widzi swą sytuację inaczej.Być może postrzegał ją tak od samego początku.Pięść prowadził kampanię.Toczył wojnę, a nie uciekał w panice.Jeśli wodzowie Apokalipsy chcą wyrwać kły temu wężowi, to lepiej niech przeformułują swe plany.Co więcej, muszą zdławić szerzące się już przekonanie, że Wickanie są czymś więcej niż ludźmi, a to łatwiej powiedzieć niż zrobić.Kamist Reloe nadal miał przewagę liczebną, lecz dawało się już odczuć lepsze wyszkolenie żołnierzy Coltaine’a.Jego Wickanie siali zniszczenie, zachowując dyscyplinę, a Siódma Armia składała się z weteranów, których nowa pięść z wielkim wysiłkiem przygotował do takiej właśnie wojny.Wciąż wydawało się prawdopodobne, że malazańskie siły prędzej czy później zostaną zniszczone, gdyż jeśli sytuacja wszędzie wyglądała tak źle, trudno było znaleźć nadzieję dla odciętej armii i tysięcy towarzyszących jej uchodźców.Wszystkie te drobne zwycięstwa nie zmienią losów wojny.Reloe może liczyć na setki tysięcy rekrutów, pod warunkiem, że sha’ik zda sobie sprawę, jaką groźbę stanowi Coltaine, i rzuci ludzi w pościg za nim.Gdy historyk ujrzał w oddali małą oazę otaczającą Źródło Dryj, poraził go szok.Wycięto prawie wszystkie palmy.Ich gaje zniknęły, pozostały jedynie pniaki i niska roślinność.Nad okolicą unosił się dym, który na tle jaśniejącego nieba sprawiał niesamowite wrażenie [ Pobierz całość w formacie PDF ]