[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Na wystawie sześć manekinów.Trzy pary nowożeńców.Twarze panien młodych i ich towarzyszów były wprawdzie uderzająco podobne, jeśli chodzi o typ somatyczny i głębię emocji, ale ostatecznie manekina jed­nak suknia zdobi.Przed takimi to właśnie personami sta­nęła kobieta z papierową torbą pełną pomarańczy.Ekspe­dientka mordowała się okropnie.Próbowała przywdziać smoking na odziany już w koszulę korpus.Lewe ramię sztucznego mężczyzny nie chciało się poddać.Dziewczyna nie mogła za nic wsunąć go w rękaw.Było sztywne i nie­stety nie mobilne.Góra pięknego kompletu naciągana z uczuciem przez kobietę niebezpiecznie trzeszczała.Eks­pedientka irytowała się.Szybkie i wyraźne ruchy jej warg były irytacji ekwiwalentem.W końcu krzyknęła: „Dość już tego!” Manekin uderzony pięścią w głowę i kopnięty zatoczył się i padł twarzą w stronę wystawowej szyby.Uderzył mocno.Szyba drżała.Manekin opierał się o nią głową i dzielnie utrzymywał ciało w jednej linii.Kobieta z papierową torbą ruszyła w stronę kościo­ła Franciszkanów.Uklękła w pustej nawie.Szept wznosił się ku niebu powoli, ale systematycznie.Opatrzność otrzymywała solenne sprawozdanie.Kobieta podniosła się z kolan, ucałowała stopy Matki Boskiej Królowej Aniołów i wrzuciła zagraniczną monetę o niskim nominale do skrzynki z napisem DLA GRZESZNYCH DZIEWCZĄT.* * *Żorż Król nacisnął klamkę.Właściwie nawet jej nie nacisnął, lekko dotknął tylko, a ona sama z siebie w tym węglu się nacisnęła.Drzwi nagle się ukazały, i ulegając naciskowi na klamkę, otworzyły się lekko i ujawniły Zor­zowi prowadzącą w głąb czeluść.- No to już przesada! - oświadczył sam sobie z oburzeniem Żorż.- Ze wszelkim surrealizmem jestem obeznany, to było odkrycie naszego popaździernikowego pokolenia, ale powtarzam, bez przesady.Co innego sur­realizm w filmie lub w literaturze i to koniecznie hisz­pańskiej, no może jeszcze, ostatecznie, we francuskiej al­bo czeskiej, ale w życiu?Zawstydził się sam przed sobą i powiedział do siebie bardzo grubym głosem:- Naprzód młodzieży świata - wszedł w czeluść.- Jaki tam surrealizm.Czeluść.A ja już niewiele mam do stracenia.Telewizor i tak się zepsuł.Poczuł się młody.Dla tej pierwszej sekundy młodzieńczego zachwytu d propos Czeluści i Tajemnicy warto było żyć.Żyć całe to życie - najpierw w międzywojniu, potem pod okupanta­mi, potem pod PRL-em, a teraz w Bógwiczym.- Naprzód - warknął do siebie głosem posterun­kowego Radziszewskiego, pamiętanego jakże wyraźnie, jako pierwsze wspomnienie z dzieciństwa.Czeluść była zimna i ciemna.Potknął się o kłąb szmat.Kłąb poruszył się i powiedział z ciemności:- Szczęść Boże! Żorż wzdrygnął się.Chciał uciekać, ale ciekawość przyparła go do ob-ślizgłego muru:- Gdzie ja jestem?- W Czeluści, bracie, w Czeluści - odpowiedział kadłubek.Bo to on był.Ale Żorż Król nie zetknął się nigdy z kadłubkiem, toteż nie umiał się odpowiednio zachować.Kadłubek, przyświecając sobie czerwoną latareczką, jął wygrzeby­wać z węgla swój korpus.Żorż w popłochu uciekł.Wziął nieszczęsnego za wytwór wyobraźni, co oczywiście było haniebną pomyłką.Ty, Czytelniczko, wiesz.Biegł biedny Król i biegł Czeluścią.Wydawało mu się, że wraca do pie­kielnej klamki, ale oddalał się od niej.Jeszcze raz spotkał spokojnie pełznącego kadłubka, wrzasnął i pobiegł w już zupełnie niewiadomą stronę.Nagle w ciemnościach poczęła się pojawiać smuga szarości.- Wyjście!Ale to było co innego.Wpatrzył się w nieprzeniknioną ciemność.Ciem­ność pulsowała.Jaśniała fosforycznie.- Chyba mi się wydaje, chyba mi się wydaje - rzekł po kilkuminutowym wpatrywaniu się - ale widzę tam zarysy mebli, jest to jakiś pokój chyba.Powoli wzrok oswajał się z ciemnością.Naraz krzyknął.Strumień światła smagnął go po oczach.Oślepiają­ce lśnienie, rodzaj czarnego płomienia, blask, który ema­nował z najgłębszych ciemności.I zobaczył Żorż, że to nie pokoik był, ale wnętrze grobowca, a w szczelinie, między kamiennymi płytami, półbut męski, czarny, nie znoszony, prawy.I stopę Mariana Siary ujrzał i zrozumiał [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • odbijak.htw.pl