[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Byłem otoczony czułą, troskliwą opieką.Odwiedzali mnie też oficerowie, którzy wmawiali mi, jak bardzo ważne jest, abym nikomu nie opowiadał o tym, co stało się w wiosce.Dopiero potem dowiedziałem się, że nasz pluton zabił pięćdziesięciu dziewięciu wieśniaków w różnym wieku.Ktoś ich później policzył.Po wyjściu ze szpitala złapałem syfa od pewnej sajgońskiej prostytutki.Byłem wtedy pijany i nahajowany marihuaną.Ale pierwszy atak choroby, jeszcze jednej z nieznanych już dzisiaj chorób, nastąpił, gdy przybyłem do Bangkoku w Tajlandii, dokąd mnie i wielu innych żołnierzy wysłano na tak zwany „wypoczynek i rekreację”.Był to zrozumiały dla każdego eufemizm, oznaczający dużo kurew, prochów i alkoholu.Prostytucja stanowiła wówczas w Tajlandii główne źródło dopływu dewiz; ryż zajmował dopiero drugą pozycję.Potem był kauczuk.Potem drewno tekowe.Potem cyna.Nie chciałem, aby w wojsku wiedziano, że złapałem syfa.Gdyby to wyszło na jaw, na czas leczenia obcięto by mi żołd.Co gorsza, ten czas mógłby zostać odliczony od roku służby, jaki powinienem odbyć w Wietnamie.Szukałem zatem pomocy u prywatnego lekarza w Bangkoku.Kolega z tamtejszych oddziałów piechoty morskiej polecił mi pewnego młodego Szweda, który leczył takie przypadki, jak mój, i który prowadził badania na Wydziale Nauk Medycznych miejscowego uniwersytetu.W czasie pierwszej wizyty ów lekarz pytał mnie o wojnę.Złapałem się na tym, że opowiadam mu, co nasz pluton zrobił z wioską i wieśniakami.Wówczas on zapragnął się dowiedzieć, co wtedy czułem, a ja odpowiedziałem mu, że najbardziej przerażającą rzeczą w tym doświadczeniu było to, że nie czułem w ogóle nic.— Czy płakał pan potem albo miał kłopoty z zaśnięciem? — zapytał.— Nie — odparłem.— W istocie trafiłem do szpitala dlatego, że nie chciałem robić niczego poza spaniem.Nie przyszło mi nawet do głowy, aby płakać.Mogłem być wszystkim, ale na pewno nie byłem mazgajem ani lalusiem.Nie byłem skłonny do płaczu już wcześniej, zanim jeszcze w piechocie morskiej zrobili ze mnie mężczyznę.Nie płakałem nawet wtedy, kiedy moja rudowłosa, leworęczna matka porzuciła mnie i ojca.Lecz potem ów Szwed powiedział coś takiego, co doprowadziło mnie do rozdzierającego, dziecinnego płaczu— w końcu, nareszcie.Był równie zaskoczony, jak ja— płaczący bez ustanku.A oto, co powiedział:— Zauważyłem, że nazywa się pan Trout.Czy jest pan może spokrewniony ze wspaniałym pisarzem science fiction o nazwisku Kilgore Trout?Ten lekarz był jedynym człowiekiem, jakiego spotkałem kiedykolwiek poza Cohoes, stan Nowy Jork, który słyszał w ogóle o moim ojcu.Musiałem przebyć całą tę drogę do Bangkoku, Tajlandia, aby dowiedzieć się, że przynajmniej w oczach jednej osoby mój rozpaczliwie bazgrzący ojciec nie przeżył swego życia daremnie.Ten lekarz doprowadził mnie do takiego płaczu, że musiałem wziąć środki uspokajające.Kiedy w godzinę później obudziłem się na kanapce w jego biurze, uważnie mnie obserwował.Byliśmy całkiem sami.— Lepiej? — zapytał.— Nie — odparłem.— A może tak.Trudno mi to określić.— Kiedy spałeś, rozmyślałem nad twoim przypadkiem — powiedział.Jest pewien bardzo mocny lek, który mógłbym ci przepisać, ale decyzję co do użycia pozostawiam tobie.Powinieneś w pełni zdawać sobie sprawę z jego ubocznych skutków.Sądziłem, że mówi o tym, jak to — dzięki Prawu Doboru Naturalnego - zarazki syfa stały się odporne na antybiotyki.Mój wielki mózg znowu był w błędzie.Lekarz powiedział, że ma przyjaciół, którzy mogliby zorganizować mi przerzut z Bangkoku do Szwecji, o ile chciałbym ubiegać się tam o azyl polityczny.— Ale ja nie znam szwedzkiego — powiedziałem.— Nauczysz się — odparł.— Nauczysz.* * *[1]Ecuador (hiszp.) — równik.(Wszystkie przypisy pochodzą od tłumacza.)[2]Cytaty z Darwina w przekładzie prof.dra K.W.Szarskiego[3] Przekład J.Żuławskiego[4] Przekład wg wyd.: Brytyjskie i Zagraniczne Tow.Biblijne[5]Przekład E.Porebowicza[6] Przekład B.Wmawera i B.Witek-Swinarskiej[7] Przekład wg wyd Brytyjskie i Zagraniczne Tow Biblijne[8] Przekład S.Barańczaka[9] Przekład L.Staffa.[10]Przekład Czesława Miłosza.[11] Przekład Czesława Miłosza[12] Davy Jones — w slangu marynarzy — duch morza, diabeł żeglarzy; skrzynia Davy Jonesa — dno oceanu, zwłaszcza miejsce będące grobem statków i ludzi[13] Przekład C Miłosza [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • odbijak.htw.pl