[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Zdjęliśmy znowu około 30 centymetrów ziemi.Teraz już wyraźniewidziało się ślad grobu.Stawał się on coraz szerszy i dłuższy.Trafiliśmy wiec na drugi grób, zalegający pod mogiłą młodej dziewczyny.Calec wokół jamy grobowej miał barwę jasnożółtą, o szarym odcieniu, z wyraźnie widoczną piękna mozaiicą żył limonitowych l.Wkop dogrobu był żółtawopomarańczowy.Jama grobowa osiągnęła wreszcie długość 250 centymetrów.Agnieszka wydala radosny okrzyk.Ona pierwsza dostrzegła gdzieś w środkugrobu żelazną półkolistą sprzączkę od pasa.O kilka centymetrów dalejznajdowała się żelazna skuwka przytrzymująca rzemień pasa, niecowyżej zaś odnaleźliśmy dwa brązowe okucia silnie profilowane.I tutaj,obok tych brązowych okuć, tkwił tylko malutki kawałek ludzkiej kości.Tak niewiele zostało z mężczyzny, którego pogrzebano przed niespełnadwoma tysiącami lat.Może był ongiś sławnym wojem? Przedsiębrał jakieś dalekie wojennewyprawy i napędzał strachu sąsiednim plemionom słowiańskim?Wszystko, co po nim zostało, zmieściło się do jednej malutkiej kopertypapierowej, na której Agnieszka napisała „KURHAN nr 13, grób II".— Czemu pan taki smutny? — zapytała mnie Krystyna.— Smutny? Nie, zamyśliłem się trochę.Ileż bym dał za to, abyw rozkopywaniu któregoś z kurhanów zechciał wziąć udział mójNaczelny Redaktor.Może okazałby się bardziej dla mnie łaskawy.gdyby uświadomił sobie, że z.wszystkich jego kaprysów i z jego własnejosoby zostanie być może tylko drobniutka kostka, którą ktoś tam — zatysiąc lat — niedbale wrzuci do koperty.Świeciło piękne popołudniowe słońce, woda w jeziorze była nareszcieniebieska, odbijała bowiem bezchmurne niebo.Płynęliśmy z Krystynąpo szklanki pozostawione na wyspie.Dziewczyna wiosłowała, a jaśledziłem przez lornetkę wesołe nurki dzikich kaczek.Odjąłem lornetkę od oczu.Schwyciłem wiosło.— Do brzegu.O, tam, widzi pani? — wskazałem wiosłem MartwyDom.— Dziewczyna.Koło Martwego Domu widzę jakąś dziewczynę.W spodniach.— Nie można by powiedzieć, że pan goni za spódniczkami — zau ważyła z ironią.— No, niechże pani wiosłuje.A jeśli to jest właśnie złodziejkafigusów?— Paweł pytał mnie dziś rano o tę historię figusów.Na wszelkiwypadek powiedziałem mu, żeby nie wierzył w takie głupstwa.„Starszybrat pana ma bardzo wiele fantazji" wyjaśniłam mu.Przyznał mi racjęi dodał z goryczą: „Kazał mi wierzyć w jakieś światełka, musiałemprzeprowadzać jakieś,wywiady, a on w tym czasie, niby to śledzączłodziei, do pani na wyspę jeździł i flirtował.List podobno znalazł nawyspie.To pani pisała ten list, prawda?".„Prawda" przytaknęłam, boto zresztą i zgodne z prawdą.„A to mnie nabrał" mruknął pańskimłodszy brat.Spieszyło mi się do Martwego Domu, nie chciałem więc tracić czasuna tłumaczenie Krystynie, jak wielką wyrządziła szkodę przekonującPawła, że został oszukany.Tajemnicza dziewczyna zniknęła w drzwiachstarego domostwa.„Czego ona tam szuka?" — zastanawiałem się,gwałtownie pracując wiosłami.Krystyna nie przestawała mi dokuczać.— Słyszałam o złodziejach wspaniałych tulipanów.Ale żeby ktośkradł figusy? Na to się nie dam nabrać.Najpierw bujał pan swegomłodszego brata, a teraz z odległości pół kilometra zobaczył pan jakąśdziewczynę i mnie pan próbuje bujać? „Złodziejka figusów".Cha, cha,dobre sobie.Ciekawam, czy i ją tak samo jak mnie będzie pan próbowałmamić pięknymi słówkami?— Nie przypominam sobie, żebym panią „omamiał", Brunhildo.— Teraz oczywiście pan sobie już nie przypomina.— Jak mam rozumieć to „teraz"?— Gdy zobaczył pan nową dziewczynę.Przestałem wiosłować.Było mi wszystko jedno, co w MartwymDomu robi tajemnicza dziewczyna.— Nie jeździłem na wyspę, żeby panią „omamiać".— Kto mnie zwabił do waszego obozu?— Zwabił? Czy to najwłaściwsze słowo? Zwabić można kogoś wzasadzkę.— Zwabił mnie pan do obozu, gdzie mieszka cała gromada nudziarzy i gdzie wykopuje się nieboszczyków.Brr.To była swego rodzajuzasadzka.Bo okazał się pan innym, niż sądziłam.Zostałam oszukana [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl odbijak.htw.pl
.Zdjęliśmy znowu około 30 centymetrów ziemi.Teraz już wyraźniewidziało się ślad grobu.Stawał się on coraz szerszy i dłuższy.Trafiliśmy wiec na drugi grób, zalegający pod mogiłą młodej dziewczyny.Calec wokół jamy grobowej miał barwę jasnożółtą, o szarym odcieniu, z wyraźnie widoczną piękna mozaiicą żył limonitowych l.Wkop dogrobu był żółtawopomarańczowy.Jama grobowa osiągnęła wreszcie długość 250 centymetrów.Agnieszka wydala radosny okrzyk.Ona pierwsza dostrzegła gdzieś w środkugrobu żelazną półkolistą sprzączkę od pasa.O kilka centymetrów dalejznajdowała się żelazna skuwka przytrzymująca rzemień pasa, niecowyżej zaś odnaleźliśmy dwa brązowe okucia silnie profilowane.I tutaj,obok tych brązowych okuć, tkwił tylko malutki kawałek ludzkiej kości.Tak niewiele zostało z mężczyzny, którego pogrzebano przed niespełnadwoma tysiącami lat.Może był ongiś sławnym wojem? Przedsiębrał jakieś dalekie wojennewyprawy i napędzał strachu sąsiednim plemionom słowiańskim?Wszystko, co po nim zostało, zmieściło się do jednej malutkiej kopertypapierowej, na której Agnieszka napisała „KURHAN nr 13, grób II".— Czemu pan taki smutny? — zapytała mnie Krystyna.— Smutny? Nie, zamyśliłem się trochę.Ileż bym dał za to, abyw rozkopywaniu któregoś z kurhanów zechciał wziąć udział mójNaczelny Redaktor.Może okazałby się bardziej dla mnie łaskawy.gdyby uświadomił sobie, że z.wszystkich jego kaprysów i z jego własnejosoby zostanie być może tylko drobniutka kostka, którą ktoś tam — zatysiąc lat — niedbale wrzuci do koperty.Świeciło piękne popołudniowe słońce, woda w jeziorze była nareszcieniebieska, odbijała bowiem bezchmurne niebo.Płynęliśmy z Krystynąpo szklanki pozostawione na wyspie.Dziewczyna wiosłowała, a jaśledziłem przez lornetkę wesołe nurki dzikich kaczek.Odjąłem lornetkę od oczu.Schwyciłem wiosło.— Do brzegu.O, tam, widzi pani? — wskazałem wiosłem MartwyDom.— Dziewczyna.Koło Martwego Domu widzę jakąś dziewczynę.W spodniach.— Nie można by powiedzieć, że pan goni za spódniczkami — zau ważyła z ironią.— No, niechże pani wiosłuje.A jeśli to jest właśnie złodziejkafigusów?— Paweł pytał mnie dziś rano o tę historię figusów.Na wszelkiwypadek powiedziałem mu, żeby nie wierzył w takie głupstwa.„Starszybrat pana ma bardzo wiele fantazji" wyjaśniłam mu.Przyznał mi racjęi dodał z goryczą: „Kazał mi wierzyć w jakieś światełka, musiałemprzeprowadzać jakieś,wywiady, a on w tym czasie, niby to śledzączłodziei, do pani na wyspę jeździł i flirtował.List podobno znalazł nawyspie.To pani pisała ten list, prawda?".„Prawda" przytaknęłam, boto zresztą i zgodne z prawdą.„A to mnie nabrał" mruknął pańskimłodszy brat.Spieszyło mi się do Martwego Domu, nie chciałem więc tracić czasuna tłumaczenie Krystynie, jak wielką wyrządziła szkodę przekonującPawła, że został oszukany.Tajemnicza dziewczyna zniknęła w drzwiachstarego domostwa.„Czego ona tam szuka?" — zastanawiałem się,gwałtownie pracując wiosłami.Krystyna nie przestawała mi dokuczać.— Słyszałam o złodziejach wspaniałych tulipanów.Ale żeby ktośkradł figusy? Na to się nie dam nabrać.Najpierw bujał pan swegomłodszego brata, a teraz z odległości pół kilometra zobaczył pan jakąśdziewczynę i mnie pan próbuje bujać? „Złodziejka figusów".Cha, cha,dobre sobie.Ciekawam, czy i ją tak samo jak mnie będzie pan próbowałmamić pięknymi słówkami?— Nie przypominam sobie, żebym panią „omamiał", Brunhildo.— Teraz oczywiście pan sobie już nie przypomina.— Jak mam rozumieć to „teraz"?— Gdy zobaczył pan nową dziewczynę.Przestałem wiosłować.Było mi wszystko jedno, co w MartwymDomu robi tajemnicza dziewczyna.— Nie jeździłem na wyspę, żeby panią „omamiać".— Kto mnie zwabił do waszego obozu?— Zwabił? Czy to najwłaściwsze słowo? Zwabić można kogoś wzasadzkę.— Zwabił mnie pan do obozu, gdzie mieszka cała gromada nudziarzy i gdzie wykopuje się nieboszczyków.Brr.To była swego rodzajuzasadzka.Bo okazał się pan innym, niż sądziłam.Zostałam oszukana [ Pobierz całość w formacie PDF ]