[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Polactwo po prostu zionie nienawiścią, skrę-ca się z nienawiści, ona je przeżera na wylot, pobrzmiewa w każdymautobusie i każdej kolejce, gdziekolwiek zechciałbyś nawiązać z czło-wiekiem prostym rozmowę o sprawach publicznych, a choćby zresz-tą i prywatnych.Ciekawe - bo u zarania III RP perspektywa wybuchu nienawiściwywoływała wielką troskę naszych intelektualnych elit i autorytetówmoralnych.Wiele się o tym, jak to trzeba unikać nienawiści, pisało.Tylko że w faryzejskim, michnikowym języku tego środowiska nie-nawiść oznaczała zupełnie co innego, niż znaczy naprawdę.Niena-wiścią było wymierzanie sprawiedliwości oprawcom i zbrodniarzom.Nienawiścią było poszukiwanie prawdy.Nienawiścią, a nawet wręcz piekłem , była próba stworzenia systemu wielopartyjnego i oparciedyskursu politycznego na języku polityki zamiast języka moralizator-stwa, w którym na dodatek jedna strona z góry przyznała sobie mono-pol na uczciwe motywacje, a adwersarzom przypisała wszelkie moż-liwe nikczemności.To wszystko było nienawiścią!Ale potępienie i wzgarda dla tak rozumianej nienawiści nie prze-szkodziły uważającemu się za najwyższy moralny autorytet i etycznąwyrocznię Michnikowi w popijaniu wódeczki z Urbanem, tym właśnieUrbanem, który - o jego wcześniejszych dokonaniach już nie wspomi-nając - był redaktorem naczelnym arcyzasłużonego w popularyzowa-niu mowy nienawiści i wszelkiego umysłowego plugastwa tygodnika Nie ! Tygodnika, który, dla przykładu, potrafił przed wyborami na-pisać, że Krzaklewski miał matkę czy babkę %7łydówkę (nie mam po-jęcia, czy to prawda i wisi mi to, cytuję, bo rzecz charakterystyczna) ipismo Michnika zareagowało na to karcącym tonem w jednym tylkofelietonie.Czy Czytelnik potrafi sobie wyobrazić, co by michnikowsz-czyzna zrobiła z jakimkolwiek prawicowym pismem, które ośmieliło-by się dociekać żydowskich korzeni Kwaśniewskiego?!Skoro przy Michniku, to rzecz troszkę z innej beczki, ale gdy mówi-my o inwazji chamstwa, warto wspomnieć o niej akurat tu.W koń-cu od kogo wymagać kultury, jeśli nie od takiej intelektualnej i etycz-nej wyroczni, laureata wszystkich tych nagród i wyróżnień, o którychpracowicie informuje jego gazeta.Komu się chce, niech z łaski swo-jej sięgnie po zapis sławnej rozmowy Rywina z Michnikiem i zwróciuwagę, jakim językiem obaj panowie rozmawiają.Zostawmy na bokutreść, chodzi o sam sposób myślenia i formułowania tych myśli.Dozłudzenia przypomina to dyskurs pomiędzy dwoma gangsterami, i toz tych stojących raczej dość nisko w mafijnej hierarchii.A to, tymcza-sem, rozmawiają o interesach czołowy intelektualista III RP, autorytetmoralny i oberguru, ze sławnym w tejże III RP i stanowiącym ozdo-bę jej salonów producentem filmowym.Ten dysonans, pomiędzy społeczną pozycją protagonistów a uży-wanym przez nich językiem, ktoś się po publikacji rywinowej taśmyodważył na łamach prasy zauważyć.Wywołało to ze strony Michni-ka gniewne żachnięcie - przecież, oznajmił, on Rywina podpuszczał!Musiał z nim rozmawiać jego językiem, aby tamten się odsłonił! KiedyMichnik się żachnie i powie coś w gniewnym tonie, to nie ma u nas(na razie - stan z kwietnia 2004) takiej odważnej gazety, poza kilkomaniszowymi pismami świrniętej prawicy, która pozwoliłaby sobie nadruk jakiejkolwiek z nim polemiki, więc na tym żachnięciu stanęło.A tymczasem - guzik prawda.Zapisana na taśmie rozmowa obu pa-nów bynajmniej nie zaczyna się od słów dzień dobry, jestem Rywin,czy to pan jest Michnik?.Obaj spotykali się i znali już wcześniej, niema co do tego wątpliwości.A skoro tak, to przecież Michnik nie mógłnagle zacząć rozmawiać z Rywinem jakimś innym językiem.Gdybytak było, Rywin mógłby się domyślić, że rozmówca szykuje mu jakiśnumer.A już co najmniej na taśmie niechybnie znalazłoby się jakieśzdanie w stylu: hm, Adaś, co ty dzisiaj tak dziwnie gadasz? Wydajesię oczywiste, że Michnik rozmawiał z Rywinem w ten sam sposób,w jaki rozmawiał z nim zawsze.A trudno przypuszczać, żeby już roz-mawiając z nim wcześniej zadał sobie trud podpuszczania go i uda-wania knajaka, bo to by znaczyło, że z wielkim wyprzedzeniem do-myślił się, iż ten facet przyjdzie kiedyś do niego z korupcyjną propo-zycją - względnie, że, jak sugerował sam Rywin, z góry wybrał go so-bie na cel perfidnej prowokacji.Logiczne? Wydaje mi się, że tak.Ale, jak napisałem, nie ma w Pol-sce gazety, poza kilkoma niskonakładowymi pismami, która by sięodważyła na negliżowanie Michnika.Nikt nie będzie z takim moca-rzem zadzierał.W ogóle, myślę sobie, że afera Rywina była ze strony Michnika krzy-kiem rozpaczy.On chciał w ten sposób wstrząsnąć naszymi sumie-niami, pokazując, w jakim kraju żyjemy kilkanaście lat po odzyskaniuwolności.Proszę spojrzeć - przychodzi do Michnika facet, który po-wołując się na grupę trzymającą władzę , ba, konkretnie na premie-ra, żąda łapówki w zamian za korzystną dla Agory ustawę.Michnikgo nagrywa i od tego momentu przez prawie pół roku opowiada naprawo i lewo, że ma w sejfie taśmę z takim nagraniem.Afera jak stodiabłów, sięgająca samych szczytów władzy, dziwne zachowanie pre-miera, niejasna postawa prezydenta - w każdym cywilizowanym kra-ju media rzuciłyby się na coś takiego natychmiast.A u nas co? Michnik zdziera gardło, rozpowiada - i nic! W wolnymkraju, gdzie od kilkunastu już lat nie ma żadnego wydziału prasy KCani cenzury - nic, końce do wody i głucha cisza.W końcu cała war-szawka gadała o sprawie po kątach, ale gdyby ostatecznie Wybor-cza jej nie nagłośniła, wszystko pozostałoby w sferze plotek po dziśdzień.Jeden z kolorowych tygodników odważył się na parę mętnychaluzji w swej rubryce humorystycznej i na tym koniec.A kiedy innyzagadnął o sprawę w oficjalnym wywiadzie premiera, to wystarczyłjeden telefon, żeby w druku to pytanie i odpowiedz na nie wypadły.Wolny kraj! Wolne media! Dysponentem tematu był Adam Mich-nik , wyjaśniła potem utytułowana dziennikarka, która ów pociętywywiad przeprowadzała.%7łarty! Kpiny! Jaki znowu dysponent tema-tu , kiedy mamy do czynienia z aferą polegającą na handlowaniu za-pisami przygotowywanej przez rząd ustawy, a więc sięgającą ustrojo-wych podstaw państwa?No i w końcu Michnik, pokazawszy w ten sposób dobitnie, jak wie-le nam brakuje do cywilizowanych standardów wolności słowa, mu-siał o wszystkim napisać sam.Z półrocznym opóznieniem.Bynajm-niej nie dlatego, że próbował przez te pół roku coś dla siebie ugrać [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl odbijak.htw.pl
.Polactwo po prostu zionie nienawiścią, skrę-ca się z nienawiści, ona je przeżera na wylot, pobrzmiewa w każdymautobusie i każdej kolejce, gdziekolwiek zechciałbyś nawiązać z czło-wiekiem prostym rozmowę o sprawach publicznych, a choćby zresz-tą i prywatnych.Ciekawe - bo u zarania III RP perspektywa wybuchu nienawiściwywoływała wielką troskę naszych intelektualnych elit i autorytetówmoralnych.Wiele się o tym, jak to trzeba unikać nienawiści, pisało.Tylko że w faryzejskim, michnikowym języku tego środowiska nie-nawiść oznaczała zupełnie co innego, niż znaczy naprawdę.Niena-wiścią było wymierzanie sprawiedliwości oprawcom i zbrodniarzom.Nienawiścią było poszukiwanie prawdy.Nienawiścią, a nawet wręcz piekłem , była próba stworzenia systemu wielopartyjnego i oparciedyskursu politycznego na języku polityki zamiast języka moralizator-stwa, w którym na dodatek jedna strona z góry przyznała sobie mono-pol na uczciwe motywacje, a adwersarzom przypisała wszelkie moż-liwe nikczemności.To wszystko było nienawiścią!Ale potępienie i wzgarda dla tak rozumianej nienawiści nie prze-szkodziły uważającemu się za najwyższy moralny autorytet i etycznąwyrocznię Michnikowi w popijaniu wódeczki z Urbanem, tym właśnieUrbanem, który - o jego wcześniejszych dokonaniach już nie wspomi-nając - był redaktorem naczelnym arcyzasłużonego w popularyzowa-niu mowy nienawiści i wszelkiego umysłowego plugastwa tygodnika Nie ! Tygodnika, który, dla przykładu, potrafił przed wyborami na-pisać, że Krzaklewski miał matkę czy babkę %7łydówkę (nie mam po-jęcia, czy to prawda i wisi mi to, cytuję, bo rzecz charakterystyczna) ipismo Michnika zareagowało na to karcącym tonem w jednym tylkofelietonie.Czy Czytelnik potrafi sobie wyobrazić, co by michnikowsz-czyzna zrobiła z jakimkolwiek prawicowym pismem, które ośmieliło-by się dociekać żydowskich korzeni Kwaśniewskiego?!Skoro przy Michniku, to rzecz troszkę z innej beczki, ale gdy mówi-my o inwazji chamstwa, warto wspomnieć o niej akurat tu.W koń-cu od kogo wymagać kultury, jeśli nie od takiej intelektualnej i etycz-nej wyroczni, laureata wszystkich tych nagród i wyróżnień, o którychpracowicie informuje jego gazeta.Komu się chce, niech z łaski swo-jej sięgnie po zapis sławnej rozmowy Rywina z Michnikiem i zwróciuwagę, jakim językiem obaj panowie rozmawiają.Zostawmy na bokutreść, chodzi o sam sposób myślenia i formułowania tych myśli.Dozłudzenia przypomina to dyskurs pomiędzy dwoma gangsterami, i toz tych stojących raczej dość nisko w mafijnej hierarchii.A to, tymcza-sem, rozmawiają o interesach czołowy intelektualista III RP, autorytetmoralny i oberguru, ze sławnym w tejże III RP i stanowiącym ozdo-bę jej salonów producentem filmowym.Ten dysonans, pomiędzy społeczną pozycją protagonistów a uży-wanym przez nich językiem, ktoś się po publikacji rywinowej taśmyodważył na łamach prasy zauważyć.Wywołało to ze strony Michni-ka gniewne żachnięcie - przecież, oznajmił, on Rywina podpuszczał!Musiał z nim rozmawiać jego językiem, aby tamten się odsłonił! KiedyMichnik się żachnie i powie coś w gniewnym tonie, to nie ma u nas(na razie - stan z kwietnia 2004) takiej odważnej gazety, poza kilkomaniszowymi pismami świrniętej prawicy, która pozwoliłaby sobie nadruk jakiejkolwiek z nim polemiki, więc na tym żachnięciu stanęło.A tymczasem - guzik prawda.Zapisana na taśmie rozmowa obu pa-nów bynajmniej nie zaczyna się od słów dzień dobry, jestem Rywin,czy to pan jest Michnik?.Obaj spotykali się i znali już wcześniej, niema co do tego wątpliwości.A skoro tak, to przecież Michnik nie mógłnagle zacząć rozmawiać z Rywinem jakimś innym językiem.Gdybytak było, Rywin mógłby się domyślić, że rozmówca szykuje mu jakiśnumer.A już co najmniej na taśmie niechybnie znalazłoby się jakieśzdanie w stylu: hm, Adaś, co ty dzisiaj tak dziwnie gadasz? Wydajesię oczywiste, że Michnik rozmawiał z Rywinem w ten sam sposób,w jaki rozmawiał z nim zawsze.A trudno przypuszczać, żeby już roz-mawiając z nim wcześniej zadał sobie trud podpuszczania go i uda-wania knajaka, bo to by znaczyło, że z wielkim wyprzedzeniem do-myślił się, iż ten facet przyjdzie kiedyś do niego z korupcyjną propo-zycją - względnie, że, jak sugerował sam Rywin, z góry wybrał go so-bie na cel perfidnej prowokacji.Logiczne? Wydaje mi się, że tak.Ale, jak napisałem, nie ma w Pol-sce gazety, poza kilkoma niskonakładowymi pismami, która by sięodważyła na negliżowanie Michnika.Nikt nie będzie z takim moca-rzem zadzierał.W ogóle, myślę sobie, że afera Rywina była ze strony Michnika krzy-kiem rozpaczy.On chciał w ten sposób wstrząsnąć naszymi sumie-niami, pokazując, w jakim kraju żyjemy kilkanaście lat po odzyskaniuwolności.Proszę spojrzeć - przychodzi do Michnika facet, który po-wołując się na grupę trzymającą władzę , ba, konkretnie na premie-ra, żąda łapówki w zamian za korzystną dla Agory ustawę.Michnikgo nagrywa i od tego momentu przez prawie pół roku opowiada naprawo i lewo, że ma w sejfie taśmę z takim nagraniem.Afera jak stodiabłów, sięgająca samych szczytów władzy, dziwne zachowanie pre-miera, niejasna postawa prezydenta - w każdym cywilizowanym kra-ju media rzuciłyby się na coś takiego natychmiast.A u nas co? Michnik zdziera gardło, rozpowiada - i nic! W wolnymkraju, gdzie od kilkunastu już lat nie ma żadnego wydziału prasy KCani cenzury - nic, końce do wody i głucha cisza.W końcu cała war-szawka gadała o sprawie po kątach, ale gdyby ostatecznie Wybor-cza jej nie nagłośniła, wszystko pozostałoby w sferze plotek po dziśdzień.Jeden z kolorowych tygodników odważył się na parę mętnychaluzji w swej rubryce humorystycznej i na tym koniec.A kiedy innyzagadnął o sprawę w oficjalnym wywiadzie premiera, to wystarczyłjeden telefon, żeby w druku to pytanie i odpowiedz na nie wypadły.Wolny kraj! Wolne media! Dysponentem tematu był Adam Mich-nik , wyjaśniła potem utytułowana dziennikarka, która ów pociętywywiad przeprowadzała.%7łarty! Kpiny! Jaki znowu dysponent tema-tu , kiedy mamy do czynienia z aferą polegającą na handlowaniu za-pisami przygotowywanej przez rząd ustawy, a więc sięgającą ustrojo-wych podstaw państwa?No i w końcu Michnik, pokazawszy w ten sposób dobitnie, jak wie-le nam brakuje do cywilizowanych standardów wolności słowa, mu-siał o wszystkim napisać sam.Z półrocznym opóznieniem.Bynajm-niej nie dlatego, że próbował przez te pół roku coś dla siebie ugrać [ Pobierz całość w formacie PDF ]