[ Pobierz całość w formacie PDF ]
. Zupełnie, jakbym widział Stowarzyszenie Miłośników Sztuk Pięknychw Putney mruknął. Albo gorzej jeszcze, Kółko Poetyckie z Surbiton.Zda-rzyło mi się, niezbyt chętnie zresztą, spotkać i jednych, i drugich.I nie tylko ich.Najgorszy, jak pamiętam, był tam niejaki Ilkey. I mistrz zapadł w ponurą za-dumę, a jego uśmiech stał się równie wymuszony, jak grymas księcia.W końcujednak postanowił otworzyć dziób pomiędzy prowincjonalnymi wierszokletamii zaczął deklamować coś tak grafomańskiego, że z miejsca zaroiło się wokół niegood pstrokato przystrojonych i wyperfumowanych wielbicieli.Zdobył wszystkichprzebojem.Część jego blasku spłynęła również automatycznie na Różę i Elryka.Tak, wio-ska była bogata i łaknęła wszystkich nowości. Wiecie, jesteśmy tu w Trollon dość kosmopolityczni.Podobnie jak więk-szość wiosek diddikojim (cha, cha), tak i ta zamieszkała jest głównie przez przy-byszy z zewnątrz.Ja też nie jestem stąd.Urodziłem się w innym wymiarze, w He-57eshigrowinaaz dokładnie.Znacie może to miejsce?Ubrana w misterną perukę kobieta w średnim wieku złapała Elryka za ramię. Jestem Parapha Foz.Mój mąż to Barraban Foz, rzecz jasna.Czy to nienudne? Mam wrażenie powiedziała Róża, również otoczona wianuszkiem en-tuzjastów jej urody że oto spotkała nas najcięższa próba ze wszystkich prze-szkód, jaki trafić mogą się w podróży.Elrykowi wydało się, że dziewczyna jest jednak rozbawiona, zarówno sytuacjąjak i, poniekąd, wyrazem twarzy albinosa.Z pełną wdzięku ironią Elryk podjął wyzwanie.Miejscowi zaprosili ich dozabawy i skłonili do uczestnictwa w całym szeregu rytuałów, które Elrykowi byłyzupełnie obce, mistrz Wheldrake czuł się jednak w tym wszystkim wyraznie jakryba w wodzie.Róża też zdawała się nieco otrzaskana z podobnymi jasełkami.Jedzono, wygłaszano mowy, odgrywano przedstawienia, obchodzono proce-sją najstarsze i najciekawsze miejsca wioski, informowano obszernie o jej historiii architekturze, kazano podziwiać wszystkie odrestaurowane wspaniale cuda takdługo, aż pamiętający wciąż o głównym celu wyprawy Elryk zapragnął jakie-goś mniej męczącego towarzystwa, jak na przykład bestie Chaosu czy zrodzeniw szaleństwie herosi.Oni przynajmniej nie dopominali się co chwilę, by książęwyciągnął i pokazał im miecz, a przede wszystkim, siedzieli zwykle cicho i niezalewali go tak beznadziejnym, wrzaskliwym potokiem wymowy, w którym od-nalezć można było w zastraszających ilościach i ignorancję, i uprzedzenia, sno-bizm i gotowość do cytowania wszelkich zasłyszanych czy przeczytanych opinii.Ci ludzie tutaj wierzyli naprawdę, że zjedli wszystkie rozumy i że są i na zawszepozostaną panami sytuacji i swych własnych żywotów.Chwilami Elryk wracał myślą do tych nieszczęśników na dole, którym pozo-stało napinać udręczone mięśnie i pchać całą tę wioskę w nieskończoną podróżdookoła świata.Nieprzywykły do wyciągania z delikwentów informacji innym sposobem niżza pomocą tortur, to zadanie pozostawił książę Róży.Ostatecznie, gdy czas jakiśpotem zostawiono ich samych, bez Wheldrake a wszakże, gdyż poetę zaproszo-no na jakiś uroczysty obiad, dziewczyna wyglądała na wyraznie usatysfakcjono-waną.Dostali przylegające pokoje w gospodzie, która, jak im powiedziano, byłanajlepszą nie tylko w tej wiosce, ale we wszystkich osadach drugiej rangi.Za-powiedziano też, że następnego dnia zostaną oprowadzeni po nadających się dozasiedlenia mieszkaniach. Mam wrażenie, że nie najgorzej przetrwaliśmy pierwszy dzień powie-działa, siadając na skrzyni, by zdjąć buty. Okazaliśmy się dla nich osobisto-ściami na tyle interesującymi, że na razie darowali nam życie, obdarzyli względnąwolnością i, co najważniejsze, pozwolili zachować broń. Zatem im nie dowierzasz? Albinos spojrzał na Różę z zaciekawieniem.58Dziewczyna potrząsnęła rudo-złotą czupryną i zdjęła kaftan, pod którym miałaciemnożółtą koszulę. Nigdy jeszcze nie spotkałem takich ludzi. Jeśli pominąć fakt, że jest to zbieranina wywodząca się ze wszystkich za-kątków multiwersum, to przypominają mi do złudzenia pewne towarzystwo zna-ne mi niegdyś i z ulgą porzucone.Podobnie jak Wheldrake, miałam nadzieję nietrafić już nigdy więcej na podobne typy.Trzy siostry dotarły do Państwa Cy-gańskiego niecały tydzień przed nami.Kobieta, która mi to powiedziała, słyszałao nich od znajomej z sąsiedniej wioski.Zostały jednak przyjęte do osady o wyż-szej randze. A jak je tam znajdziemy? Dopiero teraz, słysząc tę przynoszącą ulgęwiadomość, Elryk pojął, jak bardzo był napięty. Nie będzie to łatwe.Nie mamy zaproszenia do tamtej wioski.Tutejsi zwy-kli najpierw długo obserwować gości, nim zgodzą się skierować takie zaprosze-nie.Dowiedziałam się niemniej, że Gaynor też tu jest, chociaż zszedł wszystkimz oczu ledwie się pojawił i nikt nie ma pojęcia, gdzie się teraz podziewa. Ale nie opuścił pochodu? To chyba niełatwe, nawet dla Gaynora odparła z nagłą goryczą. Zakazane? Nic nie jest zakazane uśmiechnęła się sardonicznie w Państwie Cy-gańskim.Chyba dodała że komuś marzą się zmiany [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl odbijak.htw.pl
. Zupełnie, jakbym widział Stowarzyszenie Miłośników Sztuk Pięknychw Putney mruknął. Albo gorzej jeszcze, Kółko Poetyckie z Surbiton.Zda-rzyło mi się, niezbyt chętnie zresztą, spotkać i jednych, i drugich.I nie tylko ich.Najgorszy, jak pamiętam, był tam niejaki Ilkey. I mistrz zapadł w ponurą za-dumę, a jego uśmiech stał się równie wymuszony, jak grymas księcia.W końcujednak postanowił otworzyć dziób pomiędzy prowincjonalnymi wierszokletamii zaczął deklamować coś tak grafomańskiego, że z miejsca zaroiło się wokół niegood pstrokato przystrojonych i wyperfumowanych wielbicieli.Zdobył wszystkichprzebojem.Część jego blasku spłynęła również automatycznie na Różę i Elryka.Tak, wio-ska była bogata i łaknęła wszystkich nowości. Wiecie, jesteśmy tu w Trollon dość kosmopolityczni.Podobnie jak więk-szość wiosek diddikojim (cha, cha), tak i ta zamieszkała jest głównie przez przy-byszy z zewnątrz.Ja też nie jestem stąd.Urodziłem się w innym wymiarze, w He-57eshigrowinaaz dokładnie.Znacie może to miejsce?Ubrana w misterną perukę kobieta w średnim wieku złapała Elryka za ramię. Jestem Parapha Foz.Mój mąż to Barraban Foz, rzecz jasna.Czy to nienudne? Mam wrażenie powiedziała Róża, również otoczona wianuszkiem en-tuzjastów jej urody że oto spotkała nas najcięższa próba ze wszystkich prze-szkód, jaki trafić mogą się w podróży.Elrykowi wydało się, że dziewczyna jest jednak rozbawiona, zarówno sytuacjąjak i, poniekąd, wyrazem twarzy albinosa.Z pełną wdzięku ironią Elryk podjął wyzwanie.Miejscowi zaprosili ich dozabawy i skłonili do uczestnictwa w całym szeregu rytuałów, które Elrykowi byłyzupełnie obce, mistrz Wheldrake czuł się jednak w tym wszystkim wyraznie jakryba w wodzie.Róża też zdawała się nieco otrzaskana z podobnymi jasełkami.Jedzono, wygłaszano mowy, odgrywano przedstawienia, obchodzono proce-sją najstarsze i najciekawsze miejsca wioski, informowano obszernie o jej historiii architekturze, kazano podziwiać wszystkie odrestaurowane wspaniale cuda takdługo, aż pamiętający wciąż o głównym celu wyprawy Elryk zapragnął jakie-goś mniej męczącego towarzystwa, jak na przykład bestie Chaosu czy zrodzeniw szaleństwie herosi.Oni przynajmniej nie dopominali się co chwilę, by książęwyciągnął i pokazał im miecz, a przede wszystkim, siedzieli zwykle cicho i niezalewali go tak beznadziejnym, wrzaskliwym potokiem wymowy, w którym od-nalezć można było w zastraszających ilościach i ignorancję, i uprzedzenia, sno-bizm i gotowość do cytowania wszelkich zasłyszanych czy przeczytanych opinii.Ci ludzie tutaj wierzyli naprawdę, że zjedli wszystkie rozumy i że są i na zawszepozostaną panami sytuacji i swych własnych żywotów.Chwilami Elryk wracał myślą do tych nieszczęśników na dole, którym pozo-stało napinać udręczone mięśnie i pchać całą tę wioskę w nieskończoną podróżdookoła świata.Nieprzywykły do wyciągania z delikwentów informacji innym sposobem niżza pomocą tortur, to zadanie pozostawił książę Róży.Ostatecznie, gdy czas jakiśpotem zostawiono ich samych, bez Wheldrake a wszakże, gdyż poetę zaproszo-no na jakiś uroczysty obiad, dziewczyna wyglądała na wyraznie usatysfakcjono-waną.Dostali przylegające pokoje w gospodzie, która, jak im powiedziano, byłanajlepszą nie tylko w tej wiosce, ale we wszystkich osadach drugiej rangi.Za-powiedziano też, że następnego dnia zostaną oprowadzeni po nadających się dozasiedlenia mieszkaniach. Mam wrażenie, że nie najgorzej przetrwaliśmy pierwszy dzień powie-działa, siadając na skrzyni, by zdjąć buty. Okazaliśmy się dla nich osobisto-ściami na tyle interesującymi, że na razie darowali nam życie, obdarzyli względnąwolnością i, co najważniejsze, pozwolili zachować broń. Zatem im nie dowierzasz? Albinos spojrzał na Różę z zaciekawieniem.58Dziewczyna potrząsnęła rudo-złotą czupryną i zdjęła kaftan, pod którym miałaciemnożółtą koszulę. Nigdy jeszcze nie spotkałem takich ludzi. Jeśli pominąć fakt, że jest to zbieranina wywodząca się ze wszystkich za-kątków multiwersum, to przypominają mi do złudzenia pewne towarzystwo zna-ne mi niegdyś i z ulgą porzucone.Podobnie jak Wheldrake, miałam nadzieję nietrafić już nigdy więcej na podobne typy.Trzy siostry dotarły do Państwa Cy-gańskiego niecały tydzień przed nami.Kobieta, która mi to powiedziała, słyszałao nich od znajomej z sąsiedniej wioski.Zostały jednak przyjęte do osady o wyż-szej randze. A jak je tam znajdziemy? Dopiero teraz, słysząc tę przynoszącą ulgęwiadomość, Elryk pojął, jak bardzo był napięty. Nie będzie to łatwe.Nie mamy zaproszenia do tamtej wioski.Tutejsi zwy-kli najpierw długo obserwować gości, nim zgodzą się skierować takie zaprosze-nie.Dowiedziałam się niemniej, że Gaynor też tu jest, chociaż zszedł wszystkimz oczu ledwie się pojawił i nikt nie ma pojęcia, gdzie się teraz podziewa. Ale nie opuścił pochodu? To chyba niełatwe, nawet dla Gaynora odparła z nagłą goryczą. Zakazane? Nic nie jest zakazane uśmiechnęła się sardonicznie w Państwie Cy-gańskim.Chyba dodała że komuś marzą się zmiany [ Pobierz całość w formacie PDF ]