[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Bez wątpienia miał też dużąwprawę, we władaniu nożem.W pewnym momencie udało mu się zranić mniepoważnie w ramie do dzisiaj mam te bliznę i będę ją miał już do końca życia.Jednakpopełnił błąd gdy odskoczyłem w tył, by zyskać sekundę na opanowanie szoku i bólu,rzucił się za mną, dążąc do zwarcia.Na chwilę zlekceważył nóż, ulegając silniejszemupragnieniu dostania mnie w swoje ręce.Dostrzegłszy lukę w jego zasłonie, z całej siłyuderzyłem go lewym sierpowym prosto w podbródek.Przewrócił się.Zanim zdołał z powrotem się podnieść, skoczyłem na niegoi zatopiłem nóż w jego sercu.Potem wstałem i była tam Dian, patrząca na ranie,usiłująca przebić wzrokiem gesty mrok. Ty nie jesteś Juag! powiedziała. Ktoś ty?Zrobiłem krok w jej stronę, wyciągając ramiona. Dian, to ja, Dawid.Na dzwięk mego głosu wydała cichy okrzyk, wyraznie usłyszałem w nim hamowanyszloch, okrzyk, który bez słów powiedział mi, że straciła już wszelką nadzieje.Potempodbiegła i rzuciła się w moje ramiona.Pociągnąłem ją do przyległej jaskini, a stamtąd udaliśmy się w stronę wyjścia, gdziedokonałem małego rekonesansu.Gdy upewniłem się, że droga jest wolna, szybkowybiegliśmy z jaskini.Okrążyliśmy skraj skarpy, zatrzymując się za jej osłoną nachwilę i nasłuchując.Nie usłyszeliśmy niczego, co by wskazywało, że nasza ucieczkazostała odkryta, ruszyliśmy więc dalej trasą, którą tu uprzednio dotarłem.Po drodzedowiedziałem się od Dian, że Hooja mówił jej o podjętych przeze mnie poszukiwaniachi o tym, że dotarłem już do Krainy Straszliwego Cienia.Opowiedziano jej również, jakjeden z ludzi Hooji znalazł mnie śpiącego i dokładnie okradł.Po tym wydarzeniu Hoojawysłał czterech ludzi z zadaniem odnalezienia mnie i pojmania. Jednak oni powiedziała jeszcze nie wrócili, a przynajmniej nie słyszałamo ich powrocie. I nie usłyszysz odpowiedziałem gdyż tych czterech odeszło do krainy,z której już nie ma powrotu.Potem opowiedziałem jej przygodę, jaką miałem z tymi ludzmi.Doszliśmy już niemal do skraju płaskowyżu, do tego miejsca, w którym powinienczekać na nas Juag, gdy nagle zauważyliśmy dwóch mężczyzn, szybkim marszemzdążających ku temu samemu celowi co my, tylko od drugiej strony.Nie zauważyli aninas, ani Juaga, który, jak teraz zobaczyłem, skrył się za niewielkim krzakiem, rosnącymtuż na skraju przepaści.Tak szybko, jak to było możliwe staraliśmy się dotrzeć do Juagaprzed nimi lub w ostateczności razem z nimi.78Jednak oni wkrótce wypatrzyli skuloną za krzakiem postać i natychmiast zaczęli biecw tamtą stronę.Gdy zobaczyłem, że mężczyzni rzucili się do ataku, krzyknąłem głośno,by zwrócić ich uwagę na fakt, że mają do czynienia z więcej niż jednym przeciwnikiem.Usłyszawszy mój okrzyk zatrzymali się i rozejrzeli wokół.Gdy dostrzegli Dian i mnie, zamienili kilka słów.Potem jeden pobiegł ku Juagowi,zaś drugi zaczął zbliżać się do nas.Gdy podszedł bliżej, zobaczyłem, że ma w dłoni jedenz moich sześciostrzałowców, jednak trzyma go za lufę, najwyrazniej biorąc rewolwer zajakiś rodzaj maczugi czy tomahawku.Nie mogłem powstrzymać uśmiechu, pomyślawszy o tym, jak ten niewyszkolonywojownik z epoki kamienia łupanego marnuje możliwości śmiercionośnego narzędzia.Wystarczyło, by go odwrócił i nacisnął spust, a mógłby nadal pozostać wśród żywych.Zresztą być może rzeczywiście nadal żyje, gdyż ja go nie zabiłem.Gdy znajdował sięw odległości około dwudziestu stóp ode mnie, szybkim ruchem, którego nauczył mnieGhak, rzuciłem włócznie.Przysiadł, usiłując jej uniknąć i w rezultacie włócznia, zamiastwbić się w serce, gdzie pierwotnie mierzyłem, odbiła się drzewcem od jego skroni.Runął jak rażony piorunem.Uporawszy siej z moim przeciwnikiem, spojrzałem w stronę Juaga.Młodzieniecprzeżywał niezwykle emocjonujące chwilę [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl odbijak.htw.pl
.Bez wątpienia miał też dużąwprawę, we władaniu nożem.W pewnym momencie udało mu się zranić mniepoważnie w ramie do dzisiaj mam te bliznę i będę ją miał już do końca życia.Jednakpopełnił błąd gdy odskoczyłem w tył, by zyskać sekundę na opanowanie szoku i bólu,rzucił się za mną, dążąc do zwarcia.Na chwilę zlekceważył nóż, ulegając silniejszemupragnieniu dostania mnie w swoje ręce.Dostrzegłszy lukę w jego zasłonie, z całej siłyuderzyłem go lewym sierpowym prosto w podbródek.Przewrócił się.Zanim zdołał z powrotem się podnieść, skoczyłem na niegoi zatopiłem nóż w jego sercu.Potem wstałem i była tam Dian, patrząca na ranie,usiłująca przebić wzrokiem gesty mrok. Ty nie jesteś Juag! powiedziała. Ktoś ty?Zrobiłem krok w jej stronę, wyciągając ramiona. Dian, to ja, Dawid.Na dzwięk mego głosu wydała cichy okrzyk, wyraznie usłyszałem w nim hamowanyszloch, okrzyk, który bez słów powiedział mi, że straciła już wszelką nadzieje.Potempodbiegła i rzuciła się w moje ramiona.Pociągnąłem ją do przyległej jaskini, a stamtąd udaliśmy się w stronę wyjścia, gdziedokonałem małego rekonesansu.Gdy upewniłem się, że droga jest wolna, szybkowybiegliśmy z jaskini.Okrążyliśmy skraj skarpy, zatrzymując się za jej osłoną nachwilę i nasłuchując.Nie usłyszeliśmy niczego, co by wskazywało, że nasza ucieczkazostała odkryta, ruszyliśmy więc dalej trasą, którą tu uprzednio dotarłem.Po drodzedowiedziałem się od Dian, że Hooja mówił jej o podjętych przeze mnie poszukiwaniachi o tym, że dotarłem już do Krainy Straszliwego Cienia.Opowiedziano jej również, jakjeden z ludzi Hooji znalazł mnie śpiącego i dokładnie okradł.Po tym wydarzeniu Hoojawysłał czterech ludzi z zadaniem odnalezienia mnie i pojmania. Jednak oni powiedziała jeszcze nie wrócili, a przynajmniej nie słyszałamo ich powrocie. I nie usłyszysz odpowiedziałem gdyż tych czterech odeszło do krainy,z której już nie ma powrotu.Potem opowiedziałem jej przygodę, jaką miałem z tymi ludzmi.Doszliśmy już niemal do skraju płaskowyżu, do tego miejsca, w którym powinienczekać na nas Juag, gdy nagle zauważyliśmy dwóch mężczyzn, szybkim marszemzdążających ku temu samemu celowi co my, tylko od drugiej strony.Nie zauważyli aninas, ani Juaga, który, jak teraz zobaczyłem, skrył się za niewielkim krzakiem, rosnącymtuż na skraju przepaści.Tak szybko, jak to było możliwe staraliśmy się dotrzeć do Juagaprzed nimi lub w ostateczności razem z nimi.78Jednak oni wkrótce wypatrzyli skuloną za krzakiem postać i natychmiast zaczęli biecw tamtą stronę.Gdy zobaczyłem, że mężczyzni rzucili się do ataku, krzyknąłem głośno,by zwrócić ich uwagę na fakt, że mają do czynienia z więcej niż jednym przeciwnikiem.Usłyszawszy mój okrzyk zatrzymali się i rozejrzeli wokół.Gdy dostrzegli Dian i mnie, zamienili kilka słów.Potem jeden pobiegł ku Juagowi,zaś drugi zaczął zbliżać się do nas.Gdy podszedł bliżej, zobaczyłem, że ma w dłoni jedenz moich sześciostrzałowców, jednak trzyma go za lufę, najwyrazniej biorąc rewolwer zajakiś rodzaj maczugi czy tomahawku.Nie mogłem powstrzymać uśmiechu, pomyślawszy o tym, jak ten niewyszkolonywojownik z epoki kamienia łupanego marnuje możliwości śmiercionośnego narzędzia.Wystarczyło, by go odwrócił i nacisnął spust, a mógłby nadal pozostać wśród żywych.Zresztą być może rzeczywiście nadal żyje, gdyż ja go nie zabiłem.Gdy znajdował sięw odległości około dwudziestu stóp ode mnie, szybkim ruchem, którego nauczył mnieGhak, rzuciłem włócznie.Przysiadł, usiłując jej uniknąć i w rezultacie włócznia, zamiastwbić się w serce, gdzie pierwotnie mierzyłem, odbiła się drzewcem od jego skroni.Runął jak rażony piorunem.Uporawszy siej z moim przeciwnikiem, spojrzałem w stronę Juaga.Młodzieniecprzeżywał niezwykle emocjonujące chwilę [ Pobierz całość w formacie PDF ]