[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Marie, które należą do kobiety, zbierającej je tak, jakby były kamieniami lub motylami.Zapytywała mnie, czy mógłbym zaprowadzić ją do sypialni tej kobiety.W takich chwilach byłem skonsternowany.Trudno było domyślić się, co przyjdzie jej do głowy.Jej umysł był terenem całkowicie nie do poznania, na który nie mieliśmy wstępu.Chwilę potem jednak siadywała mi na kolanach, zanurzała palce w moich włosach, przytulała się, szepcąc do mnie cicho, że nigdy nie będę tak dorosły jak ona, jeśli nie zdam sobie sprawy, -że zabijanie jest poważną rzeczą, nie książki, nie muzyka.- Zawsze ta muzyka.- szeptała.- Laleczko, laleczko - mówiłem do niej.Tym właśnie była -czarodziejską lalką.Śmiech i nieskończony intelekt, i ta pyzata buzia, usta jak pączek.- Pozwól niech cię ubiorę, niech rozczeszę ci włosy - mawiałem do niej dalej z przyzwyczajenia, świadomy, że uśmiecha się nieco ironicznie i przygląda z lekkim znudzeniem malującym się na twarzy.- Rób jak chcesz - szeptała mi do ucha, gdy schylałem się, by zapiąć jej perłowe guziczki.-Zabijaj tylko ze mną dzisiaj.Nigdy nie pozwalasz mi zobaczyć, jak ty to robisz, Louis!Chciała teraz własnej trumny, co sprawiło mi wiele przykrości, choć nie dałem tego poznać po sobie.Po prostu wyszedłem z pokoju po udzieleniu mojej szlachetnej zgody na to, bo przecież przez tyle lat spaliśmy razem, jak gdyby była cząstką mnie samego, nawet jeśli tak do końca nie byłem tego pewien.Potem odnalazłem ją w okolicach klasztoru Urszulanek, sierotę, zagubioną w ciemności.Podbiegła do mnie i dotknęła po ludzku rozpaczliwie.- Nie chcę tego, jeśli to ci sprawia ból - zwierzyła mi się, tak cicho, że nikt kto stałby tuż przy nas, nie usłyszałby ani nie poczułby jej oddechu.-Zawsze zostanę z tobą.Ale muszę to zobaczyć.Trumnę dla dziecka.Nie pozostało nic innego, jak wybrać się do handlarza trumien.Trzeba było odegrać komedię, tragedię w rzeczy samej, w jednym akcie.Musiałem zostawić Klaudię w maleńkim saloniku i wyznać mu, gdy przystanęliśmy w przedpokoju, że przyjdzie jej niebawem umrzeć.Przepojonym miłością głosem dodałem, że musi mieć wszystko, co potrzeba w najlepszym gatunku, ale nie może się zorientować.Trumniarz, wstrząśnięty tragedią dziecka, roniąc łzę z oka mimo swego doświadczenia i wieku, miał zrobić dla niej trumnę bez brania miary, wyobrażając sobie jedynie dziecko leżące w niej na białym atłasie.- Ale po co to wszystko? - Starałem się jej wcześniej wytłumaczyć.Czułem obrzydzenie do jej nowego pomysłu.Czułem obrzydzenie do zabawy w kotka i myszkę z tym bogu ducha winnym człowiekiem.Cóż mi jednak pozostało, beznadziejnie zakochanemu kochankowi.Zabrałem ją tu, posadziłem na sofie.Usiadła z rękoma złożonymi na kolanach, pochylając niewinnie główkę okrytą maleńkim czepeczkiem, jak gdyby nie wiedziała, o czym szeptaliśmy miedzy sobą.Trumniarz był starszym wytwornym i taktownym mężczyzną.Szybko wziął mnie na stronę.-Ale dlaczego, dlaczego musi umrzeć? - wypytywał ściszonym głosem.Jak gdybym to ja był Bogiem, który sam wydał taki wyrok.-Jej serce, nie pożyje długo - wyjaśniłem.Wypowiadane słowa nabierały szczególnej mocy, niepokojąco odbijały się w pamięci.Wzruszenie malujące się na jego pooranej zmarszczkami twarzy przywołało przykre wspomnienia.obraz dziecka płaczącego w pokoju przepełnionym zatęchłym powietrzem.Po chwili mężczyzna otwierał już przede mną kolejne długie pokoje, pokazując ustawione w nich trumny, lakierowane na czarno, zdobione srebrem, dokładnie takie, jaką chciała.Nagle zdałem sobie sprawę, że pośpiesznie wycofuję się z pokoju.W pośpiechu ująłem dłoń Klaudii w swoją dłoń.- Zamówienie przyjęte - powiedziałem do niej.-To za wiele dla mnie.Łapczywie chwytałem świeże powietrze w usta, gdy znaleźliśmy się na ulicy, jak gdybym przed chwilą dusił się.I wtedy zauważyłem jej twarz.Bez cienia współczucia.Przyglądała mi się, a po chwili wsunęła swoją ubraną w rękawiczkę rączkę w moją dłoń.-Chcę tego, Louis - wyjaśniła cierpliwie.A potem, którejś nocy wspięła się na schody prowadzące do pracowni trumniarza, Lestat obok niej.Przyszli po trumnę, odeszli zostawiając trumniarza martwego, rozciągniętego na stosach papierzysk przy biurku.Wkrótce trumna znalazła się w naszej sypialni, a Klaudia przyglądała się jej godzinami, jak gdyby to było coś, co rusza się, żyje lub ujawnia jakąś tajemnicę po kawałeczku, rzecz która się zmienia.Nie spała w niej jednak.Spała ze mną.W Klaudii pojawiły się nowe zmiany.Trudno mi wyraźnie powiedzieć, kiedy wystąpiły, czy uporządkować je jakoś.Nie zabijała już tak bez opamiętania, na oślep.Jej zabójstwami zaczęty rządzić pewne reguły i upodobania.Zaczęła ją fascynować bieda.Upraszała zawsze mnie lub Lestata, by zabrać ją do powozu i wywozić daleko przez Faubourg St.Marie aż do dzielnic przy samej rzece, tam gdzie mieszkali biedni imigranci.Zdawała się opętana myślą o kobietach i dzieciach.O tym wszystkim Lestat opowiadał mi z dużym rozbawieniem, bo ze wstrętem odnosiłem się do tych wypraw i czasami nie można mnie było do nich przekonać pod żadnym pozorem.Ale Klaudia miała tam rodzinę, i po kolei jednego po drugim pozbawiała życia [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • odbijak.htw.pl