[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.– Malazańczyk uśmiechnął się.– Widać to już taki dzień.A teraz, czy wezwiemy tego uzdrowiciela.?– Za chwilę.– Przyjrzała się mu.– Sójeczka, ty naprawdę nie wiesz, jak rzadko spotyka się takich jak ty, co?– Rzadko? – Uśmiechnął się szerzej.– Oczywiście, że wiem.Jestem tylko jeden, dzięki Kapturowi.– Nie o to mi chodziło.Podszedł bliżej i objął ją w talii.– Pora znaleźć uzdrowiciela, kobieto.Jestem mężczyzną, który ma proste potrzeby, a my marnujemy czas.– To była żołnierska odpowiedź – zauważyła.– Ale ja nie dałam się nabrać.Zamknął oczy, nie patrząc na nią.Och, ależ dałaś, Korlat.Gdybyś tylko wiedziała, czego najbardziej się boję.tego, że mogę cię utracić.Kruppe, Węgorz z Darudżystanu, sporadycznie złodziej i paser, ten, który rzucił wyzwanie Caladanowi Broodowi, szedł główną aleją obozu ku wozom z zaopatrzeniem, wymachując ekspresyjnie rękami.Właśnie przed chwilą opuścił namiot kuchenny Mottańskich Pospolitaków i w obu dłoniach trzymał nathijskie czarne ciastka, ociekające syropem.Kilka kroków za nim dreptał muł, który postawił uszy i wyciągał nos w stronę ciastek.Przed chwilą nad obozem zabrzmiał drugi dzwon po północy.Odległe stada bhederin odpowiedziały mu żałobnym muczeniem, które powoli ucichło, gdy zwierzęta z powrotem zapadły w sen.Dotarłszy do wozów – które ustawiono w czworobok, by utworzyć fort na kołach – zauważył dwie malazańskie żołnierki, ciasno opatulone płaszczami.Kobiety siedziały przy małym ognisku, w którym płonął nawóz.Kruppe zmienił kierunek i podszedł do nich.– Drogie przyjaciółki – zawołał cicho.– Jest już późno i z pewnością piękne panie mają ochotę na odrobinę słodyczy.Podniosły wzrok.– Ha – mruknęła jedna z nich.– To ten spasiony Daru.– I jego muł.Czai się za nim w cieniu.– Jedyny w swoim rodzaju zaiste jest Kruppe! Spójrzcie! – Podsunął im ociekające syropem ciastka.– To dla was, kochaniutkie!– To co mamy zjeść, ciastka czy twoje łapy?Druga kobieta wyciągnęła nóż na te słowa.– Dwa szybkie cięcia i będziemy mogły wybierać.Kruppe cofnął się.– Królowo Snów! Twarde i mało kobiece! Jesteście strażniczkami pięknej Srebrnej Lisicy, tak? Uspokaja mnie ta prawda.Serce Tattersail lśni tak wyraźnie w tym dziecku, które zmienia się w kobietę.– Ehe, nieraz już widziałyśmy, jak gadasz z dziewczyną.To czarodziejka, na mur.Ci, którzy ją znali, nie mają wątpliwości.– Cóż za nadzwyczajnie chaotyczna rozmowa.Kruppe jest zachwycony.– To dostaniemy te ciastka czy nie?– Oczywiście, choć błysk noża nadal oślepia hojnego Kruppego.– Nie masz poczucia humoru, co? Chodź do nas, jeśli się odważysz.Daru zbliżył się z uśmiechem na twarzy.– To nathijskie czarne ciastka, moje drogie.– Poznajemy je.Mottańscy Pospolitacy obrzucali nas nimi, kiedy zabrakło im strzał.– O ile sobie przypominam, Jaybar dostał takim prosto w gębę.– Ehe, a kiedy wstał, wyglądał jak ściółka leśna z oczyma.– Ten straszliwy syrop to groźna broń – przyznał im rację Kruppe, po raz kolejny podsuwając ciastka żołnierkom.Tym razem je wzięły.– To wielka odwaga pilnować tej rhivijskiej dziewczyny.– To nie jest żadna rhivijska dziewczyna.To Tattersail.Te futra i skóry są tylko na pokaz.– Ach, czyli że z nią rozmawiałyście.– Niewiele.Nie potrzebujemy tego robić.Bez gałązek i liści te ciastka jakby łatwiej przełknąć.Kruppe zamrugał, po czym skinął głową.– Z pewnością.To wielka odpowiedzialność służyć jako oczy waszego dowódcy w sprawie rzeczonej dziewczyny.Obie kobiety przestały żuć i wymieniły spojrzenia.Jedna z nich przełknęła kęs.– Kogo? Dujeka? – zapytała.– Jeśli jesteśmy jego oczyma, to jest ślepy jak stare krecisko.– Ach, Kruppe mówił o Sójeczce, oczywiście.– Sójeczka nie jest ślepy i nie potrzebuje, żebyśmy za niego patrzyły [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl odbijak.htw.pl
.– Malazańczyk uśmiechnął się.– Widać to już taki dzień.A teraz, czy wezwiemy tego uzdrowiciela.?– Za chwilę.– Przyjrzała się mu.– Sójeczka, ty naprawdę nie wiesz, jak rzadko spotyka się takich jak ty, co?– Rzadko? – Uśmiechnął się szerzej.– Oczywiście, że wiem.Jestem tylko jeden, dzięki Kapturowi.– Nie o to mi chodziło.Podszedł bliżej i objął ją w talii.– Pora znaleźć uzdrowiciela, kobieto.Jestem mężczyzną, który ma proste potrzeby, a my marnujemy czas.– To była żołnierska odpowiedź – zauważyła.– Ale ja nie dałam się nabrać.Zamknął oczy, nie patrząc na nią.Och, ależ dałaś, Korlat.Gdybyś tylko wiedziała, czego najbardziej się boję.tego, że mogę cię utracić.Kruppe, Węgorz z Darudżystanu, sporadycznie złodziej i paser, ten, który rzucił wyzwanie Caladanowi Broodowi, szedł główną aleją obozu ku wozom z zaopatrzeniem, wymachując ekspresyjnie rękami.Właśnie przed chwilą opuścił namiot kuchenny Mottańskich Pospolitaków i w obu dłoniach trzymał nathijskie czarne ciastka, ociekające syropem.Kilka kroków za nim dreptał muł, który postawił uszy i wyciągał nos w stronę ciastek.Przed chwilą nad obozem zabrzmiał drugi dzwon po północy.Odległe stada bhederin odpowiedziały mu żałobnym muczeniem, które powoli ucichło, gdy zwierzęta z powrotem zapadły w sen.Dotarłszy do wozów – które ustawiono w czworobok, by utworzyć fort na kołach – zauważył dwie malazańskie żołnierki, ciasno opatulone płaszczami.Kobiety siedziały przy małym ognisku, w którym płonął nawóz.Kruppe zmienił kierunek i podszedł do nich.– Drogie przyjaciółki – zawołał cicho.– Jest już późno i z pewnością piękne panie mają ochotę na odrobinę słodyczy.Podniosły wzrok.– Ha – mruknęła jedna z nich.– To ten spasiony Daru.– I jego muł.Czai się za nim w cieniu.– Jedyny w swoim rodzaju zaiste jest Kruppe! Spójrzcie! – Podsunął im ociekające syropem ciastka.– To dla was, kochaniutkie!– To co mamy zjeść, ciastka czy twoje łapy?Druga kobieta wyciągnęła nóż na te słowa.– Dwa szybkie cięcia i będziemy mogły wybierać.Kruppe cofnął się.– Królowo Snów! Twarde i mało kobiece! Jesteście strażniczkami pięknej Srebrnej Lisicy, tak? Uspokaja mnie ta prawda.Serce Tattersail lśni tak wyraźnie w tym dziecku, które zmienia się w kobietę.– Ehe, nieraz już widziałyśmy, jak gadasz z dziewczyną.To czarodziejka, na mur.Ci, którzy ją znali, nie mają wątpliwości.– Cóż za nadzwyczajnie chaotyczna rozmowa.Kruppe jest zachwycony.– To dostaniemy te ciastka czy nie?– Oczywiście, choć błysk noża nadal oślepia hojnego Kruppego.– Nie masz poczucia humoru, co? Chodź do nas, jeśli się odważysz.Daru zbliżył się z uśmiechem na twarzy.– To nathijskie czarne ciastka, moje drogie.– Poznajemy je.Mottańscy Pospolitacy obrzucali nas nimi, kiedy zabrakło im strzał.– O ile sobie przypominam, Jaybar dostał takim prosto w gębę.– Ehe, a kiedy wstał, wyglądał jak ściółka leśna z oczyma.– Ten straszliwy syrop to groźna broń – przyznał im rację Kruppe, po raz kolejny podsuwając ciastka żołnierkom.Tym razem je wzięły.– To wielka odwaga pilnować tej rhivijskiej dziewczyny.– To nie jest żadna rhivijska dziewczyna.To Tattersail.Te futra i skóry są tylko na pokaz.– Ach, czyli że z nią rozmawiałyście.– Niewiele.Nie potrzebujemy tego robić.Bez gałązek i liści te ciastka jakby łatwiej przełknąć.Kruppe zamrugał, po czym skinął głową.– Z pewnością.To wielka odpowiedzialność służyć jako oczy waszego dowódcy w sprawie rzeczonej dziewczyny.Obie kobiety przestały żuć i wymieniły spojrzenia.Jedna z nich przełknęła kęs.– Kogo? Dujeka? – zapytała.– Jeśli jesteśmy jego oczyma, to jest ślepy jak stare krecisko.– Ach, Kruppe mówił o Sójeczce, oczywiście.– Sójeczka nie jest ślepy i nie potrzebuje, żebyśmy za niego patrzyły [ Pobierz całość w formacie PDF ]