[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Zobaczę, czego oni tu szukają.Kokpit Marpezji przykryliśmy specjalnie skrojonym kawałkiem brezentu zotworami na przewleczenie sznurka.Ciasno go ściągnęliśmy i wszystko zapięliśmy małąkłódką.Potem Piotr z ochotą ułożył się na piasku, wybierając towarzystwo dwóchatrakcyjnych, opalonych na brąz plażowiczek.Dziwiła mnie jego beztroska.Pewnie jako naukowiec miał swoją teorię, którą uważałza jedynie słuszną, ale kto wie, co i skąd miał nasz konkurent?Poszedłem do wsi, do sklepu.- Dzień dobry - przywitałem sprzedawczynię.%7łeby nastawić przychylnie sklepowąkupiłem kilka puszek piwa - najdroższego.- Dzień dobry - odpowiedziała ekspedientka.- Dużo ludzi w tym roku przyjechało? - zagadałem ją.- A pan co taki ciekawy?- Taka praca - uśmiechnąłem się.- Pan z policji?- Gorzej - roześmiałem się - z prasy.Materiał robię o Mazurach, patrzę, gdzie dużoludzi przyjeżdża, co zwiedzają i takie tam.- Aha - rozmówczyni kiwnęła głową ze zrozumieniem.- To jak dużo ludzi w tym roku?- Nie.Kiedyś to przyjeżdżali.- Może nie ma co u was robić?- Jak to nie ma?! Jezioro, las z grzybami i jagodami, Mikołajki, park dzikich zwierzątw Kadzidłowie - wyliczała.- A coś z historii? W tym sezonie jest modna.Najlepiej archeologia.- To nie wiem - pani zza lady posmutniała.- Może kiedyś naukowcy tu czegoś szukali?- Kiedyś.To tacy młodzi byli, studenci.Mówili, że jeszcze za Niemca jakieś groby wlesie kopano.- Gdzie dokładnie?Otrzymałem wskazówki w stylu: Przy kapliczce, za gospodarstwem z wielkim psemna łańcuchu, skręć w lewo i idz na modrzewie.Jak po prawej zobaczysz brzózki, to idz naukos, a za głazem to już prosto.Gdy wychodziłem na schodki, zobaczyłem na jeziorze łódz Arka.Wróciłem jeszcze namoment do sklepu.- Zaraz będą tu tacy, co szukają wykopalisk archeologicznych - zapewniałemekspedientkę.Popatrzyła na mnie jak na wariata.- Tylko się pani nie przyznaje, że ze mną o tym rozmawiała, bo się spłoszą -instruowałem kobietę.- Tacy chcą być pierwsi.- Jacy oni pierwsi, jak pan tam idzie.- weszła mi w słowo.- Nieważne - machnąłem ręką.- Chcą być pierwsi, to niech tak będzie, a pani i takswoje będzie wiedziała.Pobiegłem do lasu.Za dużym kamieniem, na prostej drodze wszedłem w typowysosnowy las.Tak jak mówiła sprzedawczyni, znalazłem łąkę.Zauważyłem wśród traw ikłączy jeżyn małe kręgi z kamieni.Zerknąłem na mapę.W okolicy nie było żadnegowzniesienia, które mogłoby służyć jako grodzisko.Może w lesie zakopano zmarłychmieszkańców osady nawodnej?Musiałem znalezć dobrą kryjówkę.Przygotowałem sobie miejsce w pobliżu jednego zbardziej widocznych kręgów i czekałem.Przyszli po półgodzinie.Cała trójka stanęła pośrodku kamiennego kręgu, któryobrałem jako zasadzkę.Arek wyjął z kieszeni spodni kilka białych kartek.- Na początku XX wieku archeolodzy z Grudziądza na polu chłopa o nazwisku Sięgaw Babiętach znalezli cmentarzysko popielnicowe - czytał Arek.- Zbadano między innymizespół siedmiu grobów ułożonych w półkole z jamą grobową mężczyzny pośrodku.Jakowyposażenie grobu wymienia się: trzy sprzączki żelazne, nóż, wędzidło i żelazne okucieszkatułki.Tutaj, gdzie jesteśmy, znaleziono podobno kilkaset grobów datowanych na II i IIIwiek naszej ery.- Fajnie, ale tu jest tylko mnóstwo kamieni - zauważył Adam.- Mówiłem wam przecież, że każdy kamień oznaczał grób - tłumaczył Arek.Niespokojnie poruszyłem się, bo leżałem pomiędzy trzema dużymi kamieniami.- Mieliśmy szukać osady, a nie cmentarzy - jęknęła Ilona.- Przecież nie znajdziesz grodu ot tak! - Arek pstryknął palcami.- Po czymrozpoznasz, że w pobliżu mieszkali ludzie?- Po grobach - domyślił się Adam.- Moja Kasia nie jest taka roztrzepana, jak przypuszczałem.Tej ostatniej uwagi Arka nie rozumiałem.Pomiędzy liśćmi mojej kryjówkizobaczyłem, jak Galindowie poszli do lasu.Między sosnowymi pniami, tam gdzie nie byłoposzycia, nie miałem gdzie się ukryć.Przypuszczałem, że nie znajdą tu żadnych śladówosady, więc wróciłem na brzeg jeziora.Piotr siedział na dziobie kajaka i moczył stopy w jeziorze.- I co? - zapytał zaciekawiony.- Opowiem ci przy obiedzie - odpowiedziałem i podałem mu puszki z piwem.- Co ty?! - zdziwił się.- Zakup kontrolowany - tłumaczyłem koledze.Widząc jego niechęć złapałem puszki i zaniosłem pannom na plaży, które wcześniejtak bardzo podobały się Piotrowi.Skłoniłem się przed nimi nisko i podałem im prezent.- To od tamtego pana - wyjaśniłem im wskazując na Piotra.- Coś pan.- plażowiczki chciały mnie przegnać.- Ja nic nie wiem, ja tu tylko sprzątam - wzruszyłem ramionami.- Facet wynajął mniedo wiosłowania, a forsy ma jak lodu - fantazjowałem.Wspomnienie o zasobności portfela Piotra zmieniło nastawienie dziewcząt i zarazobdarzyły go promiennymi uśmiechamiW połowie jeziora, na drugim brzegu, zobaczyliśmy półwysep z piaszczystą plażą.Tam zatrzymaliśmy się na obiad.Na chwilę poszedłem do lasu.- Czuwaj! - usłyszałem, jak Piotr wesoło przywitał kogoś harcerskim pozdrowieniem.O dziwo, nie usłyszałem odpowiedzi.- Kto to był? - zapytałem kolegę, gdy wróciłem do biwaku.- Harcerski spływ, ale żebyś wiedział, jak na mnie patrzyli - odpowiedział Piotr.-Może zatrzymaliśmy się w jakimś rezerwacie? Patrzyli na mnie tak, jakbym był przestępcąposzukiwanym listem gończym.- Jakbyśmy złamali przepisy, to z pewnością zwróciliby nam uwagę - odpowiedziałem.Gdy jedliśmy, powtórzyłem przyjacielowi słowa Arka.- Bystrzacha - Piotr ocenił postępy naszego przeciwnika.- Ciekawe, skąd ma takiemateriały?- Pewnie od Izegpsusa - przypuszczałem.- Arek wspominał też o jakiejś Kasi.Pocieszające, że ma informacje o cmentarzyskach z epoki rzymskiej, a nie z VI wieku lubczasów nam bliższych.- Dobrze - przyznał Piotr.- Podejrzewam, że cmentarzyska osady Elderyka jeszcze nieodkryto, inaczej by o tym pisano.Po posiłku odpoczęliśmy kwadrans i znowu zajęliśmy miejsca w kajaku.Przez wąskiprzesmyk wpłynęliśmy na jezioro Zyzdrój Mały i za półwyspem po lewej stronie przybiliśmyprzed nieczynną śluzą Lalka.Po przeniesieniu kajaków krótkim odcinkiem ZyzdrojowejStrugi, dopłynęliśmy do Spychowa.Ta niewielka miejscowość leży przy drodze pomiędzyOstrołęką a Mrągowem, nad Jeziorem Spychowskim.Spychowo to tak naprawdę jedna długa ulica nazwana rzecz jasna imieniem Juranda,wygięta w kształt ogromnej litery S [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl odbijak.htw.pl
.- Zobaczę, czego oni tu szukają.Kokpit Marpezji przykryliśmy specjalnie skrojonym kawałkiem brezentu zotworami na przewleczenie sznurka.Ciasno go ściągnęliśmy i wszystko zapięliśmy małąkłódką.Potem Piotr z ochotą ułożył się na piasku, wybierając towarzystwo dwóchatrakcyjnych, opalonych na brąz plażowiczek.Dziwiła mnie jego beztroska.Pewnie jako naukowiec miał swoją teorię, którą uważałza jedynie słuszną, ale kto wie, co i skąd miał nasz konkurent?Poszedłem do wsi, do sklepu.- Dzień dobry - przywitałem sprzedawczynię.%7łeby nastawić przychylnie sklepowąkupiłem kilka puszek piwa - najdroższego.- Dzień dobry - odpowiedziała ekspedientka.- Dużo ludzi w tym roku przyjechało? - zagadałem ją.- A pan co taki ciekawy?- Taka praca - uśmiechnąłem się.- Pan z policji?- Gorzej - roześmiałem się - z prasy.Materiał robię o Mazurach, patrzę, gdzie dużoludzi przyjeżdża, co zwiedzają i takie tam.- Aha - rozmówczyni kiwnęła głową ze zrozumieniem.- To jak dużo ludzi w tym roku?- Nie.Kiedyś to przyjeżdżali.- Może nie ma co u was robić?- Jak to nie ma?! Jezioro, las z grzybami i jagodami, Mikołajki, park dzikich zwierzątw Kadzidłowie - wyliczała.- A coś z historii? W tym sezonie jest modna.Najlepiej archeologia.- To nie wiem - pani zza lady posmutniała.- Może kiedyś naukowcy tu czegoś szukali?- Kiedyś.To tacy młodzi byli, studenci.Mówili, że jeszcze za Niemca jakieś groby wlesie kopano.- Gdzie dokładnie?Otrzymałem wskazówki w stylu: Przy kapliczce, za gospodarstwem z wielkim psemna łańcuchu, skręć w lewo i idz na modrzewie.Jak po prawej zobaczysz brzózki, to idz naukos, a za głazem to już prosto.Gdy wychodziłem na schodki, zobaczyłem na jeziorze łódz Arka.Wróciłem jeszcze namoment do sklepu.- Zaraz będą tu tacy, co szukają wykopalisk archeologicznych - zapewniałemekspedientkę.Popatrzyła na mnie jak na wariata.- Tylko się pani nie przyznaje, że ze mną o tym rozmawiała, bo się spłoszą -instruowałem kobietę.- Tacy chcą być pierwsi.- Jacy oni pierwsi, jak pan tam idzie.- weszła mi w słowo.- Nieważne - machnąłem ręką.- Chcą być pierwsi, to niech tak będzie, a pani i takswoje będzie wiedziała.Pobiegłem do lasu.Za dużym kamieniem, na prostej drodze wszedłem w typowysosnowy las.Tak jak mówiła sprzedawczyni, znalazłem łąkę.Zauważyłem wśród traw ikłączy jeżyn małe kręgi z kamieni.Zerknąłem na mapę.W okolicy nie było żadnegowzniesienia, które mogłoby służyć jako grodzisko.Może w lesie zakopano zmarłychmieszkańców osady nawodnej?Musiałem znalezć dobrą kryjówkę.Przygotowałem sobie miejsce w pobliżu jednego zbardziej widocznych kręgów i czekałem.Przyszli po półgodzinie.Cała trójka stanęła pośrodku kamiennego kręgu, któryobrałem jako zasadzkę.Arek wyjął z kieszeni spodni kilka białych kartek.- Na początku XX wieku archeolodzy z Grudziądza na polu chłopa o nazwisku Sięgaw Babiętach znalezli cmentarzysko popielnicowe - czytał Arek.- Zbadano między innymizespół siedmiu grobów ułożonych w półkole z jamą grobową mężczyzny pośrodku.Jakowyposażenie grobu wymienia się: trzy sprzączki żelazne, nóż, wędzidło i żelazne okucieszkatułki.Tutaj, gdzie jesteśmy, znaleziono podobno kilkaset grobów datowanych na II i IIIwiek naszej ery.- Fajnie, ale tu jest tylko mnóstwo kamieni - zauważył Adam.- Mówiłem wam przecież, że każdy kamień oznaczał grób - tłumaczył Arek.Niespokojnie poruszyłem się, bo leżałem pomiędzy trzema dużymi kamieniami.- Mieliśmy szukać osady, a nie cmentarzy - jęknęła Ilona.- Przecież nie znajdziesz grodu ot tak! - Arek pstryknął palcami.- Po czymrozpoznasz, że w pobliżu mieszkali ludzie?- Po grobach - domyślił się Adam.- Moja Kasia nie jest taka roztrzepana, jak przypuszczałem.Tej ostatniej uwagi Arka nie rozumiałem.Pomiędzy liśćmi mojej kryjówkizobaczyłem, jak Galindowie poszli do lasu.Między sosnowymi pniami, tam gdzie nie byłoposzycia, nie miałem gdzie się ukryć.Przypuszczałem, że nie znajdą tu żadnych śladówosady, więc wróciłem na brzeg jeziora.Piotr siedział na dziobie kajaka i moczył stopy w jeziorze.- I co? - zapytał zaciekawiony.- Opowiem ci przy obiedzie - odpowiedziałem i podałem mu puszki z piwem.- Co ty?! - zdziwił się.- Zakup kontrolowany - tłumaczyłem koledze.Widząc jego niechęć złapałem puszki i zaniosłem pannom na plaży, które wcześniejtak bardzo podobały się Piotrowi.Skłoniłem się przed nimi nisko i podałem im prezent.- To od tamtego pana - wyjaśniłem im wskazując na Piotra.- Coś pan.- plażowiczki chciały mnie przegnać.- Ja nic nie wiem, ja tu tylko sprzątam - wzruszyłem ramionami.- Facet wynajął mniedo wiosłowania, a forsy ma jak lodu - fantazjowałem.Wspomnienie o zasobności portfela Piotra zmieniło nastawienie dziewcząt i zarazobdarzyły go promiennymi uśmiechamiW połowie jeziora, na drugim brzegu, zobaczyliśmy półwysep z piaszczystą plażą.Tam zatrzymaliśmy się na obiad.Na chwilę poszedłem do lasu.- Czuwaj! - usłyszałem, jak Piotr wesoło przywitał kogoś harcerskim pozdrowieniem.O dziwo, nie usłyszałem odpowiedzi.- Kto to był? - zapytałem kolegę, gdy wróciłem do biwaku.- Harcerski spływ, ale żebyś wiedział, jak na mnie patrzyli - odpowiedział Piotr.-Może zatrzymaliśmy się w jakimś rezerwacie? Patrzyli na mnie tak, jakbym był przestępcąposzukiwanym listem gończym.- Jakbyśmy złamali przepisy, to z pewnością zwróciliby nam uwagę - odpowiedziałem.Gdy jedliśmy, powtórzyłem przyjacielowi słowa Arka.- Bystrzacha - Piotr ocenił postępy naszego przeciwnika.- Ciekawe, skąd ma takiemateriały?- Pewnie od Izegpsusa - przypuszczałem.- Arek wspominał też o jakiejś Kasi.Pocieszające, że ma informacje o cmentarzyskach z epoki rzymskiej, a nie z VI wieku lubczasów nam bliższych.- Dobrze - przyznał Piotr.- Podejrzewam, że cmentarzyska osady Elderyka jeszcze nieodkryto, inaczej by o tym pisano.Po posiłku odpoczęliśmy kwadrans i znowu zajęliśmy miejsca w kajaku.Przez wąskiprzesmyk wpłynęliśmy na jezioro Zyzdrój Mały i za półwyspem po lewej stronie przybiliśmyprzed nieczynną śluzą Lalka.Po przeniesieniu kajaków krótkim odcinkiem ZyzdrojowejStrugi, dopłynęliśmy do Spychowa.Ta niewielka miejscowość leży przy drodze pomiędzyOstrołęką a Mrągowem, nad Jeziorem Spychowskim.Spychowo to tak naprawdę jedna długa ulica nazwana rzecz jasna imieniem Juranda,wygięta w kształt ogromnej litery S [ Pobierz całość w formacie PDF ]