[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Wielki żerca z brodą z mozołem posuwał się naprzód i uniósłszy ogromny kostur nadgłowę, wykrzykiwał słowa, których nikt nie słyszał.Poprzez falujące powietrze Ferro ujrzała,jak Bayaz unosi w zdumieniu brwi i porusza ustami.Wypowiedział jedno słowo:- Spłoń.%7łerca zapłonął jasno jak gwiazda i jego obraz wypalił się bielą pod powiekami Ferro,nim wichura zabrała i rozproszyła jego sczerniałe kości.Został tylko Mamun.Z wysiłkiem brnął przed siebie i wlokąc stopy po bruku i pożelazie, cal za calem przybliżał się do Bayaza.Jedna zerwana z piszczeli nagolenicapokoziołkowała wściekle w powietrzu, za chwilę w jej ślady poszedł naramiennik.Zatrzepotał rozdzierany materiał.Skóra wykrzywionej twarzy zaczęła się marszczyć irozciągać.- Nie!Desperacko rozcapierzona dłoń wyciągnęła się ku Pierwszemu z Magów, palcezakrzywiły się jak szpony.- Tak - odparł Bayaz.Powietrze wokół jego uśmiechniętej twarzy zadrżało jak nad rozpaloną pustynią.Huraganowy wiatr wyrwał Mamunowi paznokcie, a wyciągniętą rękę najpierw wygiął, apotem złamał i wyrwał z barku.Perfekcyjna skóra odchodziła od kości, trzepocząc jaktargany szkwałem żagiel.Z rozszarpywanego ciała sypał się brunatny pył, jak szalejąca nadwydmami burza piaskowa.Nagle Mamun został uniesiony w powietrze i wgnieciony w ścianę jednego zbudynków, wysoko, prawie pod samym dachem.Kamienne bloki wyrwane z krawędzipozostawionej przez jego ciało dziury w murze pokoziołkowały w powietrzu wraz zpapierami, odłamkami bruku, wirującymi deskami i rozczłonkowanymi zwłokami, które przyskraju placu wirowały coraz szybciej i szybciej, uwięzione w powietrznym kręgu zniszczenia,który w powietrzu odtwarzał krzywiznę żelaznych kręgów na ziemi.Sięgał już dachów najwyższych domów, a rósł przy tym nieprzerwanie.Wszystko, co napotkał, darł na strzępy,niszczył kamień, szkło, drewno, metal i ciało, mroczniał, przyśpieszał, grzmiał coraz głośnieji rósł w siłę.Głos Bayaza wzniósł się ponad bezrozumną furię wichury:- Boga cieszą efekty.***Wilczarz wstał i potrząsnął obolałą głową, wytrzepując ziemię z włosów.Krewspływała mu po ręce, czerwona na białym tle.Zwiat jednak się nie skończył.Chociaż chyba było blisko.Most i strażnica zniknęły - zostały po nich sterta potrzaskanych kamieni i rozpadlinaw murze.Tudzież chmura kurzu.Nieliczni jeszcze próbowali mordować się nawzajem,znacznie więcej było jednak takich, którzy turlali się po ziemi, dławili się, jęczeli i brnęli naoślep przez gruzy, całkowicie pozbawieni woli walki.Wilczarz dobrze wiedział, co czują.Ktoś gramolił się po stercie gruzu w miejscu, gdzie do niedawna była fosa, iprzedzierał się w kierunku wyrwy w murze.Ktoś z bujną grzywą rozczochranych włosów idługim mieczem w garści.Któż by inny, jak nie Logen Dziewięciopalcy?- Niech to szlag.- zaklął Wilczarz.Logen miał to do siebie, że czasem wpadał na różne głupie pomysły, ale to wcale niebyło teraz najgorsze.Groblą z gruzu szedł za nim ktoś jeszcze: Dreszcz z toporem w jednejręce, tarczą w drugiej i miną człowieka, któremu chodzą po głowie paskudne myśli.- Niech to szlag!Ponurak wzruszył przykurzonymi ramionami.- Chyba lepiej będzie pójść za nimi.- Na pewno.- Wilczarz wskazał kciukiem Czerwonogłowego, który właśnie pozbierałsię z ziemi i strząsnął hałdę kurzu z płaszcza.- Zbierz chłopaków, dobrze? - Mieczemwskazał wyłom w murze.- Idziemy tam.Ależ mu się chciało lać, do diabła! Jak zwykle.***Jezal cofał się w głąb ciemnego korytarza, ledwie ważąc się oddychać.Pot szczypałgo w dłonie, w szyję, w krzyż.- Na co czekają? - mruknął ktoś.Z góry dobiegło ciche skrzypnięcie.Jezal podniósł wzrok na czarne dzwigary.- Słyszeliście. Kobieca postać przebiła strop i niczym biała smuga opadła na podłogę, wprost najednego z Rycerzy Armii - napierśnik jego zbroi wgniótł się makabrycznie pod stopamiintruza, spod osłony twarzy trysnęła krew.Kobieta uśmiechnęła się do Jezala.- Prorok Khalul przesyła pozdrowienia.- Za Unię! - ryknął inny rycerz i rzucił się do ataku.W jednej chwili jego miecz ze świstem zmierzał na spotkanie przeciwnika.a wnastępnej kobieta znalazła się po drugiej stronie korytarza.Ostrze zgrzytnęło na posadzce, nieczyniąc nikomu krzywdy.Rycerz zachwiał się, niesiony impetem uderzenia.Kobieta złapałago pod pachę, przygięła lekko kolana i wyrzuciła go, wrzeszczącego, przez otwór w suficie.Tynk nie zdążył się jeszcze dobrze osypać, gdy chwyciła następnego za szyję i wyrżnęła jegogłową o ścianę z takim impetem, że trwale wbiła go w mur i na zewnątrz zostały tylko jegonogi.Zabytkowe miecze pospadały z uchwytów, klekocąc metalicznie na posadzce wokółtrupa.- Tędy!Najwyższy sędzia pociągnął bezradnego, otumanionego Jezala ku dwuskrzydłowympozłacanym drzwiom [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • odbijak.htw.pl