[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.[74]Światło i wilgoć sprzyjały rozwojowi wielu porośli, czyli epifitów.Pewne gatunki glonów, porostów i mchów rosły wprost na ziemi, inne natomiast zadomowiły się na grubych, poziomych gałęziach słabo ulistnionych drzew, w szczelinach kory oraz w zagięciach lian.Oprócz samożywnych roślin zarodnikowych osiedlały się na drzewach także pewne rośliny naczyniowe - paprotniki i kwiatowe.Dzięki nim dżungla przybierała wygląd wielkiej oranżerii i napełniała się ciężkim, aromatycznym zapachem kwiatów, które zwisały z drzew niczym jaskrawożółte lub czerwone festony.Szczególny zachwyt młodych podróżników wywoływał widok różnobarwnych storczyków, wychylających się z zieleni.- Cóż za przepiękne orchidee! - zawołała Sally, przystając przed zwisającym konarem.- Tomku, zerwij dla mnie, choć jeden kwiat!Młodzieniec wszakże gwałtownie odepchnął ją na bok i zanim zdążyła zorientować się w sytuacji, uderzeniem kolby sztucera zmiaż­dżył łeb zielono-żółtemu wężowi drzewnemu.Sally trochę przybladła, ale zaraz zapanowała nad sobą i powiedziała:- Och, Tommy! Niepotrzebnie go zabiłeś, on chyba nie jest jadowity!- Masz rację, ale to był odruch - odparł Tomek.- Od czasu twego zaginięcia w australijskim buszu nienawidzę węży.Obawialiśmy się wtedy, czy przypadkiem nie zostałaś ukąszona przez jakiegoś jadowite­go gada.- Więc wciąż o tym pamiętasz?! - ucieszyła się Sally i zaraz uściskała przyjaciela.- Nasz wierny Dingo również ucierpiał od jadowitego węża w Afryce.Prawdopodobnie ocalił mi życie - dodał Tomek.Starsi uśmiechali się, słuchając lej rozmowy, a gromada Papuasów obstąpiła obydwoje młodych, wydając głośne okrzyki radości.Przedsiębio­rczy Ain'u'Ku powstrzymał tragarzy i nie mniej uradowany od nich włożył jeszcze drgającego węża do swej podręcznej plecionki z zapasami żywności.- Młody master dobre oko, prędka ręka, all right - powiedział zadowolony.- Moja upiecze wąż wieczorem.Moja mieć dobre jedzenie, all right.- Tomku, czy on naprawdę zamierza zjeść to paskudztwo?! - niedo­wierzająco zapytał Zbyszek.Zanim Tomek zdążył odpowiedzieć, rozbrzmiał tubalny głos kapita­na Nowickiego, który właśnie nadszedł z tylną strażą:- A cóż w tym takiego dziwnego? Murzyni w Afryce również wcinają węże.To dla nich wielki rarytas! Swego czasu nawet sam skosztowałem jedno dzwonko.Mięso było białe i smakowało jak węgorz.- Chyba pan żartuje?! - oburzył się James Balmore.- Cywilizowany człowiek nie jadłby czegoś podobnego!- Widocznie nasz kapitan jest dzikusem - z humorem odparował Tomek.- Podczas wypraw nabrał osobliwych upodobań do wy­szukanych potraw.Na przykład w Chotanie, w Turkiestanie Chińskim, nawet delektował się cukrzonymi pijawkami, które podrzucałem mu na talerz jako zakąskę.- Dobry miałeś wtedy pomysł, brachu - przyznał kapitan.- Dzięki temu wygrałem na uczcie pojedynek na kieliszki ze znajomkiem Pandita Davasarmana, bo pijawki, jako wodne stworzenia, wciąż pobudzały moje pragnienie.- Ha, przy tak niewybrednym smaku można nie zaznać głodu nawet w dżungli, która zazwyczaj nie obfituje w jadalną zwierzynę.Natomiast pełno tu rozmaitych owadów, pająków, krocionogów, ogromnych dżdżownic, węży i jaszczurek - z udaną powagą wtrącił Bentley.- Jeszcze nie próbowałem tych smakołyków, ale kto wie, co uczynię, gdy głód mnie przyciśnie - odpowiedział Nowicki.- W drogę, panowie, w drogę! - ponaglił Smuga.- Niedługo wieczór, musimy znaleźć odpowiednie miejsce na rozłożenie obozu.Obfite, gęste i wysokie runo utrudniało wędrówkę przez dżunglę.Jak zwykle w widniejszych lasach, przeważały paprocie o pionowo ułożo­nych pióropuszach liści oraz często kilkumetrowej wysokości paprocie drzewiaste z wielkimi koronami, wsparte na korzeniach przybyszo­wych.Rosły tam również bambusy, różne gatunki ukośnie o jask­rawych, dziwacznych liściach i inne nie znane naszym podróżnikom rośliny o pstrych ogonkach liściowych, obsypane kwieciem lub barw­nymi owocami.Teraz na przedzie karawany kroczyło dwóch krajowców z długimi, ciężkimi nożami.Gdy zachodziła potrzeba, torowali nimi drogę wśród ciernistych drzew z rodziny pandanowatych, których pnie jeżyły się ostrymi kolcami.Szczególnie boleśnie zetknięcie z nimi odczuwali nadzy krajowcy.Ponadto ich bose stopy ustawicznie były narażone na ataki różnego rodzaju robactwa, wżerającego się w skórę pomiędzy palcami nóg.Kilkugodzinne przedzieranie się przez tropikalny las wyczerpywało siły podróżników [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • odbijak.htw.pl