[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Myślałem, że po tych paru tygodniach znajomości możemy sobie zaufać.Ja ci zaufałem, ale widzę, że bez wzajemnośCi.Nieważne jest to, że mogę zginąć, ważne natomiast, żebym za dużo nie wiedział.Zaufanie, wiara, lojalność.Piękne słowa, co? Ale tylko słowa! Kiedy przychodzi do czynów, to.- George C.Jamieson.Przez dłuższą chwilę przyglądał się jej z powagą, po czym nagle szeroki uśmiech osiadł mu na ustach, zmieniając wyraz jego twarzy.Maria cofnęła dłoń, oczy rozbłysły jej gniewnie.Kan Dahn szturchnął Roebucka i Manuela: wszyscy trzej z zaciekawieniem obserwowali scenę rozgrywającą się nie opodal.- Ty potworze! Ty wredny, podstępny oszuście! I ty miałeś czelność pytać mnie, czy kiedykolwiek byłam aktorką?! W porównaniu z tobą jestem kompletnym aktorskim beztalenciem.Jak mogłeś mi zrobić coś takiego?! Nie zasłużyłam na to! - Staje się coraz bardziej wściekła - zauważył Roebuck.- Zupełnie się nie znasz na kobietach, stary! - stwierdził Kan Dahn.- Zaraz mu się oświadczy.- Przepraszam - powiedział Bruno.- To było konieczne.- Co? Przekonać się, czy ci ufam? - Tak.Nawet nie wiesz, jakie to ma dla mnie znaczenie.Wybacz mi, proszę.Znów ujął ją za rękę; nie stawiała oporu.Zaczął oglądać jej palce, na których nie było ani jednego pierścionka.- Wygląda trochę goło - rzekł.- Co? - Pamiętasz, że mamy udawaćzakochanych? Odezwała się dopiero po chwili, niepewnie, z wahaniem w głosie.- Pamiętam.Ale może powinniśmy skończyć z udawaniem? - No właśnie.Wyjęłaś mi słowa z ust.Czy kochasz mnie, Mario? Tym razem nie zwlekała z odpowiedzią.- Tak - odparła szeptem, po cyzm zerknęła na swoją lewą dłoń i uśmiechnęła się.- Masz rację, że wygląda trochę goło.Kan Dahn z zadowoleniem odchylił się do tyłu wraz z krzesłem.- No i co? źle mówił wujaszek Kan Dahn? Należą mi się jeszcze ze dwa piwa.- Na pewno? - spytał Bruno.- Czasem nawet najmądrzejszy mężczyzna zadaje wyjątkowo głupie pytania.Nie widzisz tego po mnie? - Chyba widzę.Oby mnie tylko wzrok nie mylił.- Kocham cię już od tygodni - powiedziała z powagą.- Na początku oglądałam twoje występy na trapezie.Potem zaczęłam wychodzić z sali, gdy tylko wkładałeś opaskę na oczy.Robiło mi się niedobrze.Teraz też za każdym razem robi mi się niedobrze, choć nie wchodzę już na salę.Ilekroć pomyślę, że możesz skoczyć o ułamek sekundy za wcześnie albo za późno.- Urwała; jej oczy się zaszkliły.- Wystarczy, że słyszę muzykę, te bębny i umieram ze strachu.- Wyjdziesz za mnie? - Oczywiście, ty ośle! Łzy spływały jej po policzkach.- Jak ty się brzydko wyrażasz! Swoją drogą chciałbym ci zwrócić uwagę, że Kan Dahn, Manuelo i Roebuck bardzo się nami interesują.Coś mi się zdaje, że poczynili już zakłady.I mam przeczucie, że kiedy dopadną mnie samego, naigrywaniom nie będzie końca.- Nie widzę ich! Nikogo nie widzę! Bruno podał jej chustkę; Maria wytarła oczy.- Tak, chyba rzeczywiście patrzą w naszą stronę.- Nerwowo mnąc chustkę w palcach znów popatrzyła na Bruna.- Kocham cię i chcę wyjść za ciebie, choć to takie staromodne.Gotowa jestem wyjść za ciebie nawet jutro, ale zrozum, nie mogę kochać, nie mogę poślubić największego trapezisty wszechczasów.Po prostu nie mogę.I ty o tym wiesz.Chyba nie chcesz, żebym wymiotowała co chwilę przez całe życie? - Niezbyt przyjemna perspektywa, ani dla ciebie, ani dla mnie.No cóż, człowiek ciągle się uczy czegoś nowego.Dotąd myślałem, że szantaż małżeński zaczyna się dopiero po ślubie.- Żyjesz w dziwnym świecie, Bruno, jeśli nie odróżniasz uczciwości od szantażu.Bruno zrobił zamyśloną minę.- Możesz poślubić największego byłego trapezistę wszechczasów - rzekł.- Byłego? - Nie ma sprawy.- Machnął lekceważąco ręką.- Spalę trapez i już.- I już? - spojrzała na niego z niedowierzaniem.- Przecież cyrk to całe twoje życie! - Mam też inne zainteresowania.- Jakie? - Powiem ci, kiedy będziesz już panią Wildermann.- A kiedy nią będę? W tym roku, w przyszłym? Może kiedyś, może nigdy? Sprawa małżeństwa wyraźnie obchodziła ją znacznie bardziej niż sprawa nowego zawodu jej przyszłego męża.- MOżemy pobrać się choćby pojutrze.Maria wybałuszyła oczy.- Tu? W tym kraju?- Nic podobnego.W Stanach.Formalności da się szybko załatwić.Możemy wsiąść w pierw- szy samolot, jaki wylatuje stąd jutro rano.Nikt nas nie zatrzyma.Pieniędzy mam pod dostatkiem.Trwało chwilę, zanim dotarły do niej jego słowa.- Chyba sam nie wiesz, co mówisz! - oznajmiła w końcu zdecydowanym tonem.- Zdarza się to całkiem często, nie przeczę - powiedział z uśmiechem.- Ale tym razem wiem, co mówię, bo oboje - i nie myśl, że przesadzam - znajdujemy się w śmiertelnym niebezpieczeństwie.Nasi wrogowie wiedzą o mnie.Podejrzewam, że o tobie też.W drodze do tej knajpy byliśmy śledzeni.- Śledzeni? Skąd wiesz? - Później ci powiem.Nie chcę, żeby cię zabili.- Przez chwilę milczał zamyślony, pocierając dłonią podbródek.- Jeśli mam być szczery, to sam też nie chcę zginąć.- Zostawiłbyś swoich braci? Zawiódł pana Wrinfielda, zawiódł cały cyrk? Zrezygnował z misji? - Dla ciebie zrezygnowałbym ze wszystkiego! - Czyżby nagle obleciał cię strach? - Może.Jedźmy czym prędzej do ambasady amerykańskiej i ustalmy co i jak.Pewnie nie jest to najlepsza pora, ale przecież nie odeślą nas z kwitkiem, kiedy usłyszą, co nam grozi.Maria nie wierzyła własnym uszom.Powoli wyraz zdumienia znikł z jej twarzy i zastąpiła go pogarda, która po chwili również znikła, ustępując miejsca zamyśleniu.Potem usta Marii ułożyły się w lekki uśmiech, który stawał się coraz szerszy i szerszy, aż w końcu parsknęła śmiechem.Bruno przyglądał się jej z uwagą, a jego trzej przyjaciele zerkalina nich ciekawie, nie mogąc pojąć, co się dzieje.- Jesteś niemożliwy! - zawołała.- Jeden raz ci nie wystarczyło? Znowu mnie sprawdzasz? - Słyszałaś, co powiedziałem? - spytał, nie reagując na jej słowa.- Jestem gotów porzucić dla ciebie wszystko.A ty? Dla mnie? - Ależ tak.Z rozkoszą mogę porzucić wszystko.Ale nie ciebie.Wiesz, co by się stało, gdybyśmy pojechali razem do ambasady? JUtro leciałabym samolotem do Stanów.Sama, bez ciebie.Ty zostałbyś tutaj.Nie próbuj zaprzeczać.Widzę to w twojej twarzy.WYdaje ci się, że nic z niej nie można wyczytać.Tajemniczy Bruno.Wszyscy tak twierdzą.Ale ze mną sobie tak łatwo nie poradzisz.Nim miną trzy miesiące, nie będziesz miał przede mną żadnych sekretów.- Właśnie tego się obawiam.No dobrze.Spróbowałem, nie wyszło.Trudno, zdarza się.Tylko błagam, ani słówka o tym Harperowi.Nie tylko uzna mnie za durnia, ale będzie wściekły, że łączymy.no, przyjemne z pożytecznym.- Położył na stole kilka banknotów.- Chodźmy.Kiedy dojdę do drzwi, zawrócę pod pretekstem, że chcę coś powiedzieć Roebuckowi, a ty rozejrzyj się dyskretnie, czy nikt się mną nie interesuje [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl odbijak.htw.pl
.Myślałem, że po tych paru tygodniach znajomości możemy sobie zaufać.Ja ci zaufałem, ale widzę, że bez wzajemnośCi.Nieważne jest to, że mogę zginąć, ważne natomiast, żebym za dużo nie wiedział.Zaufanie, wiara, lojalność.Piękne słowa, co? Ale tylko słowa! Kiedy przychodzi do czynów, to.- George C.Jamieson.Przez dłuższą chwilę przyglądał się jej z powagą, po czym nagle szeroki uśmiech osiadł mu na ustach, zmieniając wyraz jego twarzy.Maria cofnęła dłoń, oczy rozbłysły jej gniewnie.Kan Dahn szturchnął Roebucka i Manuela: wszyscy trzej z zaciekawieniem obserwowali scenę rozgrywającą się nie opodal.- Ty potworze! Ty wredny, podstępny oszuście! I ty miałeś czelność pytać mnie, czy kiedykolwiek byłam aktorką?! W porównaniu z tobą jestem kompletnym aktorskim beztalenciem.Jak mogłeś mi zrobić coś takiego?! Nie zasłużyłam na to! - Staje się coraz bardziej wściekła - zauważył Roebuck.- Zupełnie się nie znasz na kobietach, stary! - stwierdził Kan Dahn.- Zaraz mu się oświadczy.- Przepraszam - powiedział Bruno.- To było konieczne.- Co? Przekonać się, czy ci ufam? - Tak.Nawet nie wiesz, jakie to ma dla mnie znaczenie.Wybacz mi, proszę.Znów ujął ją za rękę; nie stawiała oporu.Zaczął oglądać jej palce, na których nie było ani jednego pierścionka.- Wygląda trochę goło - rzekł.- Co? - Pamiętasz, że mamy udawaćzakochanych? Odezwała się dopiero po chwili, niepewnie, z wahaniem w głosie.- Pamiętam.Ale może powinniśmy skończyć z udawaniem? - No właśnie.Wyjęłaś mi słowa z ust.Czy kochasz mnie, Mario? Tym razem nie zwlekała z odpowiedzią.- Tak - odparła szeptem, po cyzm zerknęła na swoją lewą dłoń i uśmiechnęła się.- Masz rację, że wygląda trochę goło.Kan Dahn z zadowoleniem odchylił się do tyłu wraz z krzesłem.- No i co? źle mówił wujaszek Kan Dahn? Należą mi się jeszcze ze dwa piwa.- Na pewno? - spytał Bruno.- Czasem nawet najmądrzejszy mężczyzna zadaje wyjątkowo głupie pytania.Nie widzisz tego po mnie? - Chyba widzę.Oby mnie tylko wzrok nie mylił.- Kocham cię już od tygodni - powiedziała z powagą.- Na początku oglądałam twoje występy na trapezie.Potem zaczęłam wychodzić z sali, gdy tylko wkładałeś opaskę na oczy.Robiło mi się niedobrze.Teraz też za każdym razem robi mi się niedobrze, choć nie wchodzę już na salę.Ilekroć pomyślę, że możesz skoczyć o ułamek sekundy za wcześnie albo za późno.- Urwała; jej oczy się zaszkliły.- Wystarczy, że słyszę muzykę, te bębny i umieram ze strachu.- Wyjdziesz za mnie? - Oczywiście, ty ośle! Łzy spływały jej po policzkach.- Jak ty się brzydko wyrażasz! Swoją drogą chciałbym ci zwrócić uwagę, że Kan Dahn, Manuelo i Roebuck bardzo się nami interesują.Coś mi się zdaje, że poczynili już zakłady.I mam przeczucie, że kiedy dopadną mnie samego, naigrywaniom nie będzie końca.- Nie widzę ich! Nikogo nie widzę! Bruno podał jej chustkę; Maria wytarła oczy.- Tak, chyba rzeczywiście patrzą w naszą stronę.- Nerwowo mnąc chustkę w palcach znów popatrzyła na Bruna.- Kocham cię i chcę wyjść za ciebie, choć to takie staromodne.Gotowa jestem wyjść za ciebie nawet jutro, ale zrozum, nie mogę kochać, nie mogę poślubić największego trapezisty wszechczasów.Po prostu nie mogę.I ty o tym wiesz.Chyba nie chcesz, żebym wymiotowała co chwilę przez całe życie? - Niezbyt przyjemna perspektywa, ani dla ciebie, ani dla mnie.No cóż, człowiek ciągle się uczy czegoś nowego.Dotąd myślałem, że szantaż małżeński zaczyna się dopiero po ślubie.- Żyjesz w dziwnym świecie, Bruno, jeśli nie odróżniasz uczciwości od szantażu.Bruno zrobił zamyśloną minę.- Możesz poślubić największego byłego trapezistę wszechczasów - rzekł.- Byłego? - Nie ma sprawy.- Machnął lekceważąco ręką.- Spalę trapez i już.- I już? - spojrzała na niego z niedowierzaniem.- Przecież cyrk to całe twoje życie! - Mam też inne zainteresowania.- Jakie? - Powiem ci, kiedy będziesz już panią Wildermann.- A kiedy nią będę? W tym roku, w przyszłym? Może kiedyś, może nigdy? Sprawa małżeństwa wyraźnie obchodziła ją znacznie bardziej niż sprawa nowego zawodu jej przyszłego męża.- MOżemy pobrać się choćby pojutrze.Maria wybałuszyła oczy.- Tu? W tym kraju?- Nic podobnego.W Stanach.Formalności da się szybko załatwić.Możemy wsiąść w pierw- szy samolot, jaki wylatuje stąd jutro rano.Nikt nas nie zatrzyma.Pieniędzy mam pod dostatkiem.Trwało chwilę, zanim dotarły do niej jego słowa.- Chyba sam nie wiesz, co mówisz! - oznajmiła w końcu zdecydowanym tonem.- Zdarza się to całkiem często, nie przeczę - powiedział z uśmiechem.- Ale tym razem wiem, co mówię, bo oboje - i nie myśl, że przesadzam - znajdujemy się w śmiertelnym niebezpieczeństwie.Nasi wrogowie wiedzą o mnie.Podejrzewam, że o tobie też.W drodze do tej knajpy byliśmy śledzeni.- Śledzeni? Skąd wiesz? - Później ci powiem.Nie chcę, żeby cię zabili.- Przez chwilę milczał zamyślony, pocierając dłonią podbródek.- Jeśli mam być szczery, to sam też nie chcę zginąć.- Zostawiłbyś swoich braci? Zawiódł pana Wrinfielda, zawiódł cały cyrk? Zrezygnował z misji? - Dla ciebie zrezygnowałbym ze wszystkiego! - Czyżby nagle obleciał cię strach? - Może.Jedźmy czym prędzej do ambasady amerykańskiej i ustalmy co i jak.Pewnie nie jest to najlepsza pora, ale przecież nie odeślą nas z kwitkiem, kiedy usłyszą, co nam grozi.Maria nie wierzyła własnym uszom.Powoli wyraz zdumienia znikł z jej twarzy i zastąpiła go pogarda, która po chwili również znikła, ustępując miejsca zamyśleniu.Potem usta Marii ułożyły się w lekki uśmiech, który stawał się coraz szerszy i szerszy, aż w końcu parsknęła śmiechem.Bruno przyglądał się jej z uwagą, a jego trzej przyjaciele zerkalina nich ciekawie, nie mogąc pojąć, co się dzieje.- Jesteś niemożliwy! - zawołała.- Jeden raz ci nie wystarczyło? Znowu mnie sprawdzasz? - Słyszałaś, co powiedziałem? - spytał, nie reagując na jej słowa.- Jestem gotów porzucić dla ciebie wszystko.A ty? Dla mnie? - Ależ tak.Z rozkoszą mogę porzucić wszystko.Ale nie ciebie.Wiesz, co by się stało, gdybyśmy pojechali razem do ambasady? JUtro leciałabym samolotem do Stanów.Sama, bez ciebie.Ty zostałbyś tutaj.Nie próbuj zaprzeczać.Widzę to w twojej twarzy.WYdaje ci się, że nic z niej nie można wyczytać.Tajemniczy Bruno.Wszyscy tak twierdzą.Ale ze mną sobie tak łatwo nie poradzisz.Nim miną trzy miesiące, nie będziesz miał przede mną żadnych sekretów.- Właśnie tego się obawiam.No dobrze.Spróbowałem, nie wyszło.Trudno, zdarza się.Tylko błagam, ani słówka o tym Harperowi.Nie tylko uzna mnie za durnia, ale będzie wściekły, że łączymy.no, przyjemne z pożytecznym.- Położył na stole kilka banknotów.- Chodźmy.Kiedy dojdę do drzwi, zawrócę pod pretekstem, że chcę coś powiedzieć Roebuckowi, a ty rozejrzyj się dyskretnie, czy nikt się mną nie interesuje [ Pobierz całość w formacie PDF ]