[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.— Cameriere! Un cappuccino, per favore.Kelner zlazł ze stołka barowego i zniknął za uchylonymi drzwiami.— Pan jest Włochem?Hendrique odsunął jedno z krzeseł od stołu i usiadł.— Nie, ale jest to jeden z języków, którymi w ciągu lat nauczyłem się mówić.— Jestem pod wrażeniem — rzekł Graham z lekko skrywanym sarkazmem — a iloma językami pan włada?— Kilkoma — odpowiedział Hendrique wzruszając ramionami.— Uważam, że mogę mieć lepszy kontakt z ludźmi, jeśli znam ich język.A jak tam u pana? Interesuje się pan językami?— Tylko jednym.Amerykańskim.Hendrique odczekał, aż kelner podał kawę i opuścił wagon restauracyjny, po czym powiedział:— Wygląda pan na człowieka, który lubi stawiać czoła różnym wyzwaniom.Graham poczuł się zaintrygowany.— Być może.— Wymyśliłem pewną grę pozwalającą urozmaicić nudne chwile.Jej istota polega na tym, że wykorzystując umiejętność bluffowania trzeba doprowadzić przeciwnika do kapitulacji.Jest w tym jednak pewien haczyk.Gramy nie na pieniądze, lecz na ból.Mięczaki uważałyby tę grę za sadystyczną.Ja widzę w niej próbę charakteru i siły woli.Interesuje to pana?— Jeżeli, jak pan powiedział, wyglądam na człowieka, który lubi stawiać czoła wyzwaniom.— Pięknie.— Hendrique wstał.— Przyniosę grę ze swojego przedziału.Będę z powrotem za chwilę.Zaledwie Graham skończył pić kawę, Hendrique już powrócił z walizeczką z brązowej skóry.Położył ją na stole i otworzył.Po wyjęciu zawartości zamknął walizeczkę i postawił na podłodze obok krzesła.Gra składała się z drewnianej tablicy grubej na dwa cale, o powierzchni piętnaście na osiem cali.Tablica była podzielona na dwie równe części wskaźnikiem, biegnącym przez całą jej długość, na którym oznaczono liczby od jednego do dziesięciu.Po każdej stronie wskaźnika był zestaw trzech światełek, ulokowanych jedno pod drugim, oraz metalowy przycisk wystający nieco nad powierzchnię tablicy.Pod każdym z tych przycisków przyłączono do obwodu elektrycznego, za pomocą długiego przewodu, metalową bransoletkę.Hendrique, używając dwóch klamerek znajdujących się na jego końcu podłączył go do źródła energii elektrycznej znajdującego się nad ich głowami.Wtyczkę zamocowaną na drugim końcu przewodu włożył w gniazdko z boku tablicy.— Zasady gry są bardzo proste.Każdy z nas zakłada na przegub metalową bransoletę, po czym dłonią drugiej ręki naciska metalowy przycisk.Gdy tylko przycisk zostanie wciśnięty, uruchamia obwód elektryczny i gra się zaczyna.Hendrique przebiegł palcem wzdłuż wskaźnika.— To informuje o napięciu prądu przebiegającego przez obwód w danej chwili.Cyfra “jeden" zapala się automatycznie po uruchomieniu obwodu i napięcie prądu wzrasta stopniowo, w miarę jak zapalają się coraz większe liczby.Od jednego do pięciu palą się światła zielone, od sześciu do ośmiu bursztynowe, dziewięć i dziesięć — czerwone.Sądzę, że kolory same się tłumaczą.Zwycięża ten, kto potrafi przetrzymać swego przeciwnika i dłużej utrzymać dłoń na przycisku.Gdy tylko przegrywający zdejmie rękę z przycisku, światło po jego stronie gaśnie.I to wszystko.— Ile czasu upływa między zapaleniem się kolejnych liczb?— Pięć, sześć sekund.Jest to ujemna strona tej gry, kończy się ona bardzo szybko.— Jest to jednak bardzo pomysłowe — powiedział Graham.— O wiele lepsze niż gra w Monopoly.Hendrique zdjął obrus i przymocował tablicę do stołu czterema silnymi przyssawkami.Obaj zatrzasnęli bransolety na przegubach rąk i zamknęli je na klucz, po czym położyli miniaturowe kluczyki na środku tablicy.Hendrique skinął głową i obaj nacisnęli dłońmi metalowe przyciski.Graham natychmiast poczuł, że coś go szczypie w dłoń i że to szczypanie szybko obejmuje całą rękę, nawet klatkę piersiową.Hendrique patrzył na niego, ale Graham bardziej był zainteresowany tym, co pokazywał wskaźnik.Gdy kolor światła z zielonego zamienił się w bursztynowy, napięcie prądu wzrosło gwałtownie.Graham nie mógł się powstrzymać i instynktownie oderwał rękę od przycisku.Nie był przygotowany na gwałtowny wstrząs, jaki odczuł w drugiej ręce.Przewód był jednak tak krótki, że mógł odsunąć tę rękę tylko kilka cali od tablicy.— Przepraszani — powiedział Hendrique, co brzmiało niezbyt przekonująco.— Zapomniałem powiedzieć panu: przegrywający naraża się na dodatkową karę w postaci wstrząsu powodowanego elektrodą na wewnętrznej stronie bransolety.— Nic to nie pomaga, jeśli jest się mądrym po szkodzie — powiedział Graham krótko.— I jeszcze coś.Kolejne wstrząsy są za każdym razem trzykrotnie silniejsze.Jeśli ma pan kłopoty z sercem, powinniśmy natychmiast przerwać grę.Wstrząs dziewięć razy silniejszy od tego, który pan odczuł, mógłby pana zabić.Zdarzyło się to już kiedyś.— Grajmy dalej.— Początkowo nie wytłumaczyłem w sposób właściwy zasad gry, tak więc powinniśmy zacząć od nowa.— Nie potrzebuję niańki — wtrącił Graham.— Wygrał pan jedną grę.— Jak pan sobie życzy — odpowiedział Hendrique.Kolor wskaźnika zamienił się z zielonego na bursztynowy.Oczy Grahama trochę się zwęziły, nie osłabła jednak intensywność jego spojrzenia.Hendrique nie potrafił wytrzymać wzroku Grahama, odwrócił oczy, nieświadomie osłabiając siłę nacisku na metalowy przycisk.Wstrząs przeszedł przez jego ramię, chwycił za bransoletę, jakby chciał ją zerwać z przegubu ręki.Zamknął oczy aż ustało łomotanie w głowie i wytarł wierzchem dłoni pot z czoła.— Wygrałem tę grę — powiedział Graham z wyraźnym zadowoleniem.Hendrique odetchnął kilka razy głęboko, lecz nic nie odpowiedział.Pierwszy raz przegrał grę od czasu, gdy trzy lata temu wynalazł to urządzenie.Usiadł prosto i położył rękę na przycisku — dłoń szczypała go jeszcze w rezultacie doznanego wstrząsu.W ostatniej grze doszli do ośmiu.Hendrique, nauczony świeżym doświadczeniem, skoncentrował się nie na twarzy Grahama, ale na wskaźniku.Graham także obserwował wskaźnik i skrzywił się raczej z irytacji niż z innych powodów, gdy zielona piątka zamieniła się na bursztynową szóstkę.Gdyby Hendrique ostrzegł go na samym początku, że napięcie prądu wyraźnie wzrasta przy zmianie kolorów, gra mogłaby być już zakończona.Siedem, osiem.Zagryzł wargi gdy granica bólu zdawała się przełamywać z każdą mijającą sekundą.Czerwona dziewiątka.Ręka zaczęła mu dygotać, a oczy łzawić.Przez chwilę ogarnęło go dziwne uczucie wspólnych losów z Hendrique.Chwila ta minęła.Czerwona dziesiątka.Grzbiet Grahama wygiął się z bólu i musiał użyć całej woli by nie oderwać dłoni od przycisku.Zamglony bólem przelotnie dostrzegł Hendrique'a.Jego głowa była odchylona do tyłu, usta otwarte w milczącym jęku.W ułamku sekundy Graham uzyskał pewność, że wygrał.Hendrique znajdował się na krawędzi klęski.W tym przekonaniu Graham zebrał siły i oderwał rękę od przycisku.Nic więcej nie pamiętał.Po odzyskaniu świadomości Graham siedział jeszcze przez pewien czas w opustoszałym wagonie restauracyjnym, masując delikatnie czoło drżącymi palcami i starając się w ten sposób opanować pulsowanie w skroniach.Gdy wreszcie wstał, nogi miał niepewne i musiał w drodze do drzwi trzymać się blisko stołów, opierając się na nich od czasu do czasu.Trzymając się mocno poręczy przeszedł do następnego wagonu i poruszał się powoli korytarzem, aż dotarł do swego przedziału.Otworzył drzwi i potykając się, wszedł do środka.Drzwi między przedziałami natychmiast się otworzyły i weszła Sabrina, z berettą w dłoni.Podeszła do drzwi zewnętrznych, spojrzała na pusty korytarz, po czym zamknęła je, przekręcając klucz [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl odbijak.htw.pl
.— Cameriere! Un cappuccino, per favore.Kelner zlazł ze stołka barowego i zniknął za uchylonymi drzwiami.— Pan jest Włochem?Hendrique odsunął jedno z krzeseł od stołu i usiadł.— Nie, ale jest to jeden z języków, którymi w ciągu lat nauczyłem się mówić.— Jestem pod wrażeniem — rzekł Graham z lekko skrywanym sarkazmem — a iloma językami pan włada?— Kilkoma — odpowiedział Hendrique wzruszając ramionami.— Uważam, że mogę mieć lepszy kontakt z ludźmi, jeśli znam ich język.A jak tam u pana? Interesuje się pan językami?— Tylko jednym.Amerykańskim.Hendrique odczekał, aż kelner podał kawę i opuścił wagon restauracyjny, po czym powiedział:— Wygląda pan na człowieka, który lubi stawiać czoła różnym wyzwaniom.Graham poczuł się zaintrygowany.— Być może.— Wymyśliłem pewną grę pozwalającą urozmaicić nudne chwile.Jej istota polega na tym, że wykorzystując umiejętność bluffowania trzeba doprowadzić przeciwnika do kapitulacji.Jest w tym jednak pewien haczyk.Gramy nie na pieniądze, lecz na ból.Mięczaki uważałyby tę grę za sadystyczną.Ja widzę w niej próbę charakteru i siły woli.Interesuje to pana?— Jeżeli, jak pan powiedział, wyglądam na człowieka, który lubi stawiać czoła wyzwaniom.— Pięknie.— Hendrique wstał.— Przyniosę grę ze swojego przedziału.Będę z powrotem za chwilę.Zaledwie Graham skończył pić kawę, Hendrique już powrócił z walizeczką z brązowej skóry.Położył ją na stole i otworzył.Po wyjęciu zawartości zamknął walizeczkę i postawił na podłodze obok krzesła.Gra składała się z drewnianej tablicy grubej na dwa cale, o powierzchni piętnaście na osiem cali.Tablica była podzielona na dwie równe części wskaźnikiem, biegnącym przez całą jej długość, na którym oznaczono liczby od jednego do dziesięciu.Po każdej stronie wskaźnika był zestaw trzech światełek, ulokowanych jedno pod drugim, oraz metalowy przycisk wystający nieco nad powierzchnię tablicy.Pod każdym z tych przycisków przyłączono do obwodu elektrycznego, za pomocą długiego przewodu, metalową bransoletkę.Hendrique, używając dwóch klamerek znajdujących się na jego końcu podłączył go do źródła energii elektrycznej znajdującego się nad ich głowami.Wtyczkę zamocowaną na drugim końcu przewodu włożył w gniazdko z boku tablicy.— Zasady gry są bardzo proste.Każdy z nas zakłada na przegub metalową bransoletę, po czym dłonią drugiej ręki naciska metalowy przycisk.Gdy tylko przycisk zostanie wciśnięty, uruchamia obwód elektryczny i gra się zaczyna.Hendrique przebiegł palcem wzdłuż wskaźnika.— To informuje o napięciu prądu przebiegającego przez obwód w danej chwili.Cyfra “jeden" zapala się automatycznie po uruchomieniu obwodu i napięcie prądu wzrasta stopniowo, w miarę jak zapalają się coraz większe liczby.Od jednego do pięciu palą się światła zielone, od sześciu do ośmiu bursztynowe, dziewięć i dziesięć — czerwone.Sądzę, że kolory same się tłumaczą.Zwycięża ten, kto potrafi przetrzymać swego przeciwnika i dłużej utrzymać dłoń na przycisku.Gdy tylko przegrywający zdejmie rękę z przycisku, światło po jego stronie gaśnie.I to wszystko.— Ile czasu upływa między zapaleniem się kolejnych liczb?— Pięć, sześć sekund.Jest to ujemna strona tej gry, kończy się ona bardzo szybko.— Jest to jednak bardzo pomysłowe — powiedział Graham.— O wiele lepsze niż gra w Monopoly.Hendrique zdjął obrus i przymocował tablicę do stołu czterema silnymi przyssawkami.Obaj zatrzasnęli bransolety na przegubach rąk i zamknęli je na klucz, po czym położyli miniaturowe kluczyki na środku tablicy.Hendrique skinął głową i obaj nacisnęli dłońmi metalowe przyciski.Graham natychmiast poczuł, że coś go szczypie w dłoń i że to szczypanie szybko obejmuje całą rękę, nawet klatkę piersiową.Hendrique patrzył na niego, ale Graham bardziej był zainteresowany tym, co pokazywał wskaźnik.Gdy kolor światła z zielonego zamienił się w bursztynowy, napięcie prądu wzrosło gwałtownie.Graham nie mógł się powstrzymać i instynktownie oderwał rękę od przycisku.Nie był przygotowany na gwałtowny wstrząs, jaki odczuł w drugiej ręce.Przewód był jednak tak krótki, że mógł odsunąć tę rękę tylko kilka cali od tablicy.— Przepraszani — powiedział Hendrique, co brzmiało niezbyt przekonująco.— Zapomniałem powiedzieć panu: przegrywający naraża się na dodatkową karę w postaci wstrząsu powodowanego elektrodą na wewnętrznej stronie bransolety.— Nic to nie pomaga, jeśli jest się mądrym po szkodzie — powiedział Graham krótko.— I jeszcze coś.Kolejne wstrząsy są za każdym razem trzykrotnie silniejsze.Jeśli ma pan kłopoty z sercem, powinniśmy natychmiast przerwać grę.Wstrząs dziewięć razy silniejszy od tego, który pan odczuł, mógłby pana zabić.Zdarzyło się to już kiedyś.— Grajmy dalej.— Początkowo nie wytłumaczyłem w sposób właściwy zasad gry, tak więc powinniśmy zacząć od nowa.— Nie potrzebuję niańki — wtrącił Graham.— Wygrał pan jedną grę.— Jak pan sobie życzy — odpowiedział Hendrique.Kolor wskaźnika zamienił się z zielonego na bursztynowy.Oczy Grahama trochę się zwęziły, nie osłabła jednak intensywność jego spojrzenia.Hendrique nie potrafił wytrzymać wzroku Grahama, odwrócił oczy, nieświadomie osłabiając siłę nacisku na metalowy przycisk.Wstrząs przeszedł przez jego ramię, chwycił za bransoletę, jakby chciał ją zerwać z przegubu ręki.Zamknął oczy aż ustało łomotanie w głowie i wytarł wierzchem dłoni pot z czoła.— Wygrałem tę grę — powiedział Graham z wyraźnym zadowoleniem.Hendrique odetchnął kilka razy głęboko, lecz nic nie odpowiedział.Pierwszy raz przegrał grę od czasu, gdy trzy lata temu wynalazł to urządzenie.Usiadł prosto i położył rękę na przycisku — dłoń szczypała go jeszcze w rezultacie doznanego wstrząsu.W ostatniej grze doszli do ośmiu.Hendrique, nauczony świeżym doświadczeniem, skoncentrował się nie na twarzy Grahama, ale na wskaźniku.Graham także obserwował wskaźnik i skrzywił się raczej z irytacji niż z innych powodów, gdy zielona piątka zamieniła się na bursztynową szóstkę.Gdyby Hendrique ostrzegł go na samym początku, że napięcie prądu wyraźnie wzrasta przy zmianie kolorów, gra mogłaby być już zakończona.Siedem, osiem.Zagryzł wargi gdy granica bólu zdawała się przełamywać z każdą mijającą sekundą.Czerwona dziewiątka.Ręka zaczęła mu dygotać, a oczy łzawić.Przez chwilę ogarnęło go dziwne uczucie wspólnych losów z Hendrique.Chwila ta minęła.Czerwona dziesiątka.Grzbiet Grahama wygiął się z bólu i musiał użyć całej woli by nie oderwać dłoni od przycisku.Zamglony bólem przelotnie dostrzegł Hendrique'a.Jego głowa była odchylona do tyłu, usta otwarte w milczącym jęku.W ułamku sekundy Graham uzyskał pewność, że wygrał.Hendrique znajdował się na krawędzi klęski.W tym przekonaniu Graham zebrał siły i oderwał rękę od przycisku.Nic więcej nie pamiętał.Po odzyskaniu świadomości Graham siedział jeszcze przez pewien czas w opustoszałym wagonie restauracyjnym, masując delikatnie czoło drżącymi palcami i starając się w ten sposób opanować pulsowanie w skroniach.Gdy wreszcie wstał, nogi miał niepewne i musiał w drodze do drzwi trzymać się blisko stołów, opierając się na nich od czasu do czasu.Trzymając się mocno poręczy przeszedł do następnego wagonu i poruszał się powoli korytarzem, aż dotarł do swego przedziału.Otworzył drzwi i potykając się, wszedł do środka.Drzwi między przedziałami natychmiast się otworzyły i weszła Sabrina, z berettą w dłoni.Podeszła do drzwi zewnętrznych, spojrzała na pusty korytarz, po czym zamknęła je, przekręcając klucz [ Pobierz całość w formacie PDF ]