[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.– Cholera, to oni umieją po polsku? – zdumiał się Tomaszeski.Zbiegli po drugiej stronie szczytu i ukryli się w krzakach na skraju wsi.– A dlaczego mieliby nie umieć? – zapytał egzorcysta.– Sądzi się, że neandertalczycy nie byli zdolni do wydawania artykułowanych dźwięków.– To ty jesteś od artykułów, więc powinieneś wiedzieć – mruknął Jakub.– Ale przez czterdzieści tysięcy lat zdążyli się widać nauczyć.Bluzgają nie najgorzej.– Ciekawe, jaki mają iloraz inteligencji?Jakub zamrugał świńskimi oczkami.– Co to jest iloraz? Bo o inteligencji słyszałem, tej pracującej miast i wsi, polityczni na pogadankach mówili.Wystawił ostrożnie głowę z krzaków i kolejna dzida strąciła mu beret z antenką.Chyląc się do ziemi, wbiegli pomiędzy chałupy.– Mają szkło w oknach – zauważył Tomaszewski.– Tylko brudne te szyby, nieprzejrzyste jak dykta.Chyba od nowości ich nie myli.– A coś ty myślał.Małpa, jak człowieka poobserwuje, to i spodnie założyć potrafi – zauważył filozoficznie jego towarzysz.– Pobiegniemy przez wieś, bo większość odcina nam drogę do wąwozu, i wyjdziemy na groblę.Nadłożymy ze dwadzieścia kilometrów, ale na wieczór będziemy w domu.– Cała wieś neandertalczyków.– wysapał w biegu Tomaszewski.– To przecież niemożliwe! Ludzie by gadali!– A gadali, gadali, ale nikt nam nie wierzył.Ani ci z powiatu, ani z centrali.O karwia!Drogę do grobli odcinało im spore stado.Za plecami słyszeli tętent pościgu.– Czego oni właściwie od nas chcą?! – zirytował się Tomaszewski.– Zawsze mieli słabość do Homo sapiens, bo mamy smaczniejsze mózgi.Na dodatek ten upiór to miejscowe bóstwo, a ty go im sprofanowałeś.Do pałacu! – zadecydował.Nie zdołali się przemknąć.Nim przebiegli sto kroków, ścigający osaczyli ich na środku wiejskiej ulicy.Byli z przodu, z tyłu i za płotami.Nie mieli gdzie dalej uciekać.– Ot i wybiła ostatnia godzina.– westchnął Jakub odbezpieczając rewolwer.W tym momencie Tomaszewski zrobił coś, czego egzorcysta w zupełności nie spodziewał się po miastowym mądrali.Radosław jednym susem dopadł płotu i wyrwał sztachetę.– Zapomnieliście już o Crô-Magnon?! – wrzasnął rzucając się do ataku.Neandertalczycy w popłochu umknęli na boki, zanim doszło do pierwszego starcia.Dziennikarz i egzorcysta przebiegli przez lukę w obławie i wydostali się za opłotki.Na szczycie jednego ze wzgórz górujących nad okolicą sterczały dumnie ruiny sporego dworu.Niebawem uciekinierzy zatrzymali się na szczycie.Małpowaci wyleźli z domów i otaczali ich luźnym pierścieniem.Było ich kilkudziesięciu.– Słuchaj, o co chodzi z tym Crô-Magnon? – zapytał Jakub, gdy tylko złapał oddech.– To miejsce paleolitycznej bitwy pomiędzy Homo sapiens a neandertalczykami.Pierwszej bitwy w dziejach ludzkości.Dla neandertali była ostatnia.Widać do tej pory mają kompleks.– Znaczy, nasi wygrali, a co z małpami?– Zostały zjedzone, jednak sądząc po śladach archeologicznych, smakowały także Chińczykom i Serbom.W serbskiej Krainie w jednej jaskini znaleziono kilkuset zeżartych neandertali.– No, dobra.Musimy wytrzymać do nocy.Oni kiepsko widzą w ciemnościach.Wtedy spróbujemy się wymknąć – powiedział Wędrowycz.– Nocą przez wąwóz? Sam mówiłeś, że tam straszy.– Przejdziemy naokoło lasem, a upiór to pewnie już trochę się nas boi.– Tam jest chyba kościół.– Tomaszewski wskazał gestem budynek ukryty wśród kasztanów.– Ano jest – mruknął Jakub.– Tyle że nieczynny.Ostatniego proboszcza zjedli, a nowych jakoś kuria nie przysyła.Widać żaden ksiądz się chwilowo nie naraził.– To oni są katolikami?– Formalnie tak.Po tym jak inkwizytor skasował kapłana, zostali ochrzczeni.Potem przyjechał pan dziedzic, nałożył na nich pańszczyznę i z pomocą hajduków zagonił do budowy kościoła.Zbudowali, a potem zjedli dziedzica i hajduków.Co jakiś czas wieś kusiła i przed wojną osiadł tu jeszcze jeden dziedzic.A po wojnie wiadomo.– Reforma rolna i zabrali mu ziemię?– Reforma była neandertalska, ale z grubsza na to samo wyszło.Dziedzica zjedli, pałac spalili, a ziemię zabrali.– Czekaj, bo jeszcze nie wszystko jest dla mnie jasne.Inkwizytor skasował tu kult Światowida?– Nu, takiego bałwana z czterema gębami.Może to nawet był Swarożyc.– Hmm.A dlaczego neandertalczycy wierzyli w Światowida?Jakub westchnął ciężko.– Aleś ty niekumaty.Widać Prasłowianie też ich nawracali.Za pałacem widać było niewiele lepiej zachowane zabudowania gospodarcze, a pośród nich, w otoczeniu kilku wiekowych dębów stała kaplica w całkiem dobrym stanie.– Tam się ukryjemy – wskazał egzorcysta.– Drzwi mocne, kraty w oknach.Jeśli nie podpalą, możemy się długo bronić.Wbiegli do środka i zatrzasnęli solidne, dębowe wrota.Tomaszewski rozejrzał się dookoła.Kaplicę chyba jeszcze przed wojną zamieniono na skład maszyn rolniczych.Leżały pod ścianami w różnych stadiach zdezelowania.Niektóre wyglądały na sprawne.Jakub zmierzył sobie puls i pociągnął z bidonka solidny łyk.Stanęli przy oknie i obserwowali ruchy wroga.– Za stary jestem na takie zabawy – mruknął Wędrowycz.– Cholera, chyba nie napiszesz tego artykułu.Jak się wymkniemy, będą pilnować wąwozu.– Nic nie szkodzi.To jest lepszy temat.– Tomaszewski wskazał gestem wioskę.– Co, ta banda zawszonych australopiteków ma być lepszym materiałem na artykuł niż moje zdolności?! – obraził się Jakub.W tym momencie, wybijając szybkę w witrażu, wpadła do środka długa dzida.– Tylko kijami umiecie machać! – wydarł się Jakub.– Za sto milionów lat ewolucji może się ucywilizujecie! Małpy!W odpowiedzi rozległ się huk wystrzału.Ołowiana kula uderzyła o ścianę i potoczyła się do ich stóp.– Muszkietowa – zauważył Tomaszewski.– Trzeba przyznać, że niepokojąco szybko się cywilizują.Jakub podrzucił kulę w dłoni.– Albo mi się wydaje, albo słyszę silnik samochodu – powiedział.Radosław uchylił wrota i ostrożnie wyjrzał.– To policja – powiedział z ulgą.– Chyba jesteśmy uratowani.Wędrowycz pokręcił przecząco głową i splunął.Radiowóz podjechał bliżej i zaparkował w pewnym oddaleniu od kaplicy.Teraz dopiero dziennikarz zobaczył, że pojazd jest pokryty rdzawymi plamami, jakby długo leżał w wodzie.Wysiedli z niego trzej neandertalczycy w policyjnych mundurach.Mundury wisiały na nich jak worki.– To oni mają własną policję?– Nie, tylko jak się tamci gliniarze zwalili z grobli, to ich po kilku latach wyciągnęli i postanowili zastąpić.Tomaszewski w panice zatrzasnął wrota.Jeden z gliniarzy podszedł i zastukał.– Jakub, to nie ma sensu – powiedział ochrypłym, gardłowym głosem.– Proponujemy ci układ.– Czego? – zagadnął egzorcysta.– Wypuścisz nam tego swojego kumpla do zjedzenia, a my darujemy ci życie.– To oni nadal jedzą ludzi? – przeraził się Tomaszewski.– Tylko rytualnie – uspokoił go Wędrowycz.– Nie częściej niż raz na kwartał.– To jak będzie? – zapytał gliniarz.– W życiu.To odważny człowiek – zaprotestował Jakub.– Nie może pozwolić, żeby zjedli go tchórze.– Nie jesteśmy tchórzami – zaprotestował drugi z paleolitycznych gliniarzy.– My jesteśmy odważni!Wędrowycz uśmiechnął się lekko.– To udowodnijcie – zaproponował.– W rosyjską ruletkę.– Dobra.Niech będzie i tak!– Chcesz z nimi grać w rosyjską ruletkę? – zagadnął Radosław.– Dlaczego?– To na tyle prosta gra, że są w stanie zrozumieć zasady.Poza tym mają genetycznie uwarunkowaną skłonność do hazardu.To dobra okazja, żeby ich wyeliminować.Egzorcysta otworzył wrota i wpuścił całą trójkę do środka.Tomaszewski cofnął się głębiej w kąt, ale i tak obmacali go łakomymi spojrzeniami.Natychmiast zablokował drzwi [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl odbijak.htw.pl
.– Cholera, to oni umieją po polsku? – zdumiał się Tomaszeski.Zbiegli po drugiej stronie szczytu i ukryli się w krzakach na skraju wsi.– A dlaczego mieliby nie umieć? – zapytał egzorcysta.– Sądzi się, że neandertalczycy nie byli zdolni do wydawania artykułowanych dźwięków.– To ty jesteś od artykułów, więc powinieneś wiedzieć – mruknął Jakub.– Ale przez czterdzieści tysięcy lat zdążyli się widać nauczyć.Bluzgają nie najgorzej.– Ciekawe, jaki mają iloraz inteligencji?Jakub zamrugał świńskimi oczkami.– Co to jest iloraz? Bo o inteligencji słyszałem, tej pracującej miast i wsi, polityczni na pogadankach mówili.Wystawił ostrożnie głowę z krzaków i kolejna dzida strąciła mu beret z antenką.Chyląc się do ziemi, wbiegli pomiędzy chałupy.– Mają szkło w oknach – zauważył Tomaszewski.– Tylko brudne te szyby, nieprzejrzyste jak dykta.Chyba od nowości ich nie myli.– A coś ty myślał.Małpa, jak człowieka poobserwuje, to i spodnie założyć potrafi – zauważył filozoficznie jego towarzysz.– Pobiegniemy przez wieś, bo większość odcina nam drogę do wąwozu, i wyjdziemy na groblę.Nadłożymy ze dwadzieścia kilometrów, ale na wieczór będziemy w domu.– Cała wieś neandertalczyków.– wysapał w biegu Tomaszewski.– To przecież niemożliwe! Ludzie by gadali!– A gadali, gadali, ale nikt nam nie wierzył.Ani ci z powiatu, ani z centrali.O karwia!Drogę do grobli odcinało im spore stado.Za plecami słyszeli tętent pościgu.– Czego oni właściwie od nas chcą?! – zirytował się Tomaszewski.– Zawsze mieli słabość do Homo sapiens, bo mamy smaczniejsze mózgi.Na dodatek ten upiór to miejscowe bóstwo, a ty go im sprofanowałeś.Do pałacu! – zadecydował.Nie zdołali się przemknąć.Nim przebiegli sto kroków, ścigający osaczyli ich na środku wiejskiej ulicy.Byli z przodu, z tyłu i za płotami.Nie mieli gdzie dalej uciekać.– Ot i wybiła ostatnia godzina.– westchnął Jakub odbezpieczając rewolwer.W tym momencie Tomaszewski zrobił coś, czego egzorcysta w zupełności nie spodziewał się po miastowym mądrali.Radosław jednym susem dopadł płotu i wyrwał sztachetę.– Zapomnieliście już o Crô-Magnon?! – wrzasnął rzucając się do ataku.Neandertalczycy w popłochu umknęli na boki, zanim doszło do pierwszego starcia.Dziennikarz i egzorcysta przebiegli przez lukę w obławie i wydostali się za opłotki.Na szczycie jednego ze wzgórz górujących nad okolicą sterczały dumnie ruiny sporego dworu.Niebawem uciekinierzy zatrzymali się na szczycie.Małpowaci wyleźli z domów i otaczali ich luźnym pierścieniem.Było ich kilkudziesięciu.– Słuchaj, o co chodzi z tym Crô-Magnon? – zapytał Jakub, gdy tylko złapał oddech.– To miejsce paleolitycznej bitwy pomiędzy Homo sapiens a neandertalczykami.Pierwszej bitwy w dziejach ludzkości.Dla neandertali była ostatnia.Widać do tej pory mają kompleks.– Znaczy, nasi wygrali, a co z małpami?– Zostały zjedzone, jednak sądząc po śladach archeologicznych, smakowały także Chińczykom i Serbom.W serbskiej Krainie w jednej jaskini znaleziono kilkuset zeżartych neandertali.– No, dobra.Musimy wytrzymać do nocy.Oni kiepsko widzą w ciemnościach.Wtedy spróbujemy się wymknąć – powiedział Wędrowycz.– Nocą przez wąwóz? Sam mówiłeś, że tam straszy.– Przejdziemy naokoło lasem, a upiór to pewnie już trochę się nas boi.– Tam jest chyba kościół.– Tomaszewski wskazał gestem budynek ukryty wśród kasztanów.– Ano jest – mruknął Jakub.– Tyle że nieczynny.Ostatniego proboszcza zjedli, a nowych jakoś kuria nie przysyła.Widać żaden ksiądz się chwilowo nie naraził.– To oni są katolikami?– Formalnie tak.Po tym jak inkwizytor skasował kapłana, zostali ochrzczeni.Potem przyjechał pan dziedzic, nałożył na nich pańszczyznę i z pomocą hajduków zagonił do budowy kościoła.Zbudowali, a potem zjedli dziedzica i hajduków.Co jakiś czas wieś kusiła i przed wojną osiadł tu jeszcze jeden dziedzic.A po wojnie wiadomo.– Reforma rolna i zabrali mu ziemię?– Reforma była neandertalska, ale z grubsza na to samo wyszło.Dziedzica zjedli, pałac spalili, a ziemię zabrali.– Czekaj, bo jeszcze nie wszystko jest dla mnie jasne.Inkwizytor skasował tu kult Światowida?– Nu, takiego bałwana z czterema gębami.Może to nawet był Swarożyc.– Hmm.A dlaczego neandertalczycy wierzyli w Światowida?Jakub westchnął ciężko.– Aleś ty niekumaty.Widać Prasłowianie też ich nawracali.Za pałacem widać było niewiele lepiej zachowane zabudowania gospodarcze, a pośród nich, w otoczeniu kilku wiekowych dębów stała kaplica w całkiem dobrym stanie.– Tam się ukryjemy – wskazał egzorcysta.– Drzwi mocne, kraty w oknach.Jeśli nie podpalą, możemy się długo bronić.Wbiegli do środka i zatrzasnęli solidne, dębowe wrota.Tomaszewski rozejrzał się dookoła.Kaplicę chyba jeszcze przed wojną zamieniono na skład maszyn rolniczych.Leżały pod ścianami w różnych stadiach zdezelowania.Niektóre wyglądały na sprawne.Jakub zmierzył sobie puls i pociągnął z bidonka solidny łyk.Stanęli przy oknie i obserwowali ruchy wroga.– Za stary jestem na takie zabawy – mruknął Wędrowycz.– Cholera, chyba nie napiszesz tego artykułu.Jak się wymkniemy, będą pilnować wąwozu.– Nic nie szkodzi.To jest lepszy temat.– Tomaszewski wskazał gestem wioskę.– Co, ta banda zawszonych australopiteków ma być lepszym materiałem na artykuł niż moje zdolności?! – obraził się Jakub.W tym momencie, wybijając szybkę w witrażu, wpadła do środka długa dzida.– Tylko kijami umiecie machać! – wydarł się Jakub.– Za sto milionów lat ewolucji może się ucywilizujecie! Małpy!W odpowiedzi rozległ się huk wystrzału.Ołowiana kula uderzyła o ścianę i potoczyła się do ich stóp.– Muszkietowa – zauważył Tomaszewski.– Trzeba przyznać, że niepokojąco szybko się cywilizują.Jakub podrzucił kulę w dłoni.– Albo mi się wydaje, albo słyszę silnik samochodu – powiedział.Radosław uchylił wrota i ostrożnie wyjrzał.– To policja – powiedział z ulgą.– Chyba jesteśmy uratowani.Wędrowycz pokręcił przecząco głową i splunął.Radiowóz podjechał bliżej i zaparkował w pewnym oddaleniu od kaplicy.Teraz dopiero dziennikarz zobaczył, że pojazd jest pokryty rdzawymi plamami, jakby długo leżał w wodzie.Wysiedli z niego trzej neandertalczycy w policyjnych mundurach.Mundury wisiały na nich jak worki.– To oni mają własną policję?– Nie, tylko jak się tamci gliniarze zwalili z grobli, to ich po kilku latach wyciągnęli i postanowili zastąpić.Tomaszewski w panice zatrzasnął wrota.Jeden z gliniarzy podszedł i zastukał.– Jakub, to nie ma sensu – powiedział ochrypłym, gardłowym głosem.– Proponujemy ci układ.– Czego? – zagadnął egzorcysta.– Wypuścisz nam tego swojego kumpla do zjedzenia, a my darujemy ci życie.– To oni nadal jedzą ludzi? – przeraził się Tomaszewski.– Tylko rytualnie – uspokoił go Wędrowycz.– Nie częściej niż raz na kwartał.– To jak będzie? – zapytał gliniarz.– W życiu.To odważny człowiek – zaprotestował Jakub.– Nie może pozwolić, żeby zjedli go tchórze.– Nie jesteśmy tchórzami – zaprotestował drugi z paleolitycznych gliniarzy.– My jesteśmy odważni!Wędrowycz uśmiechnął się lekko.– To udowodnijcie – zaproponował.– W rosyjską ruletkę.– Dobra.Niech będzie i tak!– Chcesz z nimi grać w rosyjską ruletkę? – zagadnął Radosław.– Dlaczego?– To na tyle prosta gra, że są w stanie zrozumieć zasady.Poza tym mają genetycznie uwarunkowaną skłonność do hazardu.To dobra okazja, żeby ich wyeliminować.Egzorcysta otworzył wrota i wpuścił całą trójkę do środka.Tomaszewski cofnął się głębiej w kąt, ale i tak obmacali go łakomymi spojrzeniami.Natychmiast zablokował drzwi [ Pobierz całość w formacie PDF ]