[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Ramiona Nikoletty drżaÅ‚y lekko, czuÅ‚ też dygotanie oplatajÄ…cych go ud.WidziaÅ‚, jak drżą jej zamkniÄ™te powieki i przygryziona dolna warga.Gdy wreszcie pozwoliÅ‚a mu na to, uniósÅ‚ siÄ™.I podziwiaÅ‚.Owal twarzy jaku Campina, szyjÄ™ jak u Parlerowskich madonn.A poniżej skromnÄ…, zawsty-dzonÄ… nuditas virtualis maÅ‚e okrÄ…glutkie piersi ze stwardniaÅ‚ymi od żądzysutkami.CienkÄ… taliÄ™, wÄ…skie biodra.PÅ‚aski brzuch.Wstydliwie przykurczoneuda, peÅ‚ne, piÄ™kne, godne najwyszukaÅ„szych komplementów.Od komplementówzresztÄ… i piÄ™knosÅ‚owia odurzonemu Reynevanowi aż gotowaÅ‚o siÄ™ w gÅ‚owie.ByÅ‚wszak erudytÄ…, truwerem, kochankiem we wÅ‚asnym pojÄ™ciu na miarÄ™ Tri-stana, Lancelota, Paola da Rimini, Gwilelma de Cabestaing co najmniej.MógÅ‚ i chciaÅ‚ jej powiedzieć, że jest lilio candidior, bielsza nizli lilia, i omnibusformosior, piÄ™kniejsza od wszystkich.MógÅ‚ i chciaÅ‚ jej powiedzieć, że jestpulchra inter mulieres.MógÅ‚ i chciaÅ‚ jej powiedzieć, że jest forma pulcher-rima Dido, deas supereminet omnis, la regina savoroza, Izeult la blonda, Beatrice,Blanziflor, Helena, Venus generosa, herzeliebez vrowelîn, lieta come bella, la re-gina del cielo.Wszystko to mógÅ‚ i chciaÅ‚ jej powiedzieć.I nie byÅ‚ w stanieprzecisnąć sÅ‚owa przez Å›ciÅ›niÄ™tÄ… krtaÅ„.37ZauważyÅ‚a to.WiedziaÅ‚a.Jak mogÅ‚a nie zauważyć i nie wiedzieć? Przecieżtylko w oczach oszoÅ‚omionego szczęściem Reynevana byÅ‚a dzieweczkÄ…, pannÄ…,która drży, tuli siÄ™, zamyka oczy i przygryza dolnÄ… wargÄ™ w bolesnej ekstazie.Dla każdego mÄ…drego mężczyzny gdyby taki byÅ‚ w pobliżu sprawa byÅ‚abyjasna: to nie nieÅ›miaÅ‚a i niewprawna młódka to bogini, która z dumÄ… przyjmujenależny jej hoÅ‚d.A boginie wszystko wiedzÄ… i wszystko zauważajÄ….I nie oczekujÄ… hoÅ‚dów w postaci słów.PociÄ…gnęła go na siebie.WracaÅ‚ rytuaÅ‚.Odwieczny obrzÄ…dek.353Nazaza! Nazaza! Nazaza!Trillirivos!Wówczas, na polanie, sÅ‚owa dominy nie w peÅ‚ni dotarÅ‚y do niego, gÅ‚os, którybyÅ‚ jak wiatr od gór, gubiÅ‚ siÄ™ jednak w poszumie ciżby, tonÄ…Å‚ w krzykach, Å›pie-wach, muzyce, huku ognia.Teraz, w Å‚agodnym szale speÅ‚nianej miÅ‚oÅ›ci, sÅ‚owawracaÅ‚y dzwiÄ™cznie, wyraznie.Dobitnie.SÅ‚yszaÅ‚ je poprzez szum krwi w uszach.Ale czy do koÅ„ca pojmowaÅ‚?Jam jest uroda zielonej ziemi, jam jest Lilith, jam jest pierwszaz pierwszych, jam jest Asztarte, Kybele, Hekate, jam jest Rigatona,Epona, Rhiannon, Nocna Klacz, kochanka wichru.Czcijcie mnie w gÅ‚Ä™bi serc waszych, skÅ‚adajcie ofiarÄ™ z aktu miÅ‚oÅ›cii rozkoszy, bo miÅ‚a mi taka ofiara.Albowiem jam jest dziewica nietkniÄ™ta i jam jest pÅ‚onÄ…ca od żądzymiÅ‚oÅ›nica bogów i demonów.I zaprawdÄ™ powiadam wam: jak byÅ‚amz wami od poczÄ…tku, tak znajdziecie mnie u kresu.Znalezli JÄ… u kresu.Oboje.Ognie biÅ‚y w niebo dzikimi eksplozjami iskier.* * * Przepraszam ciÄ™ powiedziaÅ‚, patrzÄ…c na jej plecy. Za to, co siÄ™ staÅ‚o.Nie powinienem.Wybacz mi. SÅ‚ucham? odwróciÅ‚a twarz. Co mam ci wybaczyć? To, co siÄ™ staÅ‚o.ByÅ‚em nierozsÄ…dny.ZapomniaÅ‚em siÄ™.ZachowaÅ‚em nie-wÅ‚aÅ›ciwie. Czy mam rozumieć przerwaÅ‚a że żaÅ‚ujesz? Czy to chciaÅ‚eÅ› powie-dzieć? Tak.Nie! Nie, nie to.Ale należaÅ‚o.NależaÅ‚o zapanować.Powi-nienem być rozsÄ…dniejszy. WiÄ™c jednak żaÅ‚ujesz przerwaÅ‚a mu znowu. Robisz sobie wyrzuty,masz poczucie winy.Mniemasz ze skruchÄ…, że staÅ‚a siÄ™ szkoda.Krótko mówiÄ…c:wiele byÅ› daÅ‚, by to, co siÄ™ staÅ‚o, mogÅ‚o siÄ™ odstać.Bym ja mogÅ‚a siÄ™ odstać. PosÅ‚uchaj. A ja. nie chciaÅ‚a sÅ‚uchać. Ja, pomyÅ›leć tylko.Ja gotowa byÅ‚amiść za tobÄ….Zaraz, jak stojÄ™.Tam, dokÄ…d ty idziesz.Na koniec Å›wiata.Byle z tobÄ…. Pan Biberstein. wybÄ…kaÅ‚, spuszczajÄ…c wzrok. Twój ojciec.354 Jasne przerwaÅ‚a i tym razem. Mój ojciec.WyÅ›le poÅ›cig.A dwa po-Å›cigi to jednak dla ciebie za dużo. Nikoletto.Nie zrozumiaÅ‚aÅ› mnie. Mylisz siÄ™.ZrozumiaÅ‚am. Nikoletto. Nic już nie mów.ZaÅ›nij.Zpij.Dotknęła dÅ‚oniÄ… jego warg, ruchem tak szybkim, że umykaÅ‚ wzrokowi.Wzdry-gnÄ…Å‚ siÄ™.I nie wiedzÄ…c kiedy znalazÅ‚ po chÅ‚odnej stronie wzgórza.UsnÄ…Å‚, zdawaÅ‚o mu siÄ™, tylko na maÅ‚Ä… chwilkÄ™.A jednak, gdy siÄ™ obudziÅ‚, niebyÅ‚o jej przy nim.* * * OczywiÅ›cie powiedziaÅ‚ alp. OczywiÅ›cie, że jÄ… pamiÄ™tam.Ale przykromi.Nie widziaÅ‚em jej.TowarzyszÄ…ca mu hamadriada wspięła siÄ™ na palce, coÅ› szepnęła mu do ucha,po czym skryÅ‚a siÄ™ za jego plecy. Jest trochÄ™ nieÅ›miaÅ‚a wyjaÅ›niÅ‚, gÅ‚adzÄ…c jÄ… po sztywnych wÅ‚osach. Alemoże pomóc.Pozwól z nami.Poszli w dół po zboczu.Alp nuciÅ‚ pod nosem.Hamadriada pachniaÅ‚a żywicÄ…i mokrÄ… topolowÄ… korÄ….Noc Mabon miaÅ‚a siÄ™ ku koÅ„cowi.WstawaÅ‚ Å›wit, ciężkii mÄ™tny od mgÅ‚y.W grupce dyskutujÄ…cych nielicznych już pozostaÅ‚ych na Grochowej uczest-ników sabatu odnalezli istotÄ™ pÅ‚ci żeÅ„skiej, tÄ™ o oczach Å›wiecÄ…cych jak fosfor,a skórze zielonej i pachnÄ…cej pigwÄ…. Owszem kiwnęła gÅ‚owÄ… wypytana Pigwa. WidziaÅ‚am tÄ™ dziewczynÄ™.W grupie kobiet schodziÅ‚a w kierunku Frankensteinu.JakiÅ› czas temu. Zaczekaj alp chwyciÅ‚ Reynevana za ramiÄ™. Bez poÅ›piechu! I nie tÄ™dy.Z tej strony górÄ™ otacza Las Budzowski, zabÅ‚Ä…dzisz w nim jak dwa a dwa cztery.Poprowadzimy ciÄ™.Nam zresztÄ… też trzeba w tamte strony.Mamy tam interes. IdÄ™ z wami powiedziaÅ‚a Pigwa. Pokażę, którÄ™dy dziewczyna poszÅ‚a. DziÄ™kujÄ™ rzekÅ‚ Reynevan. Jestem wam bardzo wdziÄ™czny.Nie znamysiÄ™ przecież.A pomagacie mi. ZwykliÅ›my sobie pomagać Pigwa odwróciÅ‚a siÄ™, przeszyÅ‚a go fosforo-wym spojrzeniem. ByliÅ›cie Å‚adnÄ… parÄ….A tak maÅ‚o już nas zostaÅ‚o.JeÅ›li niebÄ™dziemy sobie wzajem pomagać, wyginiemy ze szczÄ™tem. DziÄ™kujÄ™. A ja wycedziÅ‚a Pigwa wcale nie ciebie miaÅ‚am na myÅ›li.355Weszli w jar, koryto wyschniÄ™tego strumienia, obroÅ›niÄ™te wierzbami.Z mgÅ‚yprzed nimi rozlegÅ‚o siÄ™ ciche przekleÅ„stwo.A za moment dostrzegli kobietÄ™, sie-dzÄ…cÄ… na omszaÅ‚ym gÅ‚azie i wytrzÄ…sajÄ…cÄ… kamyki z ciżem.Reynevan poznaÅ‚ jÄ…od razu.ByÅ‚a to pulchna i wciąż jeszcze noszÄ…ca Å›lady mÄ…ki mÅ‚ynarka, kolejnauczestniczka debaty przy beczuÅ‚ce jabÅ‚ecznika. Dziewka? spytana, zastanowiÅ‚a siÄ™. Ta jasnowÅ‚osa? Aaa, ta szlach-cianka, co byÅ‚a z tobÄ…, Toledo? WidziaÅ‚am jÄ…, a jakże.TÄ™dy szÅ‚a.Ku Frankenste-inowi.W kupie, kilka ich byÅ‚o.JakiÅ› czas temu. TÄ™dy szÅ‚y? TÄ™dy.Zaraz, zaraz, poczekajcie.IdÄ™ z wami. Bo masz tam interes? Nie.Bo tam mieszkam.MÅ‚ynarka nie byÅ‚a, delikatnie mówiÄ…c, w najlepszej formie.SzÅ‚a opieszale,czkajÄ…c, mruczÄ…c i powłóczÄ…c nogami.DenerwujÄ…co czÄ™sto przystawaÅ‚a, by po-prawiać garderobÄ™.Niewiadomym sposobem wciąż nabieraÅ‚a do ciżem żwiru,musiaÅ‚a siadać i wytrzÄ…sać go a robiÅ‚a to denerwujÄ…co wolno.Za trzecim ra-zem Reynevan gotów już byÅ‚ wziąć babÄ™ na barana i nieść, byle tylko zwiÄ™kszyćtempo [ Pobierz caÅ‚ość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl odbijak.htw.pl
.Ramiona Nikoletty drżaÅ‚y lekko, czuÅ‚ też dygotanie oplatajÄ…cych go ud.WidziaÅ‚, jak drżą jej zamkniÄ™te powieki i przygryziona dolna warga.Gdy wreszcie pozwoliÅ‚a mu na to, uniósÅ‚ siÄ™.I podziwiaÅ‚.Owal twarzy jaku Campina, szyjÄ™ jak u Parlerowskich madonn.A poniżej skromnÄ…, zawsty-dzonÄ… nuditas virtualis maÅ‚e okrÄ…glutkie piersi ze stwardniaÅ‚ymi od żądzysutkami.CienkÄ… taliÄ™, wÄ…skie biodra.PÅ‚aski brzuch.Wstydliwie przykurczoneuda, peÅ‚ne, piÄ™kne, godne najwyszukaÅ„szych komplementów.Od komplementówzresztÄ… i piÄ™knosÅ‚owia odurzonemu Reynevanowi aż gotowaÅ‚o siÄ™ w gÅ‚owie.ByÅ‚wszak erudytÄ…, truwerem, kochankiem we wÅ‚asnym pojÄ™ciu na miarÄ™ Tri-stana, Lancelota, Paola da Rimini, Gwilelma de Cabestaing co najmniej.MógÅ‚ i chciaÅ‚ jej powiedzieć, że jest lilio candidior, bielsza nizli lilia, i omnibusformosior, piÄ™kniejsza od wszystkich.MógÅ‚ i chciaÅ‚ jej powiedzieć, że jestpulchra inter mulieres.MógÅ‚ i chciaÅ‚ jej powiedzieć, że jest forma pulcher-rima Dido, deas supereminet omnis, la regina savoroza, Izeult la blonda, Beatrice,Blanziflor, Helena, Venus generosa, herzeliebez vrowelîn, lieta come bella, la re-gina del cielo.Wszystko to mógÅ‚ i chciaÅ‚ jej powiedzieć.I nie byÅ‚ w stanieprzecisnąć sÅ‚owa przez Å›ciÅ›niÄ™tÄ… krtaÅ„.37ZauważyÅ‚a to.WiedziaÅ‚a.Jak mogÅ‚a nie zauważyć i nie wiedzieć? Przecieżtylko w oczach oszoÅ‚omionego szczęściem Reynevana byÅ‚a dzieweczkÄ…, pannÄ…,która drży, tuli siÄ™, zamyka oczy i przygryza dolnÄ… wargÄ™ w bolesnej ekstazie.Dla każdego mÄ…drego mężczyzny gdyby taki byÅ‚ w pobliżu sprawa byÅ‚abyjasna: to nie nieÅ›miaÅ‚a i niewprawna młódka to bogini, która z dumÄ… przyjmujenależny jej hoÅ‚d.A boginie wszystko wiedzÄ… i wszystko zauważajÄ….I nie oczekujÄ… hoÅ‚dów w postaci słów.PociÄ…gnęła go na siebie.WracaÅ‚ rytuaÅ‚.Odwieczny obrzÄ…dek.353Nazaza! Nazaza! Nazaza!Trillirivos!Wówczas, na polanie, sÅ‚owa dominy nie w peÅ‚ni dotarÅ‚y do niego, gÅ‚os, którybyÅ‚ jak wiatr od gór, gubiÅ‚ siÄ™ jednak w poszumie ciżby, tonÄ…Å‚ w krzykach, Å›pie-wach, muzyce, huku ognia.Teraz, w Å‚agodnym szale speÅ‚nianej miÅ‚oÅ›ci, sÅ‚owawracaÅ‚y dzwiÄ™cznie, wyraznie.Dobitnie.SÅ‚yszaÅ‚ je poprzez szum krwi w uszach.Ale czy do koÅ„ca pojmowaÅ‚?Jam jest uroda zielonej ziemi, jam jest Lilith, jam jest pierwszaz pierwszych, jam jest Asztarte, Kybele, Hekate, jam jest Rigatona,Epona, Rhiannon, Nocna Klacz, kochanka wichru.Czcijcie mnie w gÅ‚Ä™bi serc waszych, skÅ‚adajcie ofiarÄ™ z aktu miÅ‚oÅ›cii rozkoszy, bo miÅ‚a mi taka ofiara.Albowiem jam jest dziewica nietkniÄ™ta i jam jest pÅ‚onÄ…ca od żądzymiÅ‚oÅ›nica bogów i demonów.I zaprawdÄ™ powiadam wam: jak byÅ‚amz wami od poczÄ…tku, tak znajdziecie mnie u kresu.Znalezli JÄ… u kresu.Oboje.Ognie biÅ‚y w niebo dzikimi eksplozjami iskier.* * * Przepraszam ciÄ™ powiedziaÅ‚, patrzÄ…c na jej plecy. Za to, co siÄ™ staÅ‚o.Nie powinienem.Wybacz mi. SÅ‚ucham? odwróciÅ‚a twarz. Co mam ci wybaczyć? To, co siÄ™ staÅ‚o.ByÅ‚em nierozsÄ…dny.ZapomniaÅ‚em siÄ™.ZachowaÅ‚em nie-wÅ‚aÅ›ciwie. Czy mam rozumieć przerwaÅ‚a że żaÅ‚ujesz? Czy to chciaÅ‚eÅ› powie-dzieć? Tak.Nie! Nie, nie to.Ale należaÅ‚o.NależaÅ‚o zapanować.Powi-nienem być rozsÄ…dniejszy. WiÄ™c jednak żaÅ‚ujesz przerwaÅ‚a mu znowu. Robisz sobie wyrzuty,masz poczucie winy.Mniemasz ze skruchÄ…, że staÅ‚a siÄ™ szkoda.Krótko mówiÄ…c:wiele byÅ› daÅ‚, by to, co siÄ™ staÅ‚o, mogÅ‚o siÄ™ odstać.Bym ja mogÅ‚a siÄ™ odstać. PosÅ‚uchaj. A ja. nie chciaÅ‚a sÅ‚uchać. Ja, pomyÅ›leć tylko.Ja gotowa byÅ‚amiść za tobÄ….Zaraz, jak stojÄ™.Tam, dokÄ…d ty idziesz.Na koniec Å›wiata.Byle z tobÄ…. Pan Biberstein. wybÄ…kaÅ‚, spuszczajÄ…c wzrok. Twój ojciec.354 Jasne przerwaÅ‚a i tym razem. Mój ojciec.WyÅ›le poÅ›cig.A dwa po-Å›cigi to jednak dla ciebie za dużo. Nikoletto.Nie zrozumiaÅ‚aÅ› mnie. Mylisz siÄ™.ZrozumiaÅ‚am. Nikoletto. Nic już nie mów.ZaÅ›nij.Zpij.Dotknęła dÅ‚oniÄ… jego warg, ruchem tak szybkim, że umykaÅ‚ wzrokowi.Wzdry-gnÄ…Å‚ siÄ™.I nie wiedzÄ…c kiedy znalazÅ‚ po chÅ‚odnej stronie wzgórza.UsnÄ…Å‚, zdawaÅ‚o mu siÄ™, tylko na maÅ‚Ä… chwilkÄ™.A jednak, gdy siÄ™ obudziÅ‚, niebyÅ‚o jej przy nim.* * * OczywiÅ›cie powiedziaÅ‚ alp. OczywiÅ›cie, że jÄ… pamiÄ™tam.Ale przykromi.Nie widziaÅ‚em jej.TowarzyszÄ…ca mu hamadriada wspięła siÄ™ na palce, coÅ› szepnęła mu do ucha,po czym skryÅ‚a siÄ™ za jego plecy. Jest trochÄ™ nieÅ›miaÅ‚a wyjaÅ›niÅ‚, gÅ‚adzÄ…c jÄ… po sztywnych wÅ‚osach. Alemoże pomóc.Pozwól z nami.Poszli w dół po zboczu.Alp nuciÅ‚ pod nosem.Hamadriada pachniaÅ‚a żywicÄ…i mokrÄ… topolowÄ… korÄ….Noc Mabon miaÅ‚a siÄ™ ku koÅ„cowi.WstawaÅ‚ Å›wit, ciężkii mÄ™tny od mgÅ‚y.W grupce dyskutujÄ…cych nielicznych już pozostaÅ‚ych na Grochowej uczest-ników sabatu odnalezli istotÄ™ pÅ‚ci żeÅ„skiej, tÄ™ o oczach Å›wiecÄ…cych jak fosfor,a skórze zielonej i pachnÄ…cej pigwÄ…. Owszem kiwnęła gÅ‚owÄ… wypytana Pigwa. WidziaÅ‚am tÄ™ dziewczynÄ™.W grupie kobiet schodziÅ‚a w kierunku Frankensteinu.JakiÅ› czas temu. Zaczekaj alp chwyciÅ‚ Reynevana za ramiÄ™. Bez poÅ›piechu! I nie tÄ™dy.Z tej strony górÄ™ otacza Las Budzowski, zabÅ‚Ä…dzisz w nim jak dwa a dwa cztery.Poprowadzimy ciÄ™.Nam zresztÄ… też trzeba w tamte strony.Mamy tam interes. IdÄ™ z wami powiedziaÅ‚a Pigwa. Pokażę, którÄ™dy dziewczyna poszÅ‚a. DziÄ™kujÄ™ rzekÅ‚ Reynevan. Jestem wam bardzo wdziÄ™czny.Nie znamysiÄ™ przecież.A pomagacie mi. ZwykliÅ›my sobie pomagać Pigwa odwróciÅ‚a siÄ™, przeszyÅ‚a go fosforo-wym spojrzeniem. ByliÅ›cie Å‚adnÄ… parÄ….A tak maÅ‚o już nas zostaÅ‚o.JeÅ›li niebÄ™dziemy sobie wzajem pomagać, wyginiemy ze szczÄ™tem. DziÄ™kujÄ™. A ja wycedziÅ‚a Pigwa wcale nie ciebie miaÅ‚am na myÅ›li.355Weszli w jar, koryto wyschniÄ™tego strumienia, obroÅ›niÄ™te wierzbami.Z mgÅ‚yprzed nimi rozlegÅ‚o siÄ™ ciche przekleÅ„stwo.A za moment dostrzegli kobietÄ™, sie-dzÄ…cÄ… na omszaÅ‚ym gÅ‚azie i wytrzÄ…sajÄ…cÄ… kamyki z ciżem.Reynevan poznaÅ‚ jÄ…od razu.ByÅ‚a to pulchna i wciąż jeszcze noszÄ…ca Å›lady mÄ…ki mÅ‚ynarka, kolejnauczestniczka debaty przy beczuÅ‚ce jabÅ‚ecznika. Dziewka? spytana, zastanowiÅ‚a siÄ™. Ta jasnowÅ‚osa? Aaa, ta szlach-cianka, co byÅ‚a z tobÄ…, Toledo? WidziaÅ‚am jÄ…, a jakże.TÄ™dy szÅ‚a.Ku Frankenste-inowi.W kupie, kilka ich byÅ‚o.JakiÅ› czas temu. TÄ™dy szÅ‚y? TÄ™dy.Zaraz, zaraz, poczekajcie.IdÄ™ z wami. Bo masz tam interes? Nie.Bo tam mieszkam.MÅ‚ynarka nie byÅ‚a, delikatnie mówiÄ…c, w najlepszej formie.SzÅ‚a opieszale,czkajÄ…c, mruczÄ…c i powłóczÄ…c nogami.DenerwujÄ…co czÄ™sto przystawaÅ‚a, by po-prawiać garderobÄ™.Niewiadomym sposobem wciąż nabieraÅ‚a do ciżem żwiru,musiaÅ‚a siadać i wytrzÄ…sać go a robiÅ‚a to denerwujÄ…co wolno.Za trzecim ra-zem Reynevan gotów już byÅ‚ wziąć babÄ™ na barana i nieść, byle tylko zwiÄ™kszyćtempo [ Pobierz caÅ‚ość w formacie PDF ]