[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Królewicz od razu Kopciuszka zauważył, ale go nie poznał w tej pięknej, strojnej pani.Po skończonym nabożeństwie wysłał marszałka dworu, żeby się dowiedzieć, kto to taki i skąd przyjeżdża.Kopciuszek właśnie wsiadał do karety, kiedy podszedł mar­szałek z zapytaniem.Odpowiedział mu ze śmiechem:— Nazwiska nie mam żadnego, a przyjechałam z tego kraju, w którym dziewczętom oblewają twarz wodą.Kareta odwiozła ją do dębu, a tam strojna pani przebrała się z powrotem w kożuszek i wróciła do kuchni zmywać naczynia.Wieczorem słyszała, jak jej siostry rozmawiały z zazdrością na korytarzu o pięknej nieznajomej.Uśmiechnęła się i pomyślała: “co by to było, gdyby wiedziały, że to ja!"Po kilku dniach zdarzyło się, że królewicz napisał pilny list i potrzebował piasku, żeby posypać nim ten list i wysuszyć atra­ment, bo nie znano jeszcze wtedy bibuły.Kopciuszek usłyszał pierwszy wołanie królewicza i przyniósł zaraz spodeczek pełen złotego, suchutkiego piasku.Ale królewicz cisnął w niego tym spodeczkiem, aż mu oczy zasypał piasek i zawołał:— Znowu tu jesteś? Marsz do kuchni!Przykro zrobiło się Kopciuszkowi.Przemył oczy w strumyku i wrócił do garnków.W następną niedzielę królowa kazała Kopciuszkowi przebrać aż dwa garnce maku.I znów pomogły mu gołębie, a od dębu dostał jeszcze pięk­niejszą szatę, całą złocistą i pantofelki też złote.Gdy po skończonym nabożeństwie marszałek dworu zapytał, skąd przybywa, odpowiedział:— Z tego kraju, w którym dziewczętom piasek sypią w oczy.Minęło znowu kilka dni.Pewnego wieczoru po skończonej robocie Kopciuszek usłyszał, że słowik śpiewa w sadzie.Przy­pomniał sobie rodzinną chatkę, bo tam o tej porze tak śpiewały słowiki w zaroślach.Niewiele myśląc, wybiegł do sadu i szedł ścieżką w stronę, skąd dolatywał śpiew.Nie wiedział, że królewicza także słowik wywabił z pałacu i spotkali się na tej samej ścieżce.Królewicz trzasnął Kopciuszka biczykiem po kożuszku i zakrzyknął gniewnie:— Ustąp mi z drogi, barani kożuchu!Kopciuszek wrócił do swojej izdebki i długo nie mógł zasnąć, tylko płakał w ciemnościach.Przyszła znów niedziela.Królowa nie wiedziała, w jaki spo­sób Kopciuszek tak szybko przebiera mak, i chciała się przekonać, co też on potrafi, więc dała tym razem aż trzy garnce do prze­bierania.Ale gołąbki i z tym dały sobie szybko radę, a Kopciuszek obiegł znów do lasu.Nie mógł zapomnieć, jak to królewicz uderzył go biczykiem chciał tej niedzieli ukazać mu się jeszcze bardziej wspaniale, tuknął więc trzy razy w korę dębu i poprosił:— Złoty dębie, otwórz się, Złoty dębie, poratuj mnie! Daj mi powóz najpiękniejszy, Daj mi orszak najstrojniejszy, Daj mi szaty najbogatsze, Niech królewicz na mnie patrzy.Dąb się otworzył, wyjechała z niego złota kareta zaprzężona w śnieżnobiałe konie, a w kufrze Kopciuszek znalazł suknię i trzewiczki naszywane klejnotami tak gęsto, że aż iskrzyły się tęczo­wymi ogniami.Tym razem królewicz postanowił dowiedzieć się koniecznie, kim jest piękna nieznajoma.Zanim wyszła z kościoła, kazał wylać beczkę smoły przed pro­giem, żeby w niej ugrzęzła i nie mogła przejść.Ale ona nie dała się schwytać.Przebiegła prędko przez smolną kałużę, utkwił w niej tylko jeden jej pantofelek.Wskoczyła do karety, wychyliła się przez okno i zawołała do królewskich dworzan, którzy za nią gonili:— Powiedzcie waszemu panu, że przyjechałam z tego kraju, w którym niedobry królewicz smaga dziewczęta biczykiem!Śnieżnobiałe rumaki uniosły złocistą karetę.Kiedy przyjechała do złotego dębu, zaprząg znikł, ale Kop­ciuszkowi zostały wspaniałe szaty i jeden pantofelek.Zakryła baranim kożuszkiem suknię naszytą klejnotami, pan­tofelek schowała w zanadrze i wróciła do pałacowej kuchni.Tymczasem z królewskiego rozkazu szukano wszędzie pięknej nieznajomej.Nie znaleziono jej w mieście ani w okolicy, więc królewicz kazał przeszukać pałac.Piekło go wspomnienie słów pięknej pani, które mu po­wtórzono.Któż to podpatruje, co on robi, i potem szydzi sobie z niego?Zawołano wszystkie dworki i pokojowe, kazano im przymierzyć usmolony pantofelek.Siostry Kopciuszka robiły, co mogły, żeby go włożyć, ale żadna nie mogła wcisnąć na swoją stopę, taki był mały i zgrabniutki.Już się wydawało, że właścicielka trzewiczka nie znajdzie się nigdzie, kiedy królowa przypomniała sobie o Kopciuszku i roz­kazała:— Przyprowadźcie mi tu młodą pomywaczkę z kuchni.To z pewnością nie jej pantofelek, ale skoro wszystkie dziewczęta go przymierzają, niech przymierzy i ona.Sprowadzono Kopciuszka.On zgrabną stopkę wsunął w trzewiczek — i drugi wydobył z zanadrza.Zdjął kożuszek, zaiskrzyły się klejnoty, a on rzekł:— Chciałam ci, panie, dogodzić, a ty wodą chlusnąłeś" mi w twarz.Potem sypnąłeś mi piaskiem w oczy.Potem trzepnąłeś mnie biczykiem po baranim kożuszku, który jest mi pamiątką po matusi nieboszczce.Gdyby nie to, że ci się ukazałam w pięk­nych szatach, gardziłbyś dalej pomywaczką.Odejdę stąd i nigdy więcej nie wrócę.Królewicz upadł jej do nóg zawstydzony i zaczął ją przepraszać.Gdy wreszcie uzyskał przebaczenie Kopciuszka, ucałował ręce swojej matki i zawołał:— Tylko ją chcę mieć za żonę! Nie odmawiaj, matko, swego, błogosławieństwa.Wtem rozległ się w sieniach krzyk.To starsze siostry Kop­ciuszka podsłuchiwały za drzwiami [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • odbijak.htw.pl