[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Muszę znaleźć sposób, by wyciągnąć go poza teren zamku.- Dwa dni ci wystarczą? Zastanowiłem się.- Może - powiedziałem w końcu.- Prawdopodobnie nie.Kiwnął głową i zamilkł.Wytarłem talerz kawałkiem podsuszonego z lekka chleba - to nie ja wybierałem lokal, a o opinię o kuchni nikt mnie nie prosił - i zapytałem:- Jaki masz pomysł na uniknięcie wojny?Potrząsnął przecząco głową.Zrobił to powoli, by uzmysłowić mi, że na ten temat nie udzieli mi żadnych informacji.Przywołał kelnera, uregulował rachunek i gdy ten odchodził, powiedział:- Przykro mi, ale w tej sprawie będziemy musieli obejść się bez twojej współpracy.Szkoda, mógłbyś okazać się nader pomocny.Po czym wstał i ruszył ku drzwiom.Kelner skierował się z powrotem ku naszemu stolikowi, niosąc resztę.Machnąłem na niego, by ją zatrzymał.Byłem pogrążony w myślach.Analizowałem sytuację.Coś było ze mną nie tak, gdyż dopiero w tym momencie zrozumiałem, że Demon musiał liczyć się z takim właśnie wynikiem rozmowy, ale chciał mi dać szansę uratowania się.Poczułem pierwszą falę paniki, ale stłumiłem ją.Stało się jasne, że wlazłem w pułapkę i jedyne co mogłem zrobić, to nie wychodzić z lokalu do czasu przybycia pomocy.Skoncentrowałem się, by nawiązać kontakt z Kragarem, kiedy zauważyłem, że kelner musiał źle zrozumieć mój gest, bo nadal się zbliżał.Uniosłem rękę i w tym momencie Loiosh wrzasnął ostrzegawczo.Równocześnie dostrzegłem ruch.Odepchnąłem stół od siebie i sięgnąłem po nóż.Loiosh opuścił moje ramię i zaatakował, ale miałem świadomość, że obaj się spóźnimy.Zgranie było doskonałe, a mieliśmy przeciwko sobie zawodowców.Wściekłem się i uparłem, że zabiorę ze sobą przynajmniej jednego z napastników.Podniosłem się z nożem w dłoni, gdy ktoś lekko zacharczał - okazało się, że to kelner, który zamiast na mnie skoczyć, zwalił się najpierw na mnie, potem na podłogę.Miał w garści kuchenny tasak, ale z szyi sterczała mu rękojeść noża.Równocześnie trzasnęły drzwi i rozległ się pełen zawodu wrzask Loiosha.A zaraz potem zaczęli wrzeszczeć goście.Chowając nóż, rozejrzałem się uważnie.Kragar wstał od stolika znajdującego się nieco w bok od mojego i podszedł.Po Demonie i jego ochroniarzach nie było śladu.Widząc, co się święci, nawet ten, który miał mnie zaatakować od tyłu, prysnął, nim Loiosh go dopadł.Było to rozsądne posunięcie, jeśli nie był uodporniony na truciznę jherega.Loiosh wrócił na moje ramię i rozglądał się czujnie, ale było oczywiste, że na sali nie pozostał nikt poza przypadkową klientelą.Demon spróbował, nie powiodło mu się - i wiedział, że następna próba zaraz po pierwszej skończyłaby się masakrą.Zresztą ta pierwsza prawie się udała - zabiłbym kelnera, ale on zdążyłby mnie zdzielić tasakiem.W głowę.Opadłem na siedzisko, czując dreszcze.- Dzięki, Kragar.Byłeś tu cały czas?- Owszem.Patrzyłeś na mnie ze dwa razy, Demon zresztą też.Kelnerzy też mnie, cholera, nie zauważyli.- Kiedy następnym razem będziesz miał ochotę zignorować moje polecenia, zrób to.Masz moje błogosławieństwo.Uśmiechnął się po swojemu.- Vlad, nigdy nie ufaj komuś, kto sam siebie nazwał Demonem.- Zapamiętam.Wiedziałem, że za kilka minut pojawi się gwardia imperialna, a miałem parę spraw do załatwienia, więc wstałem, choć nadal trzęsło mną z nadmiaru nie wykorzystanej adrenaliny, i ruszyłem ku drzwiom prowadzącym do kuchni.Przeszedłem przez nie i wkroczyłem na zaplecze, a konkretnie do kantorka, w którym przesiadywał właściciel.Był to Dragaerianin imieniem Nethrond.Jak zwykle siedział za biurkiem.Był moim wspólnikiem; przejąłem połowę własności lokalu w zamian za umorzenie długu robiącego wrażenie nawet na postronnych, długu, którego w inny sposób nie zdołałby mi do śmierci spłacić.Pewnie nie miał powodów, by mnie kochać, ale mimo wszystko.Stanąłem w drzwiach - spojrzał na mnie, jakby zobaczył śmierć we własnej osobie.Co było całkowicie zgodne z prawdą, przynajmniej w jego przypadku.Kragar został w drzwiach na wypadek, gdyby ktoś zjawił się z jakąś nie cierpiącą zwłoki sprawą jak na przykład rachunek z pralni.Zauważyłem, że Nethrond się trzęsie.Sprawiło mi to satysfakcję - ja się już nie trząsłem.- Ile ci zapłacił, truposzu? - spytałem Przełknął z trudem ślinę.- Zapłacił? Kto.- Wiesz kto i wiesz za co - poinformowałem go uprzejmie.- Zawsze byłeś graczem do dupy.Dlatego byłeś mi winny pieniądze i straciłeś połowę knajpy.Teraz stracisz życie.Ile ci zapłacił?- Aaaale nikt.Sięgnąłem przez biurko i złapałem go lewą ręką za gardło.- Tylko ty i ja mamy prawo najmować nowych pracowników.Dziś był tu nowy kelner; ponieważ ja go nie nająłem, więc tylko ty mogłeś to zrobić.Tak się złożyło, że błazen próbował rozrąbać mi łeb toporkiem do mięsa, czyli był zabójcą [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • odbijak.htw.pl