[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.To dziwne.Czy jest pan kochankiem mojej córki?- To nie ma nic do rzeczy.- Przepraszam, ale ma.Od pańskiego stosunku do mojej córki i do rodziny Spelów jako takiej zależy bardzo wiele.Na przykład los moich klejnotów.Nie wierzę, aby pan był na tyle bogaty, aby mógł zrezygnować z naszego majątku.Jeśli jednak zamierza pan wejść do naszej rodziny.Urwał w pół zdania, czekając na reakcję rozmówcy.Potem po patrzył na Gerę.Gera odwróciła głowę.- Przyszedłem z Góry - powiedział Kroni.- Wystarczy przyjrzeć mi się uważniej, aby się o tym przekonać.- Nie widzę podstaw.Tu Spel ugryzł się w język.Jego oczy, leżące wygodnie na sinych poduszkach policzków szybko obiegły postać Kroniego.Ta wędrówka sprawiła, że w klarowne dotąd myśli pana Dyrektora wkradł się zamęt.- Przyszedłem z Góry - powtórzył Kroni - bo świat nie kończy się na tych jaskiniach i tunelach.- Ale na Górze nie można żyć! - wykrzyknął Spel, zupełnie nie przekonany słowami Kroniego.- Nie wiem, komu i na co są potrzebne pańskie nowiny, ale wiem, że są to nowiny szkodliwe.Człowiek na Górze musi umrzeć.Wiem to, bo czytałem tajne dokumenty.- Kiedy ostatnim razem ktoś wychodził na powierzchnię?- A czy to jest ważne?- Tak.Od tego czasu minęło wiele lat i na Górze można już żyć.O wiele lepiej niż tu.No cóż, trzeci słuchacz, pomyślał Kroni.Po raz trzeci powtarzan­ie same słowa.A ilu ludzi będę jeszcze musiał przekonywać?- Jeśli nawet tak jest, to wyjście na powierzchnię oznacza ko­niec Obyczaju i śmierć naszego narodu.Jeśli nie od chorób, to od życia w nieznanych i strasznych warunkach.- Skąd ta pewność? Przecież pan tam nie był, ja natomiast byłem.- Człowiek żyjący na Górze nie potrafi tego zrozumieć.A więc Spel jednak pogodził się z myślą, iż życie poza miastem jest możliwe.Rozmawia się z nim łatwo, ale jakie wnioski wy­ciągnie?- Przedtem mieszkałem tutaj.Jak pan sądzi, w jaki sposób poznałem pańską córkę?- Nie zastanawiałem się na tym, ale moja córka zawsze miała skłonność do zawierania znajomości poza własną sferą.To pewno dziedziczne.Jej matką wziąłem sobie z dołu.Była córką inżyniera.Spel dobrodusznie rozłożył ręce: sam pan widzi, robiłem co mog­łem.Zerknął przy tym na Gerę.I dodał:- To, naturalnie, pana nie dotyczy.- Dotyczy, i to jeszcze jak! - zaoponował Kroni.- Przedtem byłem rurarzem.- Po co mu to mówisz? - wtrąciła się Gera.- On tego nie zrozumie.- No cóż - powiedział Spel, całkowicie ignorując słowa cór­ki.- Miałem co do niej rację.Muszę jednak panu z całkowitą szczerością powiedzieć, że i wśród rurarzy zdarzają się ludzie przy­zwoici.Rurarz to też człowiek.Spotkałem kiedyś pewnego rurarza.Głos Spela szemrał jak strumyk wody płynący po gładkiej podło­dze.Słowa swobodnie wyskakiwały z ust, bo nie kryła się za nimi żadna myśl.Mózg był zajęty czymś innym.Spel zastanawiał się gorączkowo, jakie korzyści może wyciągnąć z tego, czego się do­wiedział.-.Proszę mi jeszcze powiedzieć, jak wydostał się pan na po­wierzchnię i co tam się dzieje?- Teraz muszę już iść - powiedział Kroni.- Mogę pana jedy­nie zapewnić, że na Górze naprawdę można żyć.Wiem, że nasza przyszłość leży na powierzchni.Mam też nadzieję, że jest pan dość rozsądny, aby stanąć po mojej stronie.- Naturalnie - zgodził się skwapliwie pan Spel.- Jeśli życie na Górze istotnie jest takie, jak pan utrzymuje, a sam pan jest rzeczywiście tym, za kogo się podaje, to w przyszłości będzie moż­na zastanowić się nad stopniowym przenoszeniem ludności w inne warunki.Natomiast pański żart, że niby był pan dawniej rura­rzem, szczerze mnie ubawił.I jeśli tam u was są tacy rurarze, to nie potrafię sobie wyobrazić, jacy są Dyrektorzy.- Tam nie ma dyrektorów.- Kto wobec tego utrzymuje porządek?- Nie potrafię odpowiedzieć na to pytanie w dwóch słowach.- Naturalnie.Doskonałe to rozumiem.A czy przypadkiem nie spotkał się pan kiedyś z panem Mekilem?- Owszem.- Tak mi się właśnie wydawało - powiedział Spel z satysfakcją w głosie.- Panie Spel, proszę mnie uważnie posłuchać.Przypomina pan swojego syna, który też, jeśli mu się coś nie mieści w głowie, od razu szuka innego wytłumaczenia, I obaj znajdujecie tylko jed­no i że nasłał mnie tu Glizda.- Ależ skąd! Ani przez chwilę pana nie podejrzewałem.A wie pan może, co ludzie mówią o naszym wspólnym przyjacielu?- Że Glizda jest gorszy od szczura? Pan i teraz jeszcze tak myśli.Sami oddaliście władzę Gliździe, żeby obronił was przed buntownikami, a teraz się boicie.- Jestem przezorny i wiele już razy mi to pomogło - powie­dział Spel.- Ma pan nadzieję przechytrzyć naszego przyjaciela?- Jak tylko Rada Dyrektorów przekona się, że spisek jest ba­jeczką wymyśloną przez Mekila, jego władza osłabnie.Jeśli on pana tu przysłał, to proszę mu to powiedzieć.- Muszę pana zmartwić.Spisek istnieje.- Buntownicy nie mają broni.- Mają broń.- Jest pan pewien?- Absolutnie.Panie Spel, teraz się rozstaniemy.Wyraziłem się chyba dość jasno: przyszedłem tutaj, żeby pokazać ludziom drogę na Górę.- Nikt panu nie uwierzy.- Pańska córka już uwierzyła.Pan sam też już wierzy.A na dole mam przyjaciół, którzy uwierzą mi jeszcze szybciej niż pan.Dlatego, że pan nie chce w to wierzyć, a oni wierzyli już dawniej.Wiedzieli mniej niż pan, ale wierzyli.Jednym z nich byłem ja, rurarz.- Muszę jednak nad tym wszystkim się zastanowić - powie­dział Spel.- Nie mogę niczego przedsięwziąć, dopóki się dobrze nie zastanowię.- Nie wymagam od pana żadnego działania.- Dzięki Redowi! Jak mnie pan odnajdzie?- Chyba przez Gerę.- Wobec tego zaproponuję inny wariant.Jak się pan nazywa?- Kroni.- Proszę więc zapamiętać mój prywatny numer: 888.Jeśli po­wie go pan do słuchawki, połączą pana ze mną.Jednak Glizda może podsłuchać naszą rozmowę.Spel wstał i z pewną obawą zerknął na pistolet leżący na ko­lanach Kroniego.- Nie zwróci mi pan?.- zapytał bez większego przekonania.- Nie - odparł Kroni.- Wcale na to nie liczyłem.No cóż, do widzenia, rurarzu.- Spel mrugnął porozumiewawczo na znak, że bawi go mistyfikacja Kroniego.- Do widzenia.Spel poszedł do sypialni córki i tam jego kroki ucichły.Kroni wstał, ale Gera uniosła palec do ust: słuchaj!Słychać było zduszone sapanie i jakieś szmery.Po chwili rozle­gło się szczęknięcie i westchnienie ulgi.Potem kroki, ciche i po­wolne, jakby utykające.- Porwał swoją szkatułkę - szepnęła Gera, przysuwając usta do ucha Kroniego.- Na mnie już czas - powiedział Kroni.ROZDZIAŁ 5POWSTANIE W MROKUKroni nie mógł korzystać z windy, którą przed paroma dniami prze­wieziono go z podziemia, bo akurat zajęła ją jedna z grup poli­cyjnych zjeżdżających na dół.Żałował też, że nie zapytał Spela, gdzie będzie w czasie obławy.Taka informacja mogła się czasem przydać.Pozostawała jedna droga: tunelami technicznymi [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • odbijak.htw.pl