[ Pobierz całość w formacie PDF ]
. Nie umiem dobrze czytać śladów  powiedział Andrew. Powiedz mi, co ty zo-baczyłaś. Przyszedł jeden brat  powiedziała dziewczyna martwym głosem. Inni już nieprzyszli.Zabili ich na stepie. Ale tu ich nie było, prawda? Tutaj przyszedł jeden brat.Przyszedł w nocy, kiedy spaliśmy.Zcigali go.Wiedziało tym.Widzisz?  Białka wskazała ręką w stronę polanki między krzewami.Andrewniczego nie zobaczył, ale uwierzył. Nie chciał prowadzić ich do jaskini.Pobiegł w in-ną stronę.A oni go dopędzili.I zabili. Dlaczego myślisz, że zabili? Krew. Rozumiem  powiedział Andrew. Powiedz mi wobec tego.Mówił spokojnie i z namysłem, starając się patrzeć na nią oczami człowieka zupełnieobcego, zapomnieć o tym jej wizerunku, jaki wytworzył się w jego świadomości w cią-gu ubiegłej doby.Niewysoka, sięgająca mu do ramienia, chuda i dość brudna koczow-niczka o złych, zmrużonych oczach, brzydka, zmęczona i wynędzniała.Tu sam siebiezbeształ w duchu.Białka jest zmęczona i wynędzniała, ponieważ od wielu godzin prak-tycznie niesie go na sobie, a to jest ponad jej siły.Fakt, że robi to nie dla jego pięknychoczu, tylko dla dobra swojego plemienia, dla dobra ojca i kobiet z hordy, których jutromoże zamordować Oktin Hasz, nie umniejsza jej odwagi i wartości poświęcenia. Powiedz mi  powtórzył Andrew  co się dzieje z ciałem, kiedy na stepie kogośzabijają? Co się dzieje z martwym człowiekiem? Jak to? Zabiją i rzucą.Niech leży. Powiedz mi w takim razie, gdzie jest twój brat? Gdzie leży? Białka rozejrzała siędokoła, jakby spodziewała się zobaczyć leżące ciało.Zrobiła kilka kroków w prawo, za-trzymała się, skręciła pod kątem prostym, potem ruszyła po śladach.Andrewowi wyda-ło się nawet, że porusza nozdrzami jak pies tropiący ślady.Przeszła około pięćdziesięciumetrów i Andrew niemal stracił ją z oczu za krzewami.Stał bez ruchu.Nadal czuł sięobrażony.Jego męska duma doznała niezasłużonego uszczerbku!.Białka biegła z powrotem. Andrew powiedziała triumfalnie.Oni go ciągnęli.Przecież widzisz!  Pokazałaślady. Ciągnęli go, a on nie chciał iść.Jesteś mądry, a ja głupia.Podbiegła i chwyciła go za rękę.Andrew ostrożnie wyzwolił rękę.64  Co teraz zrobimy? Kto schwytał twojego brata? Pójdziemy i dowiemy się  odparła Białka. Gniewasz się na mnie? Idziemy  odburknął Andrew.Wolałby teraz ruszyć do świątyni wiedzm, ponieważ tam był Jean.Najpierw jednaktrzeba było oddać dług.Długi zawsze należy płacić.* * *Białka czytała ślady.Andrew szedł za nią, zerkając na boki.W lesie czuł się jak u siebie w domu  uczci-we drzewa liściaste i żadnych mastodontów czy innych pterodaktyli.Białka często sięodwracała.W jej oczach była niepewność, jakby chciała coś powiedzieć, ale nie mogłasię zdecydować.A może Andrewowi tylko tak się zdawało?Zlady wyprowadziły ich na otwartą przestrzeń.Postali kilka minut na skraju lasu,rozglądając się i nasłuchując.Równina łagodnie wznosiła się ku górze, ku dalekim, błę-kitnawym wzgórzom.Pasąca się w pobliżu antylopa, podobna do okapi, uniosła głowę,popatrzyła na nich, a potem oddaliła się niespiesznym truchtem. Nie boi się  powiedziała Białka. Znaczy, że nikogo nie ma.Andrew zgodził się z nią.Dziewczyna pokazała ręką placek wydeptanej trawy. Tutaj odpoczywali  powiedziała. Trzech wojowników.I brat.Tam siedział.A jeden wojownik jest kulawy, widzisz? Nie. Gdzie ty masz oczy!  warknęła Białka znowu poirytowanym głosem i odwróci-ła się.Potem powiedziała półgłosem do siebie: Tak nie wolno mówić z obcym!Andrew usłyszał, ale nie zareagował.To nie był jego problem. Dokąd go poprowadzili?  zapytał. Do świątyni. Dlaczego tak uważasz?  zapytał. Jak przejdzie się tę łąkę, to dalej będą skały.Widzisz? Widzę. A potem świątynia w dole, stąd nie widać. To właśnie tam jedzie Oktin Hasz? Może już tam jest. Zaprowadzili twojego brata do Oktina Hasza? Albo do wiedzm. Wiedzmy mają swoich wojowników? One nie potrzebują.Ich wszyscy się boją i tak. Dlaczego nie zabili brata?65  Myślę, że oni szukają nas i myślą, że mój brat szedł do nas.Będą go męczyć.Idziemy?Ruszyli szybkim krokiem przez porośniętą niską trawą łąkę.Wiał chłodny wiatr.Zaszarymi skałami wznosiły się dalekie, ledwie widoczne góry.Białka wyprzedziła Andrewa idąc szybkim krokiem, czasami biegnąc nawet truch-tem.Andrew też czuł się niepewnie na tej otwartej przestrzeni, która mogła znajdowaćsię pod obserwacją [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • odbijak.htw.pl