[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.– Tak bardzo mi przykro.Ułatwię ci to wszystko tak dalece, jak tylko potrafię – uspokajałem ją.Uśmiechnęła się blado.– Wiem, że się będziesz starał.Powiedziałam ci przecież już przedtem, że z własnej woli podjęłam to ryzyko.Tym razem mieliśmy pecha.Popatrz jednak i na jaśniejszą stronę tej sytuacji: nie będziesz musiał zamartwiać się moim ewentualnym samobójstwem, a poza tym te dranie zmieniły mnie w młodocianą erotomankę przeznaczoną tylko dla ciebie.– Nie prosiłem o to.– Wiem.– Odwróciła się.– Otóż i Sanda.Nasza przyjaciółka wyglądała na autentycznie przygnębioną, przepełnioną poczuciem winy – winy, o której wiedziałem, że będzie się pojawiać za każdym razem, kiedy spojrzy na Dylan i za każdym razem, kiedy spojrzy w lustro.Skrzywdziła swojego idola i to stanowiło dla niej największą karę.Dylan objęła ją i uściskała serdecznie.– Nie rób sobie wyrzutów! Nie czuj się winną! Nie musisz już mieć dzieci i nie będziesz więźniarką! I ciągle jesteśmy razem! – Zwróciła się do mnie: – Możesz znaleźć dla niej jakieś zajęcie, prawda?Skinąłem głową, odczuwając pewną ulgę.– Naturalnie.– Rozejrzałem się.– Chodźmy już stąd.Wyszliśmy na słońce i na morską bryzę, a ja przywołałem taksówkę, która zawiozła nas do portu.Kiedy wysiedliśmy, Dylan spojrzała na stojący opodal Dom Akeba.– Jest jeden nakazany mi obowiązek, który muszę wypełniać niezależnie od swej woli – powiedziała.– Muszę w najbliższym czasie udać się do Domu Akeba i tam wobec zgromadzenia wszystkich kobiet opowiedzieć, co mi się przydarzyło i potępić w ich obecności moje zbrodnie.Będzie to dla mnie najcięższe z tych wszystkich przeżyć.Weszliśmy do naszego starego, przyjaznego mieszkania.– Możesz się umówić już teraz i mieć to z głowy – powiedziałem, wskazując na telefon.Podeszła do aparatu, wyjęła swą kartę, wsunęła ją do otworu i czekała.Nic się nie wydarzyło.Westchnęła i zwróciła się do mnie.– Musisz za mnie uzyskać to połączenie.Bez kredytu nie mogę nawet wykonać prostej rozmowy telefonicznej – powiedziała zmęczonym głosem.Usiłowałem ją pocieszyć, – Dopadnę Laroo i zniszczę ten przegniły system.Pewnego dnia będziesz znów wolna i swobodna na szerokich wodach.Przysięgam.I zamierzałem uczynić absolutnie wszystko, by również i ona w to uwierzyła.Rozdział dwunastyOPERACJA FENIKSDylan zdecydowanie prześladował pech, natomiast mnie szczęście jeszcze nie całkiem opuściło.Moja biedna dziewczyna udała się do Domu Akeba na swój obowiązkowy czyściec i pozostała tam troszkę dłużej, by – mając moje błogosławieństwo – odnaleźć stare przyjaciółki, uzyskać od nich pociechę i radę, lecz głównie porozmawiać o tym i owym.Nieszczęście, jak twierdzi Sanda, uwielbia towarzystwo, a nikt nie mógł być teraz bardziej nieszczęśliwy od Dylan.Niemniej, kiedy wreszcie wróciła, przyniosła mi ciekawe informacje.Sanda spędzała cały swój urlop, z nami i w ogóle tam ostatnio nie zaglądała.– Jest tam kilka kobiet poddanych klauzurze – powiedziała.– I to takich, o których nigdy wcześniej nie słyszałam.Na dodatek, prześlicznych.– Co to takiego ta klauzura?– Oznacza ona, że nie mogą opuścić terenu Domu i że ich kary zostały unieważnione.Nie wolno im stamtąd wyjść.Zwyczajowo, jest to kara Syndykatu za jakieś wykroczenia, ale one mi nie wyglądają na takie.Zresztą nigdy byś nie odgadł, skąd się tam wzięły.Wzruszyłem ramionami.– A cóż to za tajemnica?– Są z Wyspy Laroo – powiedziała.– Były rodzajem.czego? Kurtyzan? Odalisek? Czymś takim.Wiadomości te zainteresowały mnie bardzo i to z kilku powodów.– A cóż takiego zrobiły? Pokłóciły się z tym starym draniem? Czy po prostu mu się znudziły?– Same nie wiedzą.Pewnego dnia.ciach i cała grupa została rozesłana po różnych Domach położonych wzdłuż wybrzeża i wszystkie znalazły się pod klauzurą.Przypuszczają, iż to z powodu jakiegoś większego interesu, do którego Laroo potrzebna jest cała wyspa.Z tego, co mówią, pojawiło się tam ostatnio wiele nowych twarzy i mnóstwo jakichś urządzeń.– Pokręciła ze zdumieniem głową.– Jedna z nich zobaczyła nawet nazwę na skrzyniach, zresztą skrzyniach od Tookera.Coraz lepiej.– Jaką nazwę?– Operacja Feniks.Uruchomiłem encyklopedię na monitorze pokojowym i sprawdziłem to słowo.W starożytnych kulturach Ziemi legendarny ptak, który całkowicie strawiony przez płomienie odradza się z popiołów.– Czy możesz wejść na teren Domu zawsze, kiedy zechcesz?– Jako członek Syndykatu, tak.– Chcę, żebyś się tam udała.Chcę, żebyś zbliżyła się do tych kobiet i dowiedziała się od nich wszystkiego, co tylko można, o Laroo, o jego wyspie i owej tajemniczej operacji.– Jak sobie życzysz – odpowiedziała.– Muszę cię jednak ostrzec, na wypadek gdybyś planował jakieś nowe intrygi.Jedna z tych rzeczy, które mi psycholodzy zapisali na stałe w mózgu, mogłaby pokrzyżować twoje plany.Nie potrafię kłamać.Nie potrafię okłamywać; i to nie tylko ciebie, ale nikogo.Zastanowiłem się nad jej słowami.– A czy potrafisz nie powiedzieć prawdy? Jeśli ktoś zada ci pytanie, a ty nie chcesz udzielić odpowiedzi, czy potrafisz się od udzielania tej odpowiedzi powstrzymać?Myślała przez chwilę.– Tak, na pewno.W przeciwnym razie każdy mógłby dowiedzieć się ode mnie wszystkiego o tobie, a to przecież byłoby niezgodne z prawem.– No cóż, kieruj się tedy zdrowym rozsądkiem, a jeśli ktoś zada ci pytanie, na które odpowiedź mogłaby spowodować jakieś problemy, powiedz, że nie wolno ci odpowiadać na takie pytanie.– Jak sobie życzysz – powtórzyła bezbarwnym tonem.Popatrzyłem na nią.– O co ci chodzi z tym „jak sobie życzysz”?– To reakcja uwarunkowana.Muszę być posłuszna każdemu twojemu rozkazowi czy poleceniu, o ile nie stoją one w sprzeczności z przepisami Syndykatu lub z innymi zakazami zapisanymi w mym mózgu.Nie rób takiej sfrustrowanej miny.nie zmienisz reguł gry.Nie możesz nawet nakazać mi, bym ja je ignorowała, bo to również przewidzieli, niech ich wszyscy diabli! Mam wbudowany.przymus służenia.Uczynili ze mnie osobnika całkowicie biernego.Będę narażona na męczarnie psychiczne, jeśli nie będę otrzymywać ciągle jakichś poleceń, zadań.jednym słowem, jeśli nie będę stale zdominowana przez drugą osobę.Za każdym razem, kiedy wydajesz mi polecenie, a ja je wykonuję, odczuwam.przyjemność, zadowolenie i ważność tego, co robię.Jestem robotem w ludzkiej skórze.istnieję, by ci służyć, a ty musisz mi na to pozwalać.Musisz.dla mego dobra.Przyglądałem się jej ze zdziwieniem.Czy to ta sama Dylan Kohl, która dzień wcześniej z lodowatym spokojem stała naprzeciw jednego z najbardziej przerażających potworów morskich? Czy to ta sama niezależna, odważna Dylan, która wyrwała się z kręgu macierzyństwa i ciężką pracą osiągnęła stanowisko kapitana? Ta sama, która pomogła mi oszukać komputer? Nie wyglądała na taką.Bez wątpienia coś z nią zrobili.Coś na swój sposób znacznie gorszego od lobotomii, o której sędzia przecież powiedział, iż nie należy już do cywilizowanych metod.Pod wieloma względami to coś było o wiele bardziej okrutne.Nie miałem pojęcia, jak mam sobie z tym poradzić [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • odbijak.htw.pl