[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Jak dotąd wszystko toczyło się zgodnie z planem.W następ­nym etapie agenci podgrzewający zacietrzewienie na dobre już rozsierdzonego tłumu zaczęli rzucać w kierunku policjantów i żołnierzy kolejne butelki z benzyną.Na ziemi znów pojawiły się pomarańczowe ognie, a ciemne chmury gryzącego dymu spowiły arenę zamieszek.Nikt się nie zorientował, że te fajer­werki są dziełem zaledwie dwudziestoosobowej grupy.Nikt też nie zauważył, że koktajle zapalające rzucane są tak, aby tra­fiały w plastikowe tarcze żołnierzy albo spadały daleko od nich.Obraz gwałtownego natarcia na oddziały, które próbują utrzymać porządek, był natomiast tak wyraźny, że dostarczył powodu do natychmiastowej, zmasowanej odpowiedzi.Żołnierze zaczęli wydobywać z ciężarówek strzelby i broń maszynową załadowane ostrą amunicją.W tłum wjechały transportery opancerzone, co tylko zwiększyło jego złość i hi­sterię.Jakiś młody człowiek stanął przed jednym z nich i został rozjechany, gdyż kierowca po prostu go nie zauważył.Kobieta, która przybyła razem z nim na demonstrację, pod­biegła do najbliższego żołnierza i przecięła mu policzek odłam­kiem szkła.Zranionemu przyszli w sukurs inni żołnierze i już po chwili kobieta leżała na bruku, zatłuczona na śmierć kolba­mi karabinów.Kilku mężczyzn, którzy próbowali jej pomóc, zostało dotkliwie pobitych.Ktoś wydobył spod koszuli auto­matyczny pistolet i od tego momentu wszyscy stracili rozsą­dek.Rozgorzała walka na śmierć i życie, a dla uzbrojonych żołnierzy nie miało już znaczenia, czy atakują sprzeciwiają­cych się rządowi demonstrantów, czy ukrytych w tłumie pro­wokatorów.Wojsko zaczęło nacierać ze wszystkich stron, bez zahamo­wań korzystając z broni palnej.Ludzie, którzy pragnęli uciec spod gradu kul, nie byli w stanie wydostać się z pułapki.Poci­ski nie wybierały i wkrótce na bruku leżały w kałużach krwi dziesiątki ciał.Ci, którzy wciąż żyli, krzyczeli przeraźliwie lub czołgali się w milczeniu, znacząc ziemię krwią i w każdej chwili spodziewając się śmierci.Wokół sceny masakry pojawiało się coraz więcej ekip tele­wizyjnych i wkrótce cały świat mógł na żywo oglądać relację z zamieszek.Obserwując te sceny w telewizji, Nga Canbera miał miesza­ne uczucia.Wydał mnóstwo indonezyjskich rupii na finanso­wanie demonstrantów, niewiele sobie robiąc z idei, które im przyświecały - rozgrywał jedynie swoją grę polityczną z rzą­dem.Kierowała nim głównie nienawiść do krewnych prezy­denta, którzy kontrolowali gospodarkę i nieustannie przeszka­dzali mu w interesach.Szczególną awersję odczuwał przede wszystkim do jednego z jego synów, a swojego dawnego przy­jaciela z college'u.Był on teraz właścicielem banku, który dzię­ki ciągłym zastrzykom pieniędzy z kasy państwowej prospero­wał znacznie lepiej niż jego własny.A jednak Nga z niesmakiem patrzył na rebelię.Nie było mu bynajmniej żal protestujących i ginących ludzi.Zastanawiał się tylko, czy to gwałtowne przesilenie wyjdzie na dobre partii rządzącej, czy też stanie się zarzewiem jeszcze gwałtowniej­szego buntu.I co się stanie, jeśli Międzynarodowy Fundusz Walutowy obetnie po tych wydarzeniach kredyty przeznaczo­ne na ratowanie gospodarki albo całkowicie się z nich wycofa, podając jako pretekst łamanie praw człowieka w Indonezji? Jakie będą skutki takiej decyzji dla rodzinnego holdingu Canbery? Zaklął głośno.Dlaczego podobne pytania nie przyszły mu do głowy już wcześniej?Wszystko to było niepokojące i wzbudzało obawy o przy­szłość.Przecież jeśli ktoś zacznie grzebać w jego sprawach, szybko doszuka się związków ze studenckimi demonstranta­mi.Poza tym - chociaż pośrednio - przyczynił się do zabicia amerykańskiego szpiega.Jeżeli i to wypłynie na światło dzien­ne, szybko zostaną ujawnione również inne, najtajniejsze jego sekrety.Ostrzeżenie Kinzo nie było bezpodstawne.Nad Canberą gromadziły się czarne chmury.Było ich tak wiele, że z którejś musiał spaść w końcu potężny deszcz.Co powiedzia­łby Kinzo, gdyby znał jego rolę w spisku generała Kersika i jego towarzyszy? Nga nie rozumiał, jak taka prosta począt­kowo gra stała się nagle tak skomp- likowana i niebezpieczna.Czuł, że pewne sprawy zaczynają go przerastać.Wciąż wpatrywał się w telewizor.Patrzył na uzbrojone po­jazdy, na żołnierzy, na śmiertelnie przerażonych demonstran­tów, których atakowano nawet wtedy, kiedy w popłochu stara­li się uciekać jak najdalej od niebezpieczeństwa.Prezydent i jego doradcy zasługiwali na uznanie przynajmniej za to, że mieli odwagę zaatakować zdecydowanie, że postanowili raczej przyjąć odpowiedzialność za kilkadziesiąt trupów, niż czekać, aż niezadowolony motłoch stanie u ich drzwi.Nga pomyślał, że przynajmniej to zdecydowanie powinno być dla niego na­uczką i że ma oto odpowiedź na pytanie, jak sam powinien rozwiązać swoje problemy.Znowu przypomniał sobie słowa ostrzeżenia, które padły z ust Kinzo.Jeżeli pracodawcy Maxa Blackburna zaczną inte­resować się okolicznościami jego śmierci, śledztwo nieuchron­nie zaprowadzi ich pod drzwi Canbery.Należałoby zatem zapo­biec temu śledztwu.Tak, tylko jak tego dokonać? Cóż, Marcus Caine w końcu dostanie UpLink, pożre UpLink - Nga był tego pewien tak samo jak wcześniej.Ale -jak usiłował wykazać part­nerom w tym ponurym domu, w którym ukrywał się Tajlandczyk - proces konsumpcji może potrwać długo.Zbyt długo!Nga bez przerwy patrzył na telewizor, jednak jego wzrok nie był już skupiony na chaotycznych migawkach z Dżakarty.Myślał.Z każdą chwilą był coraz bardziej przekonany, że gra wcale go nie przerasta.Zapanuje nad nią, powinien tylko roz­szerzyć swoją strategię.Dotarł do momentu, w którym prze­myślane i długo przygotowywane ruchy nic już nie dają.Po­winien zadziałać szybko i gwałtownie.Tylko wtedy wygra.Kiwając głową jak człowiek, który nagle znalazł rozwiąza­nie skomplikowanej zagadki, podniósł słuchawkę i wystukał numer Marcusa Caine'a.- Halo?- Marcus? Cześć.Właściwie dziwię się, że udało mi się za­stać cię w domu.Z tego, co ostatnio czytałem, wynika, że w swoim mieście jesteś gwiazdą.Usłyszawszy głos Nga, Caine uniósł brwi.Od ponad czte­rech godzin siedział przed telewizorem, oglądając transmito­wany przez CNN satelitarny przekaz na żywo z masakry w Dżakarcie.Już wkrótce materiały zostaną zmontowane na potrzeby dzienników stacji telewizyjnych i zaprezentowane szerokiej widowni z pominięciem najbardziej przerażających scen, Marcus wolał jednak oglądać tragedie tego świata taki­mi, jakie są naprawdę.Ocenzurowane kadry nie dawały obiek­tywnego obrazu rzeczywistości.- Daję niekiedy moim pochlebcom trochę wolnego, a sam w tym czasie próbuję nadrobić zaległości w oglądaniu wiado­mości ze świata - odparł, zastanawiając się, czy to, że Nga dzwoni akurat teraz, jest czystym przypadkiem.- A skoro już o tym mowa, co to za szaleństwo rozgrywa się w twoim kraju?- Najwyraźniej nasz ukochany przywódca rozprawia się z opozycją.Przynajmniej na to wygląda.- Przyprawia cię to o ból głowy? Caine usłyszał westchnienie Nga.- To zależy od tego, jak dzisiejsze wydarzenia wpłyną na moje interesy.Brwi Caine'a uniosły się odrobinę wyżej.Spodziewał się usłyszeć w tym momencie tradycyjną retorykę Nga - opowieść o współczuciu dla zwykłych szarych ludzi i tym podobne bzdu­ry.Szczera odpowiedź wyraźnie go zaskoczyła [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • odbijak.htw.pl