[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Po obudzeniu przez szpary w okiennicach zobaczyłem światło zorzy.Wypływałem z takiego serca nocy, że do­znałem wrażenia, jakbym się sam zwymiotował, ta groza, że oto znajduję się u progu nowego dnia, wyglądającego tak jak wszystkie inne, mającego tę samą każdorazowo mechaniczną obojętność: oprzytomnienie, wrażenie światła, otwarcie oczu, okiennica, świt.W ciągu sekundy, w zawierającej wszystko świadomości półsnu ogarnąłem potworność tego, co tak zachwyca i upaja religie: odwieczna doskonałość kosmosu, nie kończący się obrót Ziemi wokół własnej osi.Mdłości, nieznośne uczucie przymusu.Muszę znosić codzienny wschód słońca.To potworne.To nieludzkie.Zanim powtórnie usnąłem, wyobraziłem sobie (zobaczy­łem) wszechświat giętki, zmienny, pełen nieoczekiwanych możliwości, elastyczne niebo, słońce, które nagle znika albo nieruchomieje, albo zmienia kształt.Zapragnąłem z całej siły, aby rozpadły się sztywne kon­stelacje, ta brudna świetlna propaganda Trustu Boskich Zegarmistrzów.(83)68Ledwie zaczynał lerfić jej noemy, już jej się drliła klamycja i oboje zapadali w wodomurie, w dzikie prężyny, w rozpaczliwe dystalancje.Ale jeżeli tylko próbo­wał wydęgać jej murtę, pogrążała się w jękliwe wyrgi i musiał rozmitrygiwać kaldurmię, czując jak powoli arnulie spektualniają się, oprzaniają, muleją i w końcu sztywnieją jak trimalsjat ergomaniny, do którego niechcący wpadło kilka fmopii kożaniery.A przecież to był dopiero początek, w ja­kimś momencie ona odsłaniała piwesty, zezwalając, aby przybliżył doń swoje łękowia.Zaledwie się przypalmowali, ogarniał ich, czaturował, wreszcie ekstraminował wielki ulu­kariusz, nagle to był już klinton, esterfuryczna konwalkisja mertrydów, dyszymiąca embokapulwia orgumnii, merpasm esprymiczny, w ogromnej nadhumicznej agorenii.Evohe! Evohe! Rozkolwieni na kreście wolpemii czuli, jak balnikują perlinni i swolodenni.Drżał trok, poddawały się marplumy w pieszorniach niemalże okrutnych, które ich znowu do­prowadzały na samą granicę gunfii.(9)69ZNOWU SAMOBÓJSTWO![82]Byliśmy przykro zaskocze­ ni czytając w „Orthogra­fik” wiadomość o zgonie w dniu l marca br.podpułkownika (awansowanego na pułkownika w stanie spoczynku) Adolfa Avili Sáncheza.Byliśmy zaskoczeni, że Sánchez nie chorował, o ile nam wiadomo.Poza tym od pewnego czasu prowadziliśmy listę naszych przyjaciół, którzy popełnili samobójstwo i o których śmierci „Renovigo” wspominało podkreślając pewne zaob­serwowane w tych przypadkach symptomy.Na przykład, że Ávila Sánchez nie wybrał rewolweru, jak antyklerykalny pisarz Giyermo Delora, ani też stryczka, jak francuski es­perantysta Eugčne Lahti.Ávila Sánchez był człowiekiem godnym uwagi i szacunku.Dzielny żołnierz, przynosił zaszczyt armii w teorii i praktyce.Miał poczucie honoru i nawet walczył na polach bitew.Bardzo wykształcony, nauczał dzieci i dorosłych.Myśliciel, pisał dużo do czasopism i zostawił kilka nie opublikowanych prac, między innymi „Karabiny maszynowe Maxim” (?).Był poetą, miał łatwość rymowania w różnych formach.Artysta władający świetnie zarówno piórem, jak ołówkiem, często zabawiał nas swoją sztuką.Sam tłumaczył swe prace na angielski, esperanto i inne języki.Ávila Sánchez był z natury myślicielem i zarazem człowie­kiem czynu, moralności i kultury.Z tego się składała jego sylwetka.W innej rubryce są różne pozycje, i naturalnie wahamy się, czy wolno zedrzeć zasłonę kryjącą jego życie prywatne.Ale człowiek publiczny nie ma prywatnego życia, a Sánchez był człowiekiem publicznym, więc nie byliśmy wierni własnym zasadom, gdybyśmy nie pokazali drugiej strony meda­lu.Jako biografom i historykom nie wolno nam mieć skrupułów.Poznaliśmy Avile Sáncheza osobiście w 1935 roku w Linares, a potem odwiedziliśmy go w Monterey w jego domu, który wydawał się zamożny i szczęśliwy.W kilka lat potem odwiedzając go w Zamorra odnieśliśmy zupełnie inne wrażenie; jasne było, że rodzina się rozbija, i rzeczywiście wkrótce potem żona go opuściła, a dzieci się rozproszyły.Wreszcie w San Luis Potosi spotkał miłą młodą dziewczynę, która go pokochała i zgodziła się zaślubić.W ten sposób założył drugą rodzinę, przyjemniejszą od pierwszej i która nigdy go nie porzuciła.Co zabiło ostatecznie Avile Sáncheza? Choroba umysłowa czy alkohol? Nie wiemy, ale te dwie plagi były jego nie­szczęściem przez całe życie i doprowadziły w końcu do śmierci.W ostatnich latach był chory i na pewno wiedział, że samobójstwo będzie nieuchronnie jego końcem.Można stać się fatalista obserwując ludzi tak świadomie kroczących ku tragicznej śmierci.Nieboszczyk wierzył w życie pozagrobowe.Jeżeli je zna­lazł, niech w nim będzie szczęśliwy, chociaż na inny sposób, niż my, śmiertelnicy, marzymy i pragniemy.(52)70„Kiedy znajdowałem się w stanie pierwotnym, nie miałem Boga.: kochałem tylko siebie i nic więcej.Kochałem to, czym byłem, i byłem tym, co kochałem, j byłem wolny od Boga i od wszystkich spraw.Więc błagamy Boga, aby uwolnił nas od Boga, abyśmy pojęli prawdę i radowali się nią wiecznie, tam, gdzie archaniołowie, mucha i dusza są sobie podobni, tam, gdzie ja byłem i gdzie kochałem to, czym byłem, i byłem tym, co kochałem.”Mistrz Eckhard, kazanie Beati Pauperes Spiritu(147)71MORELLIANACzym jest w istocie ta historia odkrywaniem tysiącletniego królestwa, Edenu, innego świata? Wszystko, co się pisze w dzisiejszych czasach, a co warto przeczytać, jest wyrazem nostalgii.Kompleks Arkadii, powrót do Wielkiej Macicy, back to Adam, dobry dzikus (i idźcie do.).O raju utracony, ponieważ cię szukam, w moich ciemnościach wiekuistych, pozbawiony światła, na zawsze.Ta sama historia z wyspami (Musil) albo z guru (jeżeli ma się dosyć pieniędzy na samolot Pa­ryż-Bombaj), albo po prostu chwyta się filiżaneczkę od kawy i ogląda na wszystkie strony, już nie jako filiżaneczkę, lecz jako dowód tej niepojętej głupoty, żeby myśleć, że to zwykła filiżaneczka, chociaż najgłupszy z dziennikarzy obowiązany do wprowadzenia nas w teorie kwantów Plancka i Heisenbe­rga, na trzech kolumnach wbija nam w głowę, że wszystko wibruje i drży niby kot, przyczajony do olbrzymiego skoku wodorowego lub kobaltowego, który wywróci nas wszyst­kich dupą do góry.Sposób wyrażania się raczej wulgarny.Filiżaneczka jest biała, dobry dzikus brązowy, Planck był wspaniałym Niemcem.Gdzieś za tym wszystkim (zawsze z a tym, trzeba uwierzyć, że to jest idea przewodnia nowoczes­nego myślenia) Raj, inny świat, zbrukana niewinność, której po omacku szuka się wśród łez, ziemia Hurkalaya.W taki lub inny sposób wszyscy jej szukają, wszyscy chcieliby otworzyć drzwi prowadzące na plac zabaw [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • odbijak.htw.pl