[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Cóż co ciebie obchodzi?- Nie, nie - upierała się.- Na chwilę, na pół godzinki - prosił - czy ty mnie już nie kochasz? Przytuliła się do mego iszepnęła:- Więc dobrze, ale nie teraz.- Teraz.- Nie.Jutro.Powiemy, że idziemy do kina.Skrzywił się i chciał jeszcze nalegać, lecz Nina zadzwoniła i w bramie rozległy się krokistróża.Szybko pocałowała go w usta i zniknęła w bramie.Mróz był dość duży i Nikodem nastawił kołnierz futra.Zrobił kilka kroków w kierunkudomu, lecz zaraz zatrzymał się i zawrócił ku Kruczej.W Alejach Jerozolimskich był jeszczedość duży ruch, a Nowy Zwiat ujrzał gęsto zatłoczony.Wstąpił do baru, wypił kilka wódek i zjadł wielką porcję golonki z grochem.Za bufetemstała tęga dziewczyna w białym kitlu.- Niczegowata baba - pomyślał i nagle przyszło mu na myśl, że przecie dość jest wyjść naulicę i kiwnąć palcem na taką, która mu się podoba.Zapłacił, wbrew zwyczajowi nie sprawdzając rachunku, i wyszedł.Wybór istotnie był niemały.Po kilku minutach upatrzył sobie jedną.Nie chciał jej zabieraćdo domu, wolał wydać na hotel.Zaprowadziła go do jakiejś brudnej nory na Chmielnej.Było już po trzeciej, gdy zaczął się ubierać, wyjął dwadzieścia złotych, położył na stolikui, mruknąwszy do widzenia , wyszedł na ciemny korytarz.Gdzieś na samym końcu paliła siężarówka.Gruba baba, właścicielka hotelu, wprowadzała właśnie nową parę, w drugim końcukorytarza otworzyły się drzwi - ktoś wychodził.Nikodem z przyzwyczajenia sięgnął po papierośnicę i skonstatował jej brak.Szybkozawrócił i, nie zamykając drzwi, wpadł do pokoju.Dziewczyna siedziała na łóżku w kucki i wyszczerbionym grzebieniem czesałazmierzwione włosy.- Dawaj porcygar, cholero!- Jaki porcygar?- Jaki? Już ja ci pokażę, jaki! Dawaj zaraz, bo i tak znajdę, a tobie mordę rozbiję!- Czego wrzeszczysz? Chcesz zbiegowisko zrobić?! Drzwi nie możesz zamknąć?!Obejrzał się.Istotnie w ciemnym korytarzu ktoś stał.Gdy odwrócił się tak, że na jegotwarz padło światło, usłyszał cichy okrzyk, a pózniej szybkie kroki.154Zamknął drzwi, przekręcił klucz i schował do kieszeni.Podszedł do łóżka.Dziewczynawciąż flegmatycznie rozczesywała włosy.Jednym ruchem wyrwał jej grzebień i cisnął opodłogę.- Nooo.Czego się rzucasz, frajerze?! - powiedziała prawie barytonem.- Oddaj porcygar, słyszysz!- Ja nie brałam - wzruszyła ramionami.Zamachnął się i uderzył ją w twarz tak silnie, żewywróciła się i głową stuknęła o ścianę.- Dawaj! Cholero! - zamachnął się znowu.Zakryła twarz łokciem.Chwycił jej torebkę.Wewnątrz było kilka ubogich drobiazgów, para wymiętych banknotów i brudna chustka donosa.Przyglądała się mu w milczeniu.- Uu.żmija!Jednym ruchem wyrwał spod niej poduszkę i rzucił na podłogę.Wraz z nią z brzękiemupadła papierośnica.Podniósł ją, obejrzał i schował do kieszeni.- Złodziejka - mruknął - ścierwo.- Sameś, frajerze, ją tam schował!- Ażesz! - ryknął.Nie odpowiedziała.Otworzył drzwi i wyszedł.Na ulicy z rzadka paliły się latarnie.Dorożki ani śladu.Trzeba było iść pieszo.Mróz zwiększył się, śnieg pod nogamiskrzypiał.Przechodniów było niewielu.Szedł prędko.Gdy skręcał w Marszałkowską,obejrzał się.Po drugiej stronie w odległości kilku kamienic również prędko szła jakaśdziewczyna.- Druga taka sama - pomyślał - nie ma głupich.Szedł tak szybko, że tamta musiała prawie biec, jednakże widocznie postanowiła nie daćza wygraną, gdyż odwróciwszy się przy Nowogrodzkiej, zobaczył ją znowu.Przystanął, leczku jego zdziwieniu i ona wówczas przystanęła koło jakiejś nie oświetlonej wystawysklepowej.Drobna, ubogo ubrana dziewczyna w czarnym kapeluszu.Splunął i poszedł dalej.Zawrócił na ulicę Wspólną.Po kilku minutach był już przed swojąbramą.Stróż otworzył i nisko się ukłonił.- O której wrócił szofer? - zapytał Dyzma, gdyż lubił kontrolować podwładnych.- Tak, proszę wielmożnego pana, około jedenastej.- A dach na garażu naprawili?- A jakże, proszę wielmożnego pana.Skinął mu głową i wszedł na schody.Ani Nikodem, ani stróż nie zauważyli sylwetkidziewczyny, która przyglądała się im przez okratowanie bramy.Serce jej biło mocno.Podniosła oczy na fronton gmachu.Na wysokości pierwszego piętra widniał czarny napis:PACSTWOWY BANK ZBO%7łOWYBank!.I nagle wszystko stało się jasne.Zupełnie jasne.Nikodem, jej Nikodem, który ją porzucił,chociaż go tak kochała, chociaż go wciąż kocha i zapomnieć nie może, Nikodem szykujewielką robotę.Może podkop, a może tylko rozprucie kasy.W każdym razie ze stróżem jestw zmowie.Przecie widziała, jak go wpuścił i rozmawiał z nim po cichu.Państwowy Bank Zbożowy.A może wkręcił się tam na woznego? Ale chyba nie, po cóż by przychodził w nocy.Serce jej biło mocno.Przeszła na drugą stronę i czekała.Może zadzwonią dzwonki alarmowe, może u wylotu ulicy ukaże się policja? O, wówczasdobrze wie, co zrobić należy: zadzwoni i uprzedzi stróża.Prawda, Nikodem okłamał ją,zapomniał, nie wrócił, ale jeszcze może wrócić.Dobrze mu powodzi się, futro ma.A wtedyjechał bogatą maszyną.Gdy mieszkał u nich na Auckiej, nawet nie śniło się jej, że tenDyzma to taki klawy chłop, szemrany, swój.155Zwit już przenikał przez gruby kożuch chmur, gdy zdecydowała się odejść.Zimno było.Gdy doszła na ulicę Aucka, brama już była otwarta - dwadzieścia groszy oszczędności.Następnego ranka poszła na Wspólną.Z niepokojem myślała o tym, że zobaczy bankotoczony przez policję, że Nikodem może jest aresztowany, a może udało mu się zbiec.Odetchnęła z ulga.Kołowrót drzwi kręcił się nieustannie.Wchodzili i wychodziliinteresanci, raz po raz zatrzymywały się samochody.Chyba podkop albo wyłom w murze.Na dłuższą metę.Odnalazła go nareszcie.O, teraz już jej nie ucieknie.Pewna była, że wciągu dnia tutaj go nie zobaczy, ale przyjdzie wieczorem, będzie warować i stanic mu twarząw twarz.I przyszła.Dziesiąta, jedenasta.Nerwowym krokiem chodziła po przeciwległym trotuarze.Padałmiękki, łagodny śnieg, wielkie jego płaty pod światło latarni z białych stawały się czarnymi.Zaczepiono ją dwa razy.Nawet jeden facet był młody i wyglądał zamożnie, ale przeczącopokręciła głową.Zaczęła niepokoić się: a może on dziś nie przyjdzie?.Jednakże będzie czekać! Musi.Mężczyzni to zawsze tacy, jak z oczu, to i z pamięci.Ten Zosiny rudy Władek to też przeciewrócił do niej.Niecierpliwie wyglądała ku Marszałkowskiej i w przeciwną stronę i dopiero trzaskzamykanej bramy zwrócił jej uwagę na kamienicę, w której mieści się bank [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl odbijak.htw.pl
.Cóż co ciebie obchodzi?- Nie, nie - upierała się.- Na chwilę, na pół godzinki - prosił - czy ty mnie już nie kochasz? Przytuliła się do mego iszepnęła:- Więc dobrze, ale nie teraz.- Teraz.- Nie.Jutro.Powiemy, że idziemy do kina.Skrzywił się i chciał jeszcze nalegać, lecz Nina zadzwoniła i w bramie rozległy się krokistróża.Szybko pocałowała go w usta i zniknęła w bramie.Mróz był dość duży i Nikodem nastawił kołnierz futra.Zrobił kilka kroków w kierunkudomu, lecz zaraz zatrzymał się i zawrócił ku Kruczej.W Alejach Jerozolimskich był jeszczedość duży ruch, a Nowy Zwiat ujrzał gęsto zatłoczony.Wstąpił do baru, wypił kilka wódek i zjadł wielką porcję golonki z grochem.Za bufetemstała tęga dziewczyna w białym kitlu.- Niczegowata baba - pomyślał i nagle przyszło mu na myśl, że przecie dość jest wyjść naulicę i kiwnąć palcem na taką, która mu się podoba.Zapłacił, wbrew zwyczajowi nie sprawdzając rachunku, i wyszedł.Wybór istotnie był niemały.Po kilku minutach upatrzył sobie jedną.Nie chciał jej zabieraćdo domu, wolał wydać na hotel.Zaprowadziła go do jakiejś brudnej nory na Chmielnej.Było już po trzeciej, gdy zaczął się ubierać, wyjął dwadzieścia złotych, położył na stolikui, mruknąwszy do widzenia , wyszedł na ciemny korytarz.Gdzieś na samym końcu paliła siężarówka.Gruba baba, właścicielka hotelu, wprowadzała właśnie nową parę, w drugim końcukorytarza otworzyły się drzwi - ktoś wychodził.Nikodem z przyzwyczajenia sięgnął po papierośnicę i skonstatował jej brak.Szybkozawrócił i, nie zamykając drzwi, wpadł do pokoju.Dziewczyna siedziała na łóżku w kucki i wyszczerbionym grzebieniem czesałazmierzwione włosy.- Dawaj porcygar, cholero!- Jaki porcygar?- Jaki? Już ja ci pokażę, jaki! Dawaj zaraz, bo i tak znajdę, a tobie mordę rozbiję!- Czego wrzeszczysz? Chcesz zbiegowisko zrobić?! Drzwi nie możesz zamknąć?!Obejrzał się.Istotnie w ciemnym korytarzu ktoś stał.Gdy odwrócił się tak, że na jegotwarz padło światło, usłyszał cichy okrzyk, a pózniej szybkie kroki.154Zamknął drzwi, przekręcił klucz i schował do kieszeni.Podszedł do łóżka.Dziewczynawciąż flegmatycznie rozczesywała włosy.Jednym ruchem wyrwał jej grzebień i cisnął opodłogę.- Nooo.Czego się rzucasz, frajerze?! - powiedziała prawie barytonem.- Oddaj porcygar, słyszysz!- Ja nie brałam - wzruszyła ramionami.Zamachnął się i uderzył ją w twarz tak silnie, żewywróciła się i głową stuknęła o ścianę.- Dawaj! Cholero! - zamachnął się znowu.Zakryła twarz łokciem.Chwycił jej torebkę.Wewnątrz było kilka ubogich drobiazgów, para wymiętych banknotów i brudna chustka donosa.Przyglądała się mu w milczeniu.- Uu.żmija!Jednym ruchem wyrwał spod niej poduszkę i rzucił na podłogę.Wraz z nią z brzękiemupadła papierośnica.Podniósł ją, obejrzał i schował do kieszeni.- Złodziejka - mruknął - ścierwo.- Sameś, frajerze, ją tam schował!- Ażesz! - ryknął.Nie odpowiedziała.Otworzył drzwi i wyszedł.Na ulicy z rzadka paliły się latarnie.Dorożki ani śladu.Trzeba było iść pieszo.Mróz zwiększył się, śnieg pod nogamiskrzypiał.Przechodniów było niewielu.Szedł prędko.Gdy skręcał w Marszałkowską,obejrzał się.Po drugiej stronie w odległości kilku kamienic również prędko szła jakaśdziewczyna.- Druga taka sama - pomyślał - nie ma głupich.Szedł tak szybko, że tamta musiała prawie biec, jednakże widocznie postanowiła nie daćza wygraną, gdyż odwróciwszy się przy Nowogrodzkiej, zobaczył ją znowu.Przystanął, leczku jego zdziwieniu i ona wówczas przystanęła koło jakiejś nie oświetlonej wystawysklepowej.Drobna, ubogo ubrana dziewczyna w czarnym kapeluszu.Splunął i poszedł dalej.Zawrócił na ulicę Wspólną.Po kilku minutach był już przed swojąbramą.Stróż otworzył i nisko się ukłonił.- O której wrócił szofer? - zapytał Dyzma, gdyż lubił kontrolować podwładnych.- Tak, proszę wielmożnego pana, około jedenastej.- A dach na garażu naprawili?- A jakże, proszę wielmożnego pana.Skinął mu głową i wszedł na schody.Ani Nikodem, ani stróż nie zauważyli sylwetkidziewczyny, która przyglądała się im przez okratowanie bramy.Serce jej biło mocno.Podniosła oczy na fronton gmachu.Na wysokości pierwszego piętra widniał czarny napis:PACSTWOWY BANK ZBO%7łOWYBank!.I nagle wszystko stało się jasne.Zupełnie jasne.Nikodem, jej Nikodem, który ją porzucił,chociaż go tak kochała, chociaż go wciąż kocha i zapomnieć nie może, Nikodem szykujewielką robotę.Może podkop, a może tylko rozprucie kasy.W każdym razie ze stróżem jestw zmowie.Przecie widziała, jak go wpuścił i rozmawiał z nim po cichu.Państwowy Bank Zbożowy.A może wkręcił się tam na woznego? Ale chyba nie, po cóż by przychodził w nocy.Serce jej biło mocno.Przeszła na drugą stronę i czekała.Może zadzwonią dzwonki alarmowe, może u wylotu ulicy ukaże się policja? O, wówczasdobrze wie, co zrobić należy: zadzwoni i uprzedzi stróża.Prawda, Nikodem okłamał ją,zapomniał, nie wrócił, ale jeszcze może wrócić.Dobrze mu powodzi się, futro ma.A wtedyjechał bogatą maszyną.Gdy mieszkał u nich na Auckiej, nawet nie śniło się jej, że tenDyzma to taki klawy chłop, szemrany, swój.155Zwit już przenikał przez gruby kożuch chmur, gdy zdecydowała się odejść.Zimno było.Gdy doszła na ulicę Aucka, brama już była otwarta - dwadzieścia groszy oszczędności.Następnego ranka poszła na Wspólną.Z niepokojem myślała o tym, że zobaczy bankotoczony przez policję, że Nikodem może jest aresztowany, a może udało mu się zbiec.Odetchnęła z ulga.Kołowrót drzwi kręcił się nieustannie.Wchodzili i wychodziliinteresanci, raz po raz zatrzymywały się samochody.Chyba podkop albo wyłom w murze.Na dłuższą metę.Odnalazła go nareszcie.O, teraz już jej nie ucieknie.Pewna była, że wciągu dnia tutaj go nie zobaczy, ale przyjdzie wieczorem, będzie warować i stanic mu twarząw twarz.I przyszła.Dziesiąta, jedenasta.Nerwowym krokiem chodziła po przeciwległym trotuarze.Padałmiękki, łagodny śnieg, wielkie jego płaty pod światło latarni z białych stawały się czarnymi.Zaczepiono ją dwa razy.Nawet jeden facet był młody i wyglądał zamożnie, ale przeczącopokręciła głową.Zaczęła niepokoić się: a może on dziś nie przyjdzie?.Jednakże będzie czekać! Musi.Mężczyzni to zawsze tacy, jak z oczu, to i z pamięci.Ten Zosiny rudy Władek to też przeciewrócił do niej.Niecierpliwie wyglądała ku Marszałkowskiej i w przeciwną stronę i dopiero trzaskzamykanej bramy zwrócił jej uwagę na kamienicę, w której mieści się bank [ Pobierz całość w formacie PDF ]