[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Krąg został zatoczony.Na tym właśnie molo rozpoczęła się misja.Wracając w to miejsce, Wallie spełniał kolejne polecenie.Teraz miał nauczyć się lekcji.Żałował jednak, że nie ma więk­szej wiary w swoje umiejętności.Dręczył go niepokój, że coś przeoczył.Cholerne końskie muchy! Pacnął się w kark.U wylotu wąwozu pojawił się wóz zaprzężony w dwa konie.Zsiadły z niego dwie osoby i ruszyły w stronę brzegu.Trzecia podjęła się trudnego zadania zawrócenia pojazdu.Przy wysokim poziomie Rzeki miejsca na manewr było niewiele.- Zostańcie! - powiedział Wallie.Wysiadł z szalupy.W wieczornej ciszy jego buty głośno du­dniły o pomost, gdy szedł gościom na spotkanie.Na twarzy Holiyiego malował się zwykły ironiczny grymas, co uspokoiło Walliego.Żeglarzowi towarzyszyła Czwarta w średnim wieku.Koronkowy rąbek pomarańczowej szaty z de­likatnego aksamitu zamiatał brudne molo.Kobieta miała siwe wypielęgnowane włosy i pierścionki na palcach.Była zamożną kapłanką.- Adept Yalia, lordzie Shonsu - mruknął Holiyi.Po wymianie pozdrowień i uprzejmości Wallie zapytał:- Mieliście kłopoty?Mężczyzna potrząsnął głową i niedbale wzruszył ramionami.- Kapłanka Quili ma się dobrze, panie, ale nie mogła przyje­chać.Podejmuje czarnoksiężników - wyjaśniła Yalia i uśmiech­nęła się, rozbawiona reakcją Siódmego.Zachowywała się dość przyjaźnie, ale najwyraźniej uważała- To nie jest kłopot?- Nie, póki nie wiedzą, że tu jesteś, panie! A jestem pewna, że się nie dowiedzą.Wallie skinął na towarzyszy siedzących w łodzi.Mógłby wy­pytać Holiyiego o szczegóły, ale bał się, że ich wyciągnięcie zaj­mie mu godzinę.Na molo rozległ się tupot butów i bosych stóp.Yalia została przedstawiona Nnanjiemu, a pozostali jej.- Jakie piękne dziecko! - zachwyciła się kapłanka.Vixini, wyrwany ze snu, schował twarz na piersi matki i odmówił konwersacji.Wallie pomodlił się w duchu o cierpliwość.- Nie możemy zaproponować ci wygodnego krzesła, adeptko, a powietrze roi się od krwiożerczych bestii, więc może powinny­śmy od razu wysłuchać twojej opowieści?Valia królewskim gestem skinęła głową na znak zgody.- Mam obecnie zaszczyt służyć w Garathondi, panie.Kapłan­ka Quili jest moją protegowaną, a jednocześnie moją świecką przełożoną, ale dobrze się nam razem pracuje.- Chyba nie rozumiem - stwierdził Wallie.- Cieszę się, że Quili dostała promocję na Trzecią, ale co z lady Thondi?- Jest u Bogini.- Byłbym hipokrytą, gdybym wyraził żal.Na twarzy kapłanki pojawił się wyraz lekkiej nagany, a zaraz potem łaskawy uśmiech należny Siódmemu.- Myślę, panie, że ty sam oddałeś ją pod boski sąd.Twoja mo­dlitwa została wysłuchana.Śmierć lady Thondi nie była lekka.- Proszę o wyjaśnienie!Valia obrzuciła grupkę przybyszów uważnym spojrzeniem, za­dowolona, że ma komu opowiedzieć ciekawą historię.- Zeszła na molo, żeby wsiąść na rodzinną łódź.Wybierała się do Ov w interesach, niedługo po twoim odjeździe, lordzie Shonsu.Załamała się pod nią przegniła deska i kobieta wpadła do wody.- O, Bogini! - wyszeptał Wallie.Po plecach przeszły mu ciarki.Dlaczego czuł się winny?- Tak! Przed nią szło kilku rosłych mężczyzn, a ona nie była ciężką osobą, o ile wiem.- Piranie ją dopadły?Kapłanka tylko czekała na to pytanie.Nie chciały jej.Oczywiście takie rzeczy się zdarzają.Prąd porwał lady Thondi i wciągnął ją pod wodę.Utonęła.Nikt nie mógł jej pomóc.Kobieta rozkoszowała się reakcją słuchaczy.Nnanji i Tomiyano byli pod wrażeniem.Jja otoczyła ramieniem swojego pana.- Mogę pokazać wam to miejsce, jeśli chcecie - zaproponowa­ła Yalia.- Nie, dziękujemy! A jej syn?- Kilka dni po śmierci matki czcigodny Garathondi miał atak apopleksji.Od tamtej pory jest sparaliżowany i nie może mówić.Uzdrowiciele nie dają mu nadziei na powrót do zdrowia.Sądzą, że nie pożyje długo.- To straszne!Czwarta zrobiła zaskoczoną minę.- Kwestionujesz sprawiedliwość bogów, panie, choć o nią prosiłeś?- Nie chciałem.Opowiedz mi o Quili, pani.Mam nadzieję, że jej wiedzie się lepiej?- Doskonale.Nigdy nie widziałam szczęśliwszej pary.Walliego korciło, żeby wprawić w osłupienie świątobliwą oso­bę, ale zwalczył pokusę.- Poślubiła Garadooiego?- Oczywiście! Świetnie do siebie pasują! Prawdziwe gołąbki.Czując, że Jja mocniej go obejmuje, Wallie spojrzał w jej uśmiechnięte oczy.Pewnych rzeczy nie trzeba mówić.- Proszę im przekazać nasze gratulacje.- Z pewnością to zrobię.A ty, panie? Już doszedłeś do siebie po odniesionej ranie?- Skąd.o tym wiesz, pani?Valia uśmiechnęła się tajemniczo i zarazem łaskawie.Owa­dy i wiatr nie dokuczały jej tak jak gościom.Była odpowiednio ubrana.- Parę tygodni temu czarnoksiężnicy poinformowali budowni­czego, że umarłeś.Widziano cię w Aus, a potem w Ki San, ale rannego i bardzo słabego.Uzdrowiciele nie dawali ci nadziei.Oczywiście, Quili bardzo się ucieszyła, gdy usłyszała, że tu jesteś i że tamte opowieści były przesadzone.Nie wszystkie.Wallie zerknął na Nnanjiego.Myślał gorączko­wo.Macki czarnoksiężników sięgały wszędzie.Mieli agentów w Ki San, chyba że sam uzdrowiciel nie był czarnoksiężnikiem.Postawił jednak złą diagnozę.Może dlatego w Wal dokładnie nie przeszukano Szafira.Uznano Shonsu za zmarłego.Potężni wro­gowie też bywali po ludzku omylni.- Nie wszystkie - powiedział Siódmy.- Czego tu dzisiaj szu­kają czarnoksiężnicy?Kapłanka roześmiała się.- Prace nad wieżą postępują bardzo wolno, odkąd budowniczy Garadooi skrócił godziny pracy niewolników.Zakazał również wszelkich fizycznych kar bez jego osobistej zgody.- Takie decyzje rzeczywiście mogły zaszkodzić wydajności.- Lecz dochód z samego majątku znacznie ostatnio wzrósł.Wallie wcale się nie zdziwił.W następnej kolejności Garadooi zapewne da swoim niewolnikom mięso.Może już to zro­bił.I łóżka.- A czarnoksiężnicy?- Czcigodny Rathazaxo przyjechał z wizytą - odparła Valia z cynicznym uśmiechem.- Chciał, żeby budowniczy Garadooi wrócił razem z nim do miasta i osobiście przejął nadzór nad bu­dową, tak jak jego ojciec.Doszło do ostrej wymiany zdań.Sły­chać ich było nawet przez zamknięte drzwi.- Wieża jeszcze nie jest ukończona?- Sama wieża tak, ale jeszcze trwają roboty na przyległym pla­cu.Oczywiście czcigodnego i jego towarzyszy poproszono, żeby zostali na kolację.Akurat wtedy przybył do osady żeglarz Holiyi.Dzierżawcy przynieśli wieść do dworu, ale były pewne kłopoty z jej przekazaniem w obecności czarnoksiężników.Stąd zwłoka.Ja też brałam udział w kolacji.- Quili i mnie udało się wymknąć na krótką rozmowę, ale ona na razie nie śmiała opuścić gości.Jeśli chcecie jechać ze mną, musimy trochę zaczekać.Jeśli nie, Quili przesyła uściski dla adepta Nnanjiego i dla ciebie, panie.Czwarty uśmiechnął się szeroko.- Przekaż jej moje, pani.- I oczywiście moje - dorzucił Wallie.- Ile osób towarzyszy Szóstemu?- Dwaj Trzeci.Puls Walliego nieco przyspieszył.- Ale budowniczy Garadooi nie wróci z nimi do Ov? Nnanji zesztywniał.Valia pozwoliła sobie na dystygnowany śmiech.- Musieliby rzucić na niego czar [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • odbijak.htw.pl