[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Nunescu i jego ludzie zerwali się na nogi.Przywołali wilki i chwycili za broń.Niektórzy trzymali w rękach głównie posmarowane na końcu czarnym, lepkim smarem.Inni mieli w dłoniach kamienne zapalniczki.- To może być Josef - powiedział chrapliwie Arlek - albo ktoś inny.Słońce prawie zaszło.- Czy można polegać na tych zapalniczkach? Mam zapałki w górnej kieszeni.Przy papierosach.Zostawili je, bo były zbyt miękkie.- Jazz mówił do Zek po rosyjsku i Arlek nie zrozumiał jego słów.Cygan zwrócił się teraz pytająco w stronę kobiety.Wyszczerzyła do niego zęby i powiedziała coś, czego tym razem Jazz nie uchwycił.Potem odpięła kieszeń kombinezonu agenta i wyjęła zapałki.Pokazała je Arlekowi.Wyciągnęła jedną z pudełka i potarła o draskę.Momentalnie pokazał się w jej dłoni mały ogieniek.Arlek, przestraszony, wytrącił jej drewienko z ręki.Na jego twarzy, obok przerażenia, malował się wyraz niedowierzania.Zek szybko coś do niego powiedziała.Simmons wyłowił z jej wypowiedzi słowo “tchórz” i pomyślał, że niebezpiecznie szafuje tym słowem w stosunku do Cygana.- To do pochodni, ty głupku! - wyjaśniła wolno i wyraźnie, jakby miała do czynienia z tępym dzieckiem.Arlek zamrugał nerwowo oczami, ale ostatecznie zrozumiał jej intencje.Po drugiej chwili oczekiwania nadszedł Josef.Stary człowiek był zadowolony, że widzi jeszcze słońce.Skierował się prosto do Nunescu.- Znalazłem obserwatora, Troga.Lord Szaitis dal mu siłę porozumiewania się na wielkie odległości.Strażnik dostrzegł mężczyznę, tego tu, Jazza i powiadomił o tym Szaitisa.Lord przybyłby osobiście natychmiast, ale słońce.- Wiem, wiem.Mów dalej - szepnął zniecierpliwiony Arlek.Josef wzruszył swymi wątłymi ramionami.- Nie rozmawiałem z Trogiem twarzą w twarz, rozumiesz chyba.Stałem w słońcu i porozumiewaliśmy się przy pomocy naszych myśli, czyli sposobem wampirów.- To oczywiste, nie o to mi chodzi! - Cygan prawie krzyknął.- Przekazałem twoją wiadomość Trogowi, a ten przesłał ją do Lorda Szaitisa.Wkrótce nadeszła od niego odpowiedź, której nie pojmuję.Trog powiedział mi: “Zawiadom Arleka ze szczepu Wędrowców, że mój pan.Lord Szaitis porozmawia z nim osobiście”.Co to może znaczyć?- Stary głupiec! - wymamrotał Nunescu.Odwrócił się od Josefa i w tej samej chwili coś zatrzeszczało.To było radio Zek, którego antena wystawała z jej kieszeni.Wyciągnęła je teraz i okazało się, że czerwone światełko migoce żywo na czarnym tle aparatu.Arlek zaniemówił, a jego oczy zrobiły się okrągłe jak spodki.- Znowu wasza magia? - wskazał drżącym palcem na wydający odgłosy przedmiot.- Powinniśmy byli dawno temu wszystko zniszczyć, a nie pozwolić żeby Lardis oddał ci to.- Dostałam to z powrotem, bo to nie jest śmiercionośne urządzenie i nie mogę wam przy jego pomocy zagrozić, a dla was jest bezużyteczne, poza tym, to wszystko było moje.W przeciwieństwie do ciebie, Lardis nie jest złodziejem! W dodatku już sto razy wam mówiłam, że to służy do komunikowania się na duże odległości.Nie działało dotąd, bo nie było nikogo, z kim mogłabym się skontaktować w ten sposób.Ale teraz jest ktoś taki i chce ze mną rozmawiać! - Ściszyła głos i zwróciła się do Jazza.- Chyba wiem, co to znaczy.- Karty atutowe, mówiłaś? - szepnął agent.- Hm.Zdaje się, że Lord Szaitis ma już jedną.Nie jest to as, ale nie można jej zlekceważyć.Ma Karla Wiotskiego.- Włączyła mikrofon.- Tu Zek Foener! Tu Zek Foener! Odebrałam twój sygnał, odbiór!Radio znów zaświeciło i rozległ się znajomy głos.O dziwo, jego ton różnił się od tego, do jakiego przywykli.Był drżący, pośpieszny i jakby błagalny.- Odrzuć tę zbędną procedurę, Zek.- Nadawał Karl Wiotski.-Czy jest przy tobie Arlek z rodu Wędrowców? - Było jasne, że nie orientuje się w ich położeniu.Pewnie bezwolnie powtarzał czyjeś słowa.- A kto chce wiedzieć, towarzyszu? - zapytał Jazz, zbliżając twarz do radia.- Słuchaj, Brytyjczyku.Jesteśmy wrogami, wiem o tym, ale jak teraz wpuścisz mnie w kanał, już po mnie.- Głos Wiotskiego był przymilny.- Moje radio ma humory.Raz odbiera, a raz nie.Nie mogę na nim polegać.Nie trać więc czasu na swoje gierki.Nie po to chyba darowałeś mi życie, żeby teraz je odebrać z zimną krwią.Jeśli Arlek jest z tobą, daj go, proszę.Szaitis, wampir, chce z nim mówić.Arlek dwukrotnie dosłyszał swoje imię i kiedy teraz doszło do jego uszu również imię Szaitisa domyślił się, o czym mowa.Wyciągnął rękę po radio.- Daj mi to! - rzekł stanowczo.Gdyby to Jazz trzymał aparat, rzuciłby je na ziemię i rozdeptał.Zek nie była dość szybka, Arlek wyrwał jej radio z rąk.- Tu jest Arlek - powiedział niezgrabnie Cygan.Radio zachrobotało i wydało z siebie obcy męski głos.- Arleku z rodu Wędrowców.Tu Szaitis, Lord.Jak to się stało, że to ty, a nie Lardis, masz teraz siłę? Czy zastąpiłeś go w roli przywódcy?To był najbardziej ponury, przygnębiający głos, jaki Jazz kiedykolwiek słyszał.Wampir wypowiadał każde słowo w sposób perfekcyjny, mocny.- Lardis wyruszył w drogę - Arlek bezzwłocznie odpowiedział.-Wróci albo i nie.Nawet jeśli tak, to ciągle będzie przy mnie grupa niezadowolonych z jego przywództwa.Przyszłość jest niewiadoma.Wszystko może się zmienić.Szaitis przeszedł od razu do rzeczy.- Mój obserwator doniósł mi, że macie kobietę, która kradła myśli dla Lady Karen.Kobietę tę zwą Zekintha.Macie też mężczyznę, który ma przy sobie wiele broni.Przybył z piekielnego lądu i jest ponoć magiem.- Twój obserwator powiedział ci prawdę - odrzekł rozluźniony już Arlek.- Czy to prawda, że chcesz zawrzeć ze mną zgodę, mając kobietę i mężczyznę do swojej dyspozycji?- To również jest prawdą.Daj mi słowo, że w przyszłości nie będziesz prześladował szczepu Lardisa, a ja w zamian oddam ci przybyszy z piekielnego lądu.Na dłuższą chwilę zapadła cisza.Szaitis rozważał propozycję.- Razem z ich bronią? - zapytał w końcu.- Tak, ze wszystkim, z czym przybyli - odpowiedział Arlek.- Za wyjątkiem toporka należącego do mężczyzny - dodał pośpiesznie [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • odbijak.htw.pl