[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Zatrzymaliśmy się za rogiem i zbadaliśmy sytuację na ulicy Morellego.Po drugiej stronie nie zauważyliśmy żadnych samochodów.Ani furgonetek.Widziałam samochód Morellego, więc wywnioskowałam, że jego właściciel znajduje się w domu.Rolety nadal były spuszczone, a światła zapalone.Miałam nadzieję, że ktoś obserwuje dom z zewnątrz, ale nikogo nie dostrzegałam.To miła okolica, podobna do tej, w której mieszkają moi rodzice.Nie aż tak zamożna.Domy przeważnie zajmowane przez staruszków, którzy miesz­kali tu przez całe dorosłe życie, lub przez młode pary na dorobku.Staruszko­wie mają stałe dochody, kupują buty na wyprzedażach, remontują tylko to, co absolutnie konieczne, i cieszą się, że mają spłacone hipoteki.Młodzi miesz­kają skromnie, licząc dni do chwili, kiedy kupią sobie większe domy w lep­szej dzielnicy.Odwróciłam się do Sally'ego.- Myślisz, że Kiki przyjdzie po ciebie?- Jeśli nie po mnie, to po ciebie.Był wściekły jak wszyscy diabli.Stanęliśmy naprzeciwko domu Morellego.Za naszymi plecami rozległo się jakieś szurnięcie, a z cienia wyłoniła się postać.Morelli.- Spacerek? - zagadnął.Spojrzałam ponad jego ramieniem i zobaczyłam motocykl zaparkowany na małym podwórku.- Czy to ducati?- Tak.Nie jeżdżę na nim zbyt często.Podeszłam bliżej.Ducati 916 superbike.Czerwony.Motocykl, za który war­to umrzeć.Szybszy i bardziej zwrotny niż samochód.Nagle poczułam, że Morelli jakoś bardziej mi się podoba.- Jesteś tu sam? - spytałam.- Na razie.Roice przyjdzie o drugiej.- Pewnie nie znaleźli Kikiego.- Szukamy samochodu, ale na razie nic nam z tego nie wychodzi.U wylotu ulicy pojawiły się światła reflektorów.Natychmiast cofnęliśmy się w cień.Samochód minął nas i skręcił się o dwie przecznice dalej.Wyszli­śmy z ukrycia.- Kiki ma jakichś przyjaciół spoza zespołu? - spytał Morelli.- Masę przelotnych znajomości.Żadnych przyjaciół.Kiedy przyszedłem do kapeli, miał kochanka.- Czy zwróciłby się do niego o pomoc?- Raczej nie.Nie rozstali się w przyjaźni.- A zespół? Spotykacie się regularnie?- Próba w piątek.W klubie gramy w niedzielę.Równie dobrze mogliby grać w przyszłym stuleciu.A Kiki pewnie nie bę­dzie głupi i się nie pokaże.I tak zachował się idiotycznie, atakując Morelle­go.Policjanci robią się drażliwi, kiedy ktoś wrzuca bombę do domu jednego z nich.- Skontaktuj się z pozostałymi członkami zespołu - poinstruował Morelli Sally'ego.- Powiedz im, że zostajesz ze Stephanie i ze mną.I spytaj, czy wi­dzieli Kikiego.Spojrzałam mu prosto w oczy.- Zadzwonisz, jeśli się coś wydarzy?- Jasne.- Masz numer mojego pagera?- Wypalony w pamięci.Już to przerabialiśmy.Nie zadzwoni do mnie.Dopiero kiedy będzie po wszystkim.Sally i ja przeszliśmy na drugą stronę ulicy, weszliśmy do domu Morellego, przemaszerowaliśmy na przestrzał i wyszliśmy tylnymi drzwiami.Przez chwilę stałam na podwórku i rozmyślałam na temat Morellego, który znowu zniknął w cie­niu.Ulica wydawała się zupełnie pusta.Przeszedł mnie dreszcz.Skoro Morelli mógł tak zniknąć, to Kiki pewnie też.Babcia Mazurowa chodzi raz na tydzień do salonu piękności na mycie i ukła­danie włosów.Czasami Dolly proponuje jej płukankę i wtedy babcia ma włosy koloru anemicznej brzoskwini, ale przeważnie zadowala się zwykłą siwizną.Jej włosy są krótkie i ułożone w zdyscyplinowane fale, przez które prześwieca różowa i lśniąca skóra.Fale pozostają niewiarygodnie świeże aż do końca tygodnia, kiedy trochę się przypłaszczają i tracą fason.Zawsze chciałam się dowiedzieć, jak babcia dokonuje tego cudu.I wreszcie moje marzenie się spełniło.Cała sztuka polegała na tym, żeby zrolować poduszka w wałek i podłożyć ją sobie pod kark tak, by głowa nie dotykała materaca.Poza tym babcia spała jak umarła.Ramiona skrzyżowane na piersi, ciało sztywne jak deska, usta otwarte.Przez całą noc nie ruszała nawet palcem i chrapała jak pijany drwal.O szóstej rano wygrzebałam się z łóżka, z zapuchniętymi oczami i nerwami zszarpanymi na strzępy po strasznych nocnych przeżyciach.Spałam w sumie może z pół godziny.Zabrałam pierwsze łachy, jakie mi wpadły pod rękę, i ubrałam się w łazience.Potem poczłapałam po schodach do kuchni, żeby sobie zrobić kawy.Godzinę później na schodach rozległy się kroki mojej matki.- Strasznie wyglądasz - powiedziała.- Dobrze się czujesz?- Próbowałaś kiedyś spać z babcią?- Śpi jak zabita.- Właśnie,Na górze trzasnęły drzwi i babcia wrzasnęła do ojca, żeby wyszedł z ła­zienki.- Jestem stara! - ryknęła.- Nie mogę tu czekać przez cały dzień.Co ty tam robisz?Potem nastąpiło jeszcze trochę trzaśnięć i ojciec przyczłapał do kuchni, gdzie usiadł za stołem.- Dziś rano jeżdżę na taksówce - oznajmił.- Jones pojechał do Atlantic City, a ja obiecałem wziąć za niego zmianę.Dom rodziców ma czystą hipotekę, a ojciec dostaje przyzwoitą pensję na poczcie.Nie musi sobie dorabiać.Ale koniecznie musi mieć jakiś pretekst, żeby prysnąć z domu, od matki i babci.Skrzypnęły schody i w chwilę później Sally stanął w drzwiach, wypełniając je sobą całkowicie.Włosy sterczały mu na wszystkie strony, oczy miał zapuchnięte i na wpół przymknięte.Stał, bosy i zgarbiony, z małpimi, włochatymi ramionami wystającymi z rękawków zbyt małego, puchatego i różowego szlafroczka.- Ja cię kręcę - odezwał się ochryple.- Ten dom to piekło.Która godzina ?- On znowu ma na sobie babskie ubranie - zauważył mój ojciec ponuro.- Znalazłem w szafie - odparł Sally.- Pewnie jakaś wróżka mi zostawiła.Ojciec otworzył usta, matka rzuciła mu ostre spojrzenie i ojciec zamknął usta- Co jecie? - spytał Sally.- Płatki.- Klawo,- Chcesz trochę?Sally przyczłapał do kawiarki,- Napiję się kawy.Do kuchni wpadła zaaferowana babcia Mazurowa.- Co się dzieje? Coś przegapiłam?Stanęła za mną.Poczułam jej oddech na potylicy.- Co znowu?- Przyglądam się tej nowej fryzurze.Jeszcze nigdy nie widziałam czegoś takiego.Takie wielkie łyse placki z tyłu! Zamknęłam oczy.To cholerne jajko!- Bardzo źle to wygląda? - spytałam matki.Jakbym nie wiedziała.- Może powinnaś zajrzeć w wolnym czasie do salonu piękności.- Myślałem, że to punkowa fryzura - odezwał się Sally.- Dobrze by było, gdyby to przefarbować na fioletowo.I usztywnić.Po śniadaniu razem z Sallym wybraliśmy się do domu Morellego.Stanęliśmy w wąskim zaułku za jego domem.Zadzwoniłam do Morellego z komórkowego telefonu.- Jesteśmy na twoim podwórku - powiedziałam.- Nie chciałam wejść do domu i zginąć.- Nic się nie bój.Morelli stał przy zlewie i płukał kubek po kawie.- Właśnie chciałem wyjść.Znaleźli samochód Kuntza, zaparkowany przy jednym sklepie.- I.?- I tyle.- Krew? Dziury po kulach?- Zero.Jak spod igły [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • odbijak.htw.pl