[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Sama myśl wydała mi się idio-tyczna.I morderca.Dobry Boże, gdzie jest teraz morderca? Serce omal nie wyskoczyło miprzez gardło.Według wszelkiego prawdopodobieństwa powinien kryć się w mrokui przyglądać moim wysiłkom.Torebka leżała na podłodze pod zlewem.Sięgnęłam doniej i znalazłam broń.Nie nabita.Niech to szlag, dlaczego jestem aż taką ofermą?Przykucnęłam i wyjrzałam przez otwarte tylne drzwi.Podwórko było częściowooświetlone, tak jak korytarz.Dygotałam z zimna, co nie miało nic wspólnego z pogo-dą.Spływałam potem i trzęsłam się ze strachu.Wytarłam ręce o dżinsy.Wyjdz przez tedrzwi, rozkazałam sobie, a potem biegnij na Ferris Street.Zacisnęłam zęby i ruszyłam, przy czym od razu potknęłam się o martwe ciało.Wy-padłam przez drzwi i przegalopowałam dziko przez podwórko.Ukryłam się w mrokuulicy i stanęłam.Konwulsyjnie łapałam powietrze i rozglądałam się na wszystkie strony.W każdej chwili spodziewałam się zobaczyć czyjąś postać albo błysk broni.W oddali rozległy się syreny, a u wylotu ulicy dostrzegłam migotanie policyjnychkogutów.Z Lindal skręcał następny radiowóz.Ktoś wezwał policję.Przed sklepem naglezrobiło się biało-niebiesko.Mundurowi wysiedli i zaświecili w okna sklepu Mo.Wycofałam się w róg pomiędzy gankiem a tarasem, o dwa domki dalej.Nie odwra-cając wzroku od jezdni zaczęłam grzebać w torebce w poszukiwaniu telefonu komór-kowego.Znalazłam go i zadzwoniłam do Morellego.Pomijając nasze prywatne zadraż-nienia, to bardzo dobry policjant.Chciałam, żeby znalazł się na miejscu zbrodni jakopierwszy z wydziału zabójstw.Było już dobrze po północy, kiedy Morelli przywiózł mnie do domu.Zatrzymał to-yotę na parkingu i zaprowadził mnie do budynku.Wcisnął guzik w windzie i stanąłw milczeniu obok mnie.Od chwili opuszczenia posterunku żadne z nas nie odezwałosię ani słowem.Byliśmy zbyt zmęczeni na pogawędki.Zrelacjonowałam mu wszystko.Kazał mi iść do szpitala Zwiętego Franciszka, żebyzbadali mi głowę, na zewnątrz i wewnątrz.Powiedziano mi, że mam guza i wstrząs.Skóra na głowie była nietknięta.Ze szpitala pojechałam do domu, żeby wziąć prysznici zmienić ubranie, po czym radiowozem przywieziono mnie na posterunek na dalszeprzesłuchanie.Zrobiłam, co mogłam, żeby dokładnie opisać wszystkie zajścia, wyjąw-szy drobny zanik pamięci w kwestii kluczy do mieszkania i sklepu Mo, a także zadzi-wiającego zjawiska, gdy drzwi stanęły przede mną otworem z własnej woli.Po co obcią-żać policjantów drobiazgami bez znaczenia.Zwłaszcza, jeśli na ich podstawie moglibyodnieść błędne wrażenie, że włamałam się na teren cudzej posiadłości.No i jeszcze nie54wspomniałam o broni, która tak się jakoś złożyło do czasu mojego przybycia naposterunek zniknęła mi z torebki.Również wyłącznie dlatego, że nie chciałam zaciem-niać obrazu sytuacji.Ani robić z siebie pośmiewiska przez fakt, że zapomniałam nabićcholerstwa.Kiedy zamykałam oczy, widziałam tamtego faceta.Czarne oczy o ciężkich powie-kach, smagła skóra, długie dredy, wąsy i kozia bródka.Potężny.Wyższy ode mnie.I silny.I szybki.Co jeszcze? Martwy.Bardzo martwy.Zastrzelony z bliskiej odległości z czter-dziestki piątki.Motywy mordercy były nieznane.Podobnie jak to, dlaczego mnie oszczędził.Policję wezwała pani Bartle z naprzeciwka.Raz, żeby donieść o podejrzanych świa-tłach widocznych przez okno sklepu, a potem kiedy usłyszała strzał.Morelli i ja wysiedliśmy z windy i przeszliśmy parę kroków do mojego mieszkania.Otworzyłam drzwi, weszłam i włączyłam światło.Rex zatrzymał się w kołowrotku i za-mrugał oczkami.Morelli zajrzał od niechcenia do kuchni.Wszedł do salonu i zapalił lampę.Zerknąłdo sypialni i łazienki, po czym wrócił do mnie. Tak sobie sprawdzam wyjaśnił. Co sprawdzasz? Czy nie ma tego tajemniczego napastnika.Osunęłam się na krzesło. Nie wiedziałam, czy mi wierzysz [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl odbijak.htw.pl
.Sama myśl wydała mi się idio-tyczna.I morderca.Dobry Boże, gdzie jest teraz morderca? Serce omal nie wyskoczyło miprzez gardło.Według wszelkiego prawdopodobieństwa powinien kryć się w mrokui przyglądać moim wysiłkom.Torebka leżała na podłodze pod zlewem.Sięgnęłam doniej i znalazłam broń.Nie nabita.Niech to szlag, dlaczego jestem aż taką ofermą?Przykucnęłam i wyjrzałam przez otwarte tylne drzwi.Podwórko było częściowooświetlone, tak jak korytarz.Dygotałam z zimna, co nie miało nic wspólnego z pogo-dą.Spływałam potem i trzęsłam się ze strachu.Wytarłam ręce o dżinsy.Wyjdz przez tedrzwi, rozkazałam sobie, a potem biegnij na Ferris Street.Zacisnęłam zęby i ruszyłam, przy czym od razu potknęłam się o martwe ciało.Wy-padłam przez drzwi i przegalopowałam dziko przez podwórko.Ukryłam się w mrokuulicy i stanęłam.Konwulsyjnie łapałam powietrze i rozglądałam się na wszystkie strony.W każdej chwili spodziewałam się zobaczyć czyjąś postać albo błysk broni.W oddali rozległy się syreny, a u wylotu ulicy dostrzegłam migotanie policyjnychkogutów.Z Lindal skręcał następny radiowóz.Ktoś wezwał policję.Przed sklepem naglezrobiło się biało-niebiesko.Mundurowi wysiedli i zaświecili w okna sklepu Mo.Wycofałam się w róg pomiędzy gankiem a tarasem, o dwa domki dalej.Nie odwra-cając wzroku od jezdni zaczęłam grzebać w torebce w poszukiwaniu telefonu komór-kowego.Znalazłam go i zadzwoniłam do Morellego.Pomijając nasze prywatne zadraż-nienia, to bardzo dobry policjant.Chciałam, żeby znalazł się na miejscu zbrodni jakopierwszy z wydziału zabójstw.Było już dobrze po północy, kiedy Morelli przywiózł mnie do domu.Zatrzymał to-yotę na parkingu i zaprowadził mnie do budynku.Wcisnął guzik w windzie i stanąłw milczeniu obok mnie.Od chwili opuszczenia posterunku żadne z nas nie odezwałosię ani słowem.Byliśmy zbyt zmęczeni na pogawędki.Zrelacjonowałam mu wszystko.Kazał mi iść do szpitala Zwiętego Franciszka, żebyzbadali mi głowę, na zewnątrz i wewnątrz.Powiedziano mi, że mam guza i wstrząs.Skóra na głowie była nietknięta.Ze szpitala pojechałam do domu, żeby wziąć prysznici zmienić ubranie, po czym radiowozem przywieziono mnie na posterunek na dalszeprzesłuchanie.Zrobiłam, co mogłam, żeby dokładnie opisać wszystkie zajścia, wyjąw-szy drobny zanik pamięci w kwestii kluczy do mieszkania i sklepu Mo, a także zadzi-wiającego zjawiska, gdy drzwi stanęły przede mną otworem z własnej woli.Po co obcią-żać policjantów drobiazgami bez znaczenia.Zwłaszcza, jeśli na ich podstawie moglibyodnieść błędne wrażenie, że włamałam się na teren cudzej posiadłości.No i jeszcze nie54wspomniałam o broni, która tak się jakoś złożyło do czasu mojego przybycia naposterunek zniknęła mi z torebki.Również wyłącznie dlatego, że nie chciałam zaciem-niać obrazu sytuacji.Ani robić z siebie pośmiewiska przez fakt, że zapomniałam nabićcholerstwa.Kiedy zamykałam oczy, widziałam tamtego faceta.Czarne oczy o ciężkich powie-kach, smagła skóra, długie dredy, wąsy i kozia bródka.Potężny.Wyższy ode mnie.I silny.I szybki.Co jeszcze? Martwy.Bardzo martwy.Zastrzelony z bliskiej odległości z czter-dziestki piątki.Motywy mordercy były nieznane.Podobnie jak to, dlaczego mnie oszczędził.Policję wezwała pani Bartle z naprzeciwka.Raz, żeby donieść o podejrzanych świa-tłach widocznych przez okno sklepu, a potem kiedy usłyszała strzał.Morelli i ja wysiedliśmy z windy i przeszliśmy parę kroków do mojego mieszkania.Otworzyłam drzwi, weszłam i włączyłam światło.Rex zatrzymał się w kołowrotku i za-mrugał oczkami.Morelli zajrzał od niechcenia do kuchni.Wszedł do salonu i zapalił lampę.Zerknąłdo sypialni i łazienki, po czym wrócił do mnie. Tak sobie sprawdzam wyjaśnił. Co sprawdzasz? Czy nie ma tego tajemniczego napastnika.Osunęłam się na krzesło. Nie wiedziałam, czy mi wierzysz [ Pobierz całość w formacie PDF ]