[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Dlaczego nie powiedziałeś, że grasz w filmie? Co miałem mówić. Podobno ludzie płaczą na sali, wiesz? Idę dzisiaj z rodzicami. Płaczą? Jeszcze jak.Po seansie wszyscy mają czerwone oczy. To po co idziesz? Chcesz się popłakać? I tak już przez ciebie płakałam. %7łartujesz. Naprawdę. Kiedy? No, wiesz.Wtedy.Antek ci nic nie mówił?Chciał odpowiedzieć, ale zbliżył się do nich Gryl. Jak się masz, artysto z kociego teatru? Więc żyjesz?Franek zmierzył go oczami.Nie odpowiedział. Już sto pięćdziesiąt lat temu żołnierze płakali po tobie wazeliną.He-he-he!Podczas gdy tak rechotał, Maks ukląkł za jego plecami, a Godlewski znienacka wyciągnąłrękę i krzyknął:75 Pifff!Gryl cofnął się i wywinął kozła w powietrzu.Po lekcjach Franek wpadł do domu jak bomba. Mamusiu! Dzisiaj dostałem pierwszą czwórkę! I pogodziłem się z Marychną!Ojciec i matka wymienili spojrzenia. Z Marychną? A któż to taki? No.koleżanka. Ze szkoły? Aha! Od jutra będziemy siedzieć w jednej ławce. I my też mamy dla ciebie niespodziankę.Helenko, gdzież to się podziała ta gazeta?Pani Fszystkonietak wysunęła szufladę i wydobyła z niej starannie złożoną gazetę.W ru-bryce recenzji filmowych czerwonym tuszem zakreślony był następujący ustęp:Film zawdzięcza swój sukces znakomitej grze aktorów tej miary, co K.i Z., a także grzechłopca, który z taką brawurą odtworzył postać bohaterskiego dobosza.Franek Fszystkonie-tak, którego oklaskujemy w Szkolnym Teatrze Eksperymentalnym, gra rzeczywiście FF.Ro-sną młode talenty.76** *Zgodnie z naszą umową siedzieliśmy na plaży, jedząc wiśnie. Jak pan myśli zapytał Franek czy to już koniec? Czy na tym skończą się tarapatypańskiego bohatera? Bo ja ci wiem? odparłem po chwili zastanowienia. Nie mogę przecież zmyślać tego,czego nie było.Nie chciałbym nikogo oszukiwać, a prorokiem nie jestem.To nie mój zawód. Ale chyba jakoś wyobraża pan sobie dalszy ciąg? nie dawał za wygraną. Cóż, można sobie wyobrażać bardzo różnie.Jedno jest pewne: dalsze losy zależą wy-łącznie od samego bohatera.Choćbym nawet chciał mu niekiedy przyjść z pomocą, nie nawiele się to zda.Franek ma nierówny charakter i nigdy nie wiadomo, czego po nim oczeki-wać. Z pana to też.I po co to ja wszystko panu mówiłem? Myślałem, że pan go rozumie, apan tak samo, jak Filutek. Precz od Filutka powiedziałem. Zachowujesz się jak Fszystkonietak.Nawet gorzej.Fszystkonietak był w gruncie rzeczy dobrym chłopcem i nikomu celowo nie zrobiłby przy-krości.Zresztą z profesorem Bielewiczem już się pogodził.Wiesz o tym najlepiej. Ale co było dalej? Prowokujesz? Więc dobra.Dalej było tak:Po egzaminie Franek pełen jak najlepszych intencji przyszedł do szkoły i (co wszystkichniezmiernie zdziwiło) przez pierwsze kilka dni zachowywał się niemal wzorowo.Aż kiedyś,znienacka, znowu wstąpił w niego zły duch i wszystko zaczęło się od początku.Ojciec byłzawiedziony, matka smutna, a profesorowie wściekli.Oczywiście Franek obiecywał, że siępoprawi i miał nadzieję, że wypadki potoczą się jak w poprzednim roku.Ale sromotnie sięzawiódł.Historia nigdy się nie powtarza, a przysłowie jest nędzne i warto by je zmienić.Franka z trzaskiem wyleli ze szkoły, jego ojciec posiwiał ze zgryzoty, a matka.Stój! Stój.szalona pałko! Dokąd lecisz!?Zerwałem się i w ostatniej chwili złapałem go za nogę, ale Franek wił się jak piskorz iwołał: Nie chcę! Nie chcę!A krzyczał tak głośno, że zrobiło się zbiegowisko i jakaś pani zwróciła mi uwagę, żebymsię nie znęcał nad dzieckiem.Odpowiedziałem z godnością, że jest to moje osobiste dziecko i że mógłbym je nawet uto-pić.Wtedy Franek parsknął śmiechem, pani zrobiła wielce obrażoną minę, a ktoś zauważyłprzytomnie, że jaki ojciec, taki syn i że niedaleko pada jabłko od jabłoni.Potem zostawilinas w spokoju.Franek usiadł na piasku, skrzyżował nogi, spojrzał na mnie okiem inkwizytora i rzekł do-bitnie: Jeżeli pan w tej chwili nie zmieni zakończenia, nie chcę pana znać. Usiądz na kocu powiedziałem pojednawczo zagramy w ciupy.Oczywiście, że zakoń-czenie jest całkiem inne, tylko tak żartowałem.77 Aadne mi żarty! %7łeby ojciec osiwiał, a matka.już nie wiem co. Jak to nie wiesz? Przecież ci mówiłem, że wszystko zależy wyłącznie od samego bohate-ra.Ja tam bohaterem nigdy nie byłem.Widziałeś przed chwilą, że nawet takiego szkraba, jakty, nie mogę bezkarnie złapać za nogę.Skończ sam, bo mnie przychodzą do głowy najczar-niejsze myśli. Niech się pan nie wykręca. A w ogóle, jak ty się do mnie odzywasz? Przepraszam.Zapomniałem się. I już zupełnie miękko: Psze pana, niech pan będziełaskaw skończyć.Załamałem się, ale nie dałem po sobie poznać.Postanowiłem wypróbować go do końca [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl odbijak.htw.pl
.Dlaczego nie powiedziałeś, że grasz w filmie? Co miałem mówić. Podobno ludzie płaczą na sali, wiesz? Idę dzisiaj z rodzicami. Płaczą? Jeszcze jak.Po seansie wszyscy mają czerwone oczy. To po co idziesz? Chcesz się popłakać? I tak już przez ciebie płakałam. %7łartujesz. Naprawdę. Kiedy? No, wiesz.Wtedy.Antek ci nic nie mówił?Chciał odpowiedzieć, ale zbliżył się do nich Gryl. Jak się masz, artysto z kociego teatru? Więc żyjesz?Franek zmierzył go oczami.Nie odpowiedział. Już sto pięćdziesiąt lat temu żołnierze płakali po tobie wazeliną.He-he-he!Podczas gdy tak rechotał, Maks ukląkł za jego plecami, a Godlewski znienacka wyciągnąłrękę i krzyknął:75 Pifff!Gryl cofnął się i wywinął kozła w powietrzu.Po lekcjach Franek wpadł do domu jak bomba. Mamusiu! Dzisiaj dostałem pierwszą czwórkę! I pogodziłem się z Marychną!Ojciec i matka wymienili spojrzenia. Z Marychną? A któż to taki? No.koleżanka. Ze szkoły? Aha! Od jutra będziemy siedzieć w jednej ławce. I my też mamy dla ciebie niespodziankę.Helenko, gdzież to się podziała ta gazeta?Pani Fszystkonietak wysunęła szufladę i wydobyła z niej starannie złożoną gazetę.W ru-bryce recenzji filmowych czerwonym tuszem zakreślony był następujący ustęp:Film zawdzięcza swój sukces znakomitej grze aktorów tej miary, co K.i Z., a także grzechłopca, który z taką brawurą odtworzył postać bohaterskiego dobosza.Franek Fszystkonie-tak, którego oklaskujemy w Szkolnym Teatrze Eksperymentalnym, gra rzeczywiście FF.Ro-sną młode talenty.76** *Zgodnie z naszą umową siedzieliśmy na plaży, jedząc wiśnie. Jak pan myśli zapytał Franek czy to już koniec? Czy na tym skończą się tarapatypańskiego bohatera? Bo ja ci wiem? odparłem po chwili zastanowienia. Nie mogę przecież zmyślać tego,czego nie było.Nie chciałbym nikogo oszukiwać, a prorokiem nie jestem.To nie mój zawód. Ale chyba jakoś wyobraża pan sobie dalszy ciąg? nie dawał za wygraną. Cóż, można sobie wyobrażać bardzo różnie.Jedno jest pewne: dalsze losy zależą wy-łącznie od samego bohatera.Choćbym nawet chciał mu niekiedy przyjść z pomocą, nie nawiele się to zda.Franek ma nierówny charakter i nigdy nie wiadomo, czego po nim oczeki-wać. Z pana to też.I po co to ja wszystko panu mówiłem? Myślałem, że pan go rozumie, apan tak samo, jak Filutek. Precz od Filutka powiedziałem. Zachowujesz się jak Fszystkonietak.Nawet gorzej.Fszystkonietak był w gruncie rzeczy dobrym chłopcem i nikomu celowo nie zrobiłby przy-krości.Zresztą z profesorem Bielewiczem już się pogodził.Wiesz o tym najlepiej. Ale co było dalej? Prowokujesz? Więc dobra.Dalej było tak:Po egzaminie Franek pełen jak najlepszych intencji przyszedł do szkoły i (co wszystkichniezmiernie zdziwiło) przez pierwsze kilka dni zachowywał się niemal wzorowo.Aż kiedyś,znienacka, znowu wstąpił w niego zły duch i wszystko zaczęło się od początku.Ojciec byłzawiedziony, matka smutna, a profesorowie wściekli.Oczywiście Franek obiecywał, że siępoprawi i miał nadzieję, że wypadki potoczą się jak w poprzednim roku.Ale sromotnie sięzawiódł.Historia nigdy się nie powtarza, a przysłowie jest nędzne i warto by je zmienić.Franka z trzaskiem wyleli ze szkoły, jego ojciec posiwiał ze zgryzoty, a matka.Stój! Stój.szalona pałko! Dokąd lecisz!?Zerwałem się i w ostatniej chwili złapałem go za nogę, ale Franek wił się jak piskorz iwołał: Nie chcę! Nie chcę!A krzyczał tak głośno, że zrobiło się zbiegowisko i jakaś pani zwróciła mi uwagę, żebymsię nie znęcał nad dzieckiem.Odpowiedziałem z godnością, że jest to moje osobiste dziecko i że mógłbym je nawet uto-pić.Wtedy Franek parsknął śmiechem, pani zrobiła wielce obrażoną minę, a ktoś zauważyłprzytomnie, że jaki ojciec, taki syn i że niedaleko pada jabłko od jabłoni.Potem zostawilinas w spokoju.Franek usiadł na piasku, skrzyżował nogi, spojrzał na mnie okiem inkwizytora i rzekł do-bitnie: Jeżeli pan w tej chwili nie zmieni zakończenia, nie chcę pana znać. Usiądz na kocu powiedziałem pojednawczo zagramy w ciupy.Oczywiście, że zakoń-czenie jest całkiem inne, tylko tak żartowałem.77 Aadne mi żarty! %7łeby ojciec osiwiał, a matka.już nie wiem co. Jak to nie wiesz? Przecież ci mówiłem, że wszystko zależy wyłącznie od samego bohate-ra.Ja tam bohaterem nigdy nie byłem.Widziałeś przed chwilą, że nawet takiego szkraba, jakty, nie mogę bezkarnie złapać za nogę.Skończ sam, bo mnie przychodzą do głowy najczar-niejsze myśli. Niech się pan nie wykręca. A w ogóle, jak ty się do mnie odzywasz? Przepraszam.Zapomniałem się. I już zupełnie miękko: Psze pana, niech pan będziełaskaw skończyć.Załamałem się, ale nie dałem po sobie poznać.Postanowiłem wypróbować go do końca [ Pobierz całość w formacie PDF ]