[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Zawsze to robi.Cała historia jego życia to błądzenie.Miło mi było cię poznać, muszę lecieć.Ona jednak przystanęła już przed wysokimi drzwiami obitymi czerwonym aksamitem.Z drugiej strony dochodziły głosy.przera­żające głosy.Głosy, których typografia absolutnie nie zdoła przeka­zać, dopóki ktoś nie stworzy linotypu z pogłosem, a najlepiej również czcionki wyglądającej jak dźwięki wydawane przez głowonoga.Oto co mówiły głosy:- CZY ZECHCIAŁBYŚ WYJAŚNIĆ TO JESZCZE RAZ?- Jeśli zrzucisz cokolwiek oprócz atutu, Południe dostanie dwie przebitki, straci jednego Żółwia, jednego Słonia i jeden z Wielkich Arkanów, potem.- To Dwukwiat - syknął Rincewind.- Ten głos poznałbym zawsze i wszędzie.- MOMENCIK.ZARAZA JEST POŁUDNIEM?- Przestań już, Mort.Przecież ci to tłumaczył.A co będzie, jeśli Głód zagra.jak to było.odwróci atutem?- Był to sapiący, wilgotny głos, właściwie zakaźny sam z siebie.- Wtedy przebijesz tylko jednego Żółwia zamiast dwóch - wyjaśnił entuzjastycznie Dwukwiat.- Ale gdyby Wojna od początku wistował atutem, kontrakt byłby bez dwóch?- Otóż to!- NIE CAŁKIEM ROZUMIEM.OPOWIEDZ JESZCZE O BLEFACH.MAM WRAŻENIE, ŻE ZACZYNAŁEM ŁAPAĆ, O CO CHODZI.Był to głos ciężki i głuchy, jakby uderzały o siebie dwie bryły ołowiu.- To wtedy, kiedy licytujesz, żeby wprowadzić w błąd przeciwni­ków.Oczywiście, może to sprawić pewne kłopoty partnerowi.Głos Dwukwiata rozbrzmiewał entuzjazmem.Przez aksamit sączy­ły się takie słowa jak „powtórzyć kolor", „podwójny impas" czy „wielki szlem".Rincewind spojrzał tępo na Ysabell.- Rozumiesz coś z tego? - zapytała.- Nic a nic - zapewnił.- Wydaje się, że to strasznie skomplikowane.- POWIEDZIAŁEŚ, ŻE LUDZIE GRAJĄ W TO DLA PRZYJEM­NOŚCI? - odezwał się ciężki głos za drzwiami.- Niektórzy są w tym rzeczywiście świetni.Obawiam się, że ja je­stem zaledwie amatorem.-ALE PRZECIEŻ ŻYJĄ TYLKO OSIEMDZIESIĄT, NAJWYŻEJ DZIEWIĘĆDZIESIĄT LAT!- Ty powinieneś wiedzieć o tym najlepiej, Mort - odpowiedział głos, który Rincewind słyszał już raz i z pewnością wolałby nie słyszeć nigdy więcej, zwłaszcza po ciemku.- Z pewnością to bardzo.intrygująca gra.- ROZDAJ JESZCZE RAZ.ZOBACZYMY, CZY WSZYSTKO ZRO­ZUMIAŁEM.- Sądzisz, że powinnam tam wejść? - spytała Ysabell.Głos za drzwiami oznajmił:- LICYTUJĘ.ŻÓŁWIOWEGO WALETA.- Chwileczkę.Na pewno coś pomyliłeś.Spójrzmy na twoje.Ysabell pchnęła drzwi.Pokój był dość przytulnym gabinetem.Może trochę ponurym.Możliwe, że zaprojektował go dekorator wnętrz, który miał akurat zły dzień, głowa go bolała, a w dodatku uwielbiał wielkie klepsydry ustawione na każdej płaskiej powierzchni.Dysponował też wieloma wysokimi, grubymi i mocno kapiącymi świecami, których chciał się pozbyć.Śmierć Dysku był tradycjonalistą.Miał prawo do dumy z jakości świadczonych przez siebie usług, a przez większość czasu chodził ponury, gdyż nikt go nie doceniał.Przypominał, że nikt nie lęka się samej śmierci, ale bólu, rozdzielenia i zapomnienia.To nierozsądne żywić do kogoś pretensje tylko dlatego, że ma puste oczodoły i jest dumny ze swojej pracy.I wciąż używa kosy, zaznaczał często, gdy Śmierci na innych światach już dawno zainwestowali w kombajny.Teraz siedział przy stole pokrytym czarnym suknem.Dyskutował z Zarazą, Głodem i Wojną.Dwukwiat był jedynym, który podniósł głowę i zauważył Rincewinda.- Hej, skąd się tu wziąłeś?- No.Niektórzy twierdzą, że Stwórca chwycił garść.aha, rozu­miem.Trudno to wytłumaczyć, ale.- Znalazłeś Bagaż?Drewniany kufer przecisnął się obok maga i podbiegł do swego właściciela.Ten otworzył wieko, pogrzebał we wnętrzu i wyjął niewiel­ki oprawny w skórę tomik.Wręczył go Wojnie.- To „Zasady dobrej licytacji" Culte'a Berta Nosa - wyjaśnił.- Nie­zła rzecz.Dobrze tłumaczy podwójny impas i jak należy.Śmierć wyciągnął kościstą dłoń, chwycił książkę i zaczął przerzu­cać strony, całkowicie zapominając o obecności dwóch ludzi.- DOBRA - rzucił.- ZARAZO, OTWÓRZ NOWĄ TALIĘ.ZRO­ZUMIEM, O CO W TYM CHODZI, CHOĆBYM MIAŁ ZDECH­NĄĆ.W PRZENOŚNI, OCZYWIŚCIE.Rincewind złapał Dwukwiata i wywlókł go z pokoju.Po chwili bie­gli już korytarzem, ścigani przez galopujący Bagaż.- O czym wyście mówili? - zapytał.- Wiesz, mają sporo wolnego czasu - wysapał Dwukwiat.- Pomyślałem, że im się spodoba.- Co? Gra w karty?- To wyjątkowa gra.Nazywa się.- Dwukwiat urwał.Języki obce nie były jego mocną stroną.-W waszej mowie nazywa się, na przy­kład, jak ta rzecz, którą przerzucacie przez rzekę.- I dodał: - Tak myślę.- Akwedukt? - zgadywał Rincewind.- Sieć rybacka? Grobla? Tama?- Możliwe.Dotarli do przedpokoju, gdzie wielki zegar wciąż ścinał sekundy życia świata.- Jak myślisz, ile czasu im to zabierze? Dwukwiat przystanął.- Nie jestem pewien.- mruknął.- Może do ostatniego atutu.Zadziwiający zegar.- Nie próbuj go kupować - poradził Rincewind.- Nie sądzę, żeby się to spodobało właścicielowi.- A gdzie właściwie jesteśmy? - Dwukwiat skinął na Bagaż i otwo­rzył wieko.Rincewind rozejrzał się.Sala była mroczna i pusta, wąskie okna pokrywał lód.Zerknął w dół.Cienka niebieska linia sięgała do jego kostki.Teraz dopiero zauważył, że Dwukwiat też ma taką.- Jesteśmy.jakby to powiedzieć.nieoficjalnie martwi.- Nie umiał wyjaśnić tego prościej.- Naprawdę? - Dwukwiat nadal grzebał w Bagażu.- Czy to cię nie martwi?- Wiesz, wszystko w końcu jakoś się ułoży.Nie sądzisz? Zresztą, wierzę w reinkarnację.Jako kto chciałbyś powrócić?- Nie chcę odchodzić - odparł stanowczo Rincewind.- Idziemy.Musimy się wydostać z.Och, nie! Tylko nie to!Z głębin Bagażu Dwukwiat wydobył pudełko.Było duże, czarne, miało z boku dźwignię, a z przodu małe okrągłe okienko.Miało też pasek, żeby Dwukwiat mógł powiesić je sobie na szyi, co uczynił.Swego czasu Rincewind lubił ikonoskop.Wierzył, wbrew osobi­stym doświadczeniom, że świat jest zasadniczo poznawalny, że gdyby tylko zdobył odpowiednie myślowe narzędzia, mógłby zdjąć w nim tylną ściankę i zobaczyć, jak działa.Naturalnie mylił się absolutnie.Ikonoskop nie rejestrował obrazów metodą oświetlania specjalnie przygotowanego papieru, jak podejrzewał Rincewind.Wykorzystywał system o wiele prostszy: małego demona z dobrym okiem do kolorów i ręką szybką przy pędzlu.Rincewind bardzo się zirytował, kiedy to odkrył.- Nie mamy czasu na obrazki! - syknął.- To nie potrwa długo - odparł z mocą Dwukwiat i zastukał w ścianę pudełka.Odskoczyły maleńkie drzwi i chochlik wystawił gło­wę na zewnątrz.- Niech to piekło.- zawołał.- Gdzie jesteśmy?- Nieważne - stwierdził Dwukwiat.- Chyba najpierw zegar.Demon zmrużył oczy.- Marne światło - uznał.- Trzy cholerne lata na przesłonie f8, moim zdaniem.Zatrzasnął drzwiczki.Po chwili wewnątrz ikonoskopu zaskrzypiał stołek przysuwany do sztalug.Rincewind zgrzytnął zębami.- Nie musisz robić obrazków! - wrzasnął.- Możesz to wszystko zapamiętać!- To nie to samo - odparł spokojnie turysta.- Pamięć jest lepsza! Bardziej realna!- Wcale nie.Kiedy po wielu latach usiądę przy ogniu.- Będziesz siedział przy ogniu całą wieczność, jeśli się stąd nie wydostaniemy!- Mam nadzieję, że jeszcze nie wychodzicie.Odwrócili się obaj.Ysabell stała w przejściu i uśmiechała się lek­ko.W ręku trzymała przysłowiowo ostrą kosę [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • odbijak.htw.pl