[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Skoro poza dochodzeniem do zdrowia nie miałam nic innego do roboty, zponurą determinacją postanowiłam nauczyć się tutejszej mowy.Zadanie utrudniałfakt, że Glaukos często bywał nieobecny albo zajęty, a Zilje i ja nie miałyśmywspólnego języka.Mimo wszystko przyswoiłam sobie pewien zasób słów i podkoniec pobytu w domu Glaukosa znałam słowa  proszę" i  dziękuję" oraz kilkainnych grzecznościowych zwrotów.Na ich podstawie udało mi się rozgryzćpodstawy składni.Tak wyglądał początek.Dowiedziałam się, że Glaukos jest nie tylko lekarzem, ale również buchalteremKazana Atrabiadesa.Obecnie zajmował się katalogowaniem inwentarza idystrybucją najnowszych łupów, zostawiwszy Zilje opiekę nad mieszkańcamiwioski.Byłego niewolnika i jego młodą żonę łączyło szczere uczucie.Przyznaję, zpoczątku myślałam, że dostał ją w nagrodę za dobrą służbę, ale nie miałam racji.On kochał ją, a ona jego, i tak być powinno, miał bowiem lepsze serce niż wielu ztych, którzy służyli Kazanowi.Jej siostra Krista odnosiła się do niego jak dopobłażliwego wujaszka, co chyba odpowiadało całej trójce.Drugiego dnia Kazan przysłał belę pięknego płótna  jedwabnego adamaszku wciemnoróżowym kolorze we wzorek koniczynek.Pogładziłam materiał palcami ipopatrzyłam pytająco na Glaukosa. Powinnaś nosić stroje stosowne do swojej pozycji, prawda?  powiedział,unikając spojrzenia mi w oczy. Przecież mówiłem, że potraktuje cię należycie.Dziś po południu przyjdzie stara Nomi.Obiecał jej sześć najlepszych igieł zauszycie sukni.Chciałam dać materiał Zilje i jej siostrze, ale na próżno.Słowo Kazana byłorozkazem.Nomi, zgarbiona starucha, mamrotała, poszturchiwała mnie i mierzyłakawałkiem sznurka, a na drugi dzień wróciła z gotowym strojem.Byłamzaskoczona elegancką prostotą sukni zebranej powyżej stanu, opadającej wprostych fałdach do ziemi.Projekt pochodził ze starożytnego iliryjskiego poematu o tragicznej heroinie.Chciałabym mieć tłumaczenie, żeby podarować je Favrieli nóDzika Róża, która z pewnością byłaby zainteresowana.Resztę materiału dałamZilje i Kriście, z czego bardzo się ucieszyły.Nie dowiedziałam się, co zrobiły z prezentem, bo pod koniec trzeciego dniarekonwalescencji wydobrzałam na tyle, żeby zacząć się niecierpliwić.Glaukosmusiał z niechęcią przyznać, że rzeczywiście w zaskakującym tempie wróciłam dozdrowia.Spełnił moją prośbę i powiadomił Kazana Atrabiadesa.Kapitan piratów kazał mi przyjść w sukni w stylu dawnej epickiej heroiny.W odróżnieniu od sosnowych chat wieśniaków, dom Kazana był zbudowany zkamienia, z bloków kremowego marmuru, które wycięto na pobliskiej wyspie iwodą przewieziono do Dobreku.Stał niedaleko od wioski na skalistej skarpie nadzatoką, zwrócony ku morzu.Z drugiej strony rosła kępa cyprysów, stanowiącauroczy parawan, a po marmurowych ścianach pięły się nie znane mi, póznokwitnące pnącza.Sam dom, długi i nieproporcjonalny, mógłby uchodzić zasiedzibę szlachcica.Mieszkał w nim nie tylko Kazan, ale również kilkorosłużących i trzech czy czterech jego ludzi.Przy domu stała stajnia z dwoma końmi,jedynymi na wyspie.Wieśniacy mieli tylko osły do pracy i jazdy wierzchem.Gdy eskortowana przez dwóch ludzi przyszłam z Glaukosem z wioski, Kazanczekał na tarasie z widokiem na morze.Jego czarne, związane na czubku głowywłosy lśniły świeżo uczesane.Był ubrany w szerokie spodnie wpuszczone wcholewy butów, koszulę i dopasowaną kamizelkę z iliryjskim hartem.Wąskąbródkę miał świeżo przyciętą, końce wąsów nawoskowane i ostre jak igły. Pani Fedro  powiedział z ukłonem, tylko trochę zniekształcając moje imię.Witam w moim domu.Jesteś honorowym gościem Dobreku.Jego ludzie też się ukłonili, gapiąc się na mnie i trącając jeden drugiegołokciami.Nie wiedziałam, co zrobić, więc tylko dygnęłam. Mire daj, Kazanie Atrabiadesie.Falemir dit, dziękuję ci za gościnę.Drgnął, słysząc iliryjskie powitanie, i nieelegancko rozdziawił usta.Brakjednego trzonowego zęba trochę niekorzystnie wpływał na jego prezencję.Chybazdał sobie z tego sprawę, bo zamknął usta. Nie mówiłaś, że znasz iliryjski  powiedział. Nie znam, pa.Kazanie. Niełatwo zerwać z zakorzenionym nawykiem.Tylko te parę słów, których się nauczyłam, żeby moja prośba łatwiej trafiła dotwojego ucha.Zciągnął brwi. Jesteś jak pies, który ani na chwilę nie zostawia kości! Porozmawiamy o okupie wtedy, kiedy ja będę tego chciał.Teraz jesteś moim gościem, a Glaukosmówi, że jeszcze musisz odpoczywać.Idz więc i odpoczywaj. Odwrócił się ipodniósł głos:  Marjopi!Z cieni niewielkiej arkady wyszła w jasne słońce rosła kobieta, z potężnymirękami splecionymi na wydatnym biuście.Była w średnim wieku, choć w jejczarnych, upiętych w kok włosach nie dostrzegłam śladu siwizny.Miała ziemistątwarz i czarne oczy o twardym wyrazie, które spojrzały na mnie nieprzychylnie. Marjopi jest ze mną, odkąd byłem oseskiem.Ona się tobą zajmie.Marjopi! Telesh gezuan!  zawołał do niej.Marjopi odpowiedziała stekiem iliryjskich przekleństw, a on nie pozostał jejdłużny.Porucznicy Kazana jawnie szczerzyli zęby, a Glaukos niespokojnieprzestępował z nogi na nogę. O co chodzi?  zapytałam go. Ona uważa, że przynosisz pecha  mruknął. Mówiłem ci, Ilirowie sąprzesądni.Nie ona pierwsza uważa d'Angelińską urodę za sprzeczną z naturą, aplamka w twoim oku.Właśnie.Wygląda na to, że kriawbog jest bestią oczerwonych ślepiach.Zapewne o to chodzi. Może ma rację  odparłam ponuro.Stworzenie, które widziałam  albo któresobie wyobraziłam  miało szkarłatne spojrzenie [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • odbijak.htw.pl