[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- I pożegnał się pan z nią?- I pożegnaliśmy się.- Znowu się zaśmiał.- Och, to nie by­ło takie pożegnanie, o jakim pani myśli.Było bardzo szorstkie i krótkie.Helen powiedziała: „Proszę, idź już.Odejdź szybko.Nie chciałabym." Urwała i ja.ja po prostu odszedłem.- Wrócił pan do hotelu?- Tak, w końcu tam dotarłem.Najpierw długo chodzi­łem.szedłem przed siebie.- Trudno ustalić dokładnie daty.po tylu latach.Ale chyba właśnie tej nocy Helen odeszła.i nigdy już nie wró­ciła - powiedziała Gwenda.- Rozumiem.A ponieważ następnego dnia wyjechaliśmy z żoną z Dillmouth, zaczęto plotkować, że odeszła ze mną.Ludzie mają czarujące pomysły.- W każdym razie nie odeszła z panem? - spytała otwar­cie Gwenda.- Dobry Boże, nie, nigdy nie było mowy o czymś takim.- A jak pan sądzi, dlaczego uciekła?Erskine zmarszczył brwi.Jego zachowanie zmieniło się, wyraźnie zainteresowało go to pytanie.- No tak.To jest problem.Czy ona.hm.nie zostawiła żadnego wyjaśnienia?Gwenda zastanowiła się, po czym wyraziła własne prze­konanie.- Nie sądzę, aby zostawiła jakąkolwiek informację.Czy przypuszcza pan, że mogła uciec z kimś innym?- Nie, naturalnie, że nie.- Wydaje się pan tego pewien.- Tak, jestem pewien.- To dlaczego odeszła?- Jeśli odeszła.nagle.w taki sposób.to mogę się do­myślić tylko jednej przyczyny.Uciekała przede mną.- Przed panem?- Tak.Być może obawiała się, że będę próbował znowu się z nią spotkać.że będę ją napastował.Musiała się zo­rientować, że nadal.szaleję za nią.tak, musiało być wła­śnie tak.- Ale to nie wyjaśnia - stwierdziła Gwenda - dlaczego już nigdy nie wróciła.Proszę mi powiedzieć, czy Helen mówiła panu coś o moim ojcu? Że martwiła się o niego? Albo.że się go bała? Czy coś w tym rodzaju?- Bała się go? Dlaczego? Ach, rozumiem, myśli pani, że mógł być zazdrosny.Czy byL typem człowieka zazdrosnego?- Nie wiem.Umarł, kiedy byłam mała.-Ach, tak.Nie.wracając myślami w przeszłość mam wrażenie.że zawsze wydawał się normalny i przyjemny.Bardzo lubił Helen, był z niej dumny, ale nie sądzę, żeby łą­czyło go z nią coś więcej.Nie, to ja byłem zazdrosny o niego.- Czy uważał pan, że byli ze sobą dość szczęśliwi?- Tak, byli.Cieszyłem się z tego, ale jednocześnie spra­wiało mi przykrość.Nie, Helen nigdy nie rozmawiała ze mną na jego temat.Jak już pani mówiłem, rzadko się zda­rzało, żebyśmy byli sam na sam, a nigdy na tyle, żeby roz­mawiać swobodnie.Ale teraz, kiedy pani o tym wspomniała, przypomniało mi się, że Helen wydała mi się wówczas zmar­twiona.- Zmartwiona?- Tak.Myślałem, że może z powodu mojej żony.- urwał,nie dokończywszy myśli.- Ale to musiało być coś więcej.-Znów spojrzał badawczo na Gwendę.- Czy Helen bała się swojego męża? Czy on był zazdrosny o innych mężczyzn wo­kół niej?- Chyba mówił pan, że nie.- Zazdrość jest czymś bardzo dziwnym.Czasami potrafi się ukrywać tak głęboko, że trudno o nią podejrzewaćt.-Wzdrygnął się.-Ale bywa też przerażająca.przerażająca.-Kolejna rzecz, której chciałabym się dowiedzieć.-Gwenda urwała.Na podjeździe pojawił się samochód.- Och, moja żona wróciła z zakupów - powiedział major Erskine.W jednej chwili stał się zupełnie innym człowiekiem.Jego ton był swobodny, lecz formalny, twarz bez wyrazu.Lekkie drżenie zdradzało, jak bardzo czuje się zaniepokojony.Zza rogu domu wyłoniła się zmierzająca wielkimi kroka­mi w ich stronę pani Erskine.Major podniósł się i ruszył jej na spotkanie.- Pani Reed zgubiła wczoraj w naszym ogrodzie pierścio­nek - wyjaśnił.- Naprawdę? - spytała ostro pani Erskine.- Dzień dobry - przywitała ją Gwenda.- Tak, ale na szczęście go znalazłam.- To bardzo dobrze.- Och, tak.Byłabym zrozpaczona, gdybym go utraciła.No cóż, muszę już iść.Pani Erskine nie odezwała się.- Odprowadzę panią do samochodu - zaproponował ma­jor.Ruszył za Gwenda, kiedy nagle dobiegł ich ostry głos jego żony.- Richard! Przeproś panią Reed i pozwól tu! Bardzo waż­ny telefon do ciebie.- Och, oczywiście - pośpiesznie odezwała się Gwenda.-Proszę się mną nie kłopotać.Szybko przebiegła przez taras i za róg domu, w stronę podjazdu.Po czym zatrzymała się.Pani Erskine zaparkowała swój samochód w taki sposób, że Gwenda wątpiła, czy będzie w stanie wyjechać.Zawahała się, a następnie powoli wróciła w stronę tarasu.Tuż przy oknach francuskich stanęła jak wryta.Do jej uszu wyraźnie dobiegał głęboki, donośny głos pani Erskine.- Nie obchodzi mnie, co masz do powiedzenia.Zorganizo­wałeś to.zorganizowałeś to wczoraj.Uzgodniłeś z tą dziew­czyną, żeby przyszła tu, kiedy pojadę do Daith.Zawsze je­steś taki sam.byle tylko jakaś ładna dziewczyna.Nie wy­trzymam tego, mówię ci.Mam już dość.Jej tyradę przerwał głos Erskine'a - cichy, niemal zde­sperowany.- Czasami naprawdę myślę, że ty nie jesteś normalna, Janet.- To nie ja jestem nienormalna.To ty! Ty nie przepuścisz żadnej kobiecie [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • odbijak.htw.pl