[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Pomiędzy tą datą a Bożym Narodzeniem, dwudziestego drugiego listopada, zginęła pani McGinty.Do kogo wtedy należał toporek do cukru?Poszedł na pocztę.Pani Sweetiman zawsze służyła pomocą, i to najlepiej, jak potrafiła.Była na obu wyprzedażach, powiedziała.Zawsze na nie chodzi.I tyle ładnych rzeczy tam się trafia.Pomagała je przedtem ułożyć.Na ogół jednak każdy przynosi je ze sobą, nie przysyłał ich wcześniej.Tłuczek z brązu podobniejszy do toporka, z kolorowymi kamykami i ptaszkiem? Nie, dokładnie sobie nie przypomina.Było takich mnóstwo rzeczy i tyle zamieszania, i niektóre rzeczy ludzie rozdrapali od razu.No, może coś takiego sobie przypomina, wycenione na pięć szylingów, i to razem z miedzianym dzbankiem na kawę, ale dzbanek miał dziurę w dnie… nie nadawał się do użytku, chyba jako ozdoba.Ale nie mogła sobie przypomnieć, kiedy to było… już jakiś czas temu.Może na Boże Narodzenie, może wcześniej.Nie zapamiętała…Przyjęła paczkę Poirota.Polecona? Tak.Spisała adres, zauważył tylko bystry błysk zainteresowania w jej przenikliwych czarnych oczach, kiedy mu podawała dowód nadania.Hercules Poirot powoli ruszył pod górę, zastanawiając się w duchu.Z nich dwu Maureen Summerhayes, roztrzepana, wesoła, niedokładna, prędzej mogła się mylić.Dożynki czy Boże Narodzenie, nie robiłoby to dla niej różnicy.Jest bardziej prawdopodobne, że Deirdre Henderson, powolna, niezręczna, potrafiła ściślej określić czas i datę.Ale zostawało to niepokojące pytanie.Dlaczego po wysłuchaniu jego pytań nie zainteresowała się, dlaczego chce wiedzieć? Z pewnością byłoby to naturalne, nieuniknione pytanie.Ale Deirdre Henderson go nie zadała.Rozdział piętnastyIKtoś do pana dzwonił! — zawołała Maureen z kuchni, kiedy Poirot wszedł do domu.— Ktoś dzwonił? Kto? Był z lekka zdziwiony.— Nie wiem, ale zapisałam numer na bloczku żywnościowym.— Dziękuję, madame.Wszedł do pokoju stołowego i podszedł do biurka.Wśród nieporządnie porozrzucanych papierów znalazł przy telefonie bloczek żywnościowy z notatką: „Kilchester 350”.Podniósłszy słuchawkę, wykręcił numer.Natychmiast się odezwał kobiecy głos: — Breather i Scuttle.Poirot szybko się domyślił.— Czy mogę mówić z panną Maude Williams? Nastąpiła chwila przerwy, po czym kontralt powiedział:— Panna Williams przy telefonie.— Tu Herkules Poirot.Zdaje się, że pani do mnie dzwoniła.— Tak… tak, dzwoniłam.To w sprawie domu, o który pan mnie pytał przedwczoraj.— Domu? — Poirot na chwilę stracił głowę.Potem zrozumiał, że ktoś słucha rozmowy Maude.Pewno wcześniej, kiedy do niego dzwoniła, była w biurze sama.— Chyba panią rozumiem.To w sprawie Jamesa Bentleya i morderstwa pani McGinty.— Tak jest.Czy możemy panu w czymś służyć?— Chce pani pomóc… Nie jest pani sama tam, gdzie pani jest?— Tak jest.— Rozumiem.Proszę słuchać uważnie.Czy naprawdę chce pani pomóc Jamesowi Bentleyowi?— Tak.— Czy może pani zrezygnować z obecnej pracy? Nie wahała się ani chwili.— Tak.— Czy zechce pani przyjąć posadę pomocy domowej? Może u niezbyt sympatycznych ludzi?— Tak.— Może pani odejść od razu? Od jutra, na przykład?— O tak, monsieur Poirot.Myślę, że to się da załatwić.— Rozumie pani, czego od pani chcę.Będzie pani pomocą domową… z mieszkaniem.Umie pani gotować?Lekkie rozbawienie zabarwiło jej głos.— Bardzo dobrze.— Bon Dieu, co za rzadkość! Proszę teraz posłuchać.W tej chwili jadę do Kilchester.Spotkam się z panią w tej samej kafejce co wtedy, w porze lunchu.— Tak, oczywiście.Poirot rozłączył się.— Podziwu warta młoda kobieta — zauważył.Bystra, wie, czego chce… a może nawet umie gotować.Z pewnymi trudnościami wygrzebał miejscową książkętelefoniczną spod traktatu o hodowli świń i znalazł numer Wetherbych.Odezwał się głos pani Wetherby.— Allô, allô.Tu Herkules Poirot… pamięta pani, madame?— Nie sądzę, abym…— Herkules Poirot.— O, tak, oczywiście… proszę wybaczyć.Mamy pewne domowe kłopoty…— To właśnie z tego powodu dzwonię.Jestem niepocieszony, słysząc o pani trudnościach.— Taka niewdzięczność… te cudzoziemki.Zapłaciliśmy jej przejazd tutaj i w ogóle.Nienawidzę niewdzięczności.— Tak, tak.Doprawdy, współczuję pani.To okropne… Dlatego śpieszę panią powiadomić, że być może znalazłem rozwiązanie.Zupełnie przypadkiem znam młodą kobietę, która szuka domowej posady.Obawiam się, że nie jest w pełni przyuczona.— Och, czegoś takiego jak przyuczona służba dzisiaj się nie spotyka.Czy zechce gotować?… Przeważnie nie chce im się gotować.— Tak, tak, gotuje.Czy przysłać ją pani… przynajmniej na próbę? Nazywa się Maude Williams.— O, bardzo proszę, panie Poirot.Jest pan niezwykle uprzejmy.Lepsze to niż nic.Mąż jest taki wymagający i tak się denerwuje na Deirdre, kiedy w gospodarstwie coś się zacina.Trudno oczekiwać, żeby mężczyźni rozumieli, jakie są dzisiaj ze wszystkim trudności… ja…Coś jej przerwało.Pani Wetherby zwróciła się do kogoś wchodzącego do pokoju i choć zakryła mikrofon dłonią, Poirot dosłyszał jej lekko stłumione słowa:— To ten mały detektyw.Zna kogoś, kto mógłby przyjść na miejsce Friedy.Nie, nie cudzoziemka… dzięki Bogu, Angielka.To naprawdę uprzejme z jego strony, wygląda na to, że się mną przejął.Och, kochanie, nie rób trudności.Cóż to przeszkadza? Wiesz, jaki absurdalny jest Roger.No, myślę, że to bardzo uprzejme… i mam nadzieję, że nie będzie okropna.Skończywszy te uwagi na stronie, pani Wetherby przemówiła z największą uprzejmością:— Bardzo panu dziękuję, panie Poirot.Jesteśmy niezmiernie wdzięczni.Poirot odłożył słuchawkę i spojrzał na zegarek.Poszedł do kuchni.— Madame, nie będę na lunchu.Musze jechać do Kilchester.— Dzięki Bogu — powiedziała Maureen.— Nie zdążyłam do tego puddingu.Wygotował się do sucha.Myślę, że w gruncie rzeczy jest w porządku… może tylko trochę przypalony.Gdyby był niesmaczny, miałam otworzyć słoik malin, które robiłam w zeszłym roku w lecie.Zebrało się trochę pleśni na wierzchu, ale dzisiaj się twierdzi, że to nie przeszkadza.A raczej dobrze robi… praktycznie to penicylina [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl odbijak.htw.pl
.Pomiędzy tą datą a Bożym Narodzeniem, dwudziestego drugiego listopada, zginęła pani McGinty.Do kogo wtedy należał toporek do cukru?Poszedł na pocztę.Pani Sweetiman zawsze służyła pomocą, i to najlepiej, jak potrafiła.Była na obu wyprzedażach, powiedziała.Zawsze na nie chodzi.I tyle ładnych rzeczy tam się trafia.Pomagała je przedtem ułożyć.Na ogół jednak każdy przynosi je ze sobą, nie przysyłał ich wcześniej.Tłuczek z brązu podobniejszy do toporka, z kolorowymi kamykami i ptaszkiem? Nie, dokładnie sobie nie przypomina.Było takich mnóstwo rzeczy i tyle zamieszania, i niektóre rzeczy ludzie rozdrapali od razu.No, może coś takiego sobie przypomina, wycenione na pięć szylingów, i to razem z miedzianym dzbankiem na kawę, ale dzbanek miał dziurę w dnie… nie nadawał się do użytku, chyba jako ozdoba.Ale nie mogła sobie przypomnieć, kiedy to było… już jakiś czas temu.Może na Boże Narodzenie, może wcześniej.Nie zapamiętała…Przyjęła paczkę Poirota.Polecona? Tak.Spisała adres, zauważył tylko bystry błysk zainteresowania w jej przenikliwych czarnych oczach, kiedy mu podawała dowód nadania.Hercules Poirot powoli ruszył pod górę, zastanawiając się w duchu.Z nich dwu Maureen Summerhayes, roztrzepana, wesoła, niedokładna, prędzej mogła się mylić.Dożynki czy Boże Narodzenie, nie robiłoby to dla niej różnicy.Jest bardziej prawdopodobne, że Deirdre Henderson, powolna, niezręczna, potrafiła ściślej określić czas i datę.Ale zostawało to niepokojące pytanie.Dlaczego po wysłuchaniu jego pytań nie zainteresowała się, dlaczego chce wiedzieć? Z pewnością byłoby to naturalne, nieuniknione pytanie.Ale Deirdre Henderson go nie zadała.Rozdział piętnastyIKtoś do pana dzwonił! — zawołała Maureen z kuchni, kiedy Poirot wszedł do domu.— Ktoś dzwonił? Kto? Był z lekka zdziwiony.— Nie wiem, ale zapisałam numer na bloczku żywnościowym.— Dziękuję, madame.Wszedł do pokoju stołowego i podszedł do biurka.Wśród nieporządnie porozrzucanych papierów znalazł przy telefonie bloczek żywnościowy z notatką: „Kilchester 350”.Podniósłszy słuchawkę, wykręcił numer.Natychmiast się odezwał kobiecy głos: — Breather i Scuttle.Poirot szybko się domyślił.— Czy mogę mówić z panną Maude Williams? Nastąpiła chwila przerwy, po czym kontralt powiedział:— Panna Williams przy telefonie.— Tu Herkules Poirot.Zdaje się, że pani do mnie dzwoniła.— Tak… tak, dzwoniłam.To w sprawie domu, o który pan mnie pytał przedwczoraj.— Domu? — Poirot na chwilę stracił głowę.Potem zrozumiał, że ktoś słucha rozmowy Maude.Pewno wcześniej, kiedy do niego dzwoniła, była w biurze sama.— Chyba panią rozumiem.To w sprawie Jamesa Bentleya i morderstwa pani McGinty.— Tak jest.Czy możemy panu w czymś służyć?— Chce pani pomóc… Nie jest pani sama tam, gdzie pani jest?— Tak jest.— Rozumiem.Proszę słuchać uważnie.Czy naprawdę chce pani pomóc Jamesowi Bentleyowi?— Tak.— Czy może pani zrezygnować z obecnej pracy? Nie wahała się ani chwili.— Tak.— Czy zechce pani przyjąć posadę pomocy domowej? Może u niezbyt sympatycznych ludzi?— Tak.— Może pani odejść od razu? Od jutra, na przykład?— O tak, monsieur Poirot.Myślę, że to się da załatwić.— Rozumie pani, czego od pani chcę.Będzie pani pomocą domową… z mieszkaniem.Umie pani gotować?Lekkie rozbawienie zabarwiło jej głos.— Bardzo dobrze.— Bon Dieu, co za rzadkość! Proszę teraz posłuchać.W tej chwili jadę do Kilchester.Spotkam się z panią w tej samej kafejce co wtedy, w porze lunchu.— Tak, oczywiście.Poirot rozłączył się.— Podziwu warta młoda kobieta — zauważył.Bystra, wie, czego chce… a może nawet umie gotować.Z pewnymi trudnościami wygrzebał miejscową książkętelefoniczną spod traktatu o hodowli świń i znalazł numer Wetherbych.Odezwał się głos pani Wetherby.— Allô, allô.Tu Herkules Poirot… pamięta pani, madame?— Nie sądzę, abym…— Herkules Poirot.— O, tak, oczywiście… proszę wybaczyć.Mamy pewne domowe kłopoty…— To właśnie z tego powodu dzwonię.Jestem niepocieszony, słysząc o pani trudnościach.— Taka niewdzięczność… te cudzoziemki.Zapłaciliśmy jej przejazd tutaj i w ogóle.Nienawidzę niewdzięczności.— Tak, tak.Doprawdy, współczuję pani.To okropne… Dlatego śpieszę panią powiadomić, że być może znalazłem rozwiązanie.Zupełnie przypadkiem znam młodą kobietę, która szuka domowej posady.Obawiam się, że nie jest w pełni przyuczona.— Och, czegoś takiego jak przyuczona służba dzisiaj się nie spotyka.Czy zechce gotować?… Przeważnie nie chce im się gotować.— Tak, tak, gotuje.Czy przysłać ją pani… przynajmniej na próbę? Nazywa się Maude Williams.— O, bardzo proszę, panie Poirot.Jest pan niezwykle uprzejmy.Lepsze to niż nic.Mąż jest taki wymagający i tak się denerwuje na Deirdre, kiedy w gospodarstwie coś się zacina.Trudno oczekiwać, żeby mężczyźni rozumieli, jakie są dzisiaj ze wszystkim trudności… ja…Coś jej przerwało.Pani Wetherby zwróciła się do kogoś wchodzącego do pokoju i choć zakryła mikrofon dłonią, Poirot dosłyszał jej lekko stłumione słowa:— To ten mały detektyw.Zna kogoś, kto mógłby przyjść na miejsce Friedy.Nie, nie cudzoziemka… dzięki Bogu, Angielka.To naprawdę uprzejme z jego strony, wygląda na to, że się mną przejął.Och, kochanie, nie rób trudności.Cóż to przeszkadza? Wiesz, jaki absurdalny jest Roger.No, myślę, że to bardzo uprzejme… i mam nadzieję, że nie będzie okropna.Skończywszy te uwagi na stronie, pani Wetherby przemówiła z największą uprzejmością:— Bardzo panu dziękuję, panie Poirot.Jesteśmy niezmiernie wdzięczni.Poirot odłożył słuchawkę i spojrzał na zegarek.Poszedł do kuchni.— Madame, nie będę na lunchu.Musze jechać do Kilchester.— Dzięki Bogu — powiedziała Maureen.— Nie zdążyłam do tego puddingu.Wygotował się do sucha.Myślę, że w gruncie rzeczy jest w porządku… może tylko trochę przypalony.Gdyby był niesmaczny, miałam otworzyć słoik malin, które robiłam w zeszłym roku w lecie.Zebrało się trochę pleśni na wierzchu, ale dzisiaj się twierdzi, że to nie przeszkadza.A raczej dobrze robi… praktycznie to penicylina [ Pobierz całość w formacie PDF ]