[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Cóżem ci uczyniła? Com ci uczyniła? Cóż zamierzasz?- Zamierzam powlec cię, ty płakso, w dół tego korytarza.- Głos Thalis stracił swą głęboką melodyjność, stał się syczący, zły - gdzie sobie poleżysz, dopóki ktoś po ciebie nie przyjdzie, a zjawi się na pewno!- O! Biada mi, biada! - szlochała Natala, a jej głos łamał się pod wpływem straszliwego przeczucia.- Jam cię nie ukrzywdziła! Przecz że ty mnie krzywdzisz?- Chcę twego chwata, a ty stoisz mi na zawadzie.Podobam mu się, widziałam to w jego oczach.Gdyby nie ty, zostałby ze mną.Gdy ciebie nie stanie - mój będzie!- Gardło ci pierwej poderżnie! - załkała Natala, pewna do ostatka swego barbarzyńcy.- Ano, obaczymy! - roześmiała się Thalis, świadoma swego czaru i wpływu na męskie serca.- Ale tobie się nie dowiedzieć nigdy, czy on gardło mi poderżnął, czy w objęcia mnie wziął.Bo ty już będziesz narzeczoną tego, co wypełza z otchłani!Na pół oszalała z trwogi walczyła Natala o życie z zaciętością łasicy.Nie na wiele się to wszakże zdało, bo oto Stygijka porwała ją z niewiarygodną wprost siłą i niczym małe, niesforne dziecko niosła w dół korytarza.Natala, pomna złowieszczego ostrzeżenia, nie krzyczała więcej.W głębokiej ciszy słychać tylko było jej gwałtowny, spazmatyczny oddech.W pewnej chwili palce nieszczęsnej Brythunki dotknęły gęsto wysadzanej klejnotami rękojeści sztyletu, który Thalis nosiła za przepaską na biodrach.Biedna dziewczyna, niewiele myśląc, wyszarpnęła sztylet i na oślep pchnęła swoją dręczycielkę, wkładając w ów cios resztkę sił, jakie jej pozostały.Thalis krzyknęła z bólu i wściekłości.Zachwiała się i wypuściła Natalę z rąk.Dziewczyna upadła na kamienną posadzkę, ale zaraz porwała się na nogi i przywarła do gładkiej ściany, jakby pragnęła w niej zniknąć.W ciemnościach nie dostrzegała Thalis, słyszała wszakże jej głos, co dobitnym było dowodem, że tamta żyje.Żyła istotnie i bluzgała wszetecznymi słowy, a taka w nich była furia, że kości Natali zmiękły jak wosk, a lodem ścięła się krew.- Gdzieżeś się podziała, ty suko? - syczała jak kobra.- Niech no tylko dostanę cię w swoje ręce! - Opis cierpień, jakie jej zada, o mało nie zabił Natali, a język stygijskiej królewny byłby wywołał rumieniec na policzkach ostatniej kurtyzany w Aquilonii.Thalis szukała czegoś w ciemnościach - i wkrótce błysnęło nikłe światełko, niewątpliwy dowód na to, że - zaślepiona wściekłością - zapomniała Stygijka o grożącym niebezpieczeństwie.W mżącej poświacie czarownego klejnotu, osadzonego w ścianie, ukazała się Thalis, przyciskająca ręką bok.Strumyczek krwi płynął przez jej palce, ale nie wyglądała na osobę ciężko zranioną, zaś w jej oczach płonął ogień śmiertelnej nienawiści.Ostatek ducha, jaki kołatał się jeszcze w Natali, zemdlał na widok skąpanej w nieziemskim blasku, dyszącej zemstą pięknej Stygijki, która właśnie z wyrazem pogardy na twarzy otrząsała z palców krople krwi i Natala mogła się przekonać, jak niegroźny zadała cios.Ostrze ześlizgnęło się po klejnotach, wysadzających pas, i zaledwie drasnęło skórę.- Oddaj sztylet, ty mała żmijo! - przez zaciśnięte zęby wycedziła Stygijka, zbliżając się do skulonej pod ścianą dziewczyny.Natala wiedziała, że walkę o swe życie powinna stoczyć właśnie teraz, że potem będzie za późno, wiedziała o tym, ale nie mogła wykrzesać w sobie nawet iskierki odwagi - zresztą nigdy się nią nie odznaczała - dygotała jeno, obezwładniona ciemnością, furią przeciwniczki, całą okropnością swego położenia.Thalis z łatwością wyjęła sztylet z jej omdlałych palców i odrzuciła go w ciemność.- Kąsasz, ty suko? - wycięła Natali piekący policzek.- Kąsasz? A więc krew za krew! Pożałujesz zuchwalstwa!Chwyciła ją za włosy i powlokła bliżej do światła.Żelazny pierścień tkwił w ścianie, a do pierścienia przywiązany zwisał sznur jedwabny.Jakoby w sennym koszmarze poczuła Natala, że zerwano z niej odzienie, podniesiono ją w górę za ramiona, które u nadgarstków skrępował mocny węzeł.Naga, wyciągnięta jak struna, ledwie koniuszkami palców sięgająca ziemi - zawisła niczym zając, z którego skórę mają ściągać.Z trudem wykręciła głowę i zobaczyła Thalis, zdejmującą ze ściany długi bicz o roziskrzonej klejnotami rękojeści, a zakończony siedmioma plecionkami z jedwabiu, twardszymi niżeli rzemień i bardziej odeń giętkimi.Stygijka odetchnęła z głęboką rozkoszą, biorąc zamach szeroki - i siedem tnących płomieni owinęło się wokół lędźwi skamlącej z bólu Natali [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl odbijak.htw.pl
.- Cóżem ci uczyniła? Com ci uczyniła? Cóż zamierzasz?- Zamierzam powlec cię, ty płakso, w dół tego korytarza.- Głos Thalis stracił swą głęboką melodyjność, stał się syczący, zły - gdzie sobie poleżysz, dopóki ktoś po ciebie nie przyjdzie, a zjawi się na pewno!- O! Biada mi, biada! - szlochała Natala, a jej głos łamał się pod wpływem straszliwego przeczucia.- Jam cię nie ukrzywdziła! Przecz że ty mnie krzywdzisz?- Chcę twego chwata, a ty stoisz mi na zawadzie.Podobam mu się, widziałam to w jego oczach.Gdyby nie ty, zostałby ze mną.Gdy ciebie nie stanie - mój będzie!- Gardło ci pierwej poderżnie! - załkała Natala, pewna do ostatka swego barbarzyńcy.- Ano, obaczymy! - roześmiała się Thalis, świadoma swego czaru i wpływu na męskie serca.- Ale tobie się nie dowiedzieć nigdy, czy on gardło mi poderżnął, czy w objęcia mnie wziął.Bo ty już będziesz narzeczoną tego, co wypełza z otchłani!Na pół oszalała z trwogi walczyła Natala o życie z zaciętością łasicy.Nie na wiele się to wszakże zdało, bo oto Stygijka porwała ją z niewiarygodną wprost siłą i niczym małe, niesforne dziecko niosła w dół korytarza.Natala, pomna złowieszczego ostrzeżenia, nie krzyczała więcej.W głębokiej ciszy słychać tylko było jej gwałtowny, spazmatyczny oddech.W pewnej chwili palce nieszczęsnej Brythunki dotknęły gęsto wysadzanej klejnotami rękojeści sztyletu, który Thalis nosiła za przepaską na biodrach.Biedna dziewczyna, niewiele myśląc, wyszarpnęła sztylet i na oślep pchnęła swoją dręczycielkę, wkładając w ów cios resztkę sił, jakie jej pozostały.Thalis krzyknęła z bólu i wściekłości.Zachwiała się i wypuściła Natalę z rąk.Dziewczyna upadła na kamienną posadzkę, ale zaraz porwała się na nogi i przywarła do gładkiej ściany, jakby pragnęła w niej zniknąć.W ciemnościach nie dostrzegała Thalis, słyszała wszakże jej głos, co dobitnym było dowodem, że tamta żyje.Żyła istotnie i bluzgała wszetecznymi słowy, a taka w nich była furia, że kości Natali zmiękły jak wosk, a lodem ścięła się krew.- Gdzieżeś się podziała, ty suko? - syczała jak kobra.- Niech no tylko dostanę cię w swoje ręce! - Opis cierpień, jakie jej zada, o mało nie zabił Natali, a język stygijskiej królewny byłby wywołał rumieniec na policzkach ostatniej kurtyzany w Aquilonii.Thalis szukała czegoś w ciemnościach - i wkrótce błysnęło nikłe światełko, niewątpliwy dowód na to, że - zaślepiona wściekłością - zapomniała Stygijka o grożącym niebezpieczeństwie.W mżącej poświacie czarownego klejnotu, osadzonego w ścianie, ukazała się Thalis, przyciskająca ręką bok.Strumyczek krwi płynął przez jej palce, ale nie wyglądała na osobę ciężko zranioną, zaś w jej oczach płonął ogień śmiertelnej nienawiści.Ostatek ducha, jaki kołatał się jeszcze w Natali, zemdlał na widok skąpanej w nieziemskim blasku, dyszącej zemstą pięknej Stygijki, która właśnie z wyrazem pogardy na twarzy otrząsała z palców krople krwi i Natala mogła się przekonać, jak niegroźny zadała cios.Ostrze ześlizgnęło się po klejnotach, wysadzających pas, i zaledwie drasnęło skórę.- Oddaj sztylet, ty mała żmijo! - przez zaciśnięte zęby wycedziła Stygijka, zbliżając się do skulonej pod ścianą dziewczyny.Natala wiedziała, że walkę o swe życie powinna stoczyć właśnie teraz, że potem będzie za późno, wiedziała o tym, ale nie mogła wykrzesać w sobie nawet iskierki odwagi - zresztą nigdy się nią nie odznaczała - dygotała jeno, obezwładniona ciemnością, furią przeciwniczki, całą okropnością swego położenia.Thalis z łatwością wyjęła sztylet z jej omdlałych palców i odrzuciła go w ciemność.- Kąsasz, ty suko? - wycięła Natali piekący policzek.- Kąsasz? A więc krew za krew! Pożałujesz zuchwalstwa!Chwyciła ją za włosy i powlokła bliżej do światła.Żelazny pierścień tkwił w ścianie, a do pierścienia przywiązany zwisał sznur jedwabny.Jakoby w sennym koszmarze poczuła Natala, że zerwano z niej odzienie, podniesiono ją w górę za ramiona, które u nadgarstków skrępował mocny węzeł.Naga, wyciągnięta jak struna, ledwie koniuszkami palców sięgająca ziemi - zawisła niczym zając, z którego skórę mają ściągać.Z trudem wykręciła głowę i zobaczyła Thalis, zdejmującą ze ściany długi bicz o roziskrzonej klejnotami rękojeści, a zakończony siedmioma plecionkami z jedwabiu, twardszymi niżeli rzemień i bardziej odeń giętkimi.Stygijka odetchnęła z głęboką rozkoszą, biorąc zamach szeroki - i siedem tnących płomieni owinęło się wokół lędźwi skamlącej z bólu Natali [ Pobierz całość w formacie PDF ]